・seven・
AMBER PRZESZŁA do kuchni i wzięła do buzi kawałek pizzy. Oparła się o blat i wzięła kilka głębszych wdechów. W tym samym czasie John B zauważył czarny samochód stający pod jego domem.
– Ludzie! Ludzie! Ktoś tu jest! – krzyknął, Amber to usłyszała i wyjrzała przez okno, widząc parkujące auto.
– Cholera – szepnęła i przeszła jak najszybciej do pokoju w którym byli jej przyjaciele.
– Gdzie jest Amber? – zapytał John B, rozglądając się.
– Jestem – odpowiedziała szybko, zamykając drzwi.
– John B mówiłem...czemu zawsze - zaczął mówić JJ, ale John B szybko mu przerwał.
– Spójrz na mnie – brunet popchnął go na ścianę, przez co złapali kontakt wzrokowy. – Gdzie jest pistolet?
– Pistolet?
– Teraz go nie masz kiedy jest potrzebny? – zapytała z lekką paniką w głosie Kie.
– Jak zwykle – Amber przewróciła oczami, przytulając swoją przyjaciółkę i starając się zachować spokój.
– Był w moim plecaku - przypominał sobie blondyn, mając zamknięte oczy. – Potem...
– Na werandzie – dokończył za niego John B przez co ich oczy momentalnie się zaświeciły.
– Tak – zgodził się JJ, po czym wybiegł z pokoju, zostawiając resztę przyjaciół samą.
Po chwili blondyn wrócił głośno oddychając. Zamknął drzwi i się o nie oparł, przymykając oczy.
– Gdzie jest broń? – spytał cicho John B, ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy.
– Są na werandzie – wyjaśnił jego przyjaciel, więc brunet złapał się za głowę.
– Routledge! Gdzie jesteś?! – krzyczeli mężczyźni, którzy przeszukiwali dom przy okazji wywalając wszystko do góry nogami.
– Oni właśnie rozwalają nam dom i mogą nas zaraz zastrzelić, a my siedzimy sobie tutaj nic nie robiąc – podsumowała Amber, łapiąc kontakt wzrokowy z JJ'em przez co na chwilę poczuła znowu ciepło w brzuchu i zapomniała o wszystkim.
– Okno! – powiedziała po kilku sekundach Kiara.
Pope i JJ podbiegli do okna i zaczęli próbować je otworzyć. John B stał przy drzwiach, mając zamknięte oczy i licząc na to, że mężczyźni nie przyjdą do tego pokoju.
– Szybciej! – poganiała ich Amber.
– Co się dzieje? Czemu to tyle trwa? – dopytywała Kiara.
– Jest zaklejone farbą, okej? – odpowiedział jej z wyrzutem JJ, próbując z całych sił otworzyć okno.
– Spróbujcie tym – Kie podała im jakieś ostre narzędzie.
– Szybciej.
– Szybciej nie mogę.
Amber złapała się za głowę i zaczęła chodzić w kółko, próbując spokojnie oddychać i zaraz nie wybuchnąć płaczem.
– Lepiej, żeby cię tam nie było! - krzyknął jeden z mężczyzn, starając się otworzyć drzwi.
– JJ zrób to – poprosiła Amber, łamiącym się głosem.
Rozległ się dźwięk walenia do drzwi, więc John B momentalnie się od nich odsunął i posłał swojej siostrze zmartwione spojrzenie.
– JJ!
Po chwili okno się otworzyło, dlatego wszyscy jak najszybciej i jak najciszej przebiegli i ukryli się w kurniku.
Mężczyźni gdy nic nie znaleźli, zaczęli wynosić z domu skrzynki wypchane po brzegi różnymi książkami lub przedmiotami.
– Zrób coś Pope – rozkazał mu JJ kiedy kogut zaczął głośno piać.
– Ucisz go.
– Co mam zrobić? – zapytał zmieszany Pope, patrząc na zwierzę.
– Uspokój go, mów do niego. Nie wiem – odpowiedziała mu Kie, ocierając z policzków łzy.
JJ postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, dlatego przytrzymał koguta przy ziemi przez co można było usłyszeć łamanie kości. Kilka sekund później kogut leżał martwy na ziemi, nie wydając z siebie żadnych dźwięków.
Amber przełknęła głośno ślinę, zdając sobie sprawę co właśnie zrobił jej najlepszy przyjaciel. Pokręciła głową i ukryła swoją twarz w dłoniach, żeby nikt nie zauważył jej łez.
