• s2, thirteen •
– NIEŻYWI NIE DOTRZEMY DO KRZYŻA!
– Nie umrzemy, ten krzyż jest nam pisany – oznajmił Heyward i ponownie obrócił się w stronę przyjaciela.
– Patrz na drogę! – wrzasnął John B, wyraźnie spanikowany, gdy samochód z każdym metrem tracił kontrolę.
– Drzewo! – Kiara krzyknęła jeszcze głośniej, wskazując na ogromny pień, który nagle pojawił się przed nimi.
Pope, choć spocony od napięcia, zareagował instynktownie. Szarpnął kierownicą w ostatniej chwili, próbując uniknąć zderzenia.
Samochód gwałtownie zmienił kierunek, ale mimo to tylnia część pojazdu nieuchronnie uderzyła w pień. Trzask rozległ się w powietrzu, a całe auto zatrzęsło się, jakby przez chwilę zastanawiało się, czy się zatrzymać, czy kontynuować swój niekontrolowany poślizg.
Heyward kurczowo ściskał kierownicę, walcząc o kontrolę nad pojazdem, który teraz przemieszczał się niebezpiecznie z jednej strony drogi na drugą. Kierownica kręciła się raz w lewo, raz w prawo, a opony piszczały na asfalcie.
W końcu, jakby poddając się losowi, samochód z impetem wpadł na drugie drzewo po przeciwnej stronie ulicy. Tym razem zderzenie było nieuniknione. Huk był ogłuszający, a siła uderzenia cisnęła wszystkich do przodu.
Amber, widząc, że nie mają już szans uniknąć wypadku, instynktownie zasłoniła głowę rękami, próbując ochronić się przed tym, co miało nadejść. Gdy usłyszała pękającą szybę, dźwięk tłuczonego szkła zdawał się trwać wieczność.
Wszystko ucichło. Chwilowe zawieszenie w ciszy, która nastąpiła po chaosie, było niemal przerażające. Amber powoli opuściła ręce, jej ciało drżało, a serce biło tak mocno, że miała wrażenie, jakby mogło zaraz wyskoczyć z piersi. Z trudem otworzyła oczy, a pierwszy widok, który zobaczyła, to szkło – wszędzie wokół nich leżały drobne, błyszczące odłamki. Odwróciła głowę, by spojrzeć na twarze swoich przyjaciół. Musiała się upewnić, że wszyscy żyją.
Kiara miała zamknięte oczy, ale jej klatka piersiowa unosiła się regularnie – oddychała. Pope siedział nieruchomo, jakby zszokowany tym, co się właśnie wydarzyło, ale jego ręce wciąż kurczowo trzymały kierownicę. John B strzepywał z siebie szkło, a to samo robiła Sarah.
– Ktoś jest ranny? – spytał John B.
– Chyba nie – odpowiedziała córka Warda i zakaszlała parę razy.
– Kie, Pope? Wszystko w porządku? – zapytała cicho Amber.
– Jest okej – wydukała Kiara.
– Żyjesz? – JJ złapał swoją dziewczynę za rękę, zwracając jej uwagę na siebie.
– Tak – przytaknęła i skupiła wzrok na jego twarzy.
– Mi się nic nie stało – powiedział Maybank, po czym otworzył drzwi i wyszedł z samochodu.
Amber stanęła na nogach, a gdy lekko zakręciło jej się w głowie oparła się o pobliskie drzewo.
– Więcej nie damy ci prowadzić – oznajmił JJ i pomógł wyjść Pope'owi.
Blondynka nie słyszała dalszych rozmów, ponieważ zrobiło jej się jeszcze słabiej. Nie wiedziała czy przez to, że poziom adrenaliny jej spadł czy przez to, że nic tamtego dnia nie zjadła.
Amber odkaszlnęła, a gdy poczuła wymioty w gardle, nie powstrzymywała ich. Złapała się za brzuch i zwymiotowała na ziemię.
– Musimy wrócić do kościoła! – krzyknął nagle Pope przez co dziewczyna uniosła głowę i starała się znaleźć wzrokiem swoich przyjaciół.
– Amber! – zawołał JJ i z narastającą paniką zaczął jej szukać.
– Idę! – odkrzyknęła.
