• s2, seven •
– JAK POSZŁO?
– Mieliście rację, nie udało się – odpowiedziała Sarah, wychodząc z łodzi. – Przepraszam.
– Czyli wszystko jasne – stwierdził JJ. – Musicie załadować łódkę i szybko stąd spływać.
– Racja. Zróbcie zapasy i uciekajcie jak najszybciej – poparł go Pope z zamyślonym spojrzeniem.
Próbował znaleźć w głowie inne rozwiązanie, ale żadne się nie pojawiało.
– Chyba już jest za późno – oznajmiła nagle Kiara, patrząc się w dal z przerażeniem.
Amber obróciła się przodem, w stronę wody i przełknęła głośno ślinę. Zobaczyła na horyzoncie motorówki z niebiesko-czerwonymi światłami. Dźwięk syren rozniósł się echem po otoczeniu przez co dziewczyna poczuła dreszcze na całym ciele.
– Śledzili cię? – spytał zestresowany John B. – To pewnie twój ojciec.
– Znajdźmy inną drogę.
– Zostańcie na plaży i unieście ręce do góry! – krzyknął policjant przez megafon.
– Uciekamy!
– Szybko!
Przyjaciele rzucili się do biegu. Znaleźli się w lesie i uciekali, nie zważając na wszelkie gałęzie, które raniły ich skórę.
Blondynka jedyne co słyszała to bicie swojego serca, krzyki jej przyjaciół były zagłuszone. Miała wrażenie, że pierwszy raz martwiła się tak bardzo. Była przerażona, że złapie ich policja przez co John B pójdzie do więzienia. Nie mogła przyjąć do siebie myśli, że dopiero wrócił, a teraz znowu go straci.
– Szybciej! – poganiał ich brunet, który pomagał iść Sarah.
– Wszystko w porządku? – spytała Kie.
– Tak.
Wbiegli w wysokie trawach. Mieli szczęście, ponieważ między roślinami była utworzona mała ścieżka.
Po pięciu minutach musieli zanurzyć się w wodzie, aby przepłynąć na drugą stronę. Ruszali rękami i nogami jak najszybciej. Byleby znowu stanąć na ziemi.
– Szybko!
Gdy wyszli z wody schowali się za dużym drzewem. Po drugiej stronie pojawili się już agenci FBI z karabinami, którzy rozglądali się na różne strony.
Nikt z nich nie przewidział tego, że przyjadą również policyjne auta, które stanęły po ich dwóch stronach.
– Otoczyli nas – oznajmił JJ, rozglądając się na boki.
– Co robimy? – spytał Pope.
– Nie ma wyboru, trzeba walczyć – stwierdził Maybank i wyciągnął mokry pistolet, który zaczął wycierać chustą.
– Nie ruszać się! – krzyknął mężczyzna z FBI, celując w nich bronią.
Amber ze łzami w oczach obserwowała wszystkich, a zwłaszcza swojego bliźniaka. Złapała z nim kontakt wzrokowy, biorąc drżąch oddech. John B bezgłośne wypowiedział ,,przepraszam" i spojrzał się na JJ'a.
Blondyn trzymał w ręku pistolet i w chwili, gdy miał wybiec za drzewo i zacząć strzelać, John B go zatrzymał. Przytrzymał jego nadgarstek do momentu, kiedy Maybank przestał się wyrywać. Patrzyli się na siebie przez kilka sekund, po czym brunet wyjął z rąk JJ'a broń i rzucił ją na ziemię.
– Bedzie dobrze – powiedział cicho i smutno się uśmiechnął.
Maybank z zaszklonymi oczami zakopał ziemią pistolet i uniósł wzrok na Amber. Wysilił się na uśmiech, łapiąc ją za dłoń.
– John B! – krzyknął Shoupe, wychodząc z samochodu. Ze zdenerwowaną miną celował w niego bronią. – Wyjdź przed szereg! Na ziemię!
– Poddaje się! – oznajmił głośno brunet i podniósł ręce do góry.
– Cała reszta niech sie nie rusza i ręce w górze! – rozkazała zastępczyni szeryfa.
– Ani kroku! – krzyknął inny policjant.
