9

  "Człowiek to rzeczownik, a rzeczownikiem rządzą przypadki."  

K. Siesicka "Zapałka na zakręcie" 

~~~

Joshua

~~~

Kiedy Gwen weszła do windy, odczekałem kilka sekund, aż zatrzyma się na drugim piętrze. Dopiero wtedy otworzyłem drzwi, gdzie czekał Enzo, Harper, dwie dziewczyny, jak się nie mylę były to Isla i Louisa, jeden czerwonowłosy Jerome i blondyn Riley. Szkoliłem ich, ale tak jak kiedyś wspominałem, nie pamiętam ich wszystkich. 

W oddali stało jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Wiem, że jeden to był Alex. Reszty nie mogłem rozpoznać, bo byli za daleko. 

-Słucham?- mruknąłem niechętnie. 

-Co tak długo otwierałeś?- warknął Enzo, popychając mnie do środka. 

-Pewnie, wejdźcie, nie ma sprawy, nie mam nic przeciwko- zaśmiałem się sarkastycznie.- Chcecie kawy, herbaty?- zapytałem, nadal sarkastycznie. 

Próbowałem kupić czas Gwen. Wiedziałem, że to po nią przyszli, nawet jeśli nie słyszałem jej rozmowy. Wiedziałem, że ucieknie. Czułem to jako jej opiekun. 

-Gdzie ona jest?- spytał piskliwie Wright. 

-Jeszcze nie przeszedłeś mutacji?- Próbowałem powstrzymać się od śmiechu. 

Pamiętam, że jak się denerwował to zawsze piszczał. I to mocno ogłuszająco. 

-Ty, Joshua, nie bądź taki hop siup do przodu- warknęła Harper. 

-Obrończyni utrapionych.- Uśmiechnąłem się jak do przyjaciółki.- To ty masz głos, kochana? 

-Zamknij się, bo zaraz włożę tą twoją twarz do...

-Harper, spokojnie, jest mocny tylko w gębie- prychnął Enzo.

Zmierzył mnie od góry do dołu. Ich "służba" weszła za nimi, bo chcąc nie chcąc, zaprosiłem ich do środka. 

-Jak wolisz- mruknąłem do siebie. 

Nastała między nami cisza. 

-Gdzie ona jest?- spytał Wright. 

-Nie ma tu jej- warknąłem.- Chciałem ją zabrać, ale w połowie drogi już jej nie było. Może gdzieś tam gnije w lesie. Wyślij swoją ekipę, niech jej szukają gdzieś w tamtych rejonach- powiedziałem ostro. 

Trudno mi było kłamać. Zawsze mówiłem prawdę. Kłamałem w tylko nadzwyczajnych momentach, kiedy musiałem chronić bliskich. I Gwen. 

-Riley, powiedz Kaede i Carterowi, żeby przeszukali las- rzucił "szef".- Jeśli mówisz prawdę, to dlaczego tak szybko nam nie otworzyłeś? 

-Spałem. Myślisz, że na pierwszym piętrze coś słychać?- mruknąłem.- Chodźmy do salonu, usiądziemy. 

-Nie trzeba- wtrąciła Jones.- To mogę do niej zadzwonić, by się upewnić, że jej tu nie ma? 

-Dzwoniłem do niej. Właśnie. Skoro odebrała i ją słyszałem, to raczej nie gnije w lesie- powiedział geniusz. 

Wywróciłem oczami. Jezu, ale on się zrobił irytujący. Starość źle mu robi na życie. Albo zombie. 

-Nie wiem, może ktoś ją wziął pod swoje skrzydła. Sam musisz to jakoś ogarnąć. Mnie w to nie mieszaj. Nie wiem nic o niej, poza jej imieniem. 

-Czuję ją- powiedział Jerome. 

-Ulubiona bajka zobowiązuje- zachichotała Isla.

Spojrzałem się na nich jak na idiotów. I to ja ich wyszkoliłem, Jezu. 

-Dobra, nieważne. Gdzie ona jest? Jesteś jej opiekunem, na pewno wiesz, gdzie ona jest- warknął Enzo.

-Mówiłem ci kretynie, że nie wiem. 

Zerknąłem ponad ich głowami przez okno w kuchni. Akurat schodziła po pnączy, więc modliłem się, żeby się nie odwrócili. 

-Przyjmijmy, że ci wierzę. Zanim doszliście do połowy tej drogi, to co jej powiedziałeś?- Zaczął chodzić w tą i z powrotem. 

Irytowało mnie to. Jego sama obecność u mnie cholernie irytowała. Denerwował mnie swoją osobą. Odkąd rozprzestrzenił wirus z uśmiechem na swojej podłej, zakłamanej twarzy, nie miałem do niego żadnego szacunku. 

-Nic jej nie powiedziałem. To kretynka. Ciągle jęczała nad Benjaminem czy jak mu tam było. Ryczała i jęczała. Kazałem jej się zamknąć, a chwilę potem jej nie było. Mówi się trudno- warknąłem. 

Wiedziałem, że Gwen była najważniejsza dla Enzo. Dlatego jej nie wtajemniczał. Miał nadzieję, że jak będzie siedziała w rezydencji pod czujnym okiem jednego z jego służby, to będzie bezpieczna. Owszem, była. Ale fizycznie. Psychicznie nie dawała sobie rady. Możliwe, że Wright był zakochany w blondynce. Co prawda, nie gadaliśmy, ale mieszkając z nim prawie sześć lat, zdążyłem go wystarczająco poznać. 

-Nie mów tak o niej- wysyczał, zbliżając się do mnie. Puf, czuły punkt.- Jest mądra. Mądrzejsza od ciebie pacanie. Nie mów tak o niej- powtórzył. 

