heaven taking a place of something evil
ils se sont promenés au clair de lune
• partie 2/3 •
×
Łańcuch na jego szyi niepokojąco dobrze przypomina ten posiadany przed dobermana siedzącego posłusznie tuż obok, choć przyznać należy, że ten należący do mężczyzny cechuje o wiele większa subtelność. Srebro i metal na zmianę lśnią więc w lekko neonowym oświetleniu pomieszczenia, określając dwie zupełnie różne istoty.
Choć jedna odzwierciedla drugą.
Łagodnie linie liter zawieszonego na ścianie napisu zaczynają migotać przez moment, by po chwili przestać i ponownie, z całą ironią, pewnie oświetlać całość słowa „suspense" w odcieniach czerwieni.
Nigdy nie był fanem tejże dekoracji.
Uważa, że to lekka przesada, a wszelakie światła tego typu należą raczej do klubów i ich nazw znacznie mocniej, niż czyiś pokojów.
A zwłaszcza sypialni. Chociaż musi przyznać, że były dni, kiedy sam odnajdywał w tym pewną estetykę, którą teraz zgubił gdzieś między marmurem, a złotem wymieszanym ze srebrem.
Z niezwykłą wręcz obojętnością ociera wierzchem dłoni kolejną kroplę krwi, która mimowolnie uformowała się w kąciku jest ust od nie zbyt dużej ranki, jaką tam posiadał.
Ktoś po prostu był zbyt go spragniony, ale wolał obecnie o tym nie myśleć.
Wzrok znów kieruje w stronę drzwi, czekając, aż ktoś go w końcu zaskoczy, bo robi się tak nieznośnie nudno. Ma ważniejsze rzeczy, niż zajmowanie się spóźniającymi się jednostkami. I gdyby to od niego zależało, zapewne dawno już by to załatwił, ale nie może. Czasami to nie wypada. Trzeba schować dumę do kieszeni i przełknąć fakt, że nie zawsze ma się od kogoś pełen szacunek.
Tak jak najwyraźniej tej nocy.
Zerka na zegarek. Jest już piętnaście po drugiej. Ma dość. Jeśli czeka tu już tyle czasu, popijając resztki wina, to może równie dobrze wyjść, poszukać kogoś i powiedzieć reszcie, żeby nie zawracali sobie głowy i wrócili do swoich zajęć.
W głowie już układa sobie drogę do swojej posiadłości, bo tęskni za jej nieopisanym urokiem, oraz spokojem. Wolałby już spędzić te parę dodatkowych minut na wyjeżdżaniu z miasta, niż w swoim apartamencie, który w żadnym stopniu go nie zaspokaja, nie w ten sposób.
Zaprasza tam jedynie kochanki i kochanków, czasami korzystając też z możliwości odświeżenia się. Ale tak naprawdę pomieszczenia te mogłyby nie istnieć. Nie przywiązał się do nich i nie zamierza.
Myśli przerywa mu dźwięk opadającej klamki. W końcu. Przecież miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie.
Nie pamięta, od kiedy zaczynało mu brakować cierpliwości w ten sposób. Prawdopodobnie od momentu, w którym jego wciąż płonące poczucie sumienia stało się jeszcze bardziej zwęglone i podeptane przez ciężar grzechów, które nosił na skórze równie wyraźnie, jak swoje tatuaże.
Wykazywały one jednak zupełnie inny wymiar sztuki.
- Bang Yongguk – słyszy ten lekko zachrypnięty, głębszy głos, oprawiony w ten sam uśmiech i ciało zakryte materiałem klasycznego, ciemnego garnituru, który w pełni oddawał model sylwetki mężczyzny. Mocno rozbudowanej klatki, pleców, ramion, nawet ud, które ledwo zdawały się znosić skrojone na nie spodnie. Całość wydawała się niepotrzebnie formalna, ale wszelkie komentarze zostawia w środku siebie.
Nie po to go tutaj ściągał.
- Shin Hoseok – mówi to trochę szybciej i z subtelną ostrością rzucanych niekiedy przez siebie w ścianę noży, mogących zabić, ale i służyć jako groźba gdyby odpowiednio chybił.
Choć zazwyczaj trafiał prosto w cel.
- Nie zdajesz sobie sprawy, że mam również swoje życie – stwierdza po chwili, rzucając Yonggukowi nieco wyzywające spojrzenie, które w pewien sposób stawia jego dalsze funkcjonowanie organizmu na szali. A przynajmniej tak by było, gdyby nie zajmował takiej pozycji, jaką ma. – Nie jestem w stanie być tutaj na każde tylko skinienie – dokańcza jeszcze, nie spuszczając spojrzenia, nie dając sobie przegrać.
