・eleven・
– NIE MA MOWY! Sprowadziłeś ją tutaj? Więc działa z nami? – zapytała oburzona Kie, chodząc po werandzie.
John B spojrzał się na Pope'a w celu znalezienia w nim wsparcia, ale czarnoskóry tylko wzruszył ramionami. Amber zaprzeczyła głową kiedy złapała z nim kontakt wzrokowy. Wiedziała, co się wydarzyło między Kiarą i Sarah i zdawała sobie sprawę z tego, jak obydwie dziewczyny siebie nie lubią.
– Jeśli odpalasz jej ze swojej działki, mi to zwisa – powiedział JJ, poprawiając się na fotelu.
– Wiesz co? Nie pamiętam, żebyśmy głosowali – wtrąciła się Kiara. – To nasza sprawa. Sprawa Płotek.
– Przyznam, że jest mi z tym trochę niewygodnie – odezwał się Pope, drapiąc się nerwowo po głowie.
– Dziękuję! – Kie posłała uśmiech chłopakowi.
– Że co?! – zapytał oburzony John B.
– Na bagażniku roweru JJ'a było bardziej wygodnie – odpowiedział chłopak.
– To prawda. Nigdy nie widziałem go bardziej wyluzowanego – stwierdził JJ.
– Urocze.
– Było nam dobrze, dopóki jej nie przyprowadziłeś – powiedziała Kiara.
– Przestań mówić w sposób jakby mnie tu nie było! – odezwała się Sarah.
– Idź sobie, jeżeli ci to nie pasuje -– uśmiechnęła się do niej złośliwie Kie.
– Mówiłam – teraz blondynka z lekkim prychnięciem zwróciła się do Johna B.
– Co takiego mówiła? – spytała Kiara ze lekkim wyrzutem. – Że kłamiesz?
– Że jesteś zimną suką – odpowiedziała szybko Sarah, mierząc brunetkę lodowatym spojrzeniem.
Amber uniosła brwi, wymieniając spojrzenie z Johnem B. Zignorowała fakt, że właśnie pomiędzy nią Pope i JJ wymieniali się pieniędzmi. Słysząc, jak córka Warda wyzwała jej najlepszą przyjaciółkę, poczuła jeszcze większą niechęć do Sarah i też miała ochotę w tej chwili się kłócić o to czemu tutaj jest.
– Kiedy ja cię okłamałam? Znajdujesz kogoś na miesiąc potem go porzucasz! – krzyknęła Kiara, skupiając swoją uwagę na Sarah.
– Ja cię porzuciłam! Chyba ty to... – dziewczyny zaczęły się na siebie wydzierać, a Amber wywróciła oczami.
Zrobił się wielki chaos, bo Pope i JJ zaczęli się zakładać o kolejne rzeczy. Sarah i Kiara przekrzykiwały siebie nawzajem, a John B co jakiś czas zerkał na swoją siostrę, która również nie wiedziała co w tej sytuacji zrobić. Nie pomogła swojemu bratu to fakt, ale to on sprowadził Snobkę, do jej domu i żądał przyjęcia jej do grupy.
– Wszyscy się zamknijcie! ± krzyknął John B przez co wszyscy ucichli. – Kie jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Sarah, a ty moją...moją...
– Powiedz to – blondynka lekko się uśmiechnęła, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Za to Amber udała odruch wymiotny, widząc w jaki sposób jej brat się patrzy na blondynkę.
– Moją dziewczyną – dokończył John B.
– To nowość – Pope spuścił wzrok, poprawiając czapkę na swojej głowie.
– ONA jest twoją dziewczyną? – przerwała im Kiara, gestykulując. – Więc czemu mówiłeś, że wykorzystujesz ją dla informacji? Że weźmiesz mapę i ją olejesz?
– Chciałeś mnie olać? – zapytała Sarah, lekko otwierając usta.
– Nie – odpowiedział szybko chłopak, podnosząc na nią wzrok.
– Tak – zaprzeczyła Kie.
– Mówiłeś to niedawno!
– Pojawiła się miłość! – krzyknął John B, rozkładając ręce na boki, a Amber szerzej otworzyła oczy, bo nigdy nie spodziewała się takich słów po swoim bracie.
– Zwymiotuję – odparła Kiara, kręcąc głową.
– Nie spodziewałem się, tak wyszło – kontynuował brunet. – Nie będę zaprzeczał, dobra?
– Skończy pieprzyć John B. Ona albo ja – zadecydowała Kiara, patrząc na swojego przyjaciela z nadzieją w oczach.
– Nie zrobię tego.
– Decydujesz.
– Nie mogę.
– Jestem bardzo ciekawa! Ja czy ona?!
– Obie – odpowiedział John B, patrząc w oczy Kiary.
– Akt desperacji – zagwizdał JJ, a Kie wyszła z werandy, pociągając nosem.
