V
- 10 minut? - mruknąłem do telefonu, przestępując z nogi na nogę. - dobra, czekamy.
Rozłączyłem się i zacząłem szukać wzrokiem Sofii, mimo jej karzełkowatego wzrostu dość szybko przyuważyłem, że zamawia kawę w lotniskowym barze. Obsługuje ją jakiś chłopak, który szczerzy się jak debil, gdy ta śmieje się w jego stronę. Nie, żeby coś, ale mogę go pozbawić tych białych ząbków. Ruszyłem w jej stronę ciągnąć za sobą walizkę i niosąc jej torbę, nie wiem, co w niej miała, ale o dziwo jak na kobietę była szokująco lekka. Odwróciła się w moją stronę, obdarzając mnie szczerym uśmiechem, co sprawiło, że moje serce urosło do rozmiarów największych. Mimo wyraźnie zmęczonego wyglądu wydawała się szczęśliwa, co prowadziło do tego, że też byłem szczęśliwy.
- Nie wiedziałam, jaką lubisz - odparła, podając mi ciepły, parujący napój. To całkiem miłe, że o mnie pomyślała. - Wzięłam czarną z łyżeczką cukru.
- Idealnie - mruknąłem, upijając łyk napoju, który już po chwili zaczął rozgrzewać moje ciało. - Wynająłem samochód, za 10 minut mają go podrzucić pod lotnisko.
- Nie musiałeś się tak trudzić - utkwiła we mnie wzrok, co delikatnie mnie speszyło, był przeszywający i bardzo szczery.
- Chciałem - burknąłem w jej stronę ignorancko. - Co to za chłopak?
Wskazałem dyskretnie na blondyna przyglądającego się Sofii, po czym zmierzyłem go zabójczym wzrokiem, dając do zrozumienia, że ma się nie gapić.
- Nie wiem, robił nam kawę, w dodatku był bardzo miły - odpowiedziała zgodnie z prawdą, uśmiechając się delikatnie, ukazując te urocze iskierki w jej szaro-niebieskich oczach. - Ale przez ten akcent ledwo co go zrozumiałam.
- Cokolwiek - wywróciłem oczami, a ta roześmiała się, i przysięgam, był to najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałem. Spojrzałem na nią jednym okiem, czekając na reakcje.
- Nie bądź wyrodnym starszym bratem, który ma pilnować siostrzyczki przed chłopakami - wyszczerzyła się w moją stronę. - Aż tak się wczułeś?
- Nie, po prostu wygląda, jakby mu stanął na twój widok, a mi niekoniecznie się to podoba - mlasnąłem, robiąc zrezygnowaną minę. - Gdyby mnie tu nie było pewnie, przeleciałby Cię w lotniskowym kiblu lub coś.
- Robisz za ochroniarza? - prychnęła w moją stronę, odwracając się ku blondynowi. No zabije ją, jak boga kocham, zabije ją na miejscu. - Manu, broń mnie.
- Skopie ci dupę jak stąd wyjdziemy - odparłem najzwyczajniej w świecie. - Nie zamierzam nic robić.
Spojrzała na mnie spod byka.
- Nie zrobisz mi tego - przybliżyła się, wsadzając swoje dłonie do mojej kurtki. - Tu mi cieplej.
A jakie ma delikatne i szczupłe dłonie, cholercia.
Mój telefon zawibrował, odnajmując, że samochód już na nas czeka. Podniosłem torbę i pociągnąłem dziewczynę za sobą. Po chwili wyszliśmy z lotniska, a przed nim czekał czarny Land Rover, jeden z moich ulubionych marek samochodów.
- Masz jakiś fetysz drogich aut? - usłyszałem ironiczną docinke Sofii.
- Można tak powiedzieć. - odparłem, otwierając przed nią drzwi. - Mam ich więcej, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć.
Uniosła brew.
- Przeżyłabym bez tej informacji - uśmiechnęła się ironicznie, po czym wsiadła, od razu zapinając pasy.
Rzuciłem torbę na tylne siedzenie, aby w końcu zająć miejsce kierowcy, czekała nas jeszcze 1,5-godzinna droga do mojego rodzinnego domu. Naszego domu.
- Daleka droga? - spytała słodkim głosem, przeglądając coś w swojej komórce.