Gdy wszyscy zorientowali się, że auto odjechało każdy wyszedł z kurnika z ulgą, że dzisiaj nie czeka już ich nic złego.
Blondynka stanęła przed swoim domem oddychając głęboko i czując ulgę. JJ, widząc dziewczynę podszedł od niej i objął ją od tyłu.
– Wszystko okej? – zapytał, głaszcząc kciukiem jej ramię.
– Tak, już tak.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– To oczywiste prawda? Rodzinna pamiątka. Gdzie indziej ukryć wiadomość? Wiedział, że do mnie wróci – mówił John B, a Amber posłała JJ'owi zmęczone spojrzenie, który tak samo nie miał siły słuchać już Routledge'a.
– Tak, to możliwe – przytaknęła Kie, która jako jedyna bez narzekania znosiła gadanie bruneta.
– Możliwe jest to, że wymyślasz dzikie teorie, żeby poradzić sobie z tym co czujesz – wtrącił się Pope przez co blondynka, nie powstrzymując się parsknęła śmiechem lekko zirytowana.
– Wiesz co, Pope? Lepiej sobie zapal – zaproponowała mu Amber, pokazując mu zioło. – Od razu wyjdzie ci z głowy mówienie takich rzeczy.
– Wiecie jak ja sobie z tym radzę? Dobre zioło lekarstwem na wszystko – wtrącił się JJ, uśmiechając się smutno.
Amber zagryzła wnętrze policzka bijąc się z myślami. Ostatecznie wygrało to, że złapanie blondyna za rękę byłoby nie na miejscu i dodatkowo wywołało by niepotrzebne zamieszanie. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się do swojego przyjaciela, posyłając mu pełne ciepła spojrzenie.
– Nie zmyślam. Tata próbuje mi i Amber coś powiedzieć, okej? – kontynuował John B.
– Skoro ci to pomaga, John B – Kie, spuściła wzrok.
– Nie potrzebuje terapii jasne? Nie świruję.
– Nie ma nic złego w świrowaniu – przerwał mu JJ, wzruszając ramionami.
– Mój i Amber ojciec zaginął, dobra? – John B odwrócił głowę od drogi i spojrzał się na każdego ze swoich przyjaciół. – Zaginął. Nie wiecie jak to jest stracić bliską osobę.
– To prawda, więc moglibyście zaakceptować to, że szukamy nadziei – pomogła mu Amber też, będąc lekko zirytowana zachowaniem Pope'a i Kie.
– Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Budzicie się tak co ranek, nie wiedząc co zrobić – powiedział John B, a jego siostra odwróciła spojrzenie, czując jak ma zaszklone oczy.
– Minął prawie rok.
– Mogli go porwać, to możliwe – przyznał im rację JJ.
– Tak, na sowieckiej łodzi podwodnej jest przesłuchiwany – zaśmiał się cicho Pope przez co Amber wybuchła.
– Hej! Przestańcie! – krzyknęła dziewczyna, piorunując spojrzeniem czarnoskórego i blondyna. – Nie mogę was słuchać. Nie możecie po prostu okazać nam wsparcia?
Oboje zamilkli, a w aucie zapadła dosyć niezręczna cisza.
– Czego może dotyczyć wiadomość? – spytała Kiara.
– Redfield – odpowiedział jej John B, patrząc się na drogę. – Latarnia w Redfield. Ulubione miejsce taty.
John B zatrzymał auto dopiero przed wielką latarnią do której zawsze przyjeżdżał ze swoją rodziną.
– Zróbmy tak, ty stań na czatach – John B wskazał na JJ'a.
– Chwila...czemu ja? – spytał, nie rozumiejąc chłopak.
– Bo nie idziesz – odpowiedział mu Pope.
– Czemu?
– Są zmienne niezależne i zależne, jesteś nieprzewidywalny.
– Zamknij się! – krzyknął JJ, zaciskając pięści.
– Nieobliczalny – wyliczał jego przyjaciel, czując satysfakcję, że wywołał u blondyna złość.
– Po prostu się zamknij!
– Posłuchajcie mnie. Pope i Amber zostańcie z JJ'em. Jeśli nas rozdzielą spotykamy się u JJ'a – zarządził John B, idąc już w stronę latarni.
– Świetnie – ucieszyła się Kie, podążając za nim.
– Idę z wam! – krzyknęła Amber, wyczekując na reakcję swojego brata.