Doberman mruczy cicho.
- Zdaję, ale wiem też, że istnieją sprawy ważne i ważniejsze – odpowiada ciemnowłosy, wstając z zajmowanego fotela. – Powinieneś to mieć wypisane w głowie – dodaje, tak po prostu. – Wyryte – poprawia się, wymawiając słowo z niemalże zabójczą tonacją.
Na szczęście Hoseok nie jest łatwy do zabicia.
- Zapewne – odpiera, uśmiechając się krzywo i Bóg mu świadkiem, że gdyby okoliczności wyglądały inaczej, już nie byłby w stanie tego robić. – Mimo to muszę szanować siebie równie mocno, co interesy. Koniec dyskusji – rzuca, nalewając sobie postawionego na jednej z szafek alkoholu.
- Zapominasz chyba, z kim rozmawiasz – mówi w końcu Yongguk, przesuwając spojrzeniem po rozmówcy, nie mogąc uwierzyć, że traktuje go z taką wyższością.
- Nie koniecznie, mam odwrotne wrażenie – stwierdza jedynie, obracając kieliszek w dłoni. – To ty nie wiesz, do kogo mówisz. I lepiej zmień ton, bo to nie ty tutaj rządzisz, a to, że tu jestem nie jest nawet powodowany twoją prośbą. Po prostu nie chcę mieć na pieńku z niektórymi, jako, że planuję dłuższy wyjazd, zupełnie prywatny. A jeśli do niego nie dojdzie, to posypią się głowy – kończy, wprawiając w warknięcie dotychczas w miarę cichego psa.
Yongguk tylko patrzy w stronę zwierzęcia i uśmiecha się smutno, a to natychmiast się uspokaja.
- Nie za bardzo mnie to obchodzi – mówi zaraz po tym łagodnym jak na niego geście. – Miałeś to już dawno załatwić. I to nie moja sprawa – z tymi słowami obserwuje jedynie, jak Hoseok podchodzi w jego kierunku, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. W jednym momencie mierzą się spojrzeniami, mogącymi obalać rządy i niszczyć ludzi od środka, pełnymi tak płomiennych myśli, że zdolnych doprowadzać do ruiny całe miasta nieokrzesaną pożogą.
- Mylisz się – słyszy tylko, powiedziane ze zbyt dużą pewnością siebie. – To również twoja sprawa – i po tym zdaniu wyciąga z kieszeni pewną fotografię, dwójki osób.
Których miał już nie zobaczyć w swoim życiu, zgodnie z niepisaną zasadą.
- Skąd to masz? – pyta, zupełnie neutralnie i obojętnie, maskując jakiekolwiek przejawy przejęcia. Szczerze mówiąc nie odczuwa go aż tak.
Ale jednak odrobinę parzy go fakt, że drugi trzyma w swoich dłoniach coś takiego. Coś, czego nie powinien i Yongguk doskonale o tym wie.
- Nie istotne – odpowiada jedynie. – Musisz jednak wiedzieć, że jeden fałszywy krok z twojej strony i to nie skończy się dla nich dobrze.
- Śmiesz mi grozić? – odpiera, unosząc nieco brew. – Nie musisz mnie rozśmieszać, nie mam nastroju – dopowiada, równie mało emocjonalnym głosem. – Z resztą, skąd pewność, że mi zależy?
- Przekonam się. Podejrzewam jednak, że wolałbyś tego nie testować – stwierdza Hoseok, nie kryjąc swojej przewagi. – To co? Spuścisz z tonu, czy mam ci pokazać, z kim tak naprawdę rozmawiasz?
Yongguk nie wierzy, w to co robi, ale odsuwa się nieco. Przymyka oczy i znów unosi spojrzenie na rozmówcę. Na człowieka, który nigdy nie miał być wart choćby sekundy jego czasu, ale ostatecznie wytoczył sobie drogę na sam szczyt świata.
Zostawiając za sobą trochę zbyt wyraźną woń pieniędzy i przekrętów.
- Dobrze, jak chcesz. Ale nie przyzwyczajaj się – dodaje, kierując się z powrotem w kierunku swojego fotela i śledząc, jak Hoseok robi to samo, zajmując drugi niedaleko, co nie uchodzi również uwadze zwierzęcia obok Yongguka, skupionego na każdym ruchu niższego.
Jakby planował w odpowiedniej chwili pokazać kły, korzystając z niezachwianej ciszy.
Co właściwie miało się wydarzyć, ale jeszcze nie teraz.
