IV
Gdyby ktoś powiedział mi prosto w twarz, że w najważniejszym dniu swojego życia, na zawodach sportowych najwyższej rangi odnajdę swojego brata, wyśmiałabym go twarz, następnie wyzywając od idiotów. Niby niemożliwe i nieprawdopodobne stało się prawdą i to swego rodzaju najlepszą i najgorszą.
- Sofia - usłyszałam jego cichy głos przywołujący mnie do porządku. Od paru dobrych minut stałam w bezruchu, przytulając się do wyższego ode mnie o głowę chłopaka, ba, swojego brata, zagryzając wargę do krwi i co kilka sekund pociągając nosem. Najprawdopodobniej zapłakałam mu cały garnitur, czym w sumie nie przejmowałam się za bardzo. - Twoja mama.
Zorientowałam się, że to nie koniec tej historii i zostało mi stawić czoła mojej matce, która jak się domyśliła, wiedziała, kim jest Manuel i dlatego trzymała mnie od skoków jak najdalej, odkąd pamiętam. W swoim życiu oglądnęłam jeden może dwa konkursy tego wspaniałego sportu, w dodatku po kryjomu tak, aby Ona tego nie zobaczyła. Za każdym razem krzyczała, że mam się skupić na swojej karierze i dyscyplinie, którą uprawiam. Odkąd pamiętam jej głos, brzmiał w mojej głowię, jak echo powtarzające ''patrząc na innych, niczego nie osiągniesz''. Jej ego i niespełnione marzenia przelała na mnie z całą goryczą dobrze zapowiadającej się kariery, którą jej odebrałam.
- Sofia, wracamy na sale - huczała nad moją głową, a ja miałam coraz większą ochotę wykrzyczeć jej prosto w twarz, że nie jest moją matką. Nawet by to ją nie zabolało. - To nie czas na przedstawienia.
- Co tu się dzieje? - usłyszałam donośny głos ojca. - Sofia, natychmiast wracaj do sali.
Odwróciłam się w ich stronę, patrząc na najżałośniejszy obrazek tego wieczoru. Ją kipiącą ze złości i jego z dziwnym zagubieniem w oczach.
- Wiedziałeś o tym? - wyszeptałam w stronę ojca, który świdrował mnie wzrokiem. - Wiedziałeś, że to mój brat?
- Co ty wygadujesz - fuknął. - Twój doszywany brat jest w Austrii, nie chciał utrzymywać z tobą kontaktu.
Nagle matka złapała mój łokieć i szarpnęła mnie w swoją stroną, skrzywiłam się z bólu.
- Dość tego - warknęła w moją stronę. - Całe życie harowałam, abyś miała za co trenować, pracowałam na to, żebyś była najlepsza. Wiesz, ile nocy nie przespałam, szukając pieniędzy na to, byś mogła być tym, kim teraz jestem?
- A kim ja jestem? - oczy zaszły mi ponownie łzami. - Wiesz, kim się przez Ciebie stałam...mamo? O ile mogę tak do Ciebie mówić. Może lepiej po imieniu, Klaro?
- Klara, o co tu chodzi? - spytał ojciec.
- Posłuchajcie mnie oboje, a w szczególności ty mamusiu. - uśmiechnęłam się gorzko. - Zawdzięczam ci wiele, te wszystkie medale i puchary. Zawdzięczam ci to, gdzie teraz jestem. Ale nie wybaczę ci tego, kim się przez to stałam ani tego, że nigdy mnie nie kochałaś. Straciłaś przeze mnie najlepsze lata swojego życia, prawda? Mogłaś mieć wspaniałą karierę i być najlepszą z najlepszych. To boli co nie? Tak samo boli to, że nigdy nie wzięłaś mnie na spacer czy nie pobawiłaś się lalkami. To, że nigdy nie byłam dla Ciebie córeczką, a odkąd pamiętam, słyszałam tylko Sofia. Kiedykolwiek nazwałaś mnie swoją córeczką? Aniołkiem?
Wzięłam głęboki oddech, czując, że coś uciska mnie w gardle.
- Wytłumacz mi, bo ja nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie potrafiłaś mnie pokochać? Nigdy nie robiłam nic wbrew tobie, wierząc, że kiedyś w końcu usłyszę ''tak bardzo Cię kocham''. Nawet nie byłaś ze mnie dumna, gdy zdobyłam ten cholerny medal. Płakałaś, bo widziałaś siebie we mnie. Mogłaś to być ty jakiś czas temu. - wydukałam, czując, że tracę głos. - Więc nie wmawiaj mi już nigdy, że nie przespałaś tylu nocy przeze mnie. Miałam ich więcej, płacząc, bo już nie miałam siły.
Patrzyła na mnie zimnym wzrokiem.