– Nie ma mowy – chłopak pokręcił głową.
– Jestem tylko o dziesięć sekund od ciebie starsza John!
– Ale jakaś różnica jest prawda? – brunet się obrócił się na pięcie i poszedł w kierunku latarni, a w jego ślady poszła Kie.
– Popracuje nad esejem do stypendium – oznajmił Pope, wyciągając z kieszeni długopis. –Próbuję ograniczyć przestępczość.
– Zamkniesz się wreszcie? – spytał JJ, czując zirytowanie.
– J nie warto – Amber usiadła na ziemi, przyciągnęła nogi do siebie i oparła brodę na kolanach. – Tata zabierał nas tu kiedy byliśmy mali.
– Przestępczość w naszym... – Pope zaczął pisać na ręce.
– Pope czy mógłbyś?
-–JJ masz zioło? – spytała blondynka, na co chłopak pokręcił głową. – To co możemy porobić?
– No wiesz... -–zaczął JJ, poruszając śmiesznie brwiami.
– Nawet o tym nie myśl J!
– Jesteście obrzydliwi i lepiej zamilknijcie, bo powiem Johnowi B – zagroził im Pope.
– JJ zamknij się, bo król Pope tak mówi – Amber chwyciła się za serce. – Dlaczego nie możesz zaakceptować naszego zachowania? Bardzo nam jest przykro z tego powodu.
– Tym bardziej... – zaczął czarnoskóry, ale przerwał kiedy usłyszeli policyjne syreny.
– Cholera! – trójka przyjaciół szybko pobiegła w stronę Vana. Amber usiadła za kierownicą i ruszyła jak najszybciej.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Amber stała z Johnem B w wejściu do ich domu. Patrzyli się z pustym wzrokiem na bałagan, który zrobili mężczyźni. Zaczęli wszystko sprzątać, najczęściej wyrzucać rzeczy pudełka po pizzie, butelki po piwie, puszki, kartony i wiele innych rzeczy.
– Kie miała racje... – zaczął John B, a Amber na chwilę przestała zbierać rzeczy. – Powinienem się wziąć się w garść.
– Nie, posłuchaj...
– Naprawdę Amber to za długo trwa, muszę zacząć żyć – przerwał jej brunet.
– Dobrze – zgodziła się blondynka, uśmiechając się była z niego dumna, że wreszcie do tego dotarł.
Gdy zebrali wszystkie kartony i papiery w jednym miejscu John B je podpalił i oboje obserwowali płonące śmieci. W pewnym momencie brat Amber wyjął szybko z ognia, tablicę z drzewem genealogicznym Routlidgów i zaczął po niej deptać przy okazji, gasząc ogień.
– Co jest?
– Patrz – wskazał na Olivię Routlidge.
– Co? – spytała, nic nie rozumiejąc jego siostra.
– Wsiadaj do auta – rozkazał John B.
Po chwili jechali już po JJ'a i Pope'a. Amber zatrąbiła kilka razy i otworzyła okno, pokazując chłopakom, żeby wsiadali.
– Jedziemy?
– Oby było warto – oznajmił Pope.
– Jest! - krzyknął John B po czym dodał do Amber. – Zamiana miejsc!
Dziewczyna przewróciła oczami i zmieniła miejsca. Przyjaciele pojechali do restauracji rodziców Kiary, w której dziewczyna pracowała. Stanęli pod nią i czekali aż Pope przyjdzie z Kie.
– Mówi, że nie jedzie – powiedział głośno chłopak, wychodząc z budynku.
– Czemu? – zapytał JJ.
– Co jej zrobiłeś? – spytała Amber.
– Cholera –John B walnął w kierownicę. – Zaczekajcie zajmę się tym.
Po chwili wrócił z Kie. Nikt nie wiedział gdzie teraz jadą, tylko John B. Zrobiło się już ciemno, więc Amber liczyła tylko na to, że nie jadą do jakiegoś lasu.
– Mogę sobie zapalić? – zapytał JJ. – To był długi dzień i wydarzyło się dużo dziwnych rzeczy. Mogę się wyluzować? Hej, Pope chcesz spróbować?
– Wolę mieć jasny umysł – odpowiedział mu.
– Stary, masz problem brakuje ci kreatywności. Na kreatywności możesz...
– Wiem myliłem się co do latarni – przerwał im John B, nie chcąc słuchać JJ'a. – I myliłem się w innych kwestiach, ale w jednej miałem racje. Ojciec stara się mi i Amber coś powiedzieć.