– John B co ty wyprawiasz? – zapytała go Amber, wstając. – Wybrałeś jakąś laskę, którą znasz kilka dni zamiast swojej najlepszej przyjaciółki? Nie wiem co się z tobą dzieje.
– Amber nie wtrącaj się – odpowiedział jej bliźniak.
– Znowu zaczniesz mi wmawiać, że nie mam prawa głosu? – prychnęła, zakładając ręce na piersi.
– Dobrze wiesz, że Kiara jest dla mnie ważna – zaczął brunet po czym stanął na przeciwko niej.
– To czemu wybrałeś też Sarah?
– Bo Sarah jest dla mnie równie ważna jak Kie – wytłumaczył, a jego siostra się zaśmiała.
– Nie wiem czy do ciebie dotarło, że pokazałeś teraz Kiarze, że wolisz jakąś Sarah Cameron.
– Możesz mnie słuchać? Kie jest dla mnie równie ważna co Sarah – John B oczy miał przepełnione gniewem, ale jego siostra się nie bała. Jej oczy również błyszczały ze złości.
– No to najwyraźniej Sarah dla ciebie nic nie znaczy – powiedziała spokojnym głosem Amber.
JJ spojrzał się na Pope'a i oboje zrozumieli, że ta kłótnia nie idzie w dobrą stronę. Gdy, któryś z nich spróbował się odezwać przerwał im w tym John B, który również zaczął mówić.
– Ciągle się wtrącasz w nie swoje sprawy, Amber. Skończ dramatyzować i mi pomóż! W szpitalu mówiłaś, że teraz będziesz mnie wspierać, ale nie widzę tego wsparcia! W kółko muszę się z tobą kłócić o byle co! - krzyknął chłopak, więc JJ szybko wstał i spojrzał się na swoją przyjaciółkę. Amber zagryzła wargę, chcąc się powstrzymać przed płaczem, wiedziała, że to by było najgorsze, co może teraz zrobić. - Czasami mam tego dość! Wszystko było by prostsze gdyby nie było ciebie!
Dla Amber te słowa były jak mocny cios w policzek. Blondynka nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Może o to chodziło Johnowi B, żeby się więcej nie odzywała i zaszyła się w swoim pokoju.
Dziewczyna w odpowiedzi jedynie uniosła ręce, cicho się śmiejąc.
– Jak chcesz, nie będzie mnie i wszystko stanie się proste.
Amber weszła do domu, po czym pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz i zsunęła się na podłogę, wybuchając płaczem.
W tym czasie cztery osoby zostały na werandzie w grobowej ciszy. John B z każdą sekundą coraz bardziej żałował swoich słów i miał ochotę iść do swojej siostry i wykrzyczeć jej, że wcale tak nie myśli, że potrzebuje jej w swoim życiu. JJ zawiedzionym wzrokiem patrzył na swojego przyjaciela, którego nie poznawał. Słyszał wiele kłótni rodzeństwa, ale żadne z nich nigdy nie powiedziało takich mocnych słów.
Sarah spojrzała się na każdego z chłopaków po czym się uśmiechnęła.
– Będzie dobrze, prawda? – kiedy odpowiedziała jej tylko cisza dodała. – Pójdę sobie.
– Sarah ty też?
– Pogadajcie sobie, daj znać – blondynka opuściła taras, machając wszystkim na pożegnanie.
John B oparł głowę o ścianę wzdychając. Zrozumiał, że teraz wszystko popsuł, nie miał pojęcia co zrobić. W głowie miał tylko obraz swojej siostry, do której krzyczał tak straszne rzeczy, potem widział jej zaszklone oczy i od razu pożałował swoich słów. Gdy złość go opuściła uświadomił sobie jak okropny był w stosunku do Amber. Przez moment to tylko ona trzymała go przy życiu, tylko ona go wspierała tak jak inny, bo przeżywała to samo i go rozumiała. On zawsze zwracał uwagę na siebie i zapomniał, że przecież Amber też ma uczucia, też boli ją odejście ich ojca. John B zrozumiał, że dziewczyna zawsze w jego otoczeniu starała się być silna i nigdy nie płakała kiedy on zalewał się łzami. Poczuł uścisk w sercu, który oznaczał poczucie winy, był złym bratem i dopiero teraz to do niego dotarło.
– Powiem ci rozegrałeś to mistrzowsko. Wkurzyłeś trzy dziewczyny w trzy minuty, gratulacje – powiedział JJ, wstając i się przeciągając.
John B posłał mu zrezygnowane spojrzenie na co blondyn pokręcił głową.
– Lepiej będzie jak ja z nią porozmawiam – powiedział, doskonale wiedząc co chce zrobić chłopak.
JJ wszedł do domu i zapukał do drzwi od pokoju Amber. Odpowiedziała mu cisza, więc wszedł do pokoju.