- 1,5 godziny i jesteśmy na miejscu. - bąknąłem.
- Mam 1,5, żeby poznać swojego brata - ucieszyła się, gdy ja wywróciłem oczami chyba tysięczny raz w ciągu ostatnich 20 minut. Ogółem nie lubiłem opowiadać o sobie, raczej nie odpowiadałem na pytania, jaki jest mój ulubiony kolor czy piosenkarz, ale uznałem, że jeśli trzeba będzie, to poświecę się dla dobra sprawy.
Mimo wszystko po kilkunastu kilometrach drogi spała jak zabita a ja odetchnąłem z ulgą na myśl, że wywiad nie dojdzie do skutku. Przynajmniej na razie. Dojeżdżaliśmy do mojego mieszkania w Innsbrucku, plany uległy zmianie, gdy zadzwonił do mnie tata, oznajmiając, że są z mamą na jakimś festiwalu i nie będzie ich do jutra. Od razu po telefonie zjechałem na najbliższą drogę szybkiego ruchu w stronę Innsbrucku. Dawno mnie w nim nie było, aczkolwiek nie zanosiło się, aby przez ten czas zaszły jakieś większe zmiany.
Podjechałem pod sporych rozmiarów, drewniano-szklany dom, który wokoło opatulał las, a od tarasu rozchodził się widok na pobliski staw. Home sweet home. Od zawsze miałem bzika na punkcie prywatności, gdy tylko zarobiłem swoje pierwsze większe pieniądze z wygranych, wznowiłem budowę domu, a od ponad roku mieszkałem w nim sam, co szczerze mi odpowiadało. Nie lubiłem, gdy ktoś pałętał mi się pod nogami i gośćmi zostającymi na dłużej byli tylko i wyłącznie rodzice. W ten sposób sam sobie rzuciłem wyzwanie mieszkania z kimś, kogo praktycznie nie znam, ale jesteśmy rodziną. Kątem oka spojrzałem na śpiącą dziewczynę, zwinęła się w kulkę na przednim fotelu, wtulona w koc, który zarzuciłem na nią, gdy tylko zasnęła. Zaparkowałem chwile później, zabierając się za wypakowywanie naszych walizek. Otworzyłem drzwi od strony pasażera, drapiąc się po głowie i rozmyślając co zrobić ze śpiącą anielicą. Rozpiąłem pas, drugą ręką ściągając z niej koc. Delikatnie wsadziłem rękę pod jej kolana, a drugą oplotłem okolice ramion i łopatek. Niosąc ją do domu, czułem, jakbym niósł piórko, więc na szczęście obyło się bez problemów. Wczołgałem się na piętro willi, nie zastanawiając, uchyliłem drzwi do świętego miejsca w tym domu, po czym ułożyłem ją na swoim łóżku.
W końcu miałem chwile, aby się jej przyglądnąć. Poza bardzo szczupłą i kruchą posturą, którą zdążyłem już zauważyć jakiś czas temu, była naprawdę piękną dziewczyną. Jej jasną karnację oplatały ciemne delikatnie falowane włosy. Miała długie rzęsy i malutki nosek, których urodę podkreślały pełne usta i wyeksponowane kości policzkowe. Poruszyła ręką, a ja się speszyłem, nie do końca normalnym było wpatrywanie się w swoją siostrę jak w obrazek święty. Z zamkniętymi oczami zaczęła ściągać moją bluzę, którą potem rzuciła kawałek od siebie. I holy shit, świeciła mi cyckami przed oczami. Ewakuowałem się póki czas, nie żeby coś, ale to moja siostra.
Moja siostra ma naprawdę zajebiste cycki.
Ja pierdole, jak to w ogóle brzmi.
Ziemia do Fettnera, ogarnij się idioto.
- Co, jeszcze nigdy nie dotykałeś?
- Co proszę? - uniosłem brew, patrząc, jak jej usta rozszerzają się w ironicznym i wyraźnie zadowolonym z siebie uśmiechu. - Znaczy...eee....
- Typowy facet - mruknęła sennym głosem. - Dzięki, że mnie przeniosłeś.
- Udawałaś? - prychnąłem w jej stronę podirytowany, skinęła głową, unosząc się po chwili. - Nigdy więcej.
Otworzyła oczy, zagryzając swoją wargę.
- Co?
