30

"Zawsze trzeba się przemóc, żeby skoczyć do wody. Zimno działa jak szok, zanurkowanie jak mała śmierć." 

C. Gran Córka dziwki 

~~~

Joshua

~~~

A więc to prawda. Gwen Collins jest mutantem i nic na to nie mogłem poradzić. Wright, Harper i Sophia bezradnie rozkładali ręce, gdy staliśmy w czwórkę przy szybie, patrząc na blondynkę. Nikt nie mówił nic zabójcom. Wiedział tylko Alex, który był pierwszym podopiecznym Collins i który czatował przy windzie. W rezydencji było aktualnie około dwudziestu pięciu zabójców, chociaż moje obliczenia mogą być mylne. Nie miałem głowy do tego. 

-Kogo ona jeszcze znalazła? Kogo mogła być jeszcze opiekunem?- pytała nerwowo Harper, starając sobie przypomnieć, co się działo w przeciągu tych lat, odkąd Gwen była "ich". 

-Nie wiem Harper- syknął Enzo.- Pytasz o to już od takiego czasu, że sam przestałem myśleć. 

-A to nowość- szepnąłem do siebie z nadzieją, że nikt nie usłyszał mojej docinki, ale wzrok rozbawionej Sophii dał mi znać o tym, że było to słyszalne. 

-Po prostu to jest dla mnie za dużo- przyznała blondynka. -Nie chcę narażać moich zabójców. Boję się o nich.

-To idź stąd, co za problem- zaśmiała się May, a ja zgromiłem ją wzrokiem. 

-Każdy jest nam teraz potrzebny- powiedziałem, patrząc na dziewczyny.- Myślę, że musimy powiedzieć reszcie co jest z Collins. 

-Chcesz ich pobudzić do paniki?- syknął Wright. 

-Niewiedza jest gorsza od paniki- warknąłem.- Przyjmijmy czysto teoretycznie, że Collins się wydostanie, obezwładni tutaj któregoś z nas, dostanie się na górę i zacznie rewolucję, a oni nic nie wiedząc poddadzą się temu. Co wtedy zrobisz, Wright? 

-Tak się nie stanie!- pisnął. Przysięgam, gdybym nosił okulary już miałbym szkiełka pobite przez jego wysoki ton głosu.- Będę jej pilnował, dzień i noc. Będę jechał na kawie czy na czymś innym, cokolwiek, byle była bezpieczna. 

-Pierdol, pierdol, ja posłucham- prychnąłem.- Słuchaj, wiem, że ci na niej zależy. Chcesz dla niej jak najlepiej, ale na litość boską, żeby było jej dobrze to musisz być wypoczęty i sprawny. Myślę, że powinieneś iść z Harper na górę, przespać się jakieś cztery godziny i się zmienimy. Z rana powiadomimy resztę. 

Zacząłem kierować tym wszystkim. To było najlogiczniejsze. Enzo był