(12.) evening

━━━━━ 🃏 ━━━━━

EVENING
chapter twelve

━━━━━ 🃏 ━━━━━

Red zmarszczyła brwi, przeglądając dokumenty i delikatnie przygryzła końcówkę języka jak zawsze, gdy za wszelką cenę starała się zrobić porządek w swoich myślach. Brunetka po epizodzie w gabinecie blondyna, gdzie dobrowolnie wkopała się w fałszywy związek z nim, wróciła do siebie, uznając, że wypadałoby jednak zrobić coś pożytecznego przed wyjściem do hotelu. Nie chciała oczywiście zostawiać niczego na ostatnią chwilę czy pozwolić na to, żeby śledztwo wymknęło się jej spod kontroli, ale pewnych szczegółów było stanowczo za dużo. Karciarz był jednym z niewielu przypadków w historii, który wstrząsnął krajem z łatwością i sprawił, że wszyscy mieli go zapamiętać. Przynajmniej na najbliższe kilkanaście lat. Fanatycy stanowczo na dłużej. 

Przede wszystkim warto było wspomnieć, że mieli do czynienia z psychopatą. Człowiek wyszukiwał sobie ofiary, zabijał je w brutalnie sposób i jeszcze zostawiać wiadomość dla policji, pyszniąc się tym, że jest nieuchwytny. Niczym pieprzony Kuba Rozpruwacz, pomyślała Red po czym wzięła głębszy oddech i pokręciła głową. Cały czas zastanawiała się, co takiego siedziało w głowie Karciarzowi. Jakie dokładnie były jego motywy? Czy to przez jakąś krzywdę w dzieciństwie, brak rodziców? Pedofilię? Może jakaś dziewczyna, która była jak wszystkie inne ofiary kiedyś go porzuciła i po prostu się mścił za to, że został odrzucony chociaż bardzo się starał? Red oparła swoje łokcie o biurko, a na nich swoją twarz. Była zmęczona i od analizowania wszystkiego, a także rozkładania sprawy na czynniki pierwsze bolała ją głowa, ale nie była typem, który poddawał się, bo przykładowo nie sprzyjała temu pogoda. 

– Davenport, ty dalej tutaj? – Michael wparował do gabinetu, wyrywając ją z zamyślenia. Red podskoczyła na krześle i spojrzała złowrogo na blondyna, przymykając powieki.

– By cię szlag trafił, Clifford – mruknęła, biorąc głębszy oddech. Pokręciła głową, a później zamknęła akta i odsunęła od siebie teczkę. – Tak, jeszcze tutaj. Próbuje rozpracować naszego psychopatę. I wymyślić coś sensownego na uzasadnienie naszego fałszywego związku – dodała i spojrzała na niego wymownie. 

– Ja też cię na początku nie lubiłem, ale popatrz – punktujesz u mnie. A to z kolei przekłada się na to, że nie mam ochoty cię stąd wykopać – Michael odpalił papierosa i schował metalową zapalniczkę do kieszeni w kurtce. 

– O popatrz, bo ty mi dalej działasz na nerwy – powiedziała i spojrzała na niego, wiedząc, że te przepychanki były już ich żartami. Tylko ich. – I nie smrodź mi tutaj. Albo naucz się palić coś lepszego, a nie Camele. 

– Co chcesz od Cameli? Są dobre.

– Tak, a ty jesteś niewiniątkiem – prychnęła. – W Waszyngtonie się pali Marlboro, więc albo palisz Goldy, albo zjeżdżaj mi stąd, bo mnie dusisz – dodała znacząco. Michael tylko nachylił się do niej i wypuścił jej dym prosto w twarz. – Clifford! 

– No już, już, nie zdzieraj sobie gardła. Zachowaj je na inne okazje.

– Michael, bo dam ci w pysk! – Spojrzała na niego całkiem poważnie, po czym obydwoje wybuchnęli śmiechem. Red nadal dziwiło to, że ich relacja tak szybko ewoluowała na dobre. Stało się to w zadziwiającym tempie, ale szczerze mówiąc nie zamierzała na to narzekać. Dobry partner w śledztwie to była podstawa, a wszystko wskazywało na to, że detektyw z Seattle był dobrym partnerem. 