– John B wyjdź, nie chcę z tobą rozmawiać – odparła blondynka.
Stała tyłem do swojego przyjaciela i pakowała ciuchy z szafy do torby. Blondyn, słysząc jej słaby głos przełknął ślinę i podszedł do dziewczyny.
– Hej – odezwał się kiedy stanął za nią. Teraz Amber czuła jego oddech na swojej szyi, więc przeszedł ją dreszcz, ale to zignorowała, nie przerywając swojego zajęcia. – Jak się masz?
– Wiesz, tylko mój brat wykrzyczał mi prosto w twarz, że lepiej będzie jak ja zniknę, poza tym nic specjalnego – odpowiedziała blondynka.
– On nie miał tego na myśli – starał się usprawiedliwić swojego przyjaciela JJ.
– Przyszedłeś go bronić? – zapytała dziewczyna po czym zasunęła zamek od torby.
– Nie, chciałem sprawdzić czy wszystko okej – wyjaśnił ciszej, słysząc jad w głosie Amber.
Blondynka ze słabym uśmiechem na ustach obróciła się w jego stronę, przez co znaleźli się o kilka centymetrów za blisko siebie. Teraz ich oddechy się zmieszały i oboje czuli przyjemne ciepło w brzuchu. Amber uniosła wzrok, spoglądając JJ'owi w niebieskie oczy. Chłopak przeleciał wzrokiem po jej twarzy, na policzkach miała dwie czarne strugi od czarnego tuszu, który spłynął jej przez płacz. Zatrzymał swój wzrok na jej oczach, brązowe tęczówki spotkały się z błękitnymi. Ani JJ ani Amber, nie byli teraz w stanie się odezwać, bo dawno nie byli w takiej sytuacji.
– Po co ci ta torba? – zapytał Maybank i z żalem przeniósł wzrok na torbę, bo trudno mu było patrzyć w niebieskie tęczówki, nic nie robiąc.
– Wyprowadzam się i będę mieszkać na Płotce – odpowiedziała Amber.
– To zamieszkam tam z tobą, żebyś się nie bała.
– Czego mam się bać? – spytała blondynka, śmiejąc się cicho.
– Na przykład ciemności – wymienił JJ, a dziewczyna pokiwała głową.
– Okej, zamieszkajmy razem na Płotce, a teraz... – zgodziła się Amber, a po środku zdania przerwała, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
– Teraz...?
Patrzyli sobie w oczy, czując dziwną elektryczność. Od razu kiedy JJ i Amber znajdowali się w takiej sytuacji, nie wiedzieli co powiedzieć. Nie było to dla nich nowe, bo jak byli pijani to już zdarzały się takie sytuacje, ale teraz byli trzeźwi i zupełnie nie wiedzieli co robić.
JJ położył swoją rękę na jej policzku i pogłaskał go kciukiem. Blondynka, nie przerywając kontaktu wzrokowego położyła swoją dłoń na jego przez co oboje się lekko uśmiechnęli.
– Nie możemy tego zrobić, J – szepnęła, dosyć nie przekonującym tonem.
JJ wiedział, że blondynka tego chce i on sam tego chciał. Głowa podpowiadała mu, jednak, żeby lepiej tego nie robić, bo Amber jest w emocjach i później może tego żałować. Chociaż serce mówiło mu co innego, poddał się rozumowi.
– To prawda słońce, jeszcze nie możemy tego zrobić – chłopak pogłaskał kciukiem jej policzek po czym się uśmiechnął.
・✧・✧・✧・✧・✧・
Amber resztę dnia spędziła w restauracji rodziców Kiary. Zastąpiła swoją przyjaciółkę i pracowała jako kelnerka, z czego była zadowolona. Musiała ciągle coś robić, więc nawet nie miała chwili, aby myśleć o swoim bracie. Chociaż w pewnym momencie doszła do wniosku, że coraz więcej kłóci się z Johnem B, co trochę ją niepokoiło.
– Zdecydowaliście się co już chcecie? – zapytała, podchodząc do stolika.
– Ja poproszę frytki z rybą, a na deser ciebie – odpowiedział blondwłosy chłopak, wyglądający na jej wiek.
– Na deser jedyne co ci mogę dać, to rachunek –Amber puściła mu oczko, po czym zwróciła się do jego kolegi. – Co chciałbyś zjeść?
– Zupę pomidorową i same frytki – brunet uśmiechął się do siostry Johna B i podał jej karty Menu.
– Dzięki. Coś do picia?
– Narazie nie.
Amber odeszła od stolika i następnie udała się do kuchni, aby przekazać zamówienie kucharzom. Gdy z powrotem wróciła przy ladzie stał jeden z tych chłopaków, więc odruchowo wywróciła oczami.
– Cześć, sorry za Patricka.
– Nie oczekuje przeprosin – szybko powiedziała, posyłając brunetowi obojętne spojrzenie.