Wzięła parę spokojnych oddechów i poszła w stronę grupy. Ignorowała ból brzucha, który narastał przy każdym ruchu.
– Wracamy do kościoła – powiedział Maybank, po czym złapał ją za rękę.
Amber poczuła chłód jego dłoni, ale nie miała siły, by to skomentować. Starała się skupić na oddechu i zignorować ból, który pulsował w jej ciele. Każdy krok był wyzwaniem, ale nie chciała dać po sobie poznać, jak źle się czuje.
– Wszystko w porządku? – zapytał JJ, rzucając jej szybkie spojrzenie.
– Tak, dam radę – odpowiedziała, choć w jej głosie zabrzmiała nutka niepewności. Wiedziała, że muszą się śpieszyć, ale jej ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Pope otworzył drzwi do budynku, które zaskrzypiały cicho, a kiedy JJ, trzymający latarkę, skierował jej światło do środka, pomieszczenie ukazało się w półmroku. Mimo to wystarczyło jedno spojrzenie, by chłopak zrozumiał, że coś jest nie tak. Gwałtownie przeklnął, co odbiło się echem po ścianach opuszczonego budynku.
Amber, zaciskając zęby, starała się odwrócić uwagę od bólu promieniującego w jej brzuchu. Weszła za Kiarą, przygryzając wargę, by się nie zdradzić, i rozejrzała się po wnętrzu kościoła.
Nawet w środku nocy, budynek nie wyglądał tak przerażająco, jak mogłoby się wydawać. Klasyczny wystrój i brak figurek religijnych sprawiały, że pomieszczenie emanowało spokojem, a nie grozą.
– Zniknął – oznajmiła Kie, a w jej głosie zabrzmiał niepokój.
– Cholera! – zdenerwował się JJ i kopnął parę razy ławkę. Kiedy przestał zaczął chodzić w kółko i mówić do siebie. – Za słabo go ukryłem. Dobra, co możemy zrobić? Co zrobić? Potrzebny nam plan, ale jaki?
Amber usiadła na ławce, czując narastającą frustrację. Sytuacja wydawała się beznadziejna, a złość JJ'a tylko pogarszała ich napięcie. Kiara, siedząca obok, nie odezwała się ani słowem, ale jej wyraz twarzy mówił wszystko – była równie zmęczona i zrezygnowana.
Blondynka oddychała głęboko, starając się zapanować nad bólem, który wracał falami. Wiedziała, że muszą działać, ale Maybank musiał najpierw się uspokoić, a Pope przemyśleć sytuację.
– Nie wiem – odpowiedział mu John B.
– Weźmiemy z dworku zbiorniki z naftą, a z warsztatu mojego ojca trochę dynamitu. Pojedziemy do Charleston i powiem tej kobiecie z kim zadziera! Bo to jest wielkie gówno! – opowiedział głośno i szybko.
– To nie pomoże, J – odparła łagodnie Amber i obróciła głowę w jego stronę tak, aby spojrzeć w jego oczy.
Patrzył na na nią z mieszaniną złości i rozpaczy. Dziewczyna wyczuwała, że jest na krawędzi, gotowy na kolejne impulsywne działanie. Spojrzała mu prosto w oczy, starając się przekazać mu trochę spokoju.
– Masz inny pomysł? – spytał chłopak, ale jego głos nie miał już w sobie złości.
– Ja próbuję coś wymyślić – wtrącił się do rozmowy John B. – Nie można ot tak wysadzać rzeczy.
– Przepraszam – blondyn po kilkunastu sekundach walczenia na spojrzenia ze swoją dziewczyną, odetchnął i oparł się o ławkę.
– Wiem, że to cholernie trudne, ale musimy się teraz zastanowić, co dalej – powiedziała spokojnie, chociaż wewnętrznie walczyła z własnymi emocjami.
JJ przetarł twarz dłońmi, jakby próbował zetrzeć z siebie całą frustrację.
– Ona nam to zabrała. Byliśmy tak blisko… – jego głos był cichy, ale wibrował złością.
– Może musimy znaleźć inną drogę – powiedział powoli John B, próbując zebrać myśli. – Ta kobieta ma przewagę, ale to nie znaczy, że nie mamy szans. Trzeba pomyśleć, czego ona nie przewidzi, czego się nie spodziewa.
