VI


Obudził mnie głośny trzask drzwi. Zmrużyłam oczy, czując niewyobrażalny ból w głowie, na dodatek było mi strasznie gorąco więc gdy tylko trochę się otrząsnęłam, odrzuciłam spoczywający na mnie koc i usiadłam, pocierając oczy.

- Wstałaś - usłyszałam głos Manuela, który krzątał się po kuchni. - Co chcesz na śniadanie?

Odwróciłam się w jego stronę. Ubrany w czarne dresy i szarą koszulke, rozkładal zakupy jednocześnie parząc sobie kawę. Wyglądał na bardzo skupionego, teoretycznie banalnym zajęciem. Nawet tym mi imponował.

- Nie wiem, obojętne mi to - wstałam i ruszyłam w stronę wyspy kuchennej, siadając na jednym z wysokich stołków. - Masz coś przeciwbólowego?

Odwrócił się w moją stronę, przeszywając mnie wzrokiem, co było odrobinę dziwnę, ale zdążyłam przywyknąć do tego, że zawsze się we mnie wgapia. Kącik jego ust poszedł delikatnie do góry jak nigdy, naprawdę pięknie wyglądałby uśmiechając się. Otworzył szufladę i wyciągnął z niej fioletową paczkę Ibupromu, podając mi wraz ze szklanką wody. Wzięłam zbawienny lek do ust, po czym popiłam go wodą. Naprawdę czułam się, jakby potrącił mnie tir czy inny ciężki samochód.

- Myślałem, czy nie chciałabyś się wybrać dzisiaj do galerii handlowej - mruknął, podając mi po chwili talerz z tostami i jajkiem. Zmarszczyłam brwi, patrząc na ogromną porcje, którą mi zaserwował. - W końcu pewnie zostaniesz tutaj na dłużej, a wątpię, abyś w walizce miała zapas ubrań.

- Pakowałam, co było pod ręką - skubałam śniadanie, co zauważył. - Właściwie to nie jestem szczególnie głodna...

- Jedź - powiedział stanowczym tonem głosu. - Powinnaś przytyć, wyglądasz jak szkielet.

- Wcale nie - sprzeciwiłam się. - Trenuje taki sport, w którym waga jest ważnym czynnikiem.

- A niby ja nie? - uniósł brew ze zdziwienia. - A jednak nie popadłem w żadną anoreksję ani nic z tego typu.

- To jest różnica - bąknęłam, odsuwając od siebie talerz z niedokończonym śniadaniem. - Muszę być szczupła, w innym wypadku mój partner by mnie nie uniósł.

Wziął go z blatu, burcząc coś pod nosem. Nagle usłyszałam warkot silnika na podjeździe, spojrzałam przez okno wychodzące na podjazd. Wysoki mężczyzna zsiadł z czarnego motoru wyścigowego, po chwili ściągając kask. I naprawdę jak żyje, nie widziałam kogoś tak pięknego. Tego nie można było nazwać byciem przystojnym, wyglądał jak wyrzeźbiona perfekcja. Speszyłam się, widząc, w jakim stanie jestem, pobiegłam do sypialni, rzucając się na swoją walizkę i ubierając cokolwiek, co nie wyglądałoby jak worek. Usłyszałam głośny męski śmiech dochodzący z parteru domu. Tak czułam, że to jakiś jego kumpel.

- Więc mówisz, że nie mieszkasz już sam - rozchodził się aksamitny głos. - Musisz mnie z nią poznać.

Zeszłam powoli na dół, napotykając wzrok niebieskich oczu. Tak jak mówiłam, był piękny. Złote włosy, niebieskie oczy, porcelanowa cera i cudowny uśmiech. Miał też naprawdę wspaniałe ciało, spod koszulki i dopasowanych spodni widoczne były mięśnie, na pewno coś trenował. Poczułam dziwną falę gorącą pomieszanego ze wkurzeniem na siebie, że nie miałam nawet czasu się pomalować. Spięłam tylko włosy, ubierając się w świeże ubrania i wychodząc na ocenę kogoś takiego, jak On. A wyglądał na człowieka na poziomie.

- Więc Ty musisz być Sofia - podał mi dłoń, lasując mnie błękitnymi oczami. Od razu poczułam, jak pieką mnie policzki. - Manuel mówił mi o tobie, ale nie wspomniał, że jesteś taka ładna.

- Tak... - spuściłam głowę, podając mu dłoń. - Traktuje mnie jak dziewczynkę, nie zdziwiłabym się, gdyby przedstawił mnie jako 15 latkę tylko po to, żeby żaden chłopak o mnie nie pomyślał.

- Już nie przesadzaj - wywrócił oczami Fettner. - Mogłem Ci nic nie mówić.

