• s2, four •
AMBER LEKKO ZNIESMACZONA poruszała się wolno na czworakach, a cały widok zasłaniała jej Kiara, która poszła jako pierwsza.
– W razie czego krzyczcie! – odezwał się JJ. – My wam...odkrzykniemy!
– Bardzo pomocne – mruknęła pod nosem brunetka.
Siostra Johna B czuła jak jej nogi pokrywają się błotem lub inną substancją, o której wolała nie wiedzieć. Twarz również miała umazaną przez to, że podrapała się w nos, zapominając o tym, że trzymała ręce w brudnej wodzie.
– Widzicie broń?! – dotarł do nich przygłuszony głos Pope'a.
– Nic tu nie ma! – odpowiedziała Amber.
– Pewnie jest na dnie osadnika!
Przyjaciółki chwilę później dotarły do wspomnianego miejsca. Z obrzydzeniem szukały rękami na oślep pistoletu, który znajdował się pod brudną wodą.
Blondynka czuła jak przechodzą ją ciarki, gdy dotykała różnych śmieci i je wyławiała. Cieszyła się przynajmniej, że ma jakiekolwiek światło, ponieważ mogła wiedzieć czym są te przedmioty.
– Ludzie to takie świnie – stwierdziła Kie na co Amber pokiwała głową.
– O fu! – krzyknęła nagle i rzuciła białą reklamówką wypełnioną nieznaną substancją w swoją przyjaciółkę.
– Ty suko! – Kiara w ostatniej sekundzie się pochyliła. – Żebym ja ci zaraz nie rzuciła...O mój boże!
Dziewczyna chciała złapać obrzydliwą rzecz z zamiarem rzucenia nią w swoją przyjaciółkę, ale gdy zobaczyła co ma w dłoniach pisnęła.
Przez kilka sekund trzymała połowę ludzkiej ręki, która już powoli się rozkładała, po czym wrzuciła ją do wody, jak najbardziej odsuwając się od tego miejsca.
– Ja chcę stąd wyjść! – wydarła się Amber, chowając się za Kie. – JJ!
– Co się dzieje?! – zapytał zmartwiony.
– Tu jest coś martwego! – odkrzyknęła Kiara, wachlując twarz dłonią.
– W sensie człow... – zaczął Pope, ale obie przyjaciółki go nie usłyszały, ponieważ krzyknęły, nie wierząc co zobaczyły.
– To Gavin?! – zapytał Maybank kilka sekund później. – Tylko tego nie dotykajcie!
– Macie u nas dług na całe życie! – krzyknęła Kie ze złością.
– Nigdy, kurwa, więcej! – dodała Amber.
– Co to za woda? – spytała brunetka, zerkając na swoją przyjaciółkę.
Z sąsiedniego kanału nagle zaczęła napływać woda. Pod dużym ciśnieniem wpadała do miejsca, w którym były dwie przyjaciółki, uniemożliwiając ucieczkę.
– Cholera – ponownie przełknęła pod nosem.
– Chłopaki! Woda! – ostrzegła ich Kiara.
– Uciekacie stamtąd! – JJ posłał przerażone spojrzenie Pope'owi.
– Nie mamy czasu! – poinformowała ich Amber, gdy druga dziewczyna weszła na małą drabinkę.
Prowadziła ona do studzienki, która została zrobiona z kratki. Dzięki temu Kie mogła włożyć palce pomiędzy dziury i starać się jak najbardziej machać rękami, aby chłopacy wiedzieli gdzie jest.
– Trzymaj się mocno – poprosiła ją brunetka, wchodząc coraz wyżej.
– Pomocy! – krzyknęła siostra Johna B, widząc jak woda sięga jej do pępka.
Nie mogła być na tej samej wysokości co jej przyjaciółka, ponieważ drabinka była na to za mała.
– Jesteśmy tutaj! – wydarła się brunetka, uderzając o studnię.
– Kiara – zawołała ją Amber, kiedy woda prawie przysłaniała jej głowę.
– Boże, staraj się wejść jak najwyżej.
Dziewczyna odsunęła się jak najbardziej w prawą stronę, ale mimo to siostra Johna B nie mogła wejść na ten sam poziom na którym była ona.
Przez następne kilka sekund obydwie ściskały się i krzyczały o pomoc.
– Podnieście właz! – poprosiła ich Kiara, gdy ujrzała przez kratkę chłopaków. – Pospieszcie się!
Amber wstrzymała oddech, gdy poczuła jak woda podnosi się na poziom jej twarzy.