· Tak w ogóle to pamiętasz mnie? Zagadałem do ciebie na nocy świętojańskiej – wyjaśnił na co Amber uniosła brwi.
– Co zrobiłam?
– Totalnie mnie zignorowałaś – odpowiedział Lucas, słabo się uśmiechając.
– Nadal nie wiem po co tu jesteś – blondynka założyła ręce na piersi.
– Tak sobie pomyślałem, że...
– Nie – przerwała mu bliźniaczka Johna B.
– Nawet nie wiesz co chcę powiedzieć – brunet spuścił wzrok.
– Domyślam się Lucas, proszę odpuść i idź do swojego kolegi – poprosiła go Amber na co on pokiwał głową i zrobił to o czym mówiła.
Blondynka westchnęła po czym poszła do kolejnego stolika. Co prawda była przyzwyczajona do tego, że wiele chłopaków zaprasza ją na randki, ale za każdym razem ją to ruszało. Wiedziała, że często sprawia im w jakimś stopniu przykrość i trochę budziło w niej to wyrzuty sumienia, ale później się orientowała, że nie chce spotykać się z kimś kto ją nie zainteresuje i sobie odpuszczała.
Gdy zrobiło się już ciemno i dochodziła dwudziesta pierwsza dziewczyna mogła zdjąć koszulę z logiem restauracji i zastąpiła ją topem z napisem Jamaica. Dziewczyna wróciła do domu i zaczęła zdejmować buty. Z salonu wychylił się JJ, który widząc ją zostawił jedzenie i podszedł do przyjaciółki.
– JJ! – Amber z uśmiechem przytuliła chłopaka na co on się cicho zaśmiał.
– Aż tak się stęskniłaś? – zapytał.
– Tak, gdzie jest Kie? –spytała gdy odsuwała się od niego.
– Musiała pojechać do domu – JJ nerwowo poprawił czapkę na głowie, ale chwilę później znowu na jego twarzy zawidniał uśmiech. – Jak się czujesz?
– Lepiej, więc...
– Amber? Możemy pogadać? – przerwał jej John B, który stanął obok nich i spojrzał się na blondynkę z nadzieją w oczach.
– Możemy – odpowiedziała po czym poszła za swoim bratem, który zaprowadził ją do jego pokoju.
Usiadła na łóżku i rozpuściła włosy, czekając aż John B zacznie mówić.
– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. W ogóle nie powinienem tego mówić. Przepraszam cię za to, wcale tak nie myślę. Właśnie wszystko byłoby trudniejsze gdyby nie było ciebie, bo to ty mi najwięcej pomagasz i dajesz największe wsparcie i jestem ci za to wdzięczny, ale tego nie pokazuje, więc muszę zacząć – wytłumaczył, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.
– Ostatnio się coraz częściej kłócimy – stwierdziła blondynka.
– Wiem, dlatego musimy przestać – chłopak rozłożył ręce, więc Amber się do niego przytuliła. – Przepraszam, naprawdę tak nie myślę.
– Ja też przepraszam John B, po prostu czasami ciężko mi jest zrozumieć pewne rzeczy, dlatego muszę się tego nauczyć – dziewczyna się lekko uśmiechnęła i odsunęła się od niego.
– Dlatego też jesteś moją małą siostrzyczką, którą muszę się opiekować – John B potargał jej włosy, a ona jedynie się zaśmiała.
– JJ! Przestań – oboje usłyszeli jak Pope szepcze.
Brat Amber wstał i otworzył drzwi, przed którymi stał JJ razem z Pope'm, którzy szybko się wyprostowali.
– Kolacja gotowa! – powiedział blondyn, pokazując rękoma na werandę.
– No nie mogę JJ, zrobił jedzenie dla innych – John B pokręcił głową i poszedł razem z Pope'm na dwór.
– Zrobiłeś kolację? – zapytała Amber, podchodząc do swojego przyjaciela.
– Specjalnie dla ciebie
・✧・✧・✧・✧・✧・
Piątka przyjaciół i Sarah jechali w brązowo-białym Vanie, przygotowując się do wejścia na teren domu pani Crain. Każdy z nich miał w głowie jedną myśl, a szczególnie John B - znaleźć złoto. Amber co jakiś czas na niego zerkała i starała się wyczytać emocje z jego mimiki twarzy, ale brunet skupiał się na drodze, zadając pytania.
– Macie linę?
– Mam – odpowiedział szybko Pope.
– A hak?
– Nie mamy haka, nie jesteśmy Batmanem, John B – zaprzeczył czarnoskóry.
– Ciemne ubrania?
– Są – odpowiedziały w tym samym momencie Kiara i Sarah.
Amber miała na sobie czarne dresy i szeroką bluzę z kapturem. Chciała, żeby było jej wygodnie, ale jednocześnie musiała mieć stonowane kolory, aby przez przypadek nie pozostać zauważona.