– Shoupe, chce zeznawać – powiedział opanowanym głosem John B.
– Najwyższy czas. Nie ruszaj się i zachowaj spokój – odpowiedział mu mężczyzna.
Brunet upadł na kolana z rękami założonymi na tył głowy. Zamiast Shoupe'a z tyłu pojawił się wysoki policjant. Nie założył on kajdanek, tylko niespodziewanie obwinął rękę wokół szyi chłopaka i sprawnie uniósł go do góry.
– Żartujecie sobie ze mnie? – krzyknął JJ, kiedy John B otrzymał pierwszy cios w twarz.
– Zróbcie coś! – poprosiła wkurzona Amber.
– Thomas! – zawołał go Shoupe i zaszedł policjanta od tyłu, kiedy ten powalił Johna B na ziemię.
Mężczyzna zaczął go kopać, dając upust swojej frustracji. Za to brunet skulił się na brudnym podłożu i chronił swoimi dłońmi głowę.
– Przestań, puść go! – wrzasnęła Sarah.
– Jak możesz mi na to pozwolić!
– Ty chuju! – krzyknęła Amber.
Nie mogła patrzeć na to jak policjant bezkarnie bije jej bliźniaka. Puściła rękę JJ'a i zanim ten zaczął ją powstrzymywać, ona zdążyła zrobić dwa kroki.
– Powiedziałam! Nie ruszać sie! – powtórzyła policjantka i strzeliła w ziemię kilka centymetrów od blondynki.
– Amber, błagam cię – poprosiła Kie.
Dziewczyna posłała zastępczyni szeryfa wkurzone spojrzenie i zacisnęła zęby, aby nie wykrzyczeć w jej stronę paru wyzwisk.
Posłusznie stanęła obok Kiary i zdenerwowana dalej patrzyła jak Thomas bije Johna B.
– Odejdź! – rozkazał Shoupe.
– To za Peterkin – powiedział w ostatniej chwili policjant, po czum używając całej swojej siły uderzył pięścią w twarz bruneta.
A piątka przyjaciół mogła tylko bezsilnie obserwować jak chłopak upada na ziemię, tracąc przytomność.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Kurwa! – krzyknął JJ, rzucając pustą puszką w trawę.
Amber wyjęła trzęsącymi się dłońmi joint'a i zapalniczkę, z kieszeni bluzy. Podpaliła go, zaciągając się mocno. Po chwili odetchnęła z ulgą i wypuściła dym z ust.
Podała bez słowa używkę swojej przyjaciółce i zagryzła wnętrze policzka.
– Co nam jeszcze zostało? – spytała Sarah, ocierając łzy.
– Nic, wszyscy to pieprzeni oszuści! – wydarł się Maybank, chodząc raz w lewo, raz w prawo.
– Uspokój się – poprosił go Pope.
– Mam dość tego bagna – stwierdził blondyn, po czym chwytając swój kask, odszedł szybko od przyjaciół.
Amber patrzyła jak odjeżdża na motorze. Westchnęła i zaciągnęła się blantem. Wiedziała, że musi go zostawić, ponieważ chłopak potrzebuje sam ochłonąć.
– Kiedy będzie rozprawa? – zapytała Kiara.
– Najpierw będzie przedstawienie zarzutów i to pewnie dopiero za pięć dni – odpowiedział Pope, po czym wstał. – Muszę już iść, bo moi rodzice oszaleją.
– Ja niestety też – oznajmiła Kie, przytulając swoją przyjaciółkę. – Jakby coś się działo masz dzwonić.
Blondynka pokiwała głową i pomachała dwójce przyjaciół, gdy odchodzili.
– A ja w sumie nie mam domu, więc chyba tu zostanę – odezwała się Sarah i zaśmiała się przez łzy.
– Nie chyba tylko na pewno – powiedziała Amber, podając jej joint'a. – Chodźmy obejrzeć jakiś film.
Obie wróciły do domu i usiadł na kanapie. Na laptopie odpaliły pierwszy film, który im się wyświetlił i zaczęły go oglądać. Wzrok miały utkwiony w ekranie, ale tak naprawdę nie śledziły fabuły.
