Rozdział 15, Lepszy
Rachel spojrzała w lustro i oparła się o umywalkę. Lekko zmarszczyła brwi. Nie widziała Gavina od dwóch miesięcy, nie dawał znaku życia. Bywały dni, gdy przychodziła do knajpy, w której się kiedyś umówili. Rewolucja wydawała się czymś odległym, czasem nierealnym. Nowy prezydent nawiązał porozumienie z Markusem, który od niedawna pełnił funkcję drugiego prezydenta, stanowiącego o prawie androidów. Rachel uważała, że jest w porządku, nie dawał taryfy ulgowej andkom, wszyscy byli równi, zgodził się nawet na niższe zarobki dla androidów. W końcu potrzebowali mniej do życia niż ludzie.
- Rachel, wszystko w porządku? Siedzisz tam już godzinę.
- Tak, wszystko dobrze- chrząknęła i cicho westchnęła- już wychodzę, wujku.
Założyła spodnie i luźny sweter i związała włosy w ciasny kucyk, po czym wyszła z łazienki.
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie ma dramatu. Idę z Sumo na spacer, ty byś mogła w końcu odpowiedzieć coś naczelnikowi, dzisiaj znów dzwonił.
- Nie wiem, muszę jeszcze przemyśleć powrót na służbę. Gavin się pojawił w pracy..?
Hank spojrzał na Rachel lekko spode łba, chrząknął, lekko się zachwiał jakby chciał zrobić krok w jej stronę i odpowiedzieć, ale odpuścił. Wziął smycz Sumo z szafki i wyszedł razem z nim z domu. Rachel nadal u niego mieszkała, w salonie ustawiła długi parawan prowizorycznie oddzielający jej "kącik", gdzie miała szafkę, wieszak na ubrania i materac. Widziała, że wuj źle się czuje, więc wolała być blisko, poza tym nie czuła się na siłach żeby wrócić do swojego mieszkania.
Nalała sobie kawę z ekspresu.
- Miałaś ograniczyć kofeinę.
- Chryste! - krzyknęła i prawie wylała kawę z kubka - Connor, możesz otwierać drzwi trochę głośniej? Nie słyszałam, że wchodzisz...
- Pomyślałem, że przyniosę ci świeże bułki na śniadanie zanim pójdę do pracy.
Postawił papierową torbę z pieczywem na blacie, delikatnie objął kobietę i pocałował w policzek. Uśmiechnęła się i mrugnęła do niego.
- Dzięki.
Android położył dłoń na jej piersi. Rachel poczuła się lekko nieswojo, ale on odezwał się pierwszy zabierając dłoń.
- Serce pracuje prawidłowo. Chyba nowe leki działają.
- C... Connor, nie wiedziałam, że mnie badasz.
- Myślałaś, że... a... ja...- lekko odwrócił wzrok z zakłopotaniem, Rachel była pewna że gdyby nadal miał diodę na skroni, to w tej chwili by błysnęła na czerwono- Ja... od czasu rewolucji, my...
Android nie wiedział, co powiedzieć. Mimo ogromnego zasobu słów, mimo zachowań, które nadal były schematami w jego programie, w tamtej chwili nie był pewien, co chce i co powinien powiedzieć. Rachel spojrzała w jego brązowe, duże oczy. Poczuła, że musi przerwać tą nitkę, że musi przestać czekać na Gavina, żeby móc podjąć jakąś decyzję. Poczuła jak łzy zbierają jej się pod powiekami, położyła dłoń na jego policzku i powoli zbliżyła usta do jego ust. Chwilę się zawahał, po czym ją pocałował. Położyła jego dłonie na swoich pośladkach, nadal go całując.
- Chodź...
Złapała go za rękaw i zaciągnęła za parawan. Gdy Connor usiadł na materacu, usiadła na nim okrakiem.
- R.. Rachel..
- Co... Co czujesz?
- Gorąco.
Niepewnie spojrzał na nią i uniósł dłoń. Rachel splotła swoje palce z jego palcami. Dłoń androida zrobiła się jasnoszara, a kobieta poczuła dziwny impuls idący od jej dłoni.
- Czekałem na ciebie cały ten czas. Jeszcze nie do końca rozumiem te wszystkie odczucia, nie wiem, czy powinienem je nazywać tak samo, jak wy nazywacie swoje...
- Możesz.
- Chcę spędzać z tobą każdą chwilę. Często przed snem odtwarzam wspomnienia związane z tobą. Wiem, że po rewolucji pewnie musiałaś sobie poukładać wszystko w głowie, to wyzwolenie i...
- Tak, trochę tak- skłamała w tej kwestii, jednak dalej mówiła już prawdę- czasem brakowało mi twojej bliskości. Jak wtedy w windzie i...
- Rachel, kocham cię...
Oparł czoło o jej czoło i delikatnie wsunął dłoń pod jej sweter. Mimo wszystko musiała o to zapytać.
- Czy... Androidy czują pożądanie? Czy... No wiesz...
- Nie zachodzi u nas proces biologiczny, ale czujemy pewnego rodzaju podniecenie i możemy... no wiesz, robić TO.
- Mhm...- Rachel powstrzymywała uśmiech, przez chwilę poczuła się jakby byli dobierającymi się do siebie nastolatkami- Ok.
- Bawi cię to? - lekko uniósł brwi
- Nie, to znaczy- zaśmiała się- nie śmieję się z ciebie, po prostu ta rozmowa... Może lepiej czyny...
Zaczęła rozpinać jego koszulę i poczuła coś twardego w jego spodniach. *Czyli jednak*
Po chwili usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, android szybko zrzucił ją na materac, wstał i nerwowo poprawił koszulę i krawat. Rachel głośno westchnęła.
- Ooo kupiłaś bułki!
- To... To znaczy, ja kupiłem.
Connor wyszedł zza parawanu i się uśmiechnął. Mimo dobrych chęci, jego uśmiech często nadal wyglądał dziwacznie. Hank w odpowiedzi wyszczerzył zęby i rozłożył ręce.
- Super, a nie powinieneś być w pracy?
Rachel stanęła za androidem z zakłopotaniem wypisanym na twarzy, a android spojrzał na zegarek.
- Faktycznie, jestem spóźniony!
- No tak, jesteś spóźniony- Hank powtórzył unosząc brwi
Connor delikatnie pocałował Rachel i wybiegł z domu. Hank uniósł brwi jeszcze wyżej i chrząknął.
- Czyli jednak się dogadaliście.
- Wujku, ja...
- Nie oceniam. Przynajmniej przestanie mi truć dupę o tobie. Teraz jest coraz więcej "takich" związków.
- On dużo dla mnie znaczy.
- Jest w porządku, jak na androida- Hank wypił łyk kawy- lepszy niż ten cały Reed.
- ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top