Co jakiś czas gdy zerkała na JJ'a uśmiechała się pod nosem, bo blondyn miał swoją chustę, którą miał zasłonić twarz. Mimo, że był to kawałek bawełny to lubiła go, uważała, że chłopakowi pasował taki styl.
– Latarki?
– Mamy.
– Wszystko gra, jesteśmy gotowi – oświadczył John B w tym samym czasie, zatrzymując się przed wejściem na posesje.
– Wzbogaćmy się – dorzucił JJ.
John B wysiadł z auta, a reszta nadal kontynuowała rozmowę. Brunet otworzył tylne drzwi i zatrzymał Kie, która chciała wyjść.
– Zaczekaj – poprosił, więc zdezorientowana dziewczyna z powrotem opadła na siedzenie. – Chcę wam podziękować, naprawdę. Cieszę się, że tu jesteście - powiedział, patrząc na każdego.
– Zawsze – Kiara uśmiechnęła się do niego.
– Kochamy cię, braciszku – dodała Amber, uderzając go w ramię.
– Dobra, skończyliście sobie słodzić? Działamy? – przerwał im JJ, nadal trzymając na barku linę.
– Zbierzmy pszenicę.
– Zioło? Wchodzę w to – blondyn zaklaskał cicho na co siostra Johna B szeroko się uśmiechnęła.
– Przydałoby się teraz – odparła przez co złapała kontakt wzrokowy z chłopakiem.
– Powiedziałem pszenicę – zaprzeczył John B i zarzucił sobie plecak na ramiona.
Wszyscy znajdowali się już w ogrodzie pani Crain, szli gęsiego z latarkami w rękach. Nikt się nie odzywał, bo każdy się bał co mogłoby się stać. Amber gdy patrzyła na wielki dom czuła jakby jej serce miało wypaść z piersi. W tej chwili szczerze żałowała, że się na to zgodziła i miała nadzieję, że znajdą te złoto, bo nie chciała, żeby te wszystkie starania poszły na marne.
– Cholera! – krzyknął Pope, bo nagle zapaliło się światło.
– Gaście latarki – szepnęła Kiara.
– Dobra – Pope zdjął kaptur. – Ma światło na czujnik ruchu.
– Może moglibyśmy bardzo wolno iść – zaproponował JJ.
– Co? – zapytała Sarah, marszcząc brwi.
– Tak to działa.
– Wiem. Rzućmy kamieniem – odezwał się John B.
– Tak, niech morderczyni się dowie, że tu jesteśmy – sarkastycznie zgodziła się Kie.
– Macie lepszy pomysł? – zapytał brunet.
– Wszystko, tylko nie to – odpowiedziała Kie.
– A wyłącznik? Skrzynka jest na ganku – przypomniała Sarah. – Bawiliśmy się tu w chowanego jako dzieci, najodważniejsi stawali na ganku. Widziałam ją.
– Nie. Nie pójdziesz tam sama – przerwał jej John B z powagą.
– To patrz na to – blondynka jedynie posłała mu uśmiech.
– Crain kroi ludzi na kawałki – wtrącił się JJ.
– Wierzysz w to? Ma z osiemdziesiąt pięć lat, pewnie ledwo się trzyma.
– Pójdę z tobą – odezwała się Kie, wstając.
– A ja pójdę z Kiarą – powiedziała Amber, posyłając JJ'owi spojrzenie ,,nawet nie próbuj mnie powstrzymywać". Wiedziała, że najprawdopodobniej by się nie zgodził.
– Zaczekamy na wasz sygnał – oznajmił John B po czym zwrócił się do Sarah. – Uważaj na siebie.
Maybank cicho się zaśmiał i złapał za policzek Pope'a tak, aby chłopak złapał z nim kontakt wzrokowy.
– Uważaj na siebie – szepnął dramatycznym tonem.
– Będę, dla ciebie.
– Przestaniecie? – zapytał zirytowany John B. – Inaczej was zabije.
– Wtedy będziemy bezpieczni? – spytał się Pope, mając nadzieję w oczach.
W tym samym czasie trójka dziewczyn była już na werandzie i rozglądała się po ścianach, chcąc znaleźć bezpieczniki.
– Musi mieć generator podłączony do jej domu – odezwała się Kiara, otwierając małą skrzynkę.
– Gdzie bezpieczniki? – zapytała Sarah ze zmarszczonymi brwiami.
– Co to?
– No nie – blondynka zaświeciła na kable które ciągnęły się do środka domu.
– Cholera. Idzie do środka.
Amber chciała się wycofać kiedy Kiara otwierała wolno drzwi do domu. Dziewczyna starała się myśleć tylko o przyjemnych rzeczach, żeby nie popaść w panikę. Każda z nich weszła do domu i zaczęła się rozglądać. Dom wyglądał jakby żadna żywa dusza dawno w nim nie była. Kiara odłączyła korki, powodując, że światło na dworze zgasło, a dzięki temu Pope, John B i JJ mogli się udać do studni.