Amber co chwila przenosiła spojrzenie na drzwi wejściowe z nadzieją, że zaraz się otworzą i stanie w nich JJ. Trochę się o niego martwiła, ponieważ był wkurzony i nie panował nad sobą, więc mógł zrobić dużo nieprzemyślanych rzeczy.
W jej głowie krążyły też myśli o Johnie B. Jak się czuje? Czy ponownie go pobili? Czy dostał jakieś jedzenie? Czy jest sam w celi?
Bezsilność sprawiała, że chciało jej się płakać. Nie mogła zrobić zupełnie nic, aby go wydostać. Wszystkie dowody, które istniały zostały zlekceważone przez policję albo ukryte przez Warda.
Zastanawiała się czemu świat musi być dla nich taki niesprawiedliwy. Dlaczego pieniądze grały główną rolę w tym miejscu.
– Idę się położyć – oznajmiła Sarah po dwóch godzinach i udała się do pokoju Johna B.
Amber zagryzła wnętrze policzka i wyjęła z kieszeni kolejnego blanta. Wiedziała, że sobie szkodzi, ale potrzebowała czegoś co pozwoli jej zapomnieć.
Otworzyła książkę na stronie czterdziestej czwartej i zaczęła ją czytać z nadzieją, że się skupi.
Za godzinę miała wybić godzina dwudziesta trzecia, a blondynka nadal siedziała w tej samej pozycji i z wyczekiwaniem obserwowała drzwi. Dawno skończyła czytać książkę, więc pozostało jej tylko czekać aż wróci Maybank, od którego nie dostawała znaku życia.
Kiedy w końcu usłyszała dźwięk motoru, chwyciła nóż i wyszła na dwór. Nie miała pewność, że był to JJ. Wiedziała, że Rafe również często poruszał się na motorze, więc w razie czego chciała mieć czym się bronić.
– Amber – chłopak wymówił jej imię i obrócił się w stronę blondynki.
– O mój boże – szepnęła, upuszczając na ziemię nóż i szybko do niego podeszła.
Z szokiem wymalowanym na twarzy, objęła dłońmi jego twarz i zaczęła ją oglądać z każdej strony.
Dzięki lampce, która znajdowała się na dworzu i była zapalona mogła dojrzeć jego rany.
Blondyn miał rozcięty łuk brwiowy. Rany na ustach, z których sączyła się krew. Jego nos również był cały w czerwonej cieczy, ale mimo tego unosił kąciki ust.
– Co się stało? – zapytała Amber i objęła go w pasie, pomagając mu wejść do domu.
Od razu rozpoznała, że jest również pijany i ledwo utrzymuje się na własnych nogach. Nie chciała, żeby się wywrócił, zważając na jego obrażenia.
– Byłem w barze i jakiś skurwiel się do mnie przyczepił, bo nie chciałem mu zwolnić miejsca – wyjaśnił i szerzej się uśmiechnął. – Ale dostał nauczkę, że na mnie się nie krzyczy.
– Musiałeś się z nim bić? – spytała blondynka i otworzyła drzwi do łazienki.
– Tak – przytaknął Maybank, po czym pocałował ją w policzek. – Jedyną osobą, która może na mnie krzyczeć jesteś ty.
Amber pokręciła głową i ustawiła chłopaka pod prysznicem. Pomogła mu zdjąć ubrania tak, aby został w samych bokserkach. Włączyła zimną wodę i wyszła z prysznica.
– Czemu tak zimno? – zapytał blondyn, krzywiąc się.
– Za dwie minuty wyjdziesz – odpowiedziała dziewczyna i wyjęła kilka gazików z szuflady.
Po odpowiednim czasie, siostra Johna B pomogła JJ'owi wyjść. Posadziła go na fotelu, który stał w rogu łazienki i dała mu dresy z bluzą, które wcześniej przygotowała.
Blondynka popsikała płynem dezynfekcyjnymi ranę na brwi, po czym przyłożyła do niej gazik, ścierając krew.
– Nie trzeba zszywać, więc się ciesz – powiedziała cicho, skupiając wzrok na ranie.