×
Zasłania usta dłonią, przygryzając ją desperacko od wewnątrz, nie chcąc wydać absolutnie żadnego głośniejszego dźwięku. Te jednak mimo to opuszczają jego jedwabne usta, rozchylone i muśnięte odcieniem pocałunków kochanka, jego języka wędrującego po nich żarliwie, zębów zamykających delikatną skórę w pułapce pożądania na ulotne, kruche sekundy.
Powieki ma przymknięte, skrywające za sobą zamglone od doznań spojrzenie, którym nieustannie obdarowywał go Jooheon, poświęcający całą swoją uwagę i namiętność sztuce ciała Minhyuka, okrytego obecnie niczym poza koronkowym szlafrokiem oraz fioletem malinek zrobionych mu na szyi wraz z klatką piersiową, które przez cały czas pokazywały do kogo ten należał.
- Weź dłoń, niech każdy słyszy, jak ci ze mną dobrze – szepcze mu do ucha blondyn, wywołując kolejny, nieco niekontrolowany jęk u bruneta, zupełnie zatopionego w tych brudnych słowach, które mimo to docierały do jego czystego serca.
Zerka na mężczyznę, czując go głęboko w sobie z każdym ruchem bioder, mając świadomość jego dotyku na biodrach i talii, swoich nóg owiniętych desperacko dookoła niego, zaciśniętych z przyjemności własnych palców, trzymanych na szyi drugiego. Wszystko to nie pozwala mu na trzeźwość myśli, na myślenie o czymkolwiek innym poza kontaktem z ciałem Jooheona, z jego skórą i zapachem, z jego definicją spełnienia.
Którą tak adorował.
Po dłuższej chwili finalnie wykonuje nieprzyzwoite polecenie, dokładając drugą rękę na kark blondyna, co wywołuje jego krzywy uśmiech, śledzony przesunięciem języka po ustach. Gestem sprawiającym, że Minhyukowi zakręciło się w głowie z pożądliwości.
Tak mocno go dzisiaj potrzebował. Jak z resztą zawsze.
- Tak lepiej – dodaje jeszcze blondyn, specjalnie przyspieszając ruchy, powodując tym samym, że Minhyuk z ledwością daje radę wydawać jak najcichsze pojękiwania, które jednak mimo to i tak przechodzą z łatwością przez powierzchnię ściany i drzwi.
Czyniąc z jego przyjemności coś publicznego, choć domyślał się, że prawdopodobnie nikt nie zwróci na to uwagi.
- Jooheon, błagam – wypowiada między urywanymi oddechami, zmniejszając nieco odległość, o ile to w ogóle było jeszcze wykonalne i łącząc na moment ich spragnione siebie wargi, tańczące przez chwilę między słowami na sobie wypisanymi, a nie mogącymi zostać wypowiedzianymi. Są sobą obecnie tak upici, że nie rozumieją nic poza tym językiem, poza własnymi emocjami.
Poza muzyką uczuć, jaką sobie właśnie sprawiają.
- O co błagasz? – pyta go Jooheon bezwstydnie, kiedy znów ma wolne usta, po chwili dopiero zajęte na ponów przygryzaniem wrażliwej szyi chłopaka.
- Wiesz doskonale – odpowiada mu Minhyuk jękliwie, nie mając kompletnie kontroli nad słowami, które tworzy. – Proszę... - dodaje jeszcze, z wyraźną potrzebą, z płaczliwością niemalże, bo jest mu tak dobrze, tak bardzo dobrze, że w jego oczach wzbierają łzy.
- Jak mocno prosisz? – słyszy kolejne pytanie, tak słodko go torturujące i przysięga, że zaraz straci zmysły dla tego człowieka, kompletnie się mu oddając, nie zważając na nic innego.
- Bardzo – stwierdza tylko krótko, jak najbliżej płatku ucha Jooheona, wplatając mu przy tym palce w kosmyki jasnych włosów. – Tak, jak nikogo innego – dodaje jeszcze, wywołując u mężczyzny wyraźniejszy pomruk.
- Cholera, Minhyuk – przeklina pod nosem, a dodanie imienia bruneta tylko dodaje temu niespodziewanej gracji. – Zabijasz mnie – szepcze jeszcze, jednak z ciemniejszą nutą w głosie, popartą głębszymi ruchami w środku chłopaka, mniej urywanymi i pełniejszymi, które przedstawiają mu koncepcję szaleństwa z pożądania.
I po usłyszeniu ich jego ciało zupełnie się poddaje.