Wolno wypuszczała powietrze z płuc, żeby wytrzymać kilka sekund dłużej. Docierały do niej dźwięki z zewnątrz, ale z każdą chwilą miała wrażenie, że jest coraz dalej.
Czuła przerażenie, bo nie miała pewności, że jej przyjaciele uratują ją i Kie. Uświadomiła sobie, że to mogły być jej ostatnie chwile życia.
Kiedy poczuła przeszywający ścisk w klatce piersiowej spowodowany brakiem powietrza nagle ktoś pomógł jej wynurzyć się na powierzchnię.
Z ledwo przytomnym wyrazem twarzy wypluwała z siebie wodę. Opierała się dłońmi o asfalt, czując w oczach piekące łzy.
– Żyjesz, Kie? – spytała, biorąc ciężkie oddechy.
– Tak – odparła dziewczyna.
– Jak się czujesz? – zapytał zmartwiony JJ, obejmując dłońmi twarz blondynki.
– Jest w porządku – wydukała, kaszląc parę razy.
– Już myślałem, że... – zaczął Maybank i przymknął powieki, ponieważ nie potrafił wypowiedzieć tych słów na głos.
– Wszystko dobrze, naprawdę – wtrąciła się Amber, uśmiechając się pocieszająco, po czym znowu spojrzała się na swoją przyjaciółkę. – Udało się?
– Jeżeli szukaliśmy tego – brunetka wyjęła z kieszeni pistolet. – To tak.
– Kurwa! – krzyknął JJ i natychmiast obwinął przedmiot w swoją chustę.
– Udało się! – wykrzyknęła siostra Johna B i przytuliła Kie.
– Dorwiemy tego sukinsyna!
・✧・✧・✧・✧・✧・
Mężczyzna obserwował czwórkę nastolatków, którzy z wyczekiwaniem się w niego wpatrywali. W ich oczach zauważył nadzieję jak i niecierpliwość.
Każdy z nich wiedział, że przedmiot leżący na stole może spowodować zmianę wydarzeń. Byli pewni, że to spowoduje oczyszczenie Johna B.
– Chcecie powiedzieć, że to jest broń, z której Rafe zabił Peterkin? – zapytał, wskazując na pistolet.
– Dokładnie o tym mówimy, Shoupe – odpowiedział JJ, zaciskając usta w wąską linię.
– Z tej samej broni Ward zabił Gavina – dodał Pope.
– A gdzie jest jego trup? – spytał policjant i westchnął.
– Nie szukaliście? – zapytała Kiara z wyrzutem.
– Sprawdziłem w szpitalu i u niego w domu, nie było go – odpowiedział opanowany.
– Nie było go? – brunetka prychnęła pod nosem, nie dowierzając.
– To jasne, bo on nie żyje! – Maybank podniósł głos.
– Uspokój się – poprosił go Pope.
– Sam fakt, że nie ma go w cholernym domu nie oznacza, że został zamordowany – wyjaśnił Shoupe, powoli tracąc spokój.
– Mówiłem, że tak będzie – powtórzył JJ i nerwowo poprawił swoją czapkę.
– To jakieś żarty – stwierdziła Amber, wymieniając sfrustrowane spojrzenie z Kiarą.
– Chociaż wyślesz tą broń do analizy czy znowu nic nie zrobisz? – zapytała brunetka.
– Siedzisz tylko i woskujesz sobie wąsy! – krzyknął Maybank.
– Żebym zaraz cię... – policjant wstał wkurzony.
– Zamknij się – Pope ponownie uciszył blondyna.
– Przepraszam czy ja zraniłem jego uczucia? – zapytał JJ, widząc jak Shoupe kieruje się do wyjścia.
– Zamknij się!
– Wynoście się, mam robotę – zarządził policjant i oparł się plecami o otwarte drzwi. – Zasmrodzicie mi gabinet.
Amber prychnęła pod nosem i ukryła twarz w dłoniach, aby nie wybuchnąć. Ostatnio ledwo panowała nad własnymi emocjami przez to, że tak bardzo zależało jej na tym, aby John B wrócił do domu. Chciała, żeby był bezpieczny w Outer Banks i nie obawiał się, że wyląduje w więzieniu.
– Ward ci płaci? Bo to nie ma sensu – stwierdziła Kie na skraju płaczu i wyszła z gabinetu.
– Peterkin by się wstydziła za takiego szeryfa – powiedziała Amber na odchodne.