– Zawsze mi pomagasz, słońce – stwierdził chłopak, dotykając dłonią jej policzka.
Amber nie skomentowała jego słów. Nie wiedziała co mogłaby na to odpowiedzieć.
– Każdego dnia coraz bardziej mam dość tego gówna, w którym się znaleźliśmy – kontynuował Maybank i smutno się uśmiechnął. – Tak naprawdę tylko dla ciebie wszystkiego nie ryzykuje. Mógłbym pobić się z kilkoma kolesiami i pewnie Shoupe by mnie zawinął. Przez to, że mam już parę rzeczy w papierach wylądowałbym w pace i wszystko by się szczęśliwie skończyło.
Blondynka odsunęła rękę od jego twarzy i skupiła spojrzenie na niebieskich tęczówkach. Dopiero teraz zauważyła, że są one zaszklone. Wiedziała, że to nie przez alkohol.
– Nikt by nie był szczęśliwy z tego powodu – zapewniła, po czym dodała oburzona. – I nie mów nawet takich rzeczy.
– Gdyby nie ty, byłbym na miejscu Johna B. Złamałbym się już dawno – kontynuował blondyn. – Nawet nie jesteś świadoma jak bardzo cię koch...
Amber wytrzeszczyła oczy i w sekundę zakryła mu dłonią usta, przerywając tą wypowiedź.
– Nie mów tego – poprosiła cicho po chwili i pokręciła głową. – Nie kiedy jesteś pijany i jutro nie będziesz pamiętał tej rozmowy.
Dziewczyna nie sądziła, że JJ wymówi do niej te słowa, zwłaszcza w takiej chwili. Nie chciała tego usłyszeć, ponieważ był pod wpływem alkoholu. Mógł sobie coś wymyśleć i rzucić słowa na wiatr. Ona, jednak nie chciała ich słyszeć teraz, bo za dużo dla niej znaczyły. Zwłaszcza z ust Maybanka.
Kiedy siostra Johna B w ciszy dokończyła swoją pracę, wyszła do kuchni, a JJ bez pożegnania udał się do pokoju, w którym spał.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Kto wypalił ostatnie dwa joint'y w jeden dzień? – spytał JJ, wchodząc do pomieszczenia, w którym przebywała Amber i Sarah.
– Ja – przyznała się siostra Johna B, po czym posłała blondynowi krzywy uśmiech.
– Chcesz się uzależnić? – zapytał Maybank.
– Już jestem uzależniona – stwierdziła Amber, wkładając brudny talerz do zlewu. – Nie narzekaj tylko lepiej coś zjedz.
Chłopak westchnął, ale usiadł przy stole i zrobił sobie kanapkę. Uniósł brwi, gdy napotkał zaciekawione spojrzenie Sarah.
– A więc, jednak śpicie razem – odezwała się dziewczyna z uśmiechem i spojrzała się na Amber, która udawała, że szuka czegoś w lodówce. – Już się tak nie chowaj, od dawna się domyślam.
– Czego? – zapytała blondynka, wyjęła sok i usiadła obok JJ'a.
– Tego, że nie tylko się przyjaźnicie – odpowiedziała Sarah.
Maybank i Amber wymienili między sobą krótkie spojrzenie, po czym chłopak kontynuował jedzenie, a blondynka napiła się soku.
– No błagam was – dziewczyna wywróciła oczami. – Nie musicie się ukrywać, bo nie ma Johna B. Jedyny plus, że jest nieobecny.
Amber spięła się lekko na wzmiankę o swoim bracie, po czym odeszła od stołu, aby pozmywać naczynia. Musiała zająć czymś ręce, żeby nikt nie zauważył jak bardzo się trzęsą.
– Idziemy, Amber? – spytała po kilku minutach Sarah, zakładając na ramię bawełnianą torbę.
– Tak – odpowiedziała dziewczyna i posyłając ostatnie spojrzenie JJ'owi wyszła za przyjaciółką z domu.
Nie rozmawiała z Maybankiem o wczorajszej nocy. Nie miała pojęcia czy nadal pamiętał to co się działo i to co prawie powiedział.