Dochodzi głośno, lekko poza swoją wolą i kompletnie polegając na sile ramion drugiego, nie wiedząc do końca, że jego mięśnie mogłyby zacisnąć się tak kurczowo. Jooheon również wydaje z siebie jęk, ale o wiele głębszy, czując, jak jego kochanie przechodzi przez tak głęboką przyjemność. Sam pozwala sobie jeszcze na kilka pchnięć, wywołując u Minhyuka kolejne westchnienia i następne fale orgazmu, nim sam nie kończy, ale już poza chłopakiem, zdobiąc jego klatkę, uda oraz koronkowe odzienie kroplami bieli.
Oboje oddychają ciężko, nie mogąc jeszcze do końca odgarnąć resztek spełnienia. Po chwili dopiero spoglądają na siebie, wciąż intensywnie, wciąż z mgłą w oczach, po to tylko by móc pocałować się przeciągle, zasmakować jeszcze swoich ust.
- Jak teraz do nich wrócimy? – pyta Minhyuk, wywołując cichy, lekko niedowierzający śmiech Jooheona.
- Nie wrócimy. Zostańmy tutaj – stwierdza drugi, przyciągając bruneta bliżej siebie, sprawiając, że może czuć jego ciepło, kojące ciepło i gładkość skóry. – Co ty na to?
- Wiesz, że nie możemy... - zdanie brunet wypowiada tak, jakby miauczał. – Jesteśmy jednymi z głównych gości.
- Przestań, pieprzyć to – przerywa mu Jooheon, nie czekając, aż drugi mógłby stworzyć z tego dłuższy, moralizatorski wywód. Zamiast tego ujmuje w dłoń jego policzek, a potem nawija na jeden z palców dłuższy kosmyk jego włosów, obserwując jak jego oczy błyszczą w nikłym świetle pokoju.
Niemożliwym jest, że go ma.
- Nie Jooheon, nie jesteśmy tacy – mruczy z niezadowoleniem Minhyuk w odpowiedzi. – Również bym chciał, ale... - urywa, czując, jak blondyn łagodnie przesuwa kciukiem po jego ustach, naciskając na ich powierzchnię delikatnie.
- Shh... - ucisza go subtelnie. – Żadnych ale. Biorę to na siebie – mówi pewnie, unosząc lekko brew i wywołując u Minhyuka przewrócenie oczami.
- Jak uważasz, mam tylko nadzieję, że naprawdę masz to na myśli – stwierdza, oddając się koronkowemu dotykowi drugiego.
- Nie śmiałbym cię okłamać – słyszy w odpowiedzi, a słowa te są zbyt poważne na zaistniałą sytuację, ale mimo to odbiera je z lekkim uśmiechem, który symbolizuje tylko tyle, że doskonale to wie.
- Wiem, wiem honey – odpowiada, używając znanego sobie zdrobnienia, które drugi tak mówi i na które obecnie reaguje uśmiechem tęczówek, błyszczących w szczęściu tak skrytemu, że niedającemu się wyrazić w słowach. – To co będziemy tu robić? – dodaje jeszcze, stając odrobinę na palcach by pocałować podbródek mężczyzny.
- Cóż, mam kilka pomysłów... - Jooheon brzmi jak obietnica czegoś grzesznego i akcentuje to dość dobitnie palcami wędrującymi po talii bruneta aż do uda. – A ty?
- Myślę, że również – nawet się nie waha przed ponownym kosztowaniem szyi Jooheona, przez ulotny moment napawając się głębszymi pomrukami drugiego. – Ale najpierw weźmy prysznic – słowa przeszywają chwilową ciszę, wywołując u blondyna jęk niezadowolenia.
- Dobrze, skoro chcesz – ulega, dając się prowadzić brunetowi w stronę łazienki. – Ale lubię widzieć na tobie ślady po moim o...
- Boże, Jooheon, miej trochę przyzwoitości – przerywa mu Minhyuk momentalnie, czując jak się rumieni, a co sprawia, że blondyn odczuwa jeszcze większą satysfakcję, bo uwielbia ten niemalże bijący czystością róż na policzkach chłopaka.
- Przy tobie to wyjątkowo trudne – odpowiada tylko, nie widząc już, jak Minhyuk przygryza wargę, walcząc z chęcią, by olać czyszczenie się i po prostu przejść do następnej rundy od razu.
Ma jednak swoje zasady i ta noc nie należy do jednych, kiedy je łamie.
Oboje wchodzą więc do łazienki dołączonej do pokoju, dość niewielkiej, ale nie mają co narzekać. Uwalnia nadgarstek Jooheona ze swoich palców i obserwując go zalotnie pozwala materiałowi koronki zsunąć się po jego ciele aż na blade kafelki.