- Odebrałaś mi nawet brata, chociaż wiedziałaś, że to On. Przez te wszystkie lata ściemniałaś i izolowałaś mnie od ludzi , których mogłabym nazwać rodziną o wiele bardziej niż Was. - zagryzłam wargę, czując, jak łzy spływają mi spod powiek. - Żałuje tylko, że Ty na to pozwalałeś.
Ojciec podniósł wzrok, a w jego oczach widać było ból. Byłabym okrutna, mówiąc, że mnie to cieszy, ale pierwszy raz stawiłam czoła temu, co nawiedziło mnie od dziecka.
- Nie wracam tam. Nie potrzebuje tego. - szepnęłam. - Odbierzcie sobie tę nagrodę i dajcie mi spokój. Mam nadzieje, że spełniłam twoje najskrytsze marzenia, mamo.
Ominęłam dwójkę, kierując się w stronę windy, jednocześnie próbując nie wybuchnąć płaczem przed wszystkimi, którzy widzieli tę szopkę.
- Twoja córka zwariowała! - usłyszałam donośny wrzask matki, która jak zwykle myślała tylko o swoim dobrze. - Co ludzie pomyślą.
- Do cholery nasza córka, rozumiesz? - ojciec jak nigdy podniósł wzrok. - Opamiętaj się kobieto, zniszczyliśmy własne dziecko.
- Nie Wiktor, to nie jest moje dziecko.
Serce ponownie złamało mi się w pół, winda otworzyła się, po czym wsiadłam do niej, naciskając swoje piętro. Tuż za mną wszedł Manuel. Utkwiłam wzrok w podłodze, nie śmiąc się spojrzeć mu w oczy po tym, co widział. Nie miałam nawet siły myśleć co dalej, w głowie dudnił mi tylko jej głos i to, że nie jestem jej dzieckiem. Bolało jak diabli mimo, że po cichu zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem niechciana. Ciekawe tylko za jak wielką wariatkę musiał mnie wziąć Manuel, słuchając tego wszystkiego. Psychopatka poziom zaawansowany, a nawet bardziej.
- Co teraz zamierzasz? - odezwał się pierwszy w moją stronę, sprawiając, że podniosłam głowę. Patrzył na mnie z litością w oczach, wyraźnie zmartwiony i zmieszany tym, co się stało. Nie mniej niż ja.
- Pakuje się i wracam do Polski - odparłam, przerywając niezręczną ciszę z mojej strony.
- Na pewno chcesz tam wrócić po tym wszystkim? - zmarszczył brwi, lustrując mnie wzrokiem. - Jeśli mogę ci jakoś pomóc, to tylko powiedz, wiesz, że zrobię wszystko.
- Nie mam wyboru - westchnęłam, głębiej nabierając powietrza w płuca.
- Teoretycznie masz - przysunął się bliżej mnie, odsuwając kosmyki włosów opadające na moją twarz. Swoją dłonią musnął przy tym mój policzek, a ja poczułam się nieco niezręcznie z myślą, że wyglądam, jak wyglądam, gdy On jest tak ogarnięty. - Jeśli zdarzysz spakować się w godzinę, możemy wylecieć najbliższym lotem do Wiednia.
Spojrzałam w jego oczy, zjeżdżając powoli wzrokiem przez nos aż do ust. Wyglądał jak wyrzeźbiony z kamienia. Miał piękne rysy twarzy, wystające i dobrze zaznaczone kości policzkowe, delikatny i schludny zarost na podbródku. Wąskie, ale idealnie dopasowane do niego usta, które komponowały się z jego bladą cerą. Ciemnobrązowe oczy do których mam szczególną słabość opatulone w długie rzęsy. Wyglądał jak ideał z okładki czasopisma, przynajmniej na mój gust. I dopiero teraz mijałam możliwość bliższego przyglądnięcia się jego twarzy. Był przystojny, i to cholernie. Nie myślałam, że ten gówniarz, którego widziałam 10 lat temu, będzie teraz wyglądał właśnie tak.
- Mam coś na twarzy? - przekręcił ją delikatnie w bok, rozpościerając usta w szerokim uśmiechu. Zapewne wyszłam na ogromną idiotkę, wpatrując się w niego, jak obrazek, ale było warto. Był naprawdę piękny. - Wysiadka.
Popchnął mnie delikatnie w stronę korytarza, a ja ocknęłam się z amoku. Wyciągnęłam kartę do pokoju, po czym pchnęłam drzwi. Nic się nie zmieniło. Spojrzałam na kartkę leżącą na łóżku i skamieniałam.
''Musiałem natychmiast wylecieć. Przepraszam, porozmawiamy, jak wrócisz. Matej.''
Liczyłam, że dzisiaj przynajmniej on mnie nie zawiedzie. Cóż, jak zwykle się przeliczyłam.