Atmosfera teraz była między nimi lekko spięta, więc wolała wyjaśnić to jak najszybciej. Powstrzymywała ją, jednak praca, do której musiała się udać. Potrzebowała pieniędzy, a rodzice Kiary oferowali jej stanowisko kelnerki, więc z tego korzystała.
Wyjątkowo miała jej towarzyszyć Sarah, która była podekscytowana swoją pierwszą pracą. Sama została bez domu, dlatego również potrzebowała środków na życie.
– Jak się czujesz z tym wszystkim? – zapytała Amber i zerknęła na przyjaciółkę, która westchnęła.
– Jestem zmęczona – wyznała i utknęła wzrok przed sobą. – Ostatnio ciągle żyjemy w stresie. Nie dość, że musiałam uciekać przed kilka tygodni, zostałam postrzelona, a teraz dodatkowo mój chłopak wylądował w więzieniu i to przez mojego ojca.
– Nie bierz winy na siebie – poprosiła dziewczyna i położyła jej dłoń na ramieniu. – Podziwiam cię za to, że masz jeszcze siłę cokolwiek robić. Dostałaś kulką w nogę, a teraz idziesz pracować.
– Bo muszę.
– Wcale nie – Amber pokręciła głową. – Mogłabyś założyć, że ja cię utrzymam, ale sama zaproponowałaś, że mi pomożesz. Jesteś lepsza od swojej rodziny, Sarah. Myślę, że jesteś pełnoprawną Płotką.
– Królowa Płotek mnie przyjmuje? – spytała z niedowierzaniem Sarah, łapiąc się za serce.
– Dokładnie – blondynka się zaśmiała i objęła ją ramieniem.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Amber pożegnała się ze swoimi dwoma przyjaciółkami, które wracały już do domu. Dzisiaj ona miała zamknąć restaurację, więc mogła wyjść z budynku dopiero za godzinę.
Ze znudzeniem wycierała mokre szklanki, ścierką i co jakiś czas zerkała na siedzących ludzi.
Przez to, że zbliżała się godzina dwudziesta nie było wielu osób. Zauważyła parę nastolatków, starszą panią z wnuczkiem i rodzinę z dziećmi.
Jej głowa była zajęta myślami, a głównie jedną. Czy JJ pamięta to co chciał powiedzieć?
Zastanawiała się również czy u jej brata wszystko w porządku. Chociaż w to wątpiła, przypominając sobie, że brunet siedzi sam w ciemnej celi.
– Podać rachunek? – spytała Amber, patrząc w oczy staruszki.
– Tak, poprosimy – odpowiedziała i posłała jej szczery uśmiech.
– Zaraz przyjdę.
Po godzinie wszyscy opuścili lokal, więc blondynka upewniając się, że wszystkie światła są wyłączone, wyszła z budynku.
Zamknęła drzwi i je zakluczyła. Wyobrażała sobie jak jest w domu, je ciepły posiłek i może iść spać.
Gdy miała obrócić się w drugą stronę, poczuła na swoich ustach dłoń, więc od razu chciała ją zsunąć. Miała zacząć się szarpać, ale została mocno przyparta do ściany.
Oddech dziewczyny przyspieszył, a strach znowu zawitał do jej głowy. Każda komórka jej organizmu znowu była pobudzona.
– Dawno się nie widzieliśmy – odezwał się chłopak, a blondynka zmarszczyła brwi, ponieważ kojarzyła ten głos. – Stęskniłem się, więc postanowiłem cię odwiedzić.
Została gwałtownie obrócona plecami do ściany przez co mogła dojrzeć twarz chłopaka. Wytrzeszczyła oczy, kiedy zobaczyła znajomy uśmiech.
– Nikt ci nie pomoże, więc nawet nie próbuj krzyczeć – oznajmił brunet i odsunął swoją dłoń od ust Amber.
– Pomocy! – wydarła się niemal od razu, ale po chwili tego pożałowała.
Chłopak w sekundę z powrotem zakrył brutalnie ręką jej buzie i zbliżył się do jej twarzy. Uniósł drugą dłoń, w której trzymał nóż i się uśmiechnął.