Zostawiając go tylko i wyłącznie dla oczu drugiego, by mógł śledzić wzrokiem każdą jego krzywiznę, wgłębienie, wypukłość oraz białe przebarwienia na złotej skórze, spływające po niej gdzieniegdzie leniwie.
Jest najpiękniejszym dziełem z jaki miał do czynienia. A widział wiele muzeów.
Nie mówi nic, tylko łączy swoje spojrzenie z brunetem, przekazując mu wszystko co odczuwa w ciszy, przerywanej po chwili jedynie dźwiękiem wody i ich ściszonej rozmowy.
Tak intymnie namiętnej, że dostępnej jedynie dla nich.
×
Hyungwon nigdy nie powiedziałby, że nóż mógłby wyglądać jakkolwiek gorąco.
Od zawsze kojarzył je ze śmiercią, z widokiem krwi – którego nie lubił – oraz jej dusząco-metaliczną wonią, przypominającą nieco samo ostrze. Nie zamierzał się w nich dopatrywać niczego, co miałoby zmienić to zdanie.
Za wyjątkiem chwili obecnej, kiedy to Hoseok obracał jedno z nich w powierzchni stołu dębowego, sugerując zebranym, że mają się trzymać z daleka.
A on jedynie to obserwuje, śledząc każde wygięcie narzędzia oraz napięcie dłoni mężczyzny, urzeczony w pewien niebezpieczny sposób tańcem obydwóch z nich. Ma na oku Hoseoka, który zdaje się nawet nie rejestrować, że rzeźbi w drewnianej powierzchni dość głębokie wyżłobienia.
Podczas gdy kilka innych osób również przypatruje się uważnie jego poczynaniom.
Nie bywa impulsywny, to musi przyznać – ale nie boi się takim być – gdyby jednak musiał, zapewne zdolny byłby do pewnych czynów. Bez wahania, zwłaszcza, gdy sprawa dotyczyłaby najbliższych mu osób.
I wszyscy znajdujący się w pokoju, bez wyjątku, są tego boleśnie świadomi.
Hyungwona nigdy to jednak nie odtrąciło. Nie widzi w Hoseoku bezwzględności, rządzy krwi, czy przemocy. Wręcz przeciwnie, należy do jednej z tych osób, które zawsze dostrzegały w nim pokłady łagodności, delikatności oraz swego rodzaju wrażliwości, choć tej nie okazywał często. Jasnowłosy jednak poznał je dość wcześnie, było to jednym z czynników sprawiających, że ostatecznie porzucił swoją ulotną anielskość dla słodkiego upadku w ramiona tego mężczyzny.
Niczego nie żałował. I nie zamierzał tego zmieniać.
Wzrokiem powolnie przesuwa po sylwetce drugiego, wyrywając się nieco z błądzących myśli. Ma taką ochotę na wbijanie mu swoich ciemnych paznokci w skórę, że ledwo powstrzymuje bardziej sugestywne gesty ze swojej strony. W końcu są w sytuacji czysto formalnej, nie może sobie pozwalać na takie zagrywki.
A jednocześnie chce tak bardzo wyrzucić zasady do kosza.
Tęskni za bliskością drugiego – ostatnio widzi jedynie, jak ten wciąż pogrąża się w interesach i choć docenia każde jedno spotkanie, jakie są w stanie dzielić, nie za bardzo podoba mu się dystans, który sztucznie między nimi powstaje.
Oczywiście nie ten psychiczny. Czysto cielesny. Hyungwon nie wie już, co ma robić, zupełnie poddany myśli, by Hoseok znów potraktował go tak, jak tamtej nocy, kiedy mieli tylko siebie, wino, smaki własnej skóry wymieszane z odrobiną słonej, białawej cieczy. Od tamtej pory bowiem nie zdarzyło się między nimi absolutnie nic.
Poza muśnięciami, skradzionymi pocałunkami i desperacją, jaką wymieniali w swoich spojrzeniach od czasu do czasu, mówiąc sobie niczym nocni kochankowie, z jak dużą żarliwością siebie potrzebują.
Opiera się lekko na jednym biodrze, poprawiając przy tym ciemnoczerwone rękawy marynarki przeszywanej złotymi wzorami w chińskie smoki. Czarna, jedwabna koszula jest wyraźnie widoczna spod połów tkaniny, a koronkowy choker oplatający jego smukłą szyję – odpowiednio wyeksponowany między rozpiętymi guzikami ciemnego niczym niebo za oknem materiału. Spodnie w odcieniu marynarki marszczą się lekko na nodze, na którą przeniósł właśnie ciężar ciała, a pół-buty z Gucciego lśnią klamrami w świetle lamp.
Lepiej nie mógłby się prezentować.