– JJ daj mi zapalić...to będzie długa noc – powiedziała blondynka, zmęczonym głosem.
Kiedy dotarli na miejsce wyjęli latarki i podążyli w stronę cmentarza.
–Chodźcie – pospieszył ich John B.
– Idziemy.
– To przerażające miejsce – odparła Kie, rozglądając się. – John, co my robimy?
– Cicho - uciszył ją chłopak. - Nie możecie sobie czasami przypomnieć piosenki? Redfield. Cały czas myślałem, że to miejsce, ale to nie jest miejsce.
John B zatrzymał się przy czymś i zaświecił latarką na grób, na którym było napisane Redfield.
– To osoba – zrozumiała Amber, patrząc z lekkim przerażeniem w oczach na grób.
– O ja cię volia – skomentował JJ.
– To nasza praprababcia, Olivia Redfield – kontynuował John B, patrząc na swoją siostrę. – Jej panieńskie nazwisko. Pomóżcie mi z drzwiami.
– Dobra – zgodził się Pope, podchodząc do nich.
– Dwa, trzy... – odliczyli po czym zaczęli je pchać z całej siły.
– Pchasz? – spytał Pope, nie czując, że płyta się przesuwa.
– Tak.
– Zajmę się tym – JJ wepchnął się między Pope'a i Johna B, a Amber patrzyła na tą sytuację z lekkim rozbawieniem.
– Ważą ze 300 kilogramów, nie drgną – oznajmił czarnoskóry.
– Dacie radę!
Nagle z dziury w grobie wypełznął wąż i zaczął pełzać w stronę grupy.
– To mokasyn. Tak zwany grzechotnik – poinformował ich JJ. – Śmierć w wysokiej trawie.
Chłopak zaczął szczekać na węża, a wszyscy przyjaciele patrzyli na niego jak na kosmitę.
– JJ! Zamknij się! – wrzasnęła na niego Kie, rozglądając się czy nikt nie idzie.
– Przestań szczekać na węża! – krzyczała Amber, śmiejąc się z zachowania blondyna.
– Obudzisz zmarłych – Pope uderzył go w ramię.
– Boją się psów. Każdy to wie – oznajmił JJ, przestając szczekać. Kiedy John B podszedł z powrotem do drzwi dodał. – Czekaj czekaj. Jeśli był jeden to jest ich więcej.
– Przestaniesz? Straszysz mnie – Kie fuknęła na niego, a chłopak zaczął znowu szczekać.
– Przestań!
– Upewniam się że ich nie ma – wytłumaczył się, podnosząc ręce do góry.
– Zamknij się! – Pope uciszył go po czym zwrócił się do Johna B. – Stary, nie uda nam się tam wejść. Drzwi ani drgną. Powinniśmy już iść.
– Przecisnę się – odparła Kiara patrząc na dziurę w grobie.
– Co? Chyba nie myślisz że zmieścisz się w tej dziurze – nie dowierzał John B.
– Chodzi o waszego tatę – wtrąciła się Kie. – Nie wierzę w to, ale zasługujecie, żeby poznać prawdę. Zrobię to. Pomożecie mi z tym?
Przyjaciele zaczęli ściągać gałęzie na bok tak, żeby Kiara mogła swobodnie się wspiąć.
– Podsadzę cię – JJ oparł się o ścianę i poprawił sobie fryzurę, Amber podniosła brwi, nie do końca wierzyła, że to się uda. – Widziałem to w filmach. Gotowa?
– Przypomnij mi czego szukamy? – spytała dziewczyna, patrząc na brata Amber.
– Zorientujesz się – odpowiedział John B trzymając gałęzie.
– Powodzenia – życzyła jej Amber.
– Potrzymaj latarkę – Kiara podała blondynce latarkę.
– Złap się rękami. Teraz stopa – Kiara weszła na JJ'a. – Dobra. Na trzy.
Zamiast czekać aż chłopak zacznie odliczać, Kie zupełnie go ignorując wspięła się na górę.
– Okej, nie ważne, mniejsza z trzy – dodał JJ.
– Kie żyjesz? – zapytała Amber gdy brunetka byłam już w dziurze.
– Jeszcze tak – zaśmiała się dziewczyna po chwili dodała. – O mój boże! Mam coś!
Podała Johnowi B białe pudełko. Amber zmarszczyła brwi i starała się przypomnieć czy widziała je kiedyś.