Pope w głowie przebywał w tamtej chwili w innym wymiarze. Przeszedł się po kościele i nie słuchając przyjaciół, stanął przy rozpadającej się mównicy. Oparł na niej ręce i rozejrzał się po kościele.
– Denmark stał w tym miejscu i nauczał wszystkich, których oswobodził – odezwał się w końcu, a wszyscy skupili na nim spojrzenie. – Niewolnik, jako jedyny ocalały z Merchanta. Przeniósł złoto i krzyż z wraku na brzeg. Uwolnił też każdego, kto przekroczył ten próg. Stworzył dla nich kościół, rodzinę, parafię, dom – wskazał na budynek, po czym dodał z nienawiścią. – Limbreyowie mu wszystko zabrali. Wysłali psy na jego żonę i dzieci, a gdy chciał ją pochować, powiesili go. Mam dość, jestem zmęczony tym gównem, ale to się tak nie skończy. Potrzebujemy cholernego zwycięstwa, odzyskam krzyż mojej rodziny – skończył swoją przemowę ze zdecydowanym głosem i stał już przy drzwiach kościoła. Obrócił się w stronę swoich przyjaciół i lekko uśmiechnął. – Idziecie ze mną?
– Skoro to tak ująłeś – powiedział John B.
– Może to przemyślimy? – spytał ironicznie Maybank w o wiele lepszym humorze.
– Za i przeciw? – zaproponował brunet. – Zróbmy listę.
– Kocham listy – odparł JJ, po czym podszedł do Heywarda, krzycząc. – Oczywiście, że idziemy!
・✧・✧・✧・✧・✧・
Przyjaciele wrócili na miejsce wypadku, ale tym razem podróżowali już w aucie Johna B, które, jakimś cudem, znów było na chodzie, mimo wcześniejszych problemów. Silnik buczał cicho, a każdy z nich próbował zebrać myśli, jakby cisza między nimi mogła przynieść jakieś odpowiedzi
Amber siedziała na tylnym siedzeniu, celowo odsuwając się od reszty grupy. Miała potrzebę odcięcia się od nich, zagłębienia się we własnych myślach, a samotność zawsze pomagała jej uporządkować chaos w głowie.
Joint, który trzymała między palcami, również działał kojąco. Każdy powolny wdech łagodził napięcie i przytłumiał ból, który ciągle odczuwała w brzuchu. Czuła, jakby z każdą chmurką dymu nie tylko dystansowała się od towarzyszy, ale także od problemów, które nieustannie się piętrzyły.
Nagle ciszę przerwała Kiara, która zauważyła zbliżające się niebieskie światła syren i dźwięk policyjnych alarmów.
– Cholera, znaleźli wóz – powiedziała z wyraźnym niepokojem w głosie.
– Spokojnie – odparł John B, starając się brzmieć pewnie, chociaż jego wzrok niepewnie błądził po drodze.
JJ, zniecierpliwiony, nerwowo założył swoją czapkę z daszkiem, przeklinając pod nosem.
– Wyluzujcie – dodał brunet, choć sam czuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Blondynka zaciągnęła się ostatni raz, wciągając powoli dym do płuc. Czuła, jak z każdym oddechem napięcie opada. Zgasiła blanta o krawędź siedzenia i schowała go do małego, zdobionego pudełeczka, które miała w kieszeni.
Brunet, z kamienną twarzą, wjechał na pobocze i zatrzymał się przed szeregiem policyjnych aut. Powoli opuścił szybę, gdy zauważył, że w ich stronę zmierza mężczyzna.
– Dobry wieczór panu – powiedział spokojnie John B, starając się przybrać neutralny ton, gdy oślepiające światło skierowało się na jego twarz.
– Szeryfie – poprawił go mężczyzna o wyraźnie surowym spojrzeniu.
– Racja – przyznał chłopak, zerkając na miejsce wypadku, gdzie wóz, który zostawili, był teraz otoczony taśmą policyjną. – Szybkość zabija, co? – rzucił luźno, jakby próbując odciągnąć uwagę od siebie.
Shoupe, jednak nie dał się zbyć. Przeniósł światło latarki z twarzy Johna B na tylne siedzenia, gdzie siedziała Kiara, wyraźnie spięta. Skuliła się nieco, próbując ukryć się przed wzrokiem szeryfa.