Siostra Johna B obracała się, żeby wyjść z domu, ale usłyszała skrzypnięcie i od razu przywarła do ściany. Trójka dziewczyn nasłuchiwała kroki na schodach. Kolejne skrzypnięcia powodowały, że serce Amber biło coraz szybciej. Przymknęła oczy i wstrzymała oddech, bo nie chciała być zauważona przez staruszkę. W jakiejś części wierzyła JJ'owi, co wcale jej nie pomagało.
– Już późno, Leon – powiedziała pani Carin, idąc w stronę dziewczyn. Kobieta wolno przeszła obok nich przez co myślały, że mogą odetchnąć, ale wtedy się dopiero zaczęło. – Słyszę cię, Leon! – krzyknęła nagle i zaświeciła latarką prosto na Amber, Kie i Sarah.
Blondynka pisnęła z przerażenia po czym zaczęła biec w stronę wyjścia.
– Szybciej! – pogoniła ją Kiara gdy siostra Johna B o mało się nie wywróciła o coś co leżało na podłodze.
– Leon! Gdzie jesteś Leon! – darła się Crain, chodząc po domu.
Kiara i Amber znalazły drzwi, które niestety były zamknięte na klucze. Znalazły się w ślepym zaułku, bo zbliżyła się do nich staruszka i zaczęła uderzać swoją laską w każde miesjce. Obydwie zaczęły robić uniki, przy tym krzycząc wniebogłosy.
– Chodźcie tędy! – Sarah wyrwała kobiecie laskę, po czym złapała dziewczyny za ręce i pobiegła z nimi do pierwszego pomieszczenia.
Trzasnęła drzwiami co dało wskazówkę pani Crain.
– Cholera! – krzyknęła Amber, widząc jak w drewnianych drzwiach robi się dziura od laski.
– Tędy! Prowadzi do piwnicy! – Sarah pokierowała Kie i siostrę Johna B.
Wyszły z domu ciągle wołając chłopaków. Amber tak bardzo w tej chwili chciała ich zobaczyć.
– Co się stało? – zapytał niczego nieświadomy Pope.
– Ona tam jest! Chciała nas zabić pogrzebaczem! – odpowiedziała spanikowana Amber.
– Zamknęłyśmy ją w salonie, ale musimy iść! – dodała Kie.
– Dobra! John B! Wracamy! – zdecydował czarnoskóry również lekko się przeraził.
Wszyscy pociągnęli za linę tak, aby brunet mógł wyjść ze studni, ale nic takiego się nie stało.
– John B! Jesteś tam?!
–Co on mówi? – zapytał JJ, bo tylko słychać było jakieś pomrukiwanie.
– JJ! Amber!
– On tonie! Musimy go wyciągnąć! – krzyknęła blondynka, natychmiastowo wstając. Jej ręce się trzęsły i miała mroczki przed oczami, ale mimo to jedyne co miała w głowie to pomoc.
Z powrotem każdy ciągnął za linę, opierając się na nogach. Nagle usłyszeli strzał, więc wszyscy puszczając linę z przerażeniem położyli się na ziemi
– Słabo celuje – szepnęła Amber.
– Nie widzi, jest ślepa – powiedziała, uśmiechając się lekko Sarah. Po jej słowach nastąpił kolejny strzał tuż obok dziewczyn.
– Cholera! Biegnij, Sarah!
Wszyscy wybiegli z piwnicy, uciekając od Crain. Na końcu Amber się potknęła i poczuła mocny ból w nodze. Nie widziała co jej się stało, bo po drodze upuściła latarkę. Wstała z bólem i pobiegła w stronę auta.
Usiadła na miejscu kierowcy i odpaliła Vana.
– John B! Gdzie jest John B?! – krzyknęła Sarah, orientując się, że w pobliżu nie ma jej chłopaka.
Amber zauważyła w lusterku jak jej brat biegnie za autem, więc gwałtownie zahamowała.
– Czemu zawsze do nas strzelają? – zapytał Pope z irytacją.
John B wszedł szybko do auta cały w błocie. Czarna ciecz okleiła się na jego ciuchach, twarzy i włosach.
– O mój boże – Kiara spojrzała z obrzydzeniem na bruneta.
– Jesteś ranny? – zapytała Amber, spoglądając do tyłu.
– Nie.
– Wyglądasz obrzydliwie i śmierdzisz!
– Co się właśnie wydarzyło? – zapytała Sarah z głupim uśmiechem na ustach.
– Ta akcja przejdzie do historii – powiedział JJ.
– Suka jest opętana – Kie pokręciła głową.
– Nie potrafi celować – przypomniał Pope.