Blondynka była pewna, że on słyszy bicie jej serca. Sama je słyszała głośno i wyraźnie. Każde uderzenie docierało do niej z dokładnością. Ledwo widziała przez łzy wypływające z jej oczu, ale mimo to wpatrywała się w narzędzie, trzymane przez chłopaka. Jeden ruch i mogła stracić życie. Zrozumiała, że wszystko zależy od jego woli.
– Takie małe ostrzeżenie – wyszeptał i przejechał ostrzem po policzku blondynki.
– Czego chcesz? – spytała, gdy odsunął dłoń od jej buzi. Tym razem nie próbowała nawet wołać o pomoc, za bardzo się bała.
– Spodziewałem się raczej pytania: Kim jesteś? – stwierdził brunet i cmoknął. – Więc ci powiem, bo to mi się bardziej spodoba.
– Ale cz...
– Nie przerywaj mi – przerwał jej stanowczo chłopak i mocniej przyparł ją do ściany przez co blondynka syknęła. – Pierwszy raz wpadłem na ciebie w noc świętojańską. Był to przypadek, los zdecydował, żebyśmy się spotkali. Drugi raz zobaczyliśmy się tutaj i to akurat zaplanowałem. Ostatnim razem widzieliśmy się po drugiej stronie wyspy i uwaga zaskoczenie również nie był to przypadek. A wiesz czemu?
Amber miała wrażenie, że dostanie ataku paniki, ale starała się to opanować. Nie wiedziała co on by zrobił gdyby zobaczył ją w jeszcze gorszym stanie.
Pokręciła jedynie głową, bo nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
– Bo cię obserwowałem – powiedział cicho chłopak. – Widziałem każdy twój krok, który robiłaś poza domem. Śledziłem to co robiłaś z przyjaciółmi.
Amber otworzyła szerzej oczy i z nerwów zagryzła wnętrze policzka, tak mocno, że poczuła metaliczny posmak krwi.
– Po co? – zapytała po chwili, przełykając gulę w gardle.
– Bo zostałem o to poproszony – odpowiedział brunet i pokręcił głową. – Nie będę ukrywał, że średnio mi się podobał ten pomysł, ale teraz... – przerwał na chwilę i przejechał kciukiem po linii szczęki dziewczyny. – Nie żałuje.
Dziewczyna nie mogła dłużej patrzeć w jego oczy. Przymknęła powieki, hamując łzy.
– Nie dotykaj mnie.
Chciała, żeby jej głos brzmiał stanowczo, ale przez to, że na końcu się załamał, wszystko brzmiało jak prośba.
– O! Jaka nagle zrobiłaś się odważna – prychnął, po czym przyłożył nóż do jej krtani przez co Amber gwałtownie nabrała powietrza do płuc. – Jedno słowo i możesz przywitać się z Bogiem.
Blondynka ponownie patrzyła się z przerażeniem w chłopaka. Nawet powoli zaczynała się godzić z myślą, że nic ani nikt jej nie uratuje. Sama nie da rady go pokonać.
– Mój przyjaciel, Rafe, od czasu śmierci Peterkin kazał mi cię obserwować, w sumie nie tylko ciebie, a wszystkich twoich przyjaciół – zaczął opowiadać opanowany głosem. – Miałem mówić mu co robicie, aby w razie czego ostrzec go gdybyście znaleźli jakiś dowód. Niestety, dla ciebie, znaleźliście i od razu oddaliście pistolet Shoupe'owi. Idioci.
Chłopak przestał mówić, więc Amber zwilżyła językiem spierzchnięte usta i wzięła drżący oddech.
– Dlaczego złapałeś akurat mnie? – spytała.
– Bo z waszej piątki ty najbardziej mi się podobasz – odpowiedział chłopak i posłał jej szeroki uśmiech.
Bez wahania przeniósł nóż na jej policzek. Skierował ostrze do skóry i delikatnie po niej przejechał, dokładnie obserwując rozcięcie jakie się stworzyło.
– Wkurzyliście Rafe'a tym, że znaleźliście broń – kontynuował, przeniósł nóż w inne miejsce i przeciął skórę. – On miał być na moim miejscu, więc powinnaś się cieszyć, bo on nie potraktowałby cię delikatnie.
