Rozdział 4, Zrozumienie

Gavin stał na dworze i palił papierosa. Rachel wyszła do niego i chwilę stali w milczeniu. Gdy wypalił do końca, skinął głową na swoje auto. Kobieta wsiadła, on też. 

- No to w tej kwestii się nie dogadamy- Reed mruknął

- Nie możesz spróbować zmienić podejście? Sam fakt takiego zachowania w pracy... - głośno westchnęła- Skoro traktujesz go przedmiotowo, to nawet rzucanie przedmiotami w pracy jest niestosowne. 

- Dobra, z tym się zgodzę, ale... 

- Poza tym co on ci zrobił, że go zaatakowałeś? 

- Jezu, no nic...

Rachel wierciła go wzrokiem. Reed zmarszczył nos, co zawsze uwydatniało jego bliznę. 

- No wyduś to z siebie. 

- Powiedziałem, żeby podał mi kawę. 

- No bez jaj! Serio?! I nie podał i dlatego... Ja jebie, Reed... 

- O nie, nie będę się głupio z tym czuć. Nie uda ci się to. 

Rachel była na niego mocno wkurzona. Nie odezwała się przez kolejne dwie godziny, aż w końcu zatrzymał się na jednym z parkingów. 

- Nie możesz cały czas milczeć, pracujemy razem!- podniósł głos, i zacisnął dłonie na kierownicy- Wybacz, po prostu...

- Mnie też uderzysz? Bo się nie odzywam wtedy, kiedy chcesz? 

- Chryste, czemu musieli mi przydzielić akurat ciebie!

- Uhh, w takim razie wysiadam, wracam na komisariat taksówką i...

Ich spojrzenia się spotkały, Reed był mocno wkurzony, ale pod irytacją kryło się wiele innych odczuć względem niej. Odpięła pas i już miała chwycić za klamkę, żeby wysiąść, gdy Gavin palnął.

- Jesteś cholernie podobna do mnie. 

- No tak, przypominasz każdego wkurzonego człowieka, a że właśnie moje wkurzenie sięgnęło najwyższego pułapu no to cóż...

Otworzyła drzwi i wysiadła, w chwili gdy zamykała za sobą auto, Reed powiedział.

- Umów się ze mną. 

Zlało się to z trzaśnięciem drzwiami, po sekundzie stanęła jak wryta. Nie była pewna tego, co usłyszała. Otworzyła znów drzwi i spojrzała na niego pytająco. 

- Co powiedziałeś? 

- Yhhh nic. Nie rób scen i wracaj do auta, mamy sprawdzić park nieopodal. 

- No...- wsiadła z powrotem do auta- Słyszałam jak powiedziałeś... Albo mi się zdawało...

- Słyszysz to, co chcesz słyszeć. Jedziemy. 

W tamtej chwili, jak zawsze, wyszedł charakterek Reeda. Czy to jego duma nie pozwalała mu zadać drugi raz tego pytania? A może po prostu czuł, że palnął głupotę pod wpływem impulsu. Rachel doszła do wniosku, że mówił coś innego i się jej przesłyszało. A co miał Gavin w głowie? Przez ułamek sekundy, gdy się kłócili, miał ochotę zamknąć jej usta pocałunkiem. Gdy emocje opadły karcił się w głowie za ten pomysł. 

Odnaleźli bezdomnego w starej altanie w parku, którego dotyczyło wezwanie. Rachel zasłoniła nos i usta powstrzymując odruch wymiotny. Gavin zrobił to samo.

- Leży tu chyba od kilku dni. Ja pierdole, zachlał się i tyle- Reed obejrzał ciało- nie ma innych śladów. Wychodzimy stąd. 

Wyszli na powietrze, Gavin zdał raport przez krótkofalówkę i wezwał odpowiednie służby. Wrócili do auta, Rachel spojrzała na zegarek. 

- Chyba można już wracać. Jak myślisz, kiedy dostaniemy jakąś sprawę do rozwiązania? 

- Nie wiem... Anderson dostał największą sprawę, poza tym jakoś nie dzieje się zbyt wiele. Też miałem nadzieję, że nam coś dadzą, ale więcej pracy ma ten jebany plastik. O tym mówiłem, teraz jeden robot detektyw, łowca defektów a za chwilę wszystkich nas zastąpią. 

- Mi się wydaje, że to coś więcej. 

- Nie, Rachel... Znowu...