Musiałem się do niego zniżyć. Był bardzo niski. 

-Jest mądra- powiedział spokojniej. 

-Nie rozpaczałaby tak po Benjaminie. Była zakochana, owszem, ale nie aż tak. Sama mi mówiła, że jakby coś się z nim stało, to nie płakałaby nie wiadomo ile- zauważyła Isla. 

Jednak jest mądra, wow. Zdziwiłem się. 

-Ludzie się zmieniają- warknąłem, patrząc znacząco na bruneta.- Skończyliście już wypytywanie? I po co ci cała armia? Z resztą... Na cholerę bierzesz tutaj tego dzieciaka? Przecież on jest jeszcze gówniarzem. Dobrze od cycka nie odszedł, a bierzesz go na bitwy. Nie szkoda ci go?- starałem się przeprowadzić rozmowę na inne tory. 

Odsunąłem od siebie Wrighta na wyciągnięcie ręki. 

-Trzeba czasem warto stracić jednego człowieka- powiedział z wyższością. 

-To dlaczego szukasz Gwen?- spytałem zwycięsko. 

Chłopak spuścił wzrok i zaczął szurać butem po panelach, które swoją drogą jeszcze nie były umyte i wszędzie było błoto. W sumie jak dziewczyna się nudziła to mogła posprzątać, a nie łazić za mną. 

-Bo ona była dobrą lekarką- wymamrotał. 

-Wyleczyła cię z choroby psychicznej?- zaśmiałem się, a ten jedynie zgromił mnie wzrokiem. 

Czuły punkt Wrighta- urocza Gwen. 

-W sumie to pasujecie do siebie. Ona jest wredna i kretyńska, zupełnie jak ty. Za ładna też nie jest. Dupy nie urywa- mruknąłem. 

Oczywiście, że kłamałem. Gwen była śliczna. I owszem, urywała dupę, jeśli się ją miało. 

Enzo zacisnął dłonie w pięść i zrobił się czerwony ze złości. 

-Lepiej stąd chodźmy- zauważyła Harper, ruszając w stronę drzwi.- Enz- westchnęła, kiedy chłopak rozpaczliwie rozglądał się po pomieszczeniu. 

Oczy chłopaka rozjaśniły się. Doskoczył do windy. 

-Nie ma jej tam, ile razy mam ci to mówić?- warknąłem, kiedy zawołał windę w dół. 

-To dlaczego była na drugim piętrze?- zdziwił się. 

-Bo zawsze tak robię. Żeby nikt nieproszony czasem nie zaczął jeździć windą tam i z powrotem. Także chłopie. Na poważnie. Wyjdź stąd- warknąłem i podszedłem do niego.- Nie jesteś tu mile widziany, tak jak ja u ciebie.- Odprowadziłem go do drzwi. 

Spojrzałem na Alexa. Nie wiem dlaczego, ale spojrzałem. Również na mnie spojrzał. Miał lekko zaczerwienione oczy. Czyżby spotkał Gwen i płakał? Kiedy Wright się odwrócił, pokazałem mu gestem cieknącą łzę po policzku. 

Gdy byłem pewny, że wszyscy spokojnie odeszli (szczerze nie obchodziło mnie to czy Carter i Kaede wrócili z tego lasu), podbiegłem do windy i wjechałem na swój poziom. 

Szybko zapakowałem awaryjny plecak i zjechałem na dół. Musiałem ją znaleźć. A dar opiekunka szybko pozwoliłby mi ją odnaleźć. Gdyby nie to, że kiedy ledwo wyszedłem z domu, czy jak to wyglądało na tle innych budynków, rezydencji, zatrzymał mnie Alex. 

-Nie dotknę cię. Nie zrobię tego samego błędu co ona. Ale proszę, obiecaj mi, że wrócicie po mnie, jak Gwen obiecała. To moja przyrodnia siostra, starsza siostra, proszę. Wrócicie po mnie i chłopaków? Tam kij z dziewczynami, bo to wredne żmije, ale proszę- szeptał.- Proszę, Joshua, przyjdziesz po mnie, prawda? Nie chcę skończyć jak Ben. Nie chcę być skazany na śmierć. Nie chcę być oszukiwany. Proszę, przyjdziecie?- pytał zdesperowany. 

Spojrzałem w jego oczy. I zrozumiałem czego chciał. Chciał Gwen, jak Enzo. Jak Harper. Jak Sophia. Jak ja. Potrzebował jej. Miał w niej oparcie. Miał w niej wszystko. 

-Nie mogę żyć normalnie bez niej. Wiesz co czuję. Nie mów, że nie. Ma w sobie coś, co przyciąga. Jest inna. Ja... Ona jako jedyna traktowała mnie normalnie, nie jak dziecko. Proszę, przyjdźcie po nas- mówił gorączkowo, kiedy usłyszał wołanie Wrighta.

-Przyjdziemy- powiedziałem pewnie.- Wrócę po każdego z moich ludzi. Po ciebie najpierw- mruknąłem i rozeszliśmy się na swoje strony. 

Nie dam temu dzieciakowi umrzeć. 

~~~ 

hehe 

zły Enzo

ale ktoś musi być, ale szkoda mi tej perełki, jeju no 

i Alex dziecinka nasza 

wiem, kochany 

a Joshua>>> 

w ogole to "związek" GwenxEnzo to byłby wygryw >>> ale zdaję sobie sprawę, że to by było już przesadzone 

a właściwie 

to jesteście 

#teamGoshua

czy 

#teamEnez 

ale dziwne szipnejmy omg

 zabijcie mnie za ten angielski sialala 

kocham was pamietajcie 

ps chyba robię wielki powrot

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top