- Mam na imie Thomas - przedstawił się w końcu i trudno mi to przyznać, ale imie też miał perfekcyjne. Jak później się dowiedziałam, też trenował skoki, ale zakończył karierę przez kontuzję i zaczął udzielać się w środowisku sportowym jako asystent trenera. Obserwowałam go speszona następne kilkanaście minut, które spędziliśmy, rozmawiając na kanapie. Właściwie to oni rozmawiali, ja co jakiś czas przytakiwałam, ponieważ bałam się odezwać, palnąć jakąś głupotę, przez którą przyjaciel Manu wziąłby mnie za dziwną. Więc siedziałam cicho z już pustą szklanką po soku w dłoni, obserwując, jak zacięcie dyskutują. Zauważyłam też, że Manuel ma swoją głośną stronę, uśmiechał się i śmiał jak nie on.

- Żyjesz? - spytał mnie w końcu, a ja ocknęłam się z amoku. - Ciołku, zawstydziłeś mi siostrę.

Otworzyłam szerzej oczy.

- W-wcale nie - prychnęłam nerwowo. - Nie chce wam przeszkadzać.

- Bo i uwierze - odparł Manu, a ja poczułam chęć przywalenia mu prawego sierpowego, za podważanie tego, co mówię. - Wiem, że Morgenstern to wspaniałe i piękne dziecię, ale chociaż ty mogłabyś się opanować.

- Co ty gadasz - rzucił ten drugi, poprawiając się na kanapie i przeczesując swoje blond włosy. - Dalej nie możesz przeżyć tego, że zawsze miałem więcej fanek niż ty?

Zobaczyłam sarkastyczny uśmieszek na jego ustach. Naprawdę był przystojny.

- Nie każ mi wypominać ci twoich imprez w Vopie czy Morskim. Wszyscy bardzo dobrze wiemy, za jakiego alfonsa tam robiłeś.

- Dawno i nieprawda - mruknął blondyn. - Za stary jestem na to już, myślałem, żeby w końcu znaleźć kogoś na dłużej.

Jego wzór spoczął na mnie, a ja poczułam się naprawdę nieswojo. Ruszyłam w stronę lodówki i wyciągnęłam z niej sok, nadal czując, jak prześwietla mnie od stóp do głów. Nalałam napoju do szklanki, po czym upiłam jego łyk.

- Nawet mam kandydatkę - burknął, a ja się prawie udławiłam. Wiem, że to byłoby niemożliwe, patrząc na to, że znamy się godzinę, ale naprawdę czułam, że cały czas na mnie patrzy w ten onieśmielający sposób. - Ale chyba muszę ją lepiej poznać.

- Już jej współczuje - syknął Manuel, bawiąc się telefonem. - Ja nie wytrzymałbym z tobą więcej niż kilka dni pod jednym dachem. Ale życzę wam szczęścia.

Rozmawiali tak następne kilkanaście minut, gdy ja postanowiłam iść pod prysznic. Warto był się w końcu ogarnąć, dochodziła 12, a my mieliśmy jechać po ubrania dla mnie. Wycierając się ręcznikiem, usłyszałam pukanie do drzwi.

- Tak?

- Myślałem, że się utopiłaś - powiedział poirytowany Fettner - siedzisz tam dobre 50 minut.

- Zaraz wychodze - odburknęłam, po czym usłyszałam jego westchnięcie. Naprawdę tak martwił się, czy coś się nie stało?

Opatulona w ręcznik wyszłam z pomieszczenia, odrzucając do tyłu mokre włosy. Ruszyłam do sypialni, po czym otworzyłam szafę chłopaka. Potrzebowałam jakiejś bluzy, bo ta, która miałam na sobie wczoraj, średnio nadawała się do użytkowania, dlatego też wrzuciłam ją do pralki.

- Co robisz - podskoczyłam, słysząc nagle jego głos.

- Szukam jakiejś bluzy - przewiązałam mocniej ręcznik, upewniając się, że nie zrobi mi żadnego Piksa. Usłyszałam jego kroki, stał za mną. Czułam jego oddech na mojej jeszcze mokrej skórze.

- Weź tę - wyciągnął czarną, trochę za dużą rozpinaną bluzę, po czym rzucił ją na łóżko. - Przeziębisz się.

- Jest okej - stwierdziłam, odwracając się w jego stronę. - Dzięki.

Jego wzrok powędrował z moich oczu na usta, a potem obojczyki, zanim ocknął się i wrócił do siebie.

- Znowu?

- Znowu, co? - wywrócił oczami. - Gdybyś nie chodziła mi opatulona tylko w ręcznik po domu, to może byśmy tego uniknęli.

- Przepraszam...

Ruszył w stronę drzwi, a ja postanowiłam się w końcu przebrać.

- To ja przepraszam, nie jestem przyzwyczajony, żeby ktoś ze mną mieszkał - westchnął cicho, zanim wyszedł. - A tym bardziej kobieta.

Po kilku godzinach spędzonych w galerii handlowej wróciliśmy do domu obładowani głównie rzeczami dla mnie. Chociaż powtarzałam Manu, że nie potrzebuje aż tyle, to ten uparł się, aby wypełnić całą szafę w pokoju gościnnym moimi ubraniami, na dodatek zabronił mi za cokolwiek płacić. Przez co wracałam naburmuszona na niego, nie odzywając się słowem. Miałam swoje pieniądze i na pewno nie potrzebowałam tyle rzeczy. Jego stanowczość w decyzjach bywała fajna, ale do momentu.