– Sprawdziłem w bazie, do kogo należy tamte auto – powiedział spokojnie. – Co się dzieje, Kiara? Upuściłaś swoją lufkę do trawki?
Kie podniosła się lekko, próbując zapanować nad nerwami.
– Już ją znalazłam – odparła z wymuszonym uśmiechem, prostując plecy. Wiedziała, że musi zachować spokój, mimo napiętej atmosfery.
W tym momencie Pope, siedzący na przednim siedzeniu, przełknął nerwowo ślinę i odezwał się, zanim sytuacja mogła się pogorszyć.
– Szeryfie, chciałbym podkreślić, że to wszystko moja wina – powiedział pewnym głosem, chociaż w środku czuł się nieswojo. – Ona nie ma z tym nic wspólnego, biorę to na siebie.
Jego słowa odbiły się echem w ciszy, a Shoupe chwilę milczał, przyglądając się Pope'owi z uwagą, jakby próbował ocenić, czy mówi prawdę. Latarka przesunęła się na jego twarz, a powietrze w aucie wydawało się gęstsze niż przed chwilą.
– Nic wspólnego? – Policjant niemal prychnął z irytacją, po czym jego surowe spojrzenie spoczęło na Kie. – Twoi rodzice zgłosili kradzież wozu pięć godzin temu. Kluczyki zniknęły z domu. Wygląda na to, że mamy problem. Zabieram cię do domu. Właściwie powinienem zatrzymać was wszystkich – dodał z chłodnym naciskiem, jakby chciał, by każde słowo wbiło się w ich świadomość.
Kiara spuściła wzrok, wiedząc, że nie ma sensu protestować.
– Dobrze – zgodziła się cicho brunetka, a jej głos był pełen rezygnacji.
Ciszę w aucie przerwało skrzypienie drzwi. Zastępczyni szeryfa otworzyła je powoli, próbując ukryć zadowolony uśmiech, jakby cieszyła się z rozwoju wydarzeń. Nagle sytuacja wydawała się nieodwracalna, a napięcie między przyjaciółmi gęstniało coraz bardziej.
– Muszę iść – powiedziała Kiara, wyjmując nogi z vana i stając na poboczu. Próbowała mówić żartobliwie, ale w jej głosie czuć było przygnębienie. – Wpadnijcie później, żeby się upewnić, że żyję.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Jest ciężarówka – oznajmił Pope, kiedy wszyscy stanęli przy wysokim murze, dzielący teren posesji Cameronów od ulicy. Przy domu stała ciężarówka, z której wyszedł Rafe i zniknął w środku willi. – Założycie się, że krzyż jest w tej ciężarówce?
– Przekonajmy się – odpowiedziała Sarah i odeszła, a za nią pobiegł John B.
Amber, JJ i Pope spojrzeli się w ich stronę, a gdy zobaczyli zirytowaną minę córki Warda, wszyscy westchnęli.
– Nie ma wyczucia czasu – stwierdziła blondynka i wywróciła oczami.
– Może udzielę wam ślubu? – zaproponował Pope, gdy John B z uśmiechem satysfakcji wrócił do nich.
– Nie dało się dłużej? – spytał Maybank.
– Prosiłem by uważała – wyjaśnił brunet z uśmiechem.
– Co ona robi? – zapytał Pope, gdy zobaczył jak Sarah próbuje wejść do ciężarówki.
Po chwili obróciła się w stronę przyjaciół i rozłożyła ręce na boki. Wszyscy starali się jej pokazać, aby wróciła, ale dziewczyna wskazała na wnętrze domu, po czym się tam skierowała.
– Zabroniłeś jej tam wchodzić? – spytał JJ wyraźnie zdenerwowany.
– Tak – upewnił go John B.
– Zaćwierkaj – poprosił Maybank, a po chwili brunet wydał z siebie dźwięk kurczaka.
– Co to było? To nie jest ćwierk ptaka! – oburzył się Heyward.
– Raczej umierający kurczak!
– Dobra, idę tam – oznajmił John B.
– Idziemy tam razem – powiedziała Amber, więc wszyscy wspięli się na murek.