W dodatku pozwolił sobie pomalować usta odrobiną błyszczyku brzoskwiniowego, tylko na wszelki wypadek. I ma jedynie nadzieję, że te kilka kropel specyfiku nie zmarnuje się tak po prostu.
W końcu również wargi Hoseoka wyglądałyby z nimi niezmiernie wręcz kusząco.
Przesunął dłonią w kosmykach włosów, wyłączając się nieco z toczącej się obok niego konwersacji. Nigdy nie przysłuchiwał się im zbyt dokładnie, nie zamierzał ryzykować niczego. Nieświadomość oraz niewiedza w pewnych kręgach mogły się bowiem okazać towarem iście zbawiennym, gdy dochodziło do konfliktów. Im mniej się miało w głowie takich dialogów, tym bezpieczniejszym się było. W końcu po co komu osoba bez żadnych wartościowych informacji.
A Hyungwon zawsze był dobry w ich usuwaniu i zatrzymywaniu jedynie tego, co dla niego naprawdę cenne. Składowanie tylko słów mających znaczenie.
Umiał również dochowywać sekretów. Zwłaszcza własnych, zamkniętych za kotarami jego rzęs, ciemnym oceanem spojrzenia i gwiazdami w nim utopionymi. Tak głęboko i nie do przebicia, że wiedział o nich jedynie on sam.
Częściowo również Hoseok. Ale zganiał to na zbytnie zaufanie oraz własną uczuciowość. Choć przyznać musiał, że nigdy nie poczuł konsekwencji z tym związanych. Wręcz przeciwnie, wypełniała go dziwna ulga, że nie tylko on wie o pewnych sprawach.
I że ma kogoś, kto pomimo dzielenia z nim ich wciąż patrzy na niego z tą samą pasją.
Gdy chwyta kieliszek, odłożony kilka minut temu na powierzchnię jednej z komód, by móc na ponów przełknąć gorzkawą zawartość, kiedy momentalnie słyszy duszącą ciszę. Kieruje więc wzrok na stół, jeszcze chwilę temu wypełniony siedzącymi przy nim innymi mężczyznami ubranymi równie bogato, co on sam, tylko z mniejszym gustem.
Obecnie nie widzi po nich śladu.
Zostaje tylko Hoseok, zabierający z mebla teczkę i odkładający ją obok pustego paleniska, rzeźbionego na wzór antycznych zdobień. Zawsze miał słabość do klasyki. Ich spojrzenia łączą się finalnie, sprawiając, że Hyungwon traci dech na moment.
W końcu nie tego się spodziewał. Sądził, że minęło ledwie kilka minut, nawet nie zauważył, kiedy dał się pochłonąć własnej głowie na tyle, by teraz mieć do czynienia z pustką pomieszczenia, ich dwójką i własną pożądliwością, palącą mu skórę od wewnątrz.
- Nie zauważyłem nawet, jak wszyscy wyszli... - stwierdza niepewnie, wciąż patrząc na mężczyznę, którego wzrok wędruje po jasnowłosym niczym gość mogący wchodzić na ten teren kiedy tylko chce, posiadający zawsze otwarte drzwi. – Musiałem trochę się zamyślić – dodaje z lekkim śmiechem, finalnie kosztując odrobiny trunku.
- Cóż, nie trudno to osiągnąć – odpowiada mu Hoseok, podchodząc do niego i natychmiastowo kładąc swoje dość duże i silne dłonie na biodrach jasnowłosego. – Same nudy – stwierdza jeszcze, obserwując, jak dotyk przenika przez materiał aż do nagiego ciała pod nim, sprawiając, że Hyungwon kruszy się sam pod sobą.
Nie wierzy, że jest dla niego niczym porcelanowa figurka. Tylko dla niego. Obcy zawsze muszą widzieć go jako chodzący na dwóch nogach diament.
Najpiękniejszy i najtwardszy ze wszystkich.
- Nie powiedziałbym tego – mówi mu po chwili, skupiając się na tworzeniu słów, a nie ustach Hoseoka wyglądających jakby zaraz miały zostawić na nim tysiące śladów rozkoszy.
Liczy na to.
- Ah tak? A co w tym gadaniu takiego interesującego? – pyta go Hoseok, z zaskoczenia, przesuwając o milimetry swoje palce, co jednak nie uchodzi uwadze Hyungwona. Jakże by mogło z resztą. Jest do ich obecności niezwykle przyzwyczajony.
Ale zawsze na nią podatny.
- Ty – mówi kilka sekund potem, kończąc to z prawie niewidocznym przesunięciem językiem po ustach, chcąc tylko zaprezentować, ile kryje w tej krótkiej sylabie.