– Uważasz, że to co robisz jest delikatne? – zapytała Amber, prostując się.
– Tak – przytaknął, po czym złapał ją za jedno ramię. – Mógłbym zrobić to.
Popchnął ją z mocą na ścianę, a blondynka uderzyła tylnią częścią głowy w cegłę. Niemal od razu poczuła promieniujący ból. Obraz przed oczami znowu jej się zamazał.
– I to – dodał chłopak i uderzył ją pięścią w brzuch.
Amber się skuliła, opadając na kolana. Złapała się za bolące miejsce i starała się pamiętać o oddychaniu. Nie mogła wziąć spokojnego wdechu, jej klatka piersiowa unosiła się z każdą sekundą coraz szybciej.
– Chcę widzieć strach w twoich oczach – stwierdził, po czym złapał ją za włosy i szarpnął nimi do góry.
Patrzyła w jego zielone oczy z nadzieją, że coś się zmieni. Chciała, aby się rozmyślił. Zrozumiała, jednak, że to się nie stanie, ponieważ zobaczyła w jego spojrzeniu szaleństwo. Widziała to samo co w tęczówkach Rafe'a.
– Zostaw mnie – wydusiła z siebie na co blondyn prychnął pod nosem.
– Rozpatrzę tą prośbę.
Chłopak uderzył ją pięścią w twarz, po czym kilka razy kopnął nogą w jej brzuch.
Amber z bezsilności leżała na zimnym chodniku, nie panując już nad łzami. Właściwie nie panowała nad niczym. Miała wrażenie, że zapomniała jak się oddycha.
– Patrz na mnie – rozkazał chłopak, ale blondynka ledwo unosiła powieki. – Powiedziałem, że masz, kurwa, na mnie patrzeć!
Jeszcze bardziej zdenerwowany kopnął ją poraz kolejny i kolejny.
Siostra Johna B nie miała już poczucia, ponieważ ból stopił się w jedno. Nie rozróżniała, w które miejsca dostaje.
Kiedy miała się poddać i zamknąć oczy z wycieńczenia, nagle ciosy ustały. Myślała, że zaraz otrzyma kolejny, dlatego wyciągnęła trzęsące się ręce, aby ochronić swoją głowę.
– Nie zamykaj oczu, okej? – usłyszała głos, ale miała wrażenie, że z daleka. – To ja Sarah, pomogę ci wstać, dobrze?
Przerażona córka Warda pomogła wstać swojej przyjaciółce. Z gulą gardle obserwowała jej bladą twarz, która była pokryta krwią lub tworzącymi się siniakami.
– Boli mnie – wychrypiała Amber, trzymając się za brzuch.
– Spokojnie, zaraz przestanie – powiedziała Sarah spokojnym głosem i objęła mocniej dziewczynę. – Wrócimy do domu, dostaniesz leki i się porządnie wyśpisz. Tylko nie zamykaj oczu.
– S-skąd wiedziałaś?
– Za długo cię nie było, więc przyjechaliśmy sprawdzić o co chodzi – wyjaśniła, po czym zniecierpliwiona odchyliła głowę w prawą stronę i ujrzała swoich przyjaciół. – Kie! JJ!
– Słabo mi – stwierdziła blondynka, opierając się całym ciężarem na ciele Sarah.
– Chodźcie tu! – krzyknęła rozpaczliwie córka Warda, mocno trzymając przyjaciółkę w pasie.
Bała się, że zemdleje. Wiedziała, że ciosy w brzuch mogą spowodować wewnętrzny krwotok, dlatego była jeszcze bardziej przerażona.
– Chyba j-już nie dam rady – wyszeptała Amber.
Podjęła decyzję zamknięcia oczu. Jej powieki zrobiły się ociężałe, a widziała, że jest w rękach swoich przyjaciół, dlatego miała poczucie bezpieczeństwa.
W ostatniej chwili, jednak poczuła jak obejmują ją inne ramiona. Ramiona, które tak dobrze znała. Wiedziała kto ją teraz trzymał. Całkowicie odetchnęła z ulgą.
