Rozdział 16, Czy...

Jak to jest być androidem. 
Ciężko powiedzieć. Trzeba by najpierw wiedzieć jak to jest być kimś innym, żeby móc porównać. 
Connor często się nad tym zastanawiał, pod koniec pracy stał przed lustrem w męskiej łazience i poprawiał krawat. Zastanawiał się jakie zmiany zaszły w jego oprogramowaniu od czasu poznania Rachel, czym były te zmiany i jak to nazwać. Wiele androidów po prostu zachowywało się zupełnie jak ludzie. RK 800 jednak lubił, lub może miał zaprogramowaną silną chęć analizowania. Lekko dotknął dłonią swoje usta i myślał o tym, co powiedział Rachel. 

- Oho, ktoś tu zaliczył!

Android poczuł mocne pacnięcie w plecy. 

- Steven...- spojrzał na swojego partnera, który chwilowo zastępował Hanka - Co..?

- Androidka czy kobieta? 

- Nie rozumiem o co pytasz- Connor chrząknął i z zakłopotaniem kolejny raz poprawił krawat

- Macasz się po tych ustach jak dziewczynka, którą ktoś pocałował. Nawet nie zauważyłeś, że tu wszedłem. Było coś? 

- Nie wiem czy powinienem poruszać prywatne tematy podczas służby. 

Steven uniósł palec w milczeniu i wlepił wzrok w zegarek. Android przyglądał mu się chwilę z jeszcze większym zakłopotaniem. W końcu mężczyzna się odezwał.

- Iiii już! Jesteśmy po pracy. Możesz opowiadać. Tylko może w innym miejscu niż męska toaleta.

Poszli do baru niedaleko komisariatu, Steven zamówił szkocką, a barman zwrócił się do Connora.

- Chcesz androidzką wódkę? Niedawno pojawiła się w karcie, daje podobny efekt jak upicie u ludzi. To jak? 

- Nie... ja spasuję. 

Steven powoli sączył trunek i z uśmiechem spojrzał na Connora. 

- No dobra, co to za jedna? Znam ją?

- Nie wiem... Rachel Anderson, od czasu rewolucji nie pracu...

- Rachel?! - mężczyzna pogładził się po swojej koziej bródce-  Hank jest jej wujem. Nie odstrzelił ci łba? Wiem która to, masz dobry gust. Jesteście już oficjalnie parą? 

- Oficjalnie? Parą... nie wiem. Pocałowałem ją dzisiaj. Wcześniej mieliśmy do siebie lekki dystans

- No to... Powinieneś z nią o tym porozmawiać. 

Connor mrugnął kilka razy. 

- H... Halo, Rachel? Masz teraz czas? 

- Jezu, tak od razu?!- Steven prawie się zakrztusił, gdy Connor wykonał połączenie do Rachel- Ja pierdziele, ta technologia. Już? 

- Tak- Connor znów spojrzał na niego- jutro się z nią zobaczę. Muszę iść coś jeszcze załatwić. 

- Jasne. Ja tu zostanę. Musimy jutro omówić sprawę Trevora. 

- Skontaktuję się w tej sprawie z Markusem, wydaje mi się że to prosta usterka androida. Zajmą się nim. 

- No dobra. Nie chcę żeby okazało się, że istnieje czarny rynek tyrium. 

-  Jutro. 

------------------


Następnego dnia Rachel zastanawiała się, co chciał od niej Connor i nie dawało jej to spokoju. Mieli się spotkać po jego pracy. Chodziła po domu i szukała sobie zajęcia. W końcu postanowiła się przebrać i pojechała na posterunek. Gdy weszła do środka, poczuła ścisk w żołądku. Wszystko było poustawiane jak dawniej, jedynie ściany były odmalowane i lampy wymienione na nowe. Przejęła się tak bardzo sytuacją z Connorem, że zapomniała jak bardzo starała się unikać tego miejsca. Ale przyszła. Świat się nie skończył. Weszła na salę gdzie ustawione były biurka, kilku dawnych współpracowników przywitało się z nią z uśmiechem.
Steven szturchnął RK 800 siedzącego przy biurku i analizującego akta. 

- Ej, zobacz kto przyszedł.

- R... Rachel...

- Co taki zestresowany? Wstawaj, idź do niej- Steven wyszczerzył zęby- wygląda ładniej, niż gdy ją widziałem ostatni raz. 