– Mam sprawną buźkę, nie potrzebuje nastawienia, ale dziękuje za troskę. 

– Spieprzaj.

– Jesteś niemiła, a ja cię tu przyszedłem zaprosić na drinka – powiedział, kręcąc głową i zaciągnął się dymem z papierosa w prowokacyjny sposób. Red przewróciła oczami, a spojrzała na niego zaintrygowana. 

– Jakiego znowu drinka?

– No przecież jesteś moją fałszywą dziewczyną, czyż nie? Wypada, abyśmy gdzieś wyszli razem i wiedzieli coś o sobie, co nie byłoby związane z policją, FBI czy śledztwem, nie sądzisz?

– Chociaż raz powiedziałeś coś z sensem.

– Uczę się od najlepszych.

– Schlebiasz mi.

– Ktoś musi.

– Jesteś wredny – Pokręciła głową, po czym wstała od biurka. – Chodź na tego drinka, bo widzę, że nie dasz mi w spokoju pomyśleć.

– Myśli się w godzinach pracy, a obydwoje jesteśmy po – Zauważył, zerkając na godzinę w telefonie. - Więc zapraszam. 

– Idę, idę. Tylko się ubiorę – Westchnęła i zabrała swój płaszcz, w którym przyszła rano na komendę. – Mam tylko nadzieje, że ten drink będzie dobry, bo mam wysokie standardy i wymagania.

– Stolica zrobiła z ciebie arystokratkę, Davenport. 

– Nie tylko stolica. Ja się taka urodziłam, Clifford. Więc powinieneś mi całować stopy i ziemię po której chodzę, a do mnie samej zwracać się Królowo, ewentualnie jakoś inaczej, ale w równie wykwintny sposób. 

– Dobrze, chodźmy więc. Królowo. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

– Wiesz co mnie zawsze zastanawiało? – spytała, gdy siedzieli przy barze. Red obracała w dłoniach szklankę z whisky, starając się nie wypić wszystkiego na raz, choć szczerze mówiąc nie lubiła marnować alkoholu i czekać, aż kostki lodu się rozpuszczą. – Skąd ludzie wzięli ten szajs ze szklanką do połowy pełną i do połowy pustą – dodała, mrucząc pod nosem i rozsiadła się wygodniej.

– Nie wiem, ja na przykład nigdy nie widziałem wody tylko wódkę, żeby była jasność – Blondyn przechylił kieliszek z alkoholem i po chwili skrzywił się lekko, odstawiając go na blat. – Jestem realistą, a nie pesymistą czy optymistą. Widzę coś dokładnie takie, jakim jest. Zresztą w policji nie możesz być nikim innym. Gdy się za bardzo zadręczasz to nigdy nie dostaniesz awansu. A gdy masz zbyt wybujałą wyobraźnię to bardzo szybko łapiesz się na degradację - dodał, prychając. 

– Mówisz tak jakbyś sam nigdy nie dostał awansu.

– Dostałem, w końcu nie noszę tej plakietki za nic. Ale widziałem kilku takich, którzy łudzili się i widzieli wszystko różowymi okularami i jak to się dla nich skończyło? Jeden siedzi w pierdlu, drugi sprząta firmy po nocach, a trzeci został samotnym ojcem, bo żona zostawiła go dla jakiegoś artysty z Paryża. 

– Niezbyt ciekawa sytuacja.

– Niezbyt to delikatnie ujęte – Spojrzał na brunetkę, a później skinął na barmana, aby nalał mu wódki do kieliszka kolejny raz. – Policja to nie FBI, złotko. Tutaj żeby być kimś trzeba wcześniej zmieszać się z gównem i z tego gówna wyjść, a przy okazji wkopać kilku kumpli, żeby ktokolwiek zaczął cię szanować. Ot taka sobie bajeczka na umilenie wieczoru. 

━━━━━ 🃏 ━━━━━

woah, dwunasty rozdział na dwunastego grudnia;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top