– To nie złoto – zawiódł się Pope.
– A niech mnie. To od naszego ojca – powiedział John B, patrząc na swoją bliźniaczkę. Dziewczyna podeszła do niego ciągle, starając sobie przypomnieć czy kojarzy tę paczkę.
– Kod czerwony. Przemytnicy! – ostrzegł ich JJ, wymachując rękami.
– Biegnijcie!
Na szczęście Kie wyszła już z otworu i mogła ze swoimi przyjaciółmi szybko ukryć się za murem.
– To oni obrobili wasz dom – zauważył Pope.
– Światła – przyjaciele wyłączyli prawie wszystkie latarki. Johna B latarka pozostała zapalona. – John B światło!
– Staram się! – chłopak schował latarkę pod koszulę.
– Myślicie, że to oni? – zapytała Amber, nasłuchując.
– Koleś ma broń – oznajmił blondyn.
– Walić to – po słowach Kiary, wszyscy zaczęli biec w stronę Vana. Dobiegli do wielkiej bramy, którą musieli przejść.
– Szybko! – poganiała ich Amber, chciała już mieć ten dzień za sobą. Iść spać i wstać w nowym dniu.
JJ, Amber, Kie i John B przeszli przez płot. Oczywiście Pope został i z przerażoną miną utknął na samej górze płotu.
– Ludzie! Pomóżcie mi! Utknąłem!
– Pope bez jaj – Amber wywróciła oczami. JJ wyciągnął bron i wycelował nią w spodnie Pope'a.
– Pope! Nie ruszaj się, dobra? – powiedział. W ostatniej chwili John B stanął przed JJ mówiąc:
– Stary, odłóż tą broń.
Kiarze udało się uwolnić Pope'a, był jeden mały problem jego spodenki wisiały na brami,e a sam był w majtkach.
– Ładne majtki Pope! – rzuciła Amber, wsiadając do auta przez co chłopak się zarumienił.
Kiedy dotarli do domu, John B i Amber postanowili otworzyć paczkę dzisiaj.
Dziewczyna zapaliła wszędzie światła i zaczęła szukać czegoś do picia, za to JJ wziął spleśniały chleb i posmarował go dżemem.
– JJ? To nie jest dobry pomysł. Ten chleb spleśniał trzy dni temu – przeszkodziła mu Amber, zabierając dżem.
– Słońce odkroję pleśń. Poza tym pleśń jest dobra to naturalny organizm.
– JJ! Amber! – zawołała ich Kie.
– Zróbmy to – ucieszył się blondyn.
Amber usiadła koło swojego brata i otworzyła paczkę. Zauważyła odruch wymiotny JJ'a i powiedziała udając jego głos:
– ,,Pleśń jest dobra, to naturalny organizm"
John B zniecierpliwiony wyrwał paczkę z rąk Amber i sam do niej zajrzał. Po chwili biała mapa leżała rozłożona na stole.
– To tyle? – zapytała Amber lekko zawiedziona. – Żadnego ,,przepraszam, kocham was dzieciaki"? Tylko mapa?
– Jest tam coś jeszcze – John B wyjął z paczki dyktafon.
– Co to? – spytał JJ.
– To dyktafon, dupku – odpowiedziała mu Kiara.
John B uruchomił dyktafon, klikając przycisk.
– Drogie mewy – rozgległ się głos.
– Kim są mewy?
– To my – szepnęła Amber lekko wstrząśnięta przez głos swojego ojca.
– Nie chcę mówić ,,a nie mówiłem", ale mówiłem wątpiliście w swojego staruszka dzieciaki. Podejrzewam, że teraz czujecie się winni, a zwłaszcza John B. Macie żal, że się pokłóciliśmy, ale nie zabijajcie się jeszcze. Też nie spodziewałem się znaleźć Merchanta. Zapewne słusznie mnie obwinialiście. Nie jestem ojcem roku, wiem to. Co mogę powiedzieć? Byłem pochłonięty. Mam nadzieję, że słuchamy tego w nowiutkiej chatce na Kostaryce i żyjemy z inswestycji. Jeśli nie i znaleźliście to w niezbyt przyjemnych okolicznościach, to po to jest mapa. Właśnie tu jest wrak Merchanta. Jeśli mi się coś stanie to dokończcie to, co zacząłem. Lecicie po złoto, dzieciaki. Kocham was nawet, jeżeli tego nie pokazywałem. Widzimy się po drugiej stronie – nagranie się skończyło. Amber starała się przełknąć gulę w gardle i powstrzymać łzy.