– Przepraszam! – zawołał starszy pan i zatrzymał się meleksem przy płocie. – Mogę w czymś pomóc? Mam tu naboje ze śrutem, więc na pewno nie spudłuje. Zejdźcie z muru.
– To nie jest to na co wygląda – odezwał się JJ i uniósł ręce do góry, gdy zszedł na ziemię.
– Jesteście po złej stronie wyspy – stwierdził mężczyzna, widząc ich ubiór. – Chyba zadzwonię na policje.
– Nie musi pan tego robić – powiedział Maybank.
– Sam o tym zdecyduje – odparł staruszek, trzymając broń pod pachą.
– Czy mógłbym z panem porozmawiać? – spytał blondyn. – Wyjaśnimy to. Dla pana jesteśmy tylko łobuzami z Nory, ale nie dla pana Camerona.
– Właśnie – mruknął pod nosem John B.
– Pracowaliśmy dla niego – kontynuował JJ i zdjął czapkę z głowy. – Czekamy tu na naszego kolegę...Jay'a.
– Tommy'ego – kaszlnął brat Amber.
– Właśnie Tommy'ego. Sadził kwiaty na uroczystość ku czci pana Camerona – stwierdził blondyn, wskazując na trawę.
– Mów dalej – poprosił zaintrygowany mężczyzna i całkowicie opuścił broń.
Maybank westchnął ze smutnym wyrazem twarzy, podchodząc do staruszka. Zaczekał aż łzy napłynął mu do oczu i mówił dalej.
– Strażnik Rododendronów żyje...tutaj – wskazał na miejsce, w którym mężczyzna miał serce. – Dlatego posadziliśmy te kwiaty.
– Dokładnie – zgodziła się Amber.
– Właśnie dlatego – przytaknął Pope.
– Czuje, pan to, prawda? – spytał JJ i położył swojemu rozmówcy dłoń na ramieniu.
– Co to jest? Jaśmin? – zapytał staruszek.
– Nie to raczej...raczej...to jest – zaczął się jąkać Maybank. – Naturalna Viagra.
– Właśnie! – zgodził się John B.
– Naprawdę? – dopytał mężczyzna.
– Jeden wdech i młot znów pracuje! – krzyknął JJ, a Amber zaczęła się cicho śmiać.
– Tommy zaraz tu będzie – odezwał się Heyward i odciągnął Maybanka od staruszka.
– Będziemy cicho i zaraz skończymy. Przepraszamy za kłopot – powiedział blondyn i uśmiechnął się szeroko.
– Oby tak było, muszę skombinować sobie te kwiaty – oznajmił mężczyzna i wsiadł do melexa.
– Dobranoc, proszę pana – Amber mu pomachała, gdy odjeżdżał.
Kilka minut później auto zniknęło za zakrętem, a przyjaciele przeskoczyli migiem przez murek.
– Jak on sobie skombinuje zioło to chcę z nim zajarać – oznajmiła blondynka i się zaśmiała.
– Biedny myśli, że to zapach jakiegoś kolorowego kwiatka – JJ pokręcił głową.
– Możecie być ciszej? – spytał Pope.
– Jasne, kapitanie – odparła Amber i zasalutowała.
– Idioci – mruknął pod nosem Heyward, po czym razem z Johnem B zaczął iść w stronę domu.
– Jesteśmy lepsi od nich – stwierdziła dziewczyna, krzyżując ręce na piersiach.
– Tak, mamy klub idiotów – przytaknął Maybank i objął ją ramieniem.
– Schylcie się! – zawołał szeptem Pope, widząc jak Rafe wychodzi z domu.
JJ i blondynka kucnęli przy dwójce przyjaciół, którzy już chowali się za krzakiem.
– Czekaj, jeszcze nie – oznajmił Maybank i w ostatniej chwili złapał Johna B za bluzę, ponieważ ten chciał biec w stronę willi.
– To co robimy? Jaki mamy plan? – spytał brunet z irytacją i znowu kucnął.
Syn Warda rozejrzał się nerwowo na boki, po czym zakładając czapkę z daszkiem, wsiadł do ciężarówki.
– Może mieć broń, więc jaki jest nasz atut? – zapytał JJ i sam sobie odpowiedział. – Jedynie element zaskoczenia.
– Czym możemy go zaskoczyć? – Amber skupiła się na ich rozmowie i zmarszczyła brwi. – To jest Rafe, jak nas zobaczy to nie zawaha się nas zabić.
– Wiem, wiem – blondyn złapał się za głowę.
– Szybko! – poprosił John B, ponieważ auto zaczęło się zbliżać w ich stronę.
– Rzućmy coś pod samochód – zaproponował Maybank.
– Niby co? – brunet nie krył sceptycyzmu.
– Przydałaby się proca – stwierdził JJ, mrużąc oczy i marszcząc brwi, jakby myślał nad czymś sensowniejszym.
Amber obróciła się, bo nagle coś przykuło jej uwagę.
– Pope! – krzyknęła, widząc, jak ich przyjaciel rusza biegiem za ciężarówką, nie bacząc na niebezpieczeństwo.
– Co on wyprawia? – zapytał Maybank, zszokowany widokiem Heywarda, który, ryzykując wszystko, złapał się drutu zwisającego z tylnych drzwi samochodu.
– Co to było? – spytał zdezorientowany brat Amber, kiedy Pope'owi udało się wciągnąć na tylną platformę pojazdu.
– Skoro nie ma już Rafe'a, możemy atakować – zaproponował JJ, wskazując palcem na willę Cameronów.
Blondynka zwróciła wzrok w stronę domu, gdzie pojawiły się trzy postacie.
– Kto to jest? – zapytała, mrużąc oczy, próbując rozpoznać, kto wyszedł z budynku.
– Chyba Rose – odpowiedział niepewnie John B.
– Mają Sarah – powiedział Maybank i wskazał na kobietę, która trzymała w pasie swoją pasierbicę, wyglądającą na zdezorientowaną i wycieńczoną.
– Co oni jej zrobili? – zapytał John B, a jego głos drżał ze złości. Serce mu waliło, a nerwy napięły się do granic możliwości, kiedy zaczął gorączkowo myśleć o kolejnych krokach.
Kiedy brunet zobaczył, jak auto wyjeżdża z posiadłości, nie myśląc zbyt wiele, rzucił się w jego stronę. Biegł tak szybko, jak tylko mógł, a gdy zbliżył się do pojazdu, zaczął walić w szyby z całych sił. Obok niego pojawili się JJ i Amber, którzy robili to samo, starając się zatrzymać samochód.
– Sarah! – krzyknął John B, a desperacja wybrzmiała w jego głosie. Uderzał w szybę i miał nadzieję, że usłyszą go wewnątrz.
– Wheezie, odblokuj drzwi! – zawołał JJ, widząc młodszą siostrę Sarah, której twarz była pełna przerażenia.
– Dawaj! – dodała Amber, która również krzyczała, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Wheezie. Jej ręce drżały, ale nie zamierzała się poddać.
– Otwórz je! – wrzeszczał Maybank, bijąc w tylną szybę tak mocno, że wydawało się, że może ją rozbić.
Blondynka nagle zwolniła, czując, jak kręci jej się w głowie. Niespodziewany ból w brzuchu zaczął narastać, zmuszając ją do spowolnienia.
Rose, która siedziała za kierownicą, widząc, co się dzieje, nacisnęła pedał gazu i przyspieszyła, co spowodowało, że John B potknął się o kamień. Stracił równowagę i z impetem uderzył o ziemię, turlając się po żwirowanej drodze kilka razy, zanim wreszcie zatrzymał się na plecach.
Amber, widząc, co się stało, otworzyła szeroko oczy. Zignorowała ból, zebrała w sobie siły i starała się jak najszybciej do niego podejść. Jej serce waliło, a żołądek ściskał się z niepokoju, ale musiała się upewnić, że nic mu nie jest.
– Wszystko dobrze? – zapytała, jej głos był pełen troski, gdy klęknęła obok niego.
JJ, który biegł za nimi, szybko podszedł i pomógł Johnowi B wstać, podając mu rękę.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedział brunet, starając się zapanować nad oddechem. – Musimy jechać za nimi – dodał stanowczo, po czym spojrzał się w stronę, za którą zniknęło auto.
Pozostali się z nim zgodzili i szybko wsiedli do Vana, silnik zaryczał, a John B gwałtownie ruszył.
Amber, czując, jak robi jej się gorąco od napięcia, szybko zdjęła bluzę i odrzuciła ją na tylne siedzenie. W pośpiechu nie zauważyła, że koszulka podwinęła się na brzuchu. Gdy usłyszała głośne przekleństwo JJ’a, zmarszczyła brwi.
– Co? – zapytała zdezorientowana, spoglądając na niego.
Maybank, który siedział obok niej, miał teraz oczy szeroko otwarte z przerażenia.
– Co ty masz na brzuchu? – zapytał ostro, wskazując na ciemne, rozległe siniaki. Bez zastanowienia przejechał palcami po jej skórze, czując wyraźną opuchliznę.
Dziewczyna spojrzała na swój brzuch i nagle ogarnęło ją poczucie niepokoju.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała cicho. Siniaki były duże, ciemne, a opuchlizna zajmowała niemal połowę jej brzucha.
– Kurwa, to może być krwawienie wewnętrzne – powiedział, ledwo panując nad głosem.
– J-jak to? – wykrztusiła Amber, a jej serce zaczęło bić szybciej. W jej głowie pojawiły się tysiące myśli przez które lęk rosnął z każdą sekundą.
– Mój kolega miał wypadek na motorze. Po kilku dniach zrobiła mu się taka opuchlizna... – urwał, ściskając dłonie, jakby próbował powstrzymać panikę. – Okazało się, że coś mu się wewnątrz uszkodziło. Nie dali rady go uratować.
W samochodzie zapanowała cisza, którą przerywało tylko ciche buczenie silnika. Amber wpatrywała się w swojego chłopaka, jej twarz była blada, a oddech coraz płytszy.
John B, słysząc ich rozmowę, nie wytrzymał.
– O czym wy mówicie?! – krzyknął, nagle zatrzymując samochód na poboczu.
Odwrócił się gwałtownie w stronę Amber i JJ’a, jego wzrok przeskakiwał między nimi, szukając odpowiedzi.
– Nie jestem tego wszystkiego pewny, okej?! – wyjaśnił blondyn, jego głos drżał, a klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Stres i niepewność odbijały się w jego każdym geście. – Ale najlepiej by było, jakbym pojechał z Amber do szpitala.
– Chyba „pojechali” – poprawił go John B.
– Nie, ty jedziesz po Sarah – stwierdził stanowczo Maybank, przecząc głową. – Ja zajmę się Amber.
John B otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale przerwała im Amber:
– A może się zapytacie, czego ja chcę? – wtrąciła się, podnosząc głos, żeby zwrócić na siebie ich uwagę.
W tej samej chwili obie pary oczu skupiły się na niej, czekając na odpowiedź.
– Nie jadę do żadnego szpitala – oznajmiła z determinacją. – Musimy ratować Sarah.
Miała napiętą relację z dziewczyną. Mimo, że za nią nie przepadała i nie pogodziła się po ich ostatnich konfliktach, nie mogła zostawić jej w potrzebie. To, co zobaczyła wcześniej, wydawało się podejrzane i niepokojące. Sarah nigdy dobrowolnie nie pojechałaby z Rose – Amber była tego pewna.
– Owszem, jedziesz do szpitala, bo nikt nie chce, żebyś umarła! – krzyknął bliźniak, wyrzucając ręce do góry, jakby próbował wyrzucić z siebie frustrację.
– Mogą to być zwykłe siniaki! – blondynka odpowiedziała równie głośno, a jej ton zdradzał, że nie zamierza ustąpić. Nie bała się podjąć ryzyka, jeśli to miało pomóc uratować Sarah.
– Od czasu wypadku źle się czułaś? – spytał JJ, jego głos był spokojny, choć widać było, że w środku kłębią się emocje. Złapał swoją dziewczynę za rękę i spojrzał jej prosto w oczy. – Tylko szczerze.
Amber odchrząknęła, ale wytrzymała jego intensywne spojrzenie. Wiedziała, że nie może skłamać, nie w takiej chwili, kiedy cała sytuacja była tak poważna. Zrozumiała, że nie ma szans przekonać swojego brata i chłopaka, żeby nie jechali do szpitala. Musiała być szczera.
– Zwymiotowałam po wypadku – wyznała cicho, czując, jak ciężar tej informacji spada na ich barki. Westchnęła, przerywając ciszę. – Bolał mnie brzuch, ale potem zapaliłam i trochę przeszło. Kręciło mi się w głowie, ale to przez adrenalinę i stres – dodała szybko, próbując umniejszyć to, co czuła.
Maybank zmrużył oczy i przygryzł wargę, próbując zachować spokój, ale jego serce biło jak szalone. Wiedział, że te objawy mogą oznaczać coś poważniejszego. To nie były tylko siniaki – mogło chodzić o coś znacznie groźniejszego.
– Tak, na pewno jedziemy do szpitala – oznajmił zdecydowanie, nie zostawiając miejsca na sprzeciw.
Amber mogła się upierać, ale blondyn nie zamierzał pozwolić jej ryzykować. Spojrzał na swojego przyjaciela, który siedział z przodu z twarzą pełną niepokoju.
– Chodź na dwór, musimy to obgadać – zwrócił się do niego.
Amber została sama i pozostało jej tylko obserwować jak JJ i jej bliźniak się kłócą. Zauważyła ich napięte gesty i głośne wymiany zdań, choć nie mogła usłyszeć słów przez zamknięte drzwi.
Zdenerwowała się jeszcze bardziej, gdy Maybank wspomniał o krwotoku wewnętrznym. Przypomniała sobie z lekcji biologii wszystkie objawy – ból brzucha, nudności, zawroty głowy. Najgorsze było to, że rzeczywiście odczuwała większość z nich. Zaczęła zastanawiać się, czy jest to coś poważniejszego, co zignorowała w natłoku wydarzeń.
– Amber, chodź do nas – zawołał John B, przerywając jej rozmyślania.
Z wahaniem otworzyła drzwi i wysiadła z auta, czując chłodny powiew wiatru na skórze.
– Weźmiemy taksówkę, a John B pojedzie po Sarah – powiedział JJ, patrząc na nią, jakby to było jedyne rozsądne rozwiązanie.
Amber dostrzegała, że był zdeterminowany, żeby zabrać ją do szpitala, mimo jej wcześniejszych protestów.
– Masz jej lokalizację, tak? – spytała blondynka swojego brata, ponieważ chciała mieć pewność, że John B będzie wiedział, gdzie jechać.
– Tak, mam – odpowiedział brunet pewnym głosem.
– Okej – westchnęła i kiwnęła głową, choć czuła coraz bardziej ciężar sytuacji. – Nie wiem, co tam się wydarzy, więc...
Przerwała, by wyciągnąć z kieszeni spodni zwinięte banknoty, które miała przygotowane na awaryjne sytuacje.
– Trzymaj – powiedziała, wręczając je swojemu bliźniakowi.
John B spojrzał na pieniądze, a potem na swoją siostrę. Jego usta zacisnęły się w wąską linię, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu milczał. Wiedział, że Amber robi to, żeby pomóc, i nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. Wziął banknoty, wsuwając je do kieszeni.
– Kocham cię – powiedziała blondynka i przytuliła mocno chłopaka, który pokiwał głową.
Było to coś, co wywołało w nim niepokój, choć nie chciał tego okazywać.
– Mam nadzieję, że wszystko się uda – dodała cicho, choć w jej głosie słychać było nutę wątpliwości.
– Nie żegnaj się ze mną – poprosił John B stanowczym głosem, po czym dodał. – Jutro zobaczysz mnie, Pope’a i Kie, dobrze?
– Tak – zgodziła się, choć gdzieś w środku miała przeczucie, że jutrzejszy dzień nie będzie taki, jak sobie wyobrażają.
– Cokolwiek wam powiedzą, piszcie do mnie – dodał brunet i przeniósł wzrok na JJ'a, z którym zbił piątkę.
Kiedy podjechała ich taksówka, Maybank, bez słowa, chwycił dłoń swojej dziewczyny i razem wsiedli do środka.
Amber pomachała Johnowi B, lecz w głębi duszy czuła ciężar, jakby jej serce chciało wyskoczyć z piersi. Patrzyła na niego, a jej instynkt wrzeszczał, że popełnia błąd, że coś się stanie, ale usilnie próbowała go uciszyć. To nic – powtarzała sobie w myślach – wszystko będzie dobrze. Jednak im bardziej starała się o tym przekonać, tym silniejsze było uczucie niepokoju, które w niej rosło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top