- Dasz mi jakieś ubrania?
Kurwa, ale ja nic nie mam.
- O ile moja koszulka nie sprawi ci problemu, to mogę Ci ją dać - mruknąłem, podchodząc do szafy i wyciągając szary T-shirt z logiem ski jumping Austria. Rzuciłem go w jej stronę, a ta bez żadnego skrępowania ściągnęła swój T-shirt, odwróciłem się na ten moment, chociaż coś ciągnęło mnie, by tego nie robić, cokolwiek to było, niech już sobie pójdzie. - Już?
- No - odwróciłem się, spoglądając na dziewczynę, pozbyła się swoich spodni, zostając w samej koszulce i bieliźnie, i na boga, jej nogi były tak chude, że samym dotykiem bałbym się, że ją połamie. - Co się tak gapisz?
- Nic, zastanawiam się, czy jak Cię kopne to się nie złamiesz - zadumałem się. - Intuicja podpowiada mi, że tak.
- Gdzie mam spać? - speszona zmieniła temat, wciskając swój wzrok w poduszkę, coś było nie tak.
- Możesz tutaj, prześpię się w gościnnym - odpowiedziałem spokojnie. - Potrzebujesz czegoś?
Zakopała się w kołdrę, odwracając plecami do mnie, uznałem to za nie i ruszyłem w stronę schodów. Zszedłem, postanawiając zrobić sobie coś do jedzenia, a że w lodówce zbyt wiele świeżego jedzenia nie posiadałem, pozostałem przy zwyczajnych płatkach z mlekiem. Przerzucałem kanały w telewizorze, wszyscy huczeli o jakiejś aferze dopingowej w Peyong-Czang. Cieszyłem się, że już wróciłem z tego koreańskiego zadupie. Ani tu się z nimi dogadać, ani odnaleźć. Rozłożyłem się na kanapie ze swoją miską, chillując następną godzinę z meczem Bayernu.
- Nie mogę usnąć.
Podskoczyłem na kanapie, słysząc kobiecy głos. Nie przeraził mnie fakt, że przyszła, a to, że kompletnie jej nie słyszałem. Odwróciłem głowę w jej stronę, stała oparta o kanapę, wpatrując się w telewizor.
- Jak długo tu stoisz? - spytałem najpoważniej na świecie, spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Kilka minut - odparła najzwyczajniej w świecie. W końcu usłyszałem jej kroki, a po chwili usiadła obok mnie. - Przesuń się.
Wywróciłem oczami, nieprzyzwyczajony do tego, że muszę z kimś dzielić moją kanapę. Mimo wszystko posłusznie odsunąłem się, a dziewczyna ułożyła się obok mnie, opierając swoją głowę na mojej piersi. Normalnie byłbym już poirytowany, ale to sprawiło mi dziwna przyjemność i dało dziwne wrażenie spokoju. Przerzuciła swoją nogę na moją, a ja poczułem, jak jej biodra wbijają się w moją skórę.
- Twoje biodra się we mnie wbijają.
- Przepraszam - szepnęła sennie.
- Nie przepraszaj, tylko przestań się głodzić. - odparłem poważnie mimo świadomości, że rozmowa z nią, pół śpiącą nic nie da.
- Muszę się ukarać.
Co ona pierdoli alert.
- Jesteś zajebiście ciepły, to zajebiste wiesz? - mruknęła, wtulając się bardziej w moje ciało. - Lubie to jak jesteś ciepły.
- Jesteś przylepą.
Jej dłoń powędrowała pod moją koszulkę, a ja wziąłem głęboki oddech, czując jej delikatne dłonie błądzące po moim brzuchu.
- Ała!
Ta wredota mnie uszczypała.
- Tak, żebyś nie pomyślał, że jestem miła czy coś.
I więcej jej nie słyszałem. Jej głos zamienił się w płytki oddech, a swoim ciałem oplotła moje.
A jej ręka dalej tkwiła pod moją koszulką.
******
Wiecie co robić ale pozwólcie, że przypomne. Każda gwiazdka i komentarz jest dla mnie wielką motywacją i jednym z najważniejszych powodów aby kontynuować swoją pisarską przygodę więc będę bardzo szczęśliwa, jeśli zostawicie wspomnianą już gwiazdkę i komentarz :)x
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top