Rozdział 14, Bez tytułu
- O ja pierdolę, wesoło tu macie sądząc po waszych minach. To co, Connor, przyszedłeś zgładzić ostatnich ludzi na ziemi?
Hank się zaśmiał ze swojego nie śmiesznego żartu, a Connor odpowiedział z pełną powagą i charakterystycznie dla siebie przechylając głowę.
- Nie, czemu bym miał to zrobić?
- Nic się nie zmieniłeś- Hank się krzywo uśmiechnął
- Nie do końca rozumiem, detektywie- Connor zmarszczył brwi, po czym spojrzał na Rachel- a ty.. jak się czujesz? Temperatura twojego ciała znacznie spadła wtedy przy rzece.
- Już jest lepiej- uśmiechnęła się- byłam w szpitalu, Gavin mi pomógł. Zawiózł mnie do szpitala, a później tutaj.
- Detektywie Reed- RK800 zwrócił się do niego oficjalnym tonem- możesz nas zawieźć do domu Ra...
- Nie!- Rachel szybko weszła mu w słowo i szybko ściszyła ton unikając spojrzenia Reeda- Na prawdę czuję się już dobrze, pożyczę auto od wuja i pojadę po swoje rzeczy. Wuju, mogę tu...
- Jeśli nie odstrasza cię kanapa- Hank wyjrzał zza drzwi lodówki i odpowiedział
Gavin zmarszczył brwi i zwrócił się do androida ignorując kobietę.
- Nie ma problemu, zawiozę was. Lekarz kazał Rachel się oszczędzać, poza tym nadal może być niebezpiecznie na drogach. Pójdę się ubrać.
Rachel czuła dudnienie swojego serca, podeszłą do kanapy i założyła spodnie i resztę swoich ubrań leżących na podłodze obok. Po chwili Reed ruszył do drzwi i otworzył je szeroko, Rachel przeszła przez nie bez słowa, a za nią Connor. Gavin ich wyprzedził, podszedł do swojego auta i otworzył drzwi pasażera przy przednim siedzeniu i spojrzał na Rachel.
- Wsiadaj.
- Mogę z tyłu...
- Nie mamy całego dnia, nie wybrzydzaj.
Wsiadła, a Connor usiadł z tyłu za nią. Gdy Gavin usiadł obok niej, poczuła ścisk w żołądku. Droga zdawała się trwać wieczność. Obserwowali zniszczone miasto, które było sprzątane przez androidy i ludzi.
- Connor- Gavin przerwał ciszę- cieszysz się z waszego sukcesu?
- Ciężko jest to nazwać radością, detektywie. Zginęli ludzie, androidy. To była wysoka cena za wolność.
- A jeśli się okaże, że to był tylko błąd oprogramowania?
- Nie jesteśmy tylko błędem, detektywie.
- I dużo zawdzięczasz Rachel, nie? - zapytał nawet nie spoglądając w jej stronę
- Tak. I dzięki niej, dzięki tobie, Rachel byłem w stanie taś się tym, kim teraz jestem. Jednak żałuję, że musiało się to odbyć tym kosztem. Prezydent chciała usunąć się ze stanowiska, ale Markus pojechał negocjo...
Rachel nie słuchała tego, co mówił Connor, brzmiało w tamtej chwili zbyt abstrakcyjnie. Jeden wieczór, jedna noc, a cały świat mieszkańców Detroit wywrócił się do góry nogami. Nie dało się tego opisać, ani zachować jakby nigdy nic. Tak samo w jej sytuacji, zerknęła na Gavina i brzuch rozbolał ją jeszcze mocniej, nie mogła udawać, że nic się nie stało, nie wiedziała też, z kim powinna porozmawiać. Czy z Reedem czy z Connorem i wyjawić mu prawdę. Czuła się okropnie i wiedziała, że nie ma dla siebie usprawiedliwienia.
- Prawda, Rachel?
Głos Reeda sprowadził ją na ziemię, lekko potrząsnęła głową.
- Co? Przepraszam, nie słuchałam...
- Mówiłem, że bardzo lubisz androidy. Może nawet bardziej niż ludzi. Prawda?
- Gavin... - Rachel cicho westchnęła- Skręć tutaj w lewo, będzie szybciej.
Po chwili zaparkowali przy budynku. Reed szybko zwrócił się do androida.
- Zaczekasz w aucie? Pomogę Rachel przenieść rzeczy, nadal jest słaba, ty przypilnuj auta.
- Ale...- Connor lekko zmarszczył brwi- No dobrze.
- Poradzę sobie- Rachel szybko wysiadła - nie musisz iść.
- Pójdę. Mówiłem, że jesteś słaba...
Rachel pokiwała głową i odpuściła. Bez słowa weszli do mieszkania, Gavin głośno zamknął za sobą drzwi, podszedł do kobiety i zacisnął dłoń na jej ramieniu.
- Gavin...
- Co to miało być- spojrzał jej w oczy i zmarszczył nos- kim dla ciebie jestem?
- Ja... Nie wiem, to jest trudne. Nie chciałam teg...
- O nie, nie wmówisz mi, że cię zmusiłem. Ja... Kurwa mać, co ja sobie myślałem.
Odsunął się od niej. Rachel nie wiedziała co powiedzieć.
- Daj mi czas, Gavin.Proszę. Muszę przemyśleć wiele kwestii.
- To jest maszyna! Jakbyś się zastanawiała czy wybrać mnie, czy mikser... Jak możesz tego nie widzieć?!
- Przestań... Proszę. Pójdę się spakować.
Gavin zacisnął zęby i powstrzymał się przed uderzeniem pięścią w ścianę. W tamtej chwili żałował, że tak się pchał, żeby jej pomóc. Sam nie wiedział, czego oczekiwał od tych kilku chwil sam na sam. Że będą się spotykać po kryjomu aż spławi andka? Skarcił się w myślach. Zawsze się obawiał odrzucenia, bo zbyt wiele razy tego doświadczył. No tak, nie każdy jest złośliwym samotnikiem bez powodu.
Rachel trzymała na ramieniu torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Przez chwilę zastanawiała się, czemu nie mogłaby zostać tutaj. Czy jeszcze coś złego może się stać? Spojrzała na Gavina, który opierał się o ścianę. Poczuła ucisk w głowie i w żołądku. Postąpiła nie fair, jak skończona egoistka i żałowała, że potoczyło się to w ten sposób. Nie skreśliła go, ale wspólna noc skomplikowała sytuację.
- Możemy iść.
- Daj to- zabrał od niej torbę- musisz uważać.
- Gavin...
- Nic nie mów.
Chciał wyjść z mieszkania, gdy kobieta złapała go za nadgarstek. Wyszarpnął się i spojrzał z wyrzutem.
- Masz coś jeszcze do dodania? Odwiozę was i spadam stamtąd. Nie chcę tego oglądać.
- Gavin, zrozum, to nie tak... Nie chciałam żeby to tak...
- Ale się potoczyło. Tak, wiem, wolisz tego plasti...
- Nie wiem, czego wolę. Nie naciskaj na mnie, proszę...
- No tak, jak ty wczoraj naciskałaś to było fajnie, nie?
Pokręcił głową i wyszedł, a Rachel za nim. Bez słowa wsiedli do auta i jechali w ciszy, którą przerwał Connor.
- Rachel, jeszcze raz dziękuję, że pomogłaś mi otworzyć oczy...
Kobieta nie oderwała wzroku od okna i powstrzymywała łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top