– Cieszę się, że nic... – zaczął JJ, ale przerwał gdy zobaczył nogę Amber.
– Co? – zapytała, zerkając na niego.
– Twoja noga.
Blondynka spojrzała się na swoje udo na którym było średniego rozmiaru rozcięcie, z którego sączyła się krew.
– JJ, nic się nie stało – dziewczyna lekko się uśmiechnęła, z powrotem patrząc się w oczy blondyna.
– No nie wiem...
– J, wszystko dobrze – zapewniła go i chwyciła jego dłoń.
– Co to jest John B? – zapytała głośno Kiara, więc oboje odwrócili głowy w strony ich przyjaciół. Mimo wszystko Amber nadal trzymała JJ'a za rękę.
– Nie! – krzyknął Pope.
– Udało się, zrobiliśmy to! – pisnęła Sarah podczas gdy John B oczyszczał sztabkę złota z błota.
– Mamy złoto!
– Naprawdę? – spytała Amber, a jej oczy powiększyły się do rozmiarów piłeczek golfowych.
Uśmiechnęła się szeroko, bo ich wszystkie starania nie poszły na marne. Poczuła w pewnym sensie ulgę, dlatego, że to był koniec. Musieli tylko tam wrócić i zebrać resztę sztabek. Z tymi pieniędzmi mogła zrobić wszystko, już planowała co sobie kupi, jednak nie miała pojęcia, że nie nastąpi to tak szybko.
– Tak!
– Jesteśmy bogaci! – wydarł się John B, a każdy z jego przyjaciół wiedział, że zapamięta ten moment do końca życia.
Każdy z paczki zaczął się wydzierać w niebogłosy, nie mogli uwierzyć. Przyglądali się z uwielbieniem sztabce złota i dziękowali losowi. W tamtym momencie byli bogaci, ta jedna rzecz sprawiła, że poczuli się szczęśliwi. Ich trud się opłacił. Ze wszystkich najbardziej się cieszyl John B, bo naprawdę poczuł, że dokończył dzieło ojca.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– Aleś to przetopiła, pani doktor Frankenstein – JJ trzymał w rękach ścierkę, na której leżało złoto w kształcie dużego koła.
– Zrobiłbyś to lepiej? – zapytała Kiara, unosząc brwi.
– Dużo lepiej, miałem zajęcia ze spawania – odpowiedział blondyn ze swoim popisowym uśmieszkiem.
– Tak? Kiedy? – zaczęła pytać podirytowana Kie.
– Ej! Wyluzujcie, dobra? – John B stanął pomiędzy dwójką z spokojnym wyrazem twarzy przyglądał się swoim przyjaciołom.
– Łatwo ci mówić, ty nie idziesz tego opchnąć. Czemu padło na mnie? – spytał ponownie JJ.
– Bo najlepiej kłamiesz – odpowiedział szybko Pope, kierując się do środka budynku.
– Dzień dobry – przywitał się Maybank, wchodząc pierwszy do sklepu. Za nim oczywiście wszedł John B, Pope wraz z dziewczynami.
– Dzień dobry – kasjerka spojrzała na niego podejrzliwie.
– Czyli skupujecie złoto? – zapytał JJ, opierając dłonie na ladzie.
–Tak jest na szyldzie – odpowiedziała kobieta.
– To mam nadzieję, że duże ilości, bo zaraz zryję pani beret.
– Mój beret swoje już widział, spróbuj.
– A złote jabłuszka? – spytał blondyn, po czym odkrył ścierkę, a jego oczom ukazało się złoto. Kasjerka, widząc to głośno się zaśmiała.
– Nie jest prawdziwe – pokręciła głową.
– Nie?
– To niemożliwe.
– Jest ciężkie – oznajmił chłopak na co kobieta ledwo podniosła stopione sztabki. – To może je prześwietlimy?
– Maźnięty sprayem wolfram – odparła, obserwując złoto.
– Maźnięty sprayem, serio? Proszę sprawdzić miękkość.
Kasjerka z westchnieniem uderzyła młotkiem w sztabkę, a widząc, że złoto jest twarde jeszcze raz spojrzała się na JJ'a.
– Jeszcze test kwasu.
– Jeszcze test kwasu. Mój ulubiony, ludzie – powiedział JJ i spojrzał się na każdego ze swoich przyjaciół, w czasie gdy kobieta robiła test.
– Nie jest platerowane ani pomalowane – oznajmiła w końcu.
– Mówię pani, na bank jest prawdziwe.
– Wygląda jakby ktoś próbował je przetopić – kasjerka spojrzała przenikliwym wzrokiem na JJ'a.
– Moja mama. W domu miała mnóstwo biżuterii, stwierdziła, że najlepiej będzie ją przetopić – kłamstwo płynnie wyleciało z ust Maybank'a. – ,,Utrwalić je" – dodał, robiąc cudzysłowie.