– I tak chuja robisz – mruknął pod nosem JJ.
– Wynocha!
・✧・✧・✧・✧・✧・
Słońce powoli zachodziło, a niebo zrobiło się pomarańczowe-różowe. Fale rozbijały się głośno o brzeg przez co rzeczywistość przypominała piękną scenę z filmu.
Na swoich deskach siedziało dwóch nastolatków i obserwowało widok przed sobą. Cisza otaczająca ich była wręcz nienaturalna. Zazwyczaj na plaży imprezowało dużo ludzi, ale dzisiaj były pustki.
Blondynka myślała, że surfing załagodzi jej emocje, jednak tak się nie stało. Nadal była wkurzona na siebie, na Shoupe'a i na to, że świat jest niesprawiedliwy.
Kiedy, jednak patrzyła na wszystko co ją otaczało czuła wewnętrzny spokój. Doceniała takie momenty, bo ostatnio miała ich coraz mniej.
Jeszcze bardziej doceniała to, że nie była sama. Towarzyszył jej chłopak, który leżał na swojej desce z zadowolonym wyrazem twarzy. Jego czoło przysłoniły kosmyki blond włosów, które wydawały się jeszcze jaśniejsze przez słońce.
– Tak się we mnie wpatrujesz, że mam wrażenie, że jestem piękniejszy niż widok przed tobą – odezwał się JJ i otworzył oczy, które od razu odnalazły Amber.
– No nie wiem... – dziewczyna przechyliła głowę w bok, robiąc zamyśloną minę.
– Po prostu to przyznaj – poprosił, siadając.
– Chyba, jednak wolę słońce i ocean – stwierdziła po chwili i posłała mu uśmiech.
– Nie sądzę – Maybank pokręcił głową.
– Czemu?
– Bo natura nie zrobi tak – blondyn objął dłońmi jej twarz i od razu zauważył jak Amber przełyka nerwowo ślinę.
– Potrzebuję jeszcze lepszych argumentów – szepnęła, gdy zbliżył jego twarz do jej.
– To wystarczy? – spytał, muskając usta dziewczyny
– Nie – odpowiedziała, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki, w których dojrzała radość.
Chłopak, nie tracąc chwili dłużej wpił się w jej usta z mocą. Chciał, żeby ona znalazła się jeszcze bliżej, ale przez to, że znajdowali się w oceanie było to niemożliwe.
– Przekonało cię to? – zapytał JJ, kiedy zabrakło im oddechu.
Oparł swoje czoło o czoło Amber i z uwielbieniem wpatrywał się w jej brązowe oczy. Miała uśmiech na twarzy i zaróżowione policzki, których nawet nie próbowała ukrywać.
– Tak, ale nie obiecuję, że później się rozmyślę – odpowiedziała, głaszcząc kciukiem jego policzek.
– Mam nadzieję, że się rozmyślisz – stwierdził Maybank i się zaśmiał.
Dwadzieścia minut później siedzieli już na rozgrzanym piasku i jedli kanapki, które wcześniej przygotowała siostra Johna B. Oboje śmiali się ze swoich żartów lub wspominanych sytuacji.
Blondynka, jednak myślała również o rzeczy, która ją dręczyła od samego rana - o kłótni. Nadal sobie wszystkiego nie wyjaśnili, a ona wolałaby gdyby to zrobili. Musiała się upewnić, że na pewno między nimi wszystko w porządku.
– Nie chcę psuć wieczoru, ale muszę cię przeprosić za to, że nakrzyczałam na ciebie dzisiaj rano – wyrzuciła z siebie, unikając jego spojrzenia.
Miała czas, żeby wszystko sobie przemyśleć i zorientowała się jak głupio postąpiła. Mogła zachować większy spokój, aby przeprowadzić tą rozmowę.
Nie miała pojęcia co zrobić, żeby pozbyć się problemu, ale w sposób, aby dwie strony będą zadowolone. W poprzednich związkach, gdy się kłóciła nigdy później tego nie wyjaśniała. Teraz, jednak zależało jej na dobrej relacji z chłopakiem, dlatego pragnęła to rozwiązać.
– Wszystko już dobrze, słońce – Maybank złapał blondynkę za dłoń, która leżała swobodnie na jej udzie. – Ja też nie powinienem mówić, że ten temat jest błahy. Myślałem o wszystkim i stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie trzymanie broni w garażu.
Amber przeniosła na niego wzrok i odetchnęła z ulgą, kiedy nie zobaczyła na jego twarzy złości.