Zbyt wiele.
- Kłamiesz – szepcze Hoseok, nachylając się nieco w kierunku szyi jasnowłosego i pozwalając sobie na szeptanie mu tego słowa wprost do ucha, co tylko pozbawia go kontroli nad sobą, oddając ją całą w ręce mężczyzny przed nim.
Niech robi z nim co chce. Jest w tym najlepszy.
- Skąd taka pewność? – odpowiada, odchylając głowę celowo, dając Hoseokowi przyjęte natychmiastowo zaproszenie, by nie krępował się ze składaniem pocałunków na gładkiej skórze.
Co czyni z całą przyjemnością.
- Bo to ty jesteś w tym wszystkim centrum uwagi – słyszy po chwili, powiedziane z odrobiną ciemnych nut, które tak uwielbia słyszeć, jako że rezonują one idealnie z jego wnętrzem, z rytmem bicia jego serca.
Znacznie je przyspieszając.
- Nie prawda. To biznes jest najważniejszy – mówi mu po chwili, przerywając na kilka westchnień od poczynań Hoseoka, które są wolne, ale obiecujące mu dużo więcej. Nie wie jeszcze, czy tylko sobie grają, czy oboje mają zamiar przenieść całość akcji o wiele dalej.
- Pozwól, że sam to ocenię, skoro się tym zajmuję – słyszy tylko, gdzieś między materiałem koronki, a obojczykiem, doskonale już odsłoniętym dzięki staraniom dłoni Hoseoka. – Wiem, czemu poświęcam najwięcej myśli.
- Doprawdy? Pierwsze słyszę – stwierdza cicho, jednocześnie przymykając powieki mocniej na zadziorne ugryzienie skóry na szyi, które potem zostaje momentalnie załagodzone dłuższą pieszczotą pełnych ust, które tak dobrze zna.
- Widzę, że ktoś jest dzisiaj w niezłym nastroju – mruczy Hoseok, nieco zbyt mało subtelnie, by Hyungwon nie westchnął na ten dźwięk. – Chcesz, żebyśmy gdzieś poszli? – dodaje, sprawiając, że jasnowłosy na moment posiada w głowie tysiące scenariuszy.
- Zaprowadzę cię – odpowiada, sprawiając, że drugi marszczy brwi nieco.
- Na pewno? Myślałem raczej o czymś odleglejszym... - dopowiada, ale Hyungwon już zdecydował.
Zbyt mocno go chce, żeby pozwolić im choćby jeszcze na sekundę rozłąki.
- Nie mam ochoty na nic odleglejszego. Potrzebuję... - urywa na moment, uciekając wzrokiem, ignorując palce drugiego na policzku. – Mieć cię blisko – kończy, a z ostatnią literą słowa zostaje mu skradziony głęboki, przepełniony tęsknotą pocałunek, śledzony ruchem bioder Hoseoka w jego kierunku, który miał mu uświadomić kilka rzeczy.
Również to, że najwyraźniej takiej odpowiedzi cicho oczekiwał.
Hyungwon uśmiecha się łobuzersko przez pocałunek, wciąż dotrzymując tempa, póki oboje nie dają sobie chwili na oddech. Po tym oplata dłonią nadgarstek Hoseoka i zaczyna prowadzić go w znanym sobie kierunku.
Jemu również, ale nie na tym polega zabawa.
Dba o to, by ruszać biodrami w odpowiedni sposób, jako, że idzie przed nim. Wie, że to go kręci – kiedy pozwala sobie na kokieteryjność, a nawet odrobinę wulgarności. Hoseok zawsze lubił, kiedy Hyungwon łamał zasady.
Tak, jak teraz.
Powolnie dochodzi do większych, dwuskrzydłowych drzwi zdobionych srebrem i złotem. Odbijają się w nich odbicia ich obojga, nieco zniekształcone, ale ciągle przypominające ich. Oplecionych bogactwem, przepychem, sekretami.
Ale również uczuciami, intymnością i wyznaniami po drugiej w nocy.
Otwiera je praktycznie bez wysiłku – pamięta jeszcze, jak Hoseok specjalnie je przeprojektowywał, by łatwiej mu się je przesuwało. Uśmiecha się pod nosem na to wspomnienie, które nagle wykwita w jego pamięci nieproszone.
Acz mile widziane.
Robi kilka pierwszych kroków do środka pomieszczenia, po chwili słysząc charakterystyczny dźwięk zamka. Potem puszcza nadgarstek Hoseoka i odwraca się do niego. Przez chwilę dzielą ciszę, a potem ten zbliża się do niego, gwałtownie przyciągając do siebie by móc przystąpić do ponownego smakowania szyi, co powoduje głębsze jęki Hyungwona zdobiące pokój lepiej niż nie jeden utwór muzyki klasycznej.