- Coś się stało? - Fettner stanął obok mnie, wpatrując się w świstek zza mojej głowy. - Kochaś?
- Chłopak. - mruknęłam od niechcenia, mnąc po chwile karteczkę w dłoni. - Podasz mi tę torbę?
Kilkanaście minut później spakowana opuściłam hotel. Na maksymalnym ''przypale'' i bez większego zastanowienia nie z kim innym jak Manu. Jechałam jego samochodem jak struta, poddenerwowana sytuacją. Gdyby ktoś tknął mnie kijem, to rozpadłabym się jak bańka mydlana, dlatego ten nawet nie zaczynał ze mną rozmowy, chociaż pragnęłam się komuś wygadać, wypłakać lub coś, jednocześnie z drugiej strony nie chcąc mówić nic. Średnie porównanie, ale tak właśnie było. Puścił płytę Linkin Park i w spokoju prowadził samochód, dając mi pole do obserwacji jego osoby w światłach latarni.
- Przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem. I tego, w jakim stanie musisz mnie oglądać. - zaczęłam jakąkolwiek rozmowę, gdy ten spojrzał na mnie jak na głupią. - No co?
- Przecież nie masz mnie za co przepraszać - odpowiedział spokojnie. - Moim priorytetem nie była ta kłótnia a odnalezienie Ciebie. Odnalazłem.
- Naprawdę mnie szukałeś? - spytałam śmiertelnie poważnie. Ja poddałam się po kilku miesiącach poszukiwań.
- Odkąd tylko pamiętam. Do domu wracam z medalem i siostrą, lepiej być nie mogło - kącik jego ust uniósł się w górę, co wyglądało cholernie uroczo.
Damn, to twój brat.
Dalszą drogę odbyliśmy w ciszy, nasze bilety przebukowaliśmy na najbliższy lot do Wiednia a parę godzin później siedzieliśmy już w samochodzie koreańskich liń lotniczych, które mimo wcześniejszych kłopotów nie były takie złe. Czekał nas naprawdę długi lot.
- Jacy Oni są? - zapytałam ciekawie. W głowie wyobrażałam sobie ich starszych o te lata, z delikatnymi zmarszczkami. W mojej głowie nadal byli dwójką uśmiechniętych ludzi o ciepłych spojrzeniach. Manuel z wyglądu był 100% ojcem, ale to ciepło, które nosi w sobie, na pewno odziedziczył po matce.
- Tacy sami jak wtedy, jedyne co się zmieniło brak Ciebie w tamtym domu. Nie poruszamy twojego tematu, przestali Cię szukać dobre lata temu. Mama wpadła w depresje, a ojciec już nie wiedział co dalej.
- I co, nagle wracam, bang? - wydałam z siebie odgłos, rozbawiając tym chłopaka, który akurat ściągał bluzę, po chwili podając ją mnie. Nie wiedziałam co zrobić, więc przyjęłam ją i ubrałam na siebie. Emanowała jego ciepłem, co było naprawdę przyjemne.
- Można tak powiedzieć. - odparł, ale moją uwagę przykuły jego liczne tatuaże na ręce. Jeden z nich, postrzępiony motyl wydawał mi się nadzwyczaj znajomy. - Narysowałaś go przed tym, co się stało. Znalazłem go kilka lat temu, poszedłem do salonu tatuażu, zrobili mi to.
- Manu...
- Nawet nie wiesz, jak się ciesze, że znowu Cię mam. - niespodziewanie pocałował mnie w czoło. - Tyle lat czekałam i powoli nie wierzyłem. I nagle się zjawiłaś.
- Szkoda tylko, że w takich, a nie innych okolicznościach. - odparłam sennie. - Widzisz jak wiadomość o tym, że jesteśmy rodziną, szybko przebiła tą niezręczną bańkę?
- Wskocz mi od razu do łóżka po powrocie - prychnął cicho.
- Rodziną - dałam mu delikatnego kuksańca, opierając się na jego ramieniu. Wydawało się całkiem wygodną poduszką. - Matej by się wkurzył, talerze by latały, czeskie knedliki wraz z nimi.
- Niech latają, jesteś tylko moja - usłyszałam jak za mgłą, po czym zaczęłam zapadać w sen, opierając się na jego ramieniu. - siostrzyczko.
Zmarszczyłam brwi na to słowo. Brzmiało dość dziwnie w jego ustach, tym bardziej że jeszcze dzień czy dwa temu uznałam, że jest naprawdę cholernie pociągający z tym swoim sarkastycznym uśmieszkiem i irytującymi iskierkami w oczach.
I zmień to kurwa teraz.
No cóż, będzie ciężko.
*******
Długo mnie tu nie było, pamiętacie cokolwiek z zeszłych rozdziałów? :)x
zapraszam do komentowania i gwiazdkowania moi mili :)
All love,
Demuriex
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top