– Pasuje mi to – postanowiła.
Musiała iść na kompromis, bo zdawała sobie sprawę, że chłopak nie chce się pozbyć pistoletu w najbliższym czasie.
– Nie kłóćmy się już nigdy więcej – poprosił JJ i objął ją ramieniem. – To były najnudniejsze godziny w moim życiu.
– Aż tak było ci trudno? – zapytała dziewczyna z uśmiechem.
– Uwierz mi, że tak – odpowiedział z poważnym wyrazem twarzy. – Już się zastanawiałem z kim będę palił zioło. John B odpada, Pope odpada, została Kie, która teraz z nim kręci, więc też pewnie by odpuściła.
– Jestem ci tylko potrzebna do jarania? – zapytała, teatralnie chwytając się za serce.
– Między innymi – Maybank przeniósł spojrzenie na widok przed sobą i lekko się spiął. – Każdego dnia uświadamiam sobie coraz bardziej, że jesteś mi potrzebna.
Amber miała wrażenie, że w jej brzuchu pojawiło się jeszcze więcej motylków. Niemal słyszała jak jej serce momentalnie przyspiesza, tak samo jak oddech.
– Rozmyśliłam się – oznajmiła nagle z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
– Myślałem, że dłużej ci to zajmie – JJ wywrócił oczami z uśmiechem na twarzy, po czym niespodziewanie pocałował ją w usta.
Na tym ich rozmowa się skończyła. Przez następne godziny leżeli na plecach i obserwowali razem rozgwieżdżone niebo.
Blondyn nie przepadał za oglądaniem gwiazd, ale z Amber mógł robić wszystko. Zrozumiał to dopiero w tamtym momencie. Nagle przestało mu to przeszkadzać i stało się ciekawe.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Siostra Johna B uniosła wzrok z nad sprawdzianu, kiedy zobaczyła jak Pope wychodzi z sali, a towarzyszy jemu nieznajomy mężczyzna w garniturze
Obróciła głowę w stronę JJ'a, który wzruszył ramionami i powrócił do składania samolotu z kartki papieru.
Kilka minut poniżej z powrotem wróciła spojrzeniem do swojego przyjaciela, który pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia i usiadł na swoim miejscu z wytrzeszczonymi oczami.
Bez słowa pokazał swoim przyjaciołom beżową kopertę, która została zamknięta przez czerwony stęmpel z symbolem pszenicy.
– Co jest, kurw... – Maybank przerwał natychmiast, widząc minę nauczyciela. – Kurka?
Wszyscy we czwórkę musieli dokończyć pisanie swoich prac, ale gdy usłyszeli dzwonek na przerwę wybiegli z sali, kierując się do biblioteki.
– To jakieś podchody? – spytał JJ, idąc za Kie.
– Nie wiem – odpowiedziała dziewczyna.
– Przyłożyć ci kątomierzem? Co tu się dzieje? – zapytał JJ licząc, że Pope w końcu się odezwie.
– Zaczyna mnie to denerwować – stwierdziła Amber.
– To był gość z komisji stypendialnej – wyjaśnił, po czym podał blondynowi kopertę. – Spójrzcie na to.
– Przeczytaj na głos – poprosiła Kiara.
Chłopak wpatrywał się przez kilka sekund w kartkę ze zmieszaną miną.
– Nie umiem czytać kursywy – przyznał na co Kie westchnęła i wzięła od niego kopertę.
– ,,Drogi Panie Heyward, piszę do Pana gdyż mam dowód rzeczowy na niewinność Johna B. Routledge'a" – brunetka wymieniła spojrzenie z Amber, która wpatrywała się w nią z szokowaniem. – ,,Proszę, aby dzisiaj spotkał się Pan ze mną, w moim biurze w Charleston przy 27 King Street, o godzinie dwudziestej. Proszę przyjść samemu. Z wyrazami szacunku, C. Limbrey".
– Charleston? – spytał z niedowierzaniem JJ.
– Osiem godzin jazdy i przeprawa promem, jak to zrobić? – zdenerwowany Pope, podrapał się po brodzie.
– Trzeba wyjechać już teraz – stwierdził Maybank.
– Mam dzisiaj wolne w pracy – oznajmiła Kiara.
– Co w ogóle znaczy ,,dowód rzeczowy"? – zapytał blondyn.
– Jest to dowód, który oczyści mojego brata – wytłumaczyła mu Amber.
– Cholera! Jedziemy do Charleston! – powiedział głośno JJ.