– Dasz radę, słońce – zapewnił ją blondyn, po czym bez ostrzeżenia ją podniósł. – Zrób to dla mnie.
Z całych sił powstrzymywał się przed zabiciem nieznajomego chłopaka, który zaatakował Amber. Zdawał sobie, jednak sprawę, że ona jest ważniejsza. Miał tylko jeden cel: dowieźć ją do domu i zadbać o jej rany.
Gdy czwórka przyjaciół znalazła się w samochodzie rodziców Kie, od razu zaczęła się zastanawiać co robić. Nie wiedzieli czy jechać prosto do domu czy do szpitala.
JJ położył blondynkę na swoich kolanach i objął ją w pasie. Mocno ją trzymał, czując, że sama nie panuje nad swoimi ruchami.
Ze łzami w oczach patrzył na jej sponiewieraną twarz i brzuch, na którym pojawiły się już siniaki. Nie wierzył jak sam mógł dopuścić do takiej sytuacji. Dobrze wiedział, że Rafe jest na wolności i może coś zrobić. Był on nieprzewidywalny, więc Maybank powinien spodziewać się jakiegoś ruchu z jego strony. Zamiast tego pozwolił najważniejszej osobie w swoim życiu, wracać samej po nocy. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
– Oddychaj – poprosił JJ, odgarniając jej włosy z twarzy. – Zaraz będziemy.
– Na chwilę tylko zamknę oczy – oznajmiła cicho Amber i przymknęła powieki.
– Nie, nie rób tego! – krzyknął Maybank, klepiąc ją parę razy w policzek.
W jego oczach zebrały się łzy, których nie chciał wypuścić na zewnątrz. Wiedział, że jest możliwy krwotok wewnętrzny, ale nie chciał godzić się z tą myślą. Nie przyjmował takiej opcji, dlatego co chwilę sprawdzał oddech dziewczyny, aby się uspokoić i wierzyć, że wszystko skończy się dobrze.
– Kie jedź szybciej!
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Wiesz kto to zrobił? – spytał Pope.
– Tak, widziałam jego twarz – odpowiedziała Amber, kiwając głową. – Zresztą jak wam mówiłam poznałam go. Przedstawił mi się kiedyś, ma na imię Lucas.
– Lucas, kutas – zwyzywał go JJ, który chodził od ściany do końca werandy.
– Okej, przemyślmy to na spokojnie – zaczęła Kie, ale chłopak jej przerwał.
– Jak mamy to przemyśleć na spokojnie?! – krzyknął, wyrzucając ręce do góry. – Rozumiesz, że Amber mogła umrzeć?!
– Tak, idioto! – odkrzyknęła Kiara, denerwując się, że Maybank ją atakuje.
– Oboje weźcie wdech, bo jesteście za bardzo zdenerwowani – stwierdziła Sarah.
– Dokładnie, musimy spojrzeć na tą sytuację obiektywnie – poparł ją Pope.
– Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji – oznajmił JJ i usiadł obok Amber. – Pozbyć się Rafe'a i jego przydupasów.
– Znalazł się geniusz – Kie parę razy zaklaskała, parskając.
– Mogłabyś się w koń...
– JJ – wtrąciła się blondynka i złapała chłopaka za rękę, aby ten się uspokoił. Spojrzała się w jego tęczówki, lekko się uśmiechając. – Oni mają rację.
– Nie zgłosimy tego – stwierdził Pope, a widząc jak Maybank chce się sprzeciwić, ostrzegł go spojrzeniem. – Przykro mi, ale najlepszym wyjściem będzie to zignorować. Nie odpowiadać na atak, bo skończy się to bardzo źle, a nie chcemy kolejnej osoby w więzieniu.
Amber zaczęła się zastanawiać nad słowami przyjaciela. Chciała, żeby Lucas poniósł konsekwencję, ale z drugiej strony wiedziała, że mogłoby to wywołać wojnę albo skończyć się gorzej. Poza tym wiedziała komu uwierzy Shoupe. Snobowi, nie Płotce.
– Zgadzam się – dziewczyna przytaknęła, po czym wolno wstała. – Muszę wziąć leki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top