- No co? Ostatnio widziałam troskę ze strony Connora względem Hanka, poza tym widzieli... - przypomniała sobie, że nie powinna o tym mówić- No... Pracują i widzą defekty, które przejawiają jakieś emocje.

- To nie emocje, to program. 

- A jeśli nie? Jeśli CyberLife stworzyło nowy gatunek? Te procesy zachodzą u nich nagle i... Connor mi dziś podziękował.

Reed spojrzał na nią unosząc jedną brew.

- A może podoba ci się ten robocik? 

- Co? O czym ty gadasz?

- Jak potrzebujesz, to wiesz, gdzie jest klub Eden. 

Zaparkował pod komisariatem. Rachel poczuła się mocno urażona.

- Dupek!

Wysiadła z auta i trzasnęła drzwiami. Po wściekłości zrobiło się jej trochę przykro. Weszła na salę i spojrzała w stronę swojego biurka. Ostatnia godzina pracy i mogła stąd uciec. Hank i Connor siedzieli na sali. Anderson widząc jej minę machnął ręką żeby podeszła. 

- No i co tym razem, Rachel?

- Nic wuj... yhh ciągle zapominam, poruczniku. 

- Jak jesteś wkurzona to wiem, że sobie dasz radę, gdy jesteś smutna, to już gorzej. Wiesz no, jestem specyficzny i mam tego świadomość...

- Zdecydowanie- Connor nagle wtrącił, a Hank lekko się uśmiechnął 

- No właśnie, ale jeśli masz problem, możesz mi mówić. 

- Po prostu...- rozłożyła ręce- kolejny cudowny dzień z detektywem Reedem. 

- Detektyw Reed- Connor zwrócił się w jej stronę- jest bardzo toksyczną osobą. Radzę nie zaprzątać sobie głowy relacją z nim. Skup się na pracy, Rachel. Wtedy mniej będziesz myśleć o jego negatywnych działaniach i możliwe, że uda ci się go zrozumieć. 

Hank uniósł brwi i klasnął dłońmi, po czym przytaknął i jedną ręką wskazał na androida. 

- Ja nie mogę, Connor udziela rad! No i pewnie na podstawie współpracy ze mną haha.

- Zgadza się, poruczniku. Jednocześnie przez więź łączącą pana z bratanicą, chcę jej w jakiś sposób pomóc. 

Rachel się uśmiechnęła. 

- Dziękuję, Connor. Tym razem to ty mi pomogłeś. 

Android lekko się odsunął od biurka, uniósł brwi i spojrzał na nią, diada znów mignęła na żółto.

- N... Nie ma sprawy. Ja... 

- Dobra, Connor, bo mi się tu zawiesisz- Hank pomachał dłonią

- Swoją drogą, poruczniku- Rachel skrzyżowała ręce na piersi- widzę zmianę w podejściu do androidów.

- Cóż... Nadal się nad tym zastanawiam. Za to ty już się ich nie boisz.

Connor znów spojrzał na kobietę, lekko przechylił głowę. 

- Bałaś się androidów? 

- Ja...- speszyła się- Po prostu... Ehhh jesteście dla mnie jak... przybysze z innego kraju, z którymi nie wiem jak mam rozmawiać... 

- Mogę z tobą porozmawiać, dzięki temu oswoisz się z androidami, co będzie przydatne w dalszych śledztwach. 

- O no widzisz. I na chwilę dzięki temu przestanie mi zawracać dupę. 

- Ja... Muszę tylko spisać dzisiejszy dzień i... Może... Na razie idę do swojego biurka...

Jej biurko, dokładnie to jedno naprzeciwko biurka Gavina, który skrzywiony spisywał swój raport. Robił to bardzo niechętnie, zawsze uważał, że spisywanie wszystkiego jest bez sensu. Co do dokumentacji może wnieść śmierć jakiegoś bezdomnego faceta, który postanowił się zachlać. Spojrzał zza monitora na Rachel. 

- Jesteś zła? 

- Tak. 

- Aha. Przesłałem. Dopisz swoje i dorzuć. 

- Mhm. 

Skończyła raport i wydrukowała, po czym wręczyła go Reedowi. 

- Masz, zanieś Fowlerowi. 

- A ty? 

- Ja idę porozmawiać z Connorem. 

Reed się najeżył i spojrzał na nią z mieszanką złości i z wyrzutem. 

- No co?

- Nic. Baw się dobrze.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top