- Pojedziemy jutro odwiedzić rodziców.

Jego głos zabrzmiał w mojej głowie, przywracając najbardziej przerażającą mnie aktualnie rzecz. Bałam się. Cholernie bałam się ponownie ich spotkać. I to nie tak, że nie chciałam, ale nie wiem, jak miałabym się zachować, a co gorsza, jak zachowaliby się oni w stosunku do mnie. Chcą mnie zobaczyć, zapomnieli o mnie czy jestem im kompletnie niepotrzebna do życia? Na samą myśl o tym przeszywały mnie dreszcze. Pamiętałam ich, ale jak zza mgły.

- W porządku? - spojrzał na mnie troskliwie. - Pobladłaś.

- Jest okej.

Wbiłam wzrok w podłogę salonu.

- Oni na Ciebie czekają - dodał. - Robią to, odkąd zniknęłaś, mimo, że z roku na rok mają coraz mniej nadziei na to, że wrócisz.

- Boje się. - poczułam łzy w oczach. - A jeśli nie będę kimś, na kogo czekali? Nie jestem już dzieckiem, jestem inna niż wtedy. Wychowałam się gdzie indziej.

Zbliżył się co mnie i wziął moją dłoń.

- Jesteś tak samo cudowna, jak wtedy gdy byłaś mała, uwierz mi, będą niesamowicie szczęśliwi. Tak jak ja jestem. - po usłyszeniu tego nie wytrzymałam i wtuliłam się w swojego brata, o ile mogłam go, tak nazywać. Czułam się niesamowicie, gdy mocno ściskał mnie swoimi ramionami, tak, że naprawdę poczułam się chciana. Chyba w końcu dochodziło do mnie to, że odnalazłam rodzinę, która nie chce zrobić ze mnie maszyny do zarabiania pieniędzy. - Nie masz się czym denerwować.

- Szybko się pocieszyłeś - usłyszałam damski głos i odskoczyłam. Fettner jak burza zszedł z kanapy i ruszył w stronę szczupłej blondynki stojącej w wejściu do salonu. - Nie dotykaj mnie.

- Co do kurwy tutaj robisz? - warknął w jej stronę. - Mówiłem ci, żebyś oddała mi klucze.

- Dorobiłam sobie zapasowe, byłam ciekawa, ile zajmie ci znalezienie sobie nowej zdobyczy - parsknęła nerwowym śmiechem, który wprawił mnie w dreszcze. - Nie sądziłam, że tak szybko. Chyba Cię nie doceniłam. Zapomniałam, jak łatwo potrafisz wszystkie omotać na swoje oczy, czułe słówka i zdolności w łóżku.

- Wyjdź stąd - wyszeptał nerwowo w jej stronę, blokując jej drogę. Nigdy nie widziałam go tak wkurzonego. Chyba naprawdę nie chciał, abym to zobaczyła i słyszała. - Zrozum w końcu, że nic nas nie łączy.

- Zabawiłeś się moimi uczuciami Manuel - syknęła, popychając go, co jednak nie zrobiło większej różnicy w jego postawie. - A ze mną tak się nie bawi.

- Bardzo dobrze wiedziałaś, że nic z nas nie będzie. Wymyśliłaś sobie, że niby łączy nas jakieś uczucie. - złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Wyobraziłaś sobie za dużo. Obiecuje, że jeśli najdziesz mnie jeszcze raz, wezwę policje.

- Puść mnie debilu - wyrwała mu się, a ja przerażona wpatrywałam się w tę całą szopkę, która pojawiła się tak nagle. - Pożałujesz tego, zadbam o to.

Warknęła do niego, po czym zbliżyła się do mnie, poczułam, jak robi mi się gorąco. Długonoga stanęła nade mną, wbijając we mnie ciemnobrązowe oczy, aż zrobiło mi się słabo.

- A Ty uważaj, bo też jesteś kolejną zabaweczką w jego dłoniach. - uśmiechnęła się gorzko, odrzucając długie blond włosy na plecy. - Przeleci Cię kilka razy i powie, że nic nie obiecywał tak, jak zrobił to ze mną.

- Wyjdź stąd do kurwy nędzy - austriak wpadł w furię, pociągnął dziewczynę, która zaczęła krzyczeć za sobą i niezbyt delikatnie wypchnął za drzwi, trzaskając nimi i zamykając na dwa zamki.

Między nami nastała grobowa cisza a ja nie wiedziałam co na to wszystko powiedzieć. Co myśleć. Kim ona była? I co takiego zrobił jej Manu?

I czy na pewno to jest ten sam człowiek co kiedyś?

*******

Skoro wracamy to na całego :)

Będzie mi bardzo miło jeśli dacie gwiazdkę lub skomentujecie jak wam się podoba.

All love,

Demurie xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top