– Muszę powiedzieć mamie – wtrąciła się Kiara, krzywiąc się. – Jeśli go zdobędziemy to tym razem nie oddamy go Shoupe'owi.
– Wiadomo – przytaknął chłopak.
W tym czasie Pope wyszukał w bibliotecznym komputerze informacje o nazwisku ,,Limbrey".
– Nie jestem pewien, ale ten ktoś o tym nazwisku może być spokrewniony z kapitanem Royal Merchanta – odezwał się, czytając informacje o żeglarzu.
Amber spojrzała się na Maybanka z podekscytowaniem. Mogli dostać kolejny dowód i to konkretniejszy niż pistolet. Szansa na sukces była jeszcze większa. Nadzieja ponownie zawitała w sercach przyjaciół, bo nareszcie ich plan pod tytułem ,,oczyszczenie imienia Johna B" zaczynał się udawać.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Dobrze to znoszą – stwierdził JJ.
On i jego dwójka przyjaciół siedzieli w samochodzie i obserwowali jak Kie rozmawia z rodzicami. Wcale nie wyglądało na to, że wszystko idzie z godnie z planem.
– Jak udało ci się zabrać wóz twojego ojca? – spytał po chwili Maybank.
– Poluzowałem zawory na gaźniku i silnik zaczął stukać – odpowiedział Pope, wpatrując się w widok za szybą.
– Powiedziałeś mu, że zabierzesz auto do wujka Jeffa, bo się popsuł? – zapytał blondyn.
– I że tam przenocuję – dodał czarnoskóry.
– Chyba mam na ciebie zły wpływ – westchnął chłopak. – Okłamujesz staruszka, kradniesz jego wóz, coś mi to przypomina.
Przez to, że JJ obejmował Amber ramieniem, dziewczyna poczuła jak się lekko spiął na wzmiankę o tym wszystkim.
– Wybacz jeśli to bolesny temat – powiedział Maybank, gdy zauważył, że jego przyjaciel się nie odzywa.
– Mamy jakieś osiemnaście godzin zanim ojciec zacznie się wkurzać, więc jeżeli oddamy mu auto do tej pory to będzie dobrze – wyjaśnił Pope.
Nikt więcej się nie odzywał, bo każdy z nich był lekko zestresowany sytuacją, a przypominając sobie o własnej rodzinie jeszcze bardziej się zdołowali.
Chwilę potem siostra Johna B razem z Maybankiem opuściła samochód, gdy zobaczyła jak Kiara zmierza w ich stronę.
Dłonie miała zaciśnięte w pięści, a wyraz twarzy zdenerwowany.
– Zobacz jak wygląda twoje życie! – krzyknął jej ojciec.
– Dobrze państwa widzieć! – przywitał się JJ z uśmiechem.
– Mamy nadzieję, że dobrze państwu mija dzień! – dodała Amber, machając do dwójki rodziców, którzy z niezadowoleniem ją obserwowali.
– Obiecuję, że Kiara wróci bezpieczna, o normalnej porze – odezwał się Pope, wychylając głowę za szybę.
– Co ty robisz? – spytała z wyrzutem Kie, posyłając swojemu przyjacielowi zmieszane spojrzenie.
– Możesz wracać, ale jeśli masz wrócić za późno to w ogóle nie wracaj! – zarządziła pani Carriera, wracając do tematu rozmowy.
– Blefuje – stwierdził cicho Maybank, ale Kiara tego nie skomentowała tylko weszła do samochodu.
– Do widzenia! – Amber uśmiechnęła się do rodziców swojej przyjaciółki i również wsiadła do auta.
Wszyscy we czwórkę ściskali się między sobą, ponieważ Nissan, którym jechali miał specjalny otwarty bagażnik co powodowało, że jedyne miejsce do siedzenia znajdowało się z przodu.
Na kilka minut zapadła cisza, podczas której każdy z nich pogrążył się we własnych myślach.
– Lepiej byłoby bez rodziców – oznajmiła Kie, wzdychając.
Nikt jej na to nie odpowiedział, ponieważ reszta przyjaciół, a szczególnie Amber i JJ oddaliby wszystko za posiadanie normalnej rodziny. Zazdrościli brunetce tego, że jej rodziciele się o nią martwią.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Blondynka opierała się o samochód i zaciągała joint'em. Obok niej stał Pope, który był lekko zdenerwowany spotkaniem. Co chwilę wzdychał, a wzrok miał skupiony w jednym punkcie.