Nie to jednak planował, choć nie może narzekać.
- Zaczekaj – szepcze, sprawiając, że Hoseok natychmiast zaprzestaje. Czasami nie może uwierzyć, że wystarczy jedno jego słowo, aby drugi powstrzymywał się przed czymś, albo mocniej kontrolował. – Chcę to zrobić inaczej.
- Jak? – szepcze, gardłowo, z lekkim zachrypnięciem od doznań.
- Pokażę ci – odpowiada mu równie cicho, wyplątując się z jego objęć i chwytając dłonią za krawat, jaki wciąż ma na sobie – pociąga za materiał, przez co mężczyzna uśmiecha się krzywo, widząc, do czego zmierza jasnowłosy.
I cholera, nie mógłby być teraz bardziej pociągający.
Pokazuje mu swoją chwilową dominację, karząc mu usiąść na krawędzi łóżka, a samemu stając naprzeciw i posyłając mu dłuższe spojrzenie.
Tej nocy chce przedstawić trochę inną historię niż zazwyczaj.
Gwałtownie ściąga więc z siebie i tak już rozpiętą marynarkę, zostając w samej koszuli, o materiale ledwo zakrywającym okolice jego obojczyków oraz klatki. Oblizuje usta, by potem je przygryźć, nie spuszczając wzroku z Hoseoka, z satysfakcją obserwując, jak materiał jego spodni staje się coraz ciaśniejszy.
O to właśnie mu chodzi.
Przesuwa dłonią w dół ciała, by zatrzymać się na pasku spodni, który lekko poluźnia, by potem wyciągnąć go ze szlufek, jednym, pewnym ruchem. Wygląda to tak, jakby to on był górą.
I w pewnym sensie tak się też czuje, choć rzeczywistość jest zgoła inna.
- Boże, Hyungwon... - stwierdza Hoseok, nie mogąc znieść tego, jak prezentuje się obecnie drugi, jak słodko kuszony jest każdym jego drgnieniem i jak bardzo bez walki mu się poddaje. – Chodź do mnie – stwierdza, unosząc brew i przesuwając palcami po wyraźnym wybrzuszeniu, jakie już posiada, sprawiając sobie chociaż odrobinę ulgi.
- Jeszcze trochę – odpowiada mu, rozpinając kolejne guziki, niemalże umierając przy tym z pożądania, bo widok Hoseoka w takim stanie prawie odbiera mu wszelkie zmysły. – Cierpliwości – dodaje, odpinając rozporek własnych spodni i wsuwając tam własną rękę.
Oczy Hoseoka ciemnieją. Niebezpiecznie mocno. Momentalnie przesuwa dłoń z powrotem na materiał pościeli, obserwując z uwagą poczynania Hyungwona.
Który zaczyna się zaspokajać na jego oczach szepcząc co kilka sekund jego imię.
Ma wrażenie, że zaraz oszaleje przez tego człowieka, przez jego ciało, jego wzrok i każdy centymetr języka przesuwający się po ustach. Przez jego dźwięki oraz własne imię, które ma wypisane na wargach tak desperacko.
- Proszę... - szepcze, patrząc na niego, nie mogąc znieść myśli, że nie może go dotknąć. Teraz. Pokazać mu, co robi z jego umysłem.
- O co prosisz? – szepcze Hyungwon nie przestając swoich ruchów i jęcząc głośniej.
- O ciebie – kończy, sprawiając, że oczy drugiego zachodzą mgłą, bo nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego.
Przestaje więc na moment i zmniejsza odległość. Powolnie. A potem pozwala sobie usiąść na udach Hoseoka i dać mu się zupełnie pochłonąć, dać jego palcom robić co chcą, zostawiać ustom ślady gdziekolwiek im się zamarzy, akceptując każdą zrzucaną z niego partię ubrań.
A wszystko to spełniane w rytmie szeptu, który stwarzony jest jeszcze zanim oboje lądują nadzy we własnych ramionach, pościeli, doprowadzając się ruchami ciał do zupełnego szaleństwa.
W rytmie powiedzianych przez Hyungwona „Zawsze mnie masz", które są tego wszystkiego początkiem.
Ale też obietnicą, której nigdy dotąd nie wypowiedział w słowach, tak, by Hoseok mógł je wyryć w tkance serca, do zapamiętania na wieczność.
Ich małą wieczność.
p.s mam nadzieję, że czytacie to wieczorem przy jakiejś dobrej muzyce 🖤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top