xPart14x

Opieram się o barierkę mostu i spoglądam z nieznanym mi wcześniej zainteresowaniem w toń wody. I nie mam ochoty przerywać tej czynności.

Czuję na sobie ramię Luke'a, wypalającego powoli swojego papierosa i czuję się dość dziwnie. Wydaje mi się, że nic, co robiłem od pory, gdy zaczęliśmy grę, nie było właściwe. Zupełnie nic. A ja gubię się w tym coraz bardziej i czuję jak tonę, mimo że stoję na moście.

-Czy też sądzisz, że dzieje się z nami coś niedobrego? - pytam po chwili, przerywając, tak lubianą przez nas ostatnimi czasy, ciszę.

-Jeśli chcesz, to możesz odejść. A ja cię nie zapomnę, choć będę z całych sił pragnął, by tak było. I będę udawał, że tak się stało, z fałszywym uśmieszkiem witając każdy nowy dzień – mówi, a jego twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie.

Zauważam w niej ból i niesamowity smutek, który dociera do głębin mojego lodowatego serca. Nie powinienem był mówić tych słów.

-Dlaczego im to zrobiłeś? - Zmieniam temat, z zaciekawieniem na niego zerkając.

-Musiałem – odpowiada jedynie, a ja czuję, że więcej z niego nie wyciągnę. Mimo to mam dziwną potrzebę ciągnięcia tematu.

-Mówiłeś kiedyś, że brzydzisz się przemocą. - Wzruszam ramionami, wdychając dym z papierosa i wypuszczając go powoli.

-Racja. Ale ty się nią nie brzydzisz. - Uśmiecha się bez krzty radości, poruszając moje serce.

-Co to ma wspólnego?

-Mogą śmiać się ze mnie. Ale nigdy z ciebie. Rozumiesz, Michael? Nigdy – szepcze, przewiercając mnie wzrokiem.

-Dlaczego tu przyszedłeś? - Za wszelką cenę pragnę się dowiedzieć jak najwięcej, zanim zaraz mnie opuści. Bo w jakiś chory sposób czuję, że to zrobi.

-Czułem, że muszę – odpowiada z delikatnym uśmiechem, błądzącym po jego wargach.- A ty?

-Czułem, że tu będziesz. - Śmieję się lekko, zgodnie z prawdą.

-Muszę ci coś powiedzieć. - Luke zaciska usta w wąską kreskę, a ja widzę, jak układa w głowie swoją wypowiedź.

-Co takiego? - Przeczesuję ze skrępowaniem włosy palcami i staram się nie zerkać na niego uporczywie.

-Obiecujesz, że mnie nie znienawidzisz? - pyta z nadzieją, a ja zatracam się na chwilę w myślach.

-Obiecuję – potakuję w końcu, a on kiwa głową, oblizując z trudem wargi.

-To nasze ostatnie spotkanie – mówi w końcu cicho, tym razem ja delikatnie kiwam głową, jakby pokazując, że przyjąłem jego słowa do wiadomości. Bo chyba tak właśnie się stało, byłem na to przygotowany.

-Dlaczego? - szepczę po chwili, wiedząc, że jeśli choć o ton podniosę głos, to nie będę mógł opanować jego drżenia.

-Zakochałeś się we mnie, Michael. - Luke przydeptuje papierosa, a ja znów popadam w dziwne zamyślenie.

-Nie. - Wzruszam w końcu ramionami, ponownie opierając się o barierkę.

-Mam ci to udowodnić? - Wzdycha i przysuwa się do mnie, wsuwając palce w moje włosy i delikatnie stykając nasze wargi. Patrzy na mnie z cudownymi iskrami w oczach i ponawia pocałunek. Jest on szorstki, ale w jakiś sposób piękny, przyprawiający mnie o dreszcze. Zaczynam się bać moich reakcji. Blondyn w końcu decyduje się ode mnie odsunąć, a ja powstrzymuję chęć przyciągnięcia go do siebie z powrotem.

-Nie chcę umierać – dyszę ciężko, zamykając oczy i czując, jak świat wokół mnie wiruje.

-Nie umrzesz, przysięgam. - Słyszę pewność w jego głosie, a przez moje ciało przechodzi dreszcz. Oddycham głęboko, powstrzymując napad paniki i siadam na środku ulicy, przebiegającej przez most, by zatrzymać choć trochę wirujący wokół mnie z zawrotnym tempem świat.

Chcę wreszcie wysiąść z tej szalonej karuzeli, ale obawiam się, że będzie to oznaczać moją śmierć, więc pozwalam dalej sobą pomiatać.

Diagnoza: wylew krwi do mózgu.

_________________________________________________________________

jeszcze prawdopodobnie tylko epilog, misie <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top