7.
Spokojny poranek, i krzyki młodszych mieszkańców domu. Norma.
Michael zaspany podniósł się do siadu z spadającymi powiekami, odetchnął z zmęczeniem. Wstał z łóżka przeciągając się i wolnym krokiem wyszedł z swojego pokoju, wchodząc do kuchni zobaczył swojego ojca stojącego przy blacie i robiącego śniadanie dla dzieci.
- tata?-zapytał zdziwiony podchodząc do rodzica-nie ma mamy?
- pojechała do ciotki, bo jest chora-odpowiedział odkładając nóż i siadając przy stole-.
- oh, okej-odpowiedział-gdzie moje?-zapytał rozglądając się po blacie-.
- sam sobie zrób, co ja jestem-odpowiedział William biorąc do ręki kubek z kawą-nie jesteś już dzieckiem
- aha, ale jesteś-wymruczał podchodząc do blatu-.
- jak było?-zapytał nagle William rozkładając plan lisiego animatrona-.
- ale o co teraz chodzi?-zapytał zmieszany Michael siadając obok ojca-.
- o randkę-odpowiedział William biorąc ołówek do ręki-.
- oh, ehm, było w porządku. Poszliśmy na jedzenie, potem do n-niej-zająknął się aby się nie pomylić, i przez przypadek nie powiedzieć "Niego"-.
- co?-zapytał starszy Afton odrazu patrząc na syna-do niej?
- ta, obejrzeliśmy film, pogadaliśmy-odpowiedział Michael, patrzył na wpatrującego się w niego ojca. Uśmiechnął się i zaśmiał-o czym ty myślisz
- jesteś w takim wieku że wszystkiego mogę się po tobie spodziewać..-odpowiedział zamyślony-.
- na przykład?-zapytał patrząc na ojca z uśmiechem-czego możesz się spodziewać?
- w najgorszym wypadku, że zapłodnisz te swoją dziewczynę. Właściwie to jest strasznie wysoka, ile ma lat?-zapytał William spoglądając kątem oka na syna-.
- gdzie ją widziałeś?-zapytał zaczynając się stresować-.
- przez okno, szedłeś z nią. Jest wyższa od ciebie, napewno starsza-powiedział do syna biorąc kubek z kawą do ręki-ile ma lat?
- 18-odpowiedział przechylając się bardziej nad stół patrząc na szkic-.
- a imię?-zapytał zwijając kartkę-.
- eeeehm...N-Noooola-powiedział niepewnie mocno zestresowany-Nola, tak
- dziwne imię-odpowiedział wstając z krzesła-idę do pracy, wrócę wieczorem-powiedział poczym wyszedł z kuchni-.
Michael odetchnął z ulgą i oparł się o oparcie zrezygnowany.
To kłamstwo nie potrwa zbyt długo, William w końcu się dowie, i niewiadomo co zrobi.
Michael czuł się dziwnie z tym że musi kłamać, to jego ojciec, powinien go zaakceptować. Ale żyją w takich czasach, gdzie osoba o innej orientacji niż hetero jest uważana za wybryk natury i osobę chorą psychicznie. William nie zaakceptuje tego.
***
Po śniadaniu Michael siedział jeszcze nad pustym talerzem, zamyślony wpatrywał się w niego próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.
Z zamyślenia wyrwał go upadek na podłogę. Jęknął z bólu i się podniósł patrząc na sprawcę jego upadku.
- czego znowu chcesz?-zapytał poirytowany patrząc na rudowłosą dziewczynkę-.
- tata powiedział że się nami zajmiesz-powiedziała z niewinnym uśmiechem-pobaw się z nami
- nie-odpowiedzkał krótko podnosząc się z podłogi-jak dasz jeden dobry argument to pobawię się z wami, 10 minut
- jeśli się z nami nie będziesz bawić, to tata dowie się o twoim chłopaku-powiedziała z powagą Elizabeth-.
- skąd o nim wiesz..?-zapytał niepewnie-.
- słyszałam jak z nim rozmawiałeś, więc?-zapytała podchodząc bliżej do szatyna i patrząc na niego-.
- ty mała...jak ja cię nienawidzę-wymruczał przechodząc obok Elizabeth która z uśmiechem szła za nim-.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top