– Moi starzy nie chcą, abym była Płotką jakby to było coś strasznego – powiedziała zniesmaczona Kiara. – Więc chcą mnie wysłać do szkoły z internatem.
– Podobno mają tam dobrą trawkę – stwierdził JJ, który siedział w odsłoniętym bagażniku.
– Nie ma opcji, że tam pójdę – brunetka pokręciła głową.
– Miałabyś wtedy chodzić do tej samej szkoły co Sarah i Topper? – zapytała Amber, ponieważ pamiętała jak jej były chłopak chodził w ekskluzywnych marynarkach z symbolem placówki.
– Tak – Kiara przytaknęła i wywróciła oczami. – Ale będą musieli mnie porwać, związać i wrzucić do furgonetki, żebym tam się znalazła.
– W takim razie teraz się wyluzuj – Maybank podał swojej przyjaciółce blanta.
– Próbowałaś oddzwaniać na ten numer Johna B? – spytał po chwili Pope, zmieniając temat.
– Chyba z dwadzieścia milionów razy – odpowiedziała ze znudzeniem.
– Całkiem sporo – JJ się zaśmiał, zakładając na głowę czapkę z daszkiem.
– Wyobraź sobie ile to pieniędzy – dodała jego przyjaciółka, która również się szeroko uśmiechnęła co wskazywało na to, że również jest pod wpływem używki.
– Ciągle odbiera jakaś kobieta z hotelu – kontynuowała Kie.
– Tak czy owak trzeba na poważnie wziąć tą rozmowę z Limbrey – stwierdził czarnoskóry, obserwując Amber i Maybanka.
– Spokojnie, Pope, dasz radę – dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu. – Chyba myślisz najlepiej z nas wszystkich, więc wszystko się uda.
– Ten list może nam pomóc oczyścić Johna B – czarnoskóry uniósł przedmiot.
– Właśnie, skupmy się na zadaniu – JJ pokiwał głową. – Za to cię kocham, Pope.
– Czuje się zazdrosna – prychnęła Amber, udając obrażoną.
– Nie martw się to tylko kolega – Maybank uniósł ręce do góry z uśmiechem.
– Każdy tak mówił – blondynka wywróciła oczami, po czym głośno się zaśmiała.
W tym czasie Kie i drugi chłopak wymienili parę zdań między sobą, które nie zakończyły się pozytywnie. Skończyło się na tym, że Pope poszedł na przód samochodu i oparł się o maskę, a z tyłu, w bagażniku siedziała pozostała trójka przyjaciół.
– Powiem wam szczerze, że ostatnio się dziwnie zachowujecie – oznajmiła nagle Kiara, zaciągając się blantem.
– Co takiego robimy? – spytała druga dziewczyna, śmiejąc się.
– Ciągle tylko posyłacie sobie spojrzenia typu ,,jestem zakochanym pieskiem" – odpowiedziała brunetka.
– Nie wiem co to jest za spojrzenie – Maybank uniósł kąciki ust, spoglądając na Amber.
– Wyglądacie jakbyście mieli się na siebie rzucić – odparła Kie.
– Nieprawda – zaprzeczyła szybko blondynka, kręcąc głową. – Uważaj, bo zacznę ci wypominać jak ty wyglądasz z Pope'm.
– Dobra, dobra, nie zmieniaj tematu – dziewczyna wystawiła w jej stronę palec wskazujący. – Lepiej powiedzcie mi co tu się święci.
– Nie ma się o co martwić, bo tylko bliźniaczki – zaśmiał się JJ, łapiąc Amber za rękę.
– Dziwię się, że dopiero to zauważyłaś, Kie – blondynka pogłaskała się po brzuchu.
Za to druga dziewczyna otworzyła szeroko usta ze zdziwienia i przetwarzała słowa swoich przyjaciół.
– Żartujecie sobie ze mnie? – spytała, wytrzeszczając oczy.
– Nie – odpowiedziała poważnie siostra Johna B chociaż było to dla niej niesamowicie trudne, kiedy widziała minę Kiary.
– Jak to, kurwa, będziecie mieć dzieci?! – zapytała głośno, machając rękami.
– Tak, będą miały na imię Ziółko i Ziółko Junior – przytaknął Maybank, hamując wybuch śmiechu.
– Chyba zejdę – odparła brunetka, dotykając swojego czoła.
– Żartujemy, spokojnie – zapewniła ją Amber, gdy zauważyła stan swojej przyjaciółki, która zrobiła się blada.
– Na pewno?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top