– Trzy kilogramy? To sporo kolczyków – skomentowała brunetka, widząc wagę, na której leżała sztabka.
– Dobra, będę szczery – przyznał JJ. Pociągnął nosem, a Amber wiedziała jaki argument zaraz padnie. – Nie mogę patrzeć co alzheimer robi z mamą.
– Daj mi chwilę – kasjerka poszła do jakiegoś pokoju jakby nie przejęło ją to co powiedział chłopak.
Przez następne dziesięć minut jej nie było, więc Amber zaczęła coś podejrzewać, ale nic nie mówiła, bo widziała jak zależało reszcie.
– No, więc rozmawiałam z szefem i tyle mogę dać – powiedziała kobieta gdy wróciła, po czym wyłożyła czek na ladę.
– Pięćdziesiąt tysięcy? Myśli pani, że nie znam kursu? Wiem, że jest warte przynajmniej sto czterdzieści tysięcy.
– Kochany, jesteś w lombardzie. To nie Zurych. Wyglądam na szwajcarkę? – spytała zdenerwowana brunetka.
– Dziewięćdziesiąt albo wychodzę – zdecydował Maybank.
– Siedemdziesiąt i nie będę pytać skąd to macie.
– Poproszę w gotówce – chłopak posłał jej szeroki uśmiech.
– Niestety nie mam tutaj takich nominałów, mogę wypisać czek – poinformowała kobieta, stukając w klawiaturę od komputera.
– Nie, proszę pani. Chcę gotówkę, tak jak mówi znak. Gotówka za złoto, tego oczekuję, chce dostać gotówkę.
– Więc musisz iść do magazynu. Tam trzymam pieniądze, dobra? – zaproponowała kasjerka, a w jej oczach błyszczały chytre iskierki.
– Gdzie jest ten magazyn? – zapytał po chwili ciszy JJ.
・✧・✧・✧・✧・✧・
– I tam trzymają pieniądze? – zapytał Pope, patrząc na opuszczone domy znajdujące się przy drodze.
– Tak powiedziała – odpowiedział JJ, po chwili powtórzył z uśmiechem na ustach. – ,,Tak powiedziała".
– Przestań – uciszył go chłopak.
– Nigdy nie słyszałam o ,,Resurrection Drive" – dołączyła do rozmowy Sarah z zamyśloną miną również obserwowała otoczenie i wcale jej się nie podobało.
– Bo jesteś bogata.
– Ty też nie słyszałeś – uciszyła go szybko Kiara.
– Dziękuję – blondynka posłała jej uśmiech.
– Tu nie ma nic poza zielskiem – powiedziała Kie, wskazując na drzewa.
– Tylko wygląda jak zielsko, ale to nie... – JJ nie dokończył, bo wszyscy usłyszeli policyjne syreny.
Amber dopiero w tej chwili uniosła spojrzenie i obróciła głowę. Ze zmiesznanym wyrazem twarzy patrzyła na auto jadące za nimi. Nie podobało jej się to, że jadą do magazynu i nagle zatrzymuje ich policja.
– Gliny? Tutaj? – spojrzała się na resztę przyjaciół, która również była zdziwiona.
– Boże! Żartujecie sobie ze mnie?
– Czemu nas zatrzymują? – spytała Sarah z lekką paniką w głosie.
– Schowaj to! – krzyknął Pope do JJ'a, który wkładał złoto do plecaka.
– Spokojnie – Kiara spojrzała na wszystkich.
– Masz broń? – zapytał John B podczas kiedy zatrzymywał auto.
– Nie. Kazaliście mi ją zostawić – odpowiedział spokojnie blondyn.
– Dzięki bogu. Schowaj wszystko do plecaka – Kie przewróciła oczami.
– Robię to, tak?
– Hej, JJ! – Amber usiadła koło chłopaka. Chłopak spojrzał na nią i od razu wiedział o co chodzi. – Masz przy sobie? – zapytał, blondynka i wyjęła z kieszeni mały plastikowy woreczek z blantami w środku.
– Amber serio? – dopytał John B z irytacją.
– Może się przydać w każdej chwili – odpowiedziała, podając woreczek JJ'owi.
Blondyn szybko spakował go do plecaka po czym wyjął z kieszeni dwa blanty i również włożył je do tornistra. Podniósł szedzenie i ukrył tam plecak.
Sekundę później każdy z nich usłyszał dźwięk odbezpieczania broni. Przy skroni brata Amber znajdował się pistolet trzymany przez nieznajomego mężczyznę. A blondynka czuła jak jej serce przestaje bić.
– Ręce do góry tak żebym je widział – rozkazał. – Wszyscy ręce do góry! Teraz!
・✧・✧・✧・✧・✧・
Przepraszam, że rozdziały pojawiają się tak rzadko:/
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top