Uśmiechnęła się do androida, który niepewnie wstał i do niej podszedł. 

- Hej, ja... Nie mogłam dłużej czekać, męczyło mnie już gdybanie o czym chcesz porozmawiać i...

- Jestem w pracy...

- Wiem, ja... - poczuła się lekko zmieszana- No tak, może jednak już pójd...

- Nie, nie zaczekaj! - złapał ją za rękę - Może... Faktycznie już teraz...

Spojrzała na niego pytająco, a wzrok wszystkich na sali skierowany był na nich w chwili, gdy Connor sięgnął do kieszeni i powoli klęknął trzymając w dłoni pudełeczko z pierścionkiem. Rachel poczuła silny ścisk w żołądku i z trudem przełknęła ślinę. Zupełnie się tego nie spodziewała.
Steven pacnął się w czoło i miał w głowie miał jedynie "Nie o to mi chodziło, gdy mówiłem mu, o oficjalnym związku... Chryste, Connor, dziecinko..." .

- Rachel, czy... wyjdziesz za mnie? 

- Ja...

Nie wiedziała co powiedzieć. Wszyscy dookoła zebrali się bliżej nich, czekając na jej odpowiedź, niektórzy nie kryli zdziwienia, widząc najbardziej "sztywnego" androida, który nagle przejawił aż tyle uczuć. W jednej chwili Rachel zobaczyła jak z gabinetu Fowlera wychodzi Reed. Stanął na chwilę i zacisnął szczękę, ich spojrzenia się spotkały, po czym spojrzała na klęczącego przed nią Connora. Nagle poczuła jak brakuje powietrza, a nogi same się pod nią ugięły. Gdy robiło jej się ciemno przed oczami słyszała tylko stłumione głosy RK800 i Reeda wołających jej imię. 


----------


- Pan jest z rodziny? 

- Tak, jestem jej wujem. 

- Podaliśmy kroplówkę, nic jej nie będzie. Jest przytomna, idę przygotować wypis. Sala numer osiem. 

Lekarz poszedł, a poirytowany Hank podszedł do Connora siedzącego przy drzwiach na salę, gdzie leżała Rachel. 

- Co się znowu stało?! 

- Przyjechała do mnie do pracy i... zasłabła. 

- Tak po prostu? Connor, kurwa, weź nie pierdol, widzę kiedy pierdolisz a kiedy nie. Kurwa.

- Stanowczo za dużo pan przeklina- wstał poprawiając krawat- ja... oświadczyłem się jej. 

- Co. 

Hank zacisnął usta i pięść, którą lekko uniósł zdenerwowany. Głośno wypuścił powietrze z płuc.

- Connor, co ci za przeproszeniem odjebało w tej mechanicznej główce? Już nawet pomijając wszystko... Zastępuję jej teraz ojca, więc z łaski swojej, zapamiętaj, że najpierw powinieneś zapytać mnie.

- Mam się panu oświadczyć?!

- Nie- pacnął się w głowę i na chwilę wlepił wzrok w sufit wołając o pomstę do nieba- zupełnie nie. Masz się mnie zapytać, czy wyrażam zgodę żebyś się jej oświadczył. A najlepiej zanim komukolwiek się oświadczysz, bo sobie nie radzisz. 

- Ale...

- Poza tym, nie zaczyna się od tego. Zaręczyny to jakaś czterdziesta baza...

- Baza?

- Nieważne, zapomnij. Wstrzymaj się rok, dobra? Może jeszcze jakaś aktualizacja nowa ci wejdzie i ci się odmieni. Wystraszyłeś ją. Powoli, dobra? 

- Tak... 

Hank pokiwał głową i poklepał go po ramieniu, po czym wszedł na salę, a android za nim. Rachel siedziała na szpitalnym łóżku i cicho westchnęła. 

- Jak się czujesz?

- Dobrze, dzięki wujku- spojrzała na androida- Connor, przepraszam, ja...

- Już wszystko zrozumiałem, Rachel, zaczekam z tym przez rok. Źle coś zrozumiałem.

Odpowiedziała uśmiechem nadal lekko zakłopotana. Po chwili na salę wszedł lekarz, który przyjął ją do szpitala. Trzymał w dłoni dokumenty i wyniki badań.

- Pani Rachel Anderson...- lekarz chrząknął-  Możemy na chwilę zostać sami? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top