Wszyscy milczeli i patrzyli się na rodzeństwo. Chłopak odszedł od stołu ze łzami na policzkach, więc jego siostra zrozumiała, że w tej chwili to ona musiała być tą silniejszą. Poszła za swoim bratem i przytuliła go mocno.
– John B... – powiedziała do niego łagodnym głosem. – On znalazł złoto.
– Udało mu się! – krzyknął JJ, podskakując. – Chcieli...On znalazł Merchanta.
– Przestaniesz? – zapytała Kie, rozumiejąc, że teraz rodzeństwo potrzebuje ciszy.
– John B, udało mu się – szepnęła Amber, słysząc jak jej brat przytula ją jeszcze mocniej.
– Widzisz za jaką cenę? On umarł – blondynka zacisnęła oczy, słysząc te słowa. Przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, że jej brat naprawdę zrozumiał, że ich ojciec zrozumie. W duchu postanowiła, że nie pozwoli Johnowi B się załamać i będzie go wspierać choćby nie wie co.
– Pamiętaj, że masz mnie, JJ'a, Kie i Pope'a. My żyjemy...jeszcze – odpowiedziała dziewczyna, głasząc go po plecach.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Wszyscy siedzieli na drewnianym pomoście, prawie w ciemności i zatapiali się w swoich smutkach. Kie grała na gitarze nieznaną wszystkim melodię, a Amber siedziała koło Johna B i myślała o ich ojcu.
– Ile to było warte? – zapytał JJ.
– Czterysta milionów – odpowiedział mu John B.
– Dobra...pomówmy o podziale – zarządził blondyn. – Zanim ktoś powie ,,po równo" przypominam, że tylko ja mogę nas obronić przed pościgiem przemytników. Ochrona kosztuje.
– Nawet nie jesteś wyszkolony – przerwał mu Pope.
– Youtube, stary! Za to należy się przynajmniej 5 procent. Jakiś sprzeciw? – zapytał, każdy milczał. – Tak myślałem. Nie słyszę żadnych...
– Co zrobisz ze swoimi 100 milionami? – spytała Kie, przerywając na chwilę swoją grę.
– Zapłacę za collage z góry i za podręczniki, bo są drogie – odpowiedział jej Pope, patrząc się rozmarzonym wzrokiem na niebo.
– A ty, Kie? – zapytał JJ, poprawiając sobie włosy.
– Co robi społeczniczka kiedy jest bogata? – dodał czarnoskóry. Kiara się zaśmiała i odpowiedziała:
– Nagrałabym album, o Outer Banks i płotkach. Tak jak Catch a Fire jest o Kingston. Nagram w Marley Studio, Peter Tosh na produkcji.
– Peter Tosh nie żyje – wtrącił się Pope.
– Nie psuj zabawy – skarciła go Amber, uśmiechając się lekko.
– Dusza Petera Tosha nigdy nie umrze – Kie uniosła puszkę piwa.
– Wiem co zrobię, kupię wielki dom na Figure Eight i będę się snobić – oznajmił JJ, uśmiechając się szeroko.
– Będziesz się snobić.
A jak! Postawię sobie marmurowy pomnik, kupię staw i zarąbie go – kontynuował blondyn.
– Nie odwiedzę cię – zaśmiała się Kiara.
– A ty co zrobisz JB? – zapytał Pope, patrząc na swojego przyjaciela.
– Jestem za snobieniem – odparł przygnębionym głosem, po chwili ciszy.
– Za snobienie! – wszyscy unieśli swoje puszki piwa po czym wzięli łyka.
Amber kiedy skończyła pić alkohol zgniotła puszkę jak najbardziej po czym odparła, że idzie spać. Jej przyjaciele zareagowali tylko kiwnięciem głową, dlatego blondynka poszła do domu, nie oglądając się za siebie.
Kiedy była już w swoim pokoju przebrała się w szeroką koszulę, a włosy rozpuściła.
– Możemy pogadać? – usłyszała jego głos przez co od razu obróciła się w stronę chłopaka.
– Jasne, JJ.
・✧・✧・✧・✧・✧・
COŚ O DE MNIE
Chwilę nie było mnie, sorki spałam.
Wracam z jakąkolwiek chęcią pisania tej książki, sezon 3 mnie zmotywował.
Dzięki, że po takiej długiej przerwie nadal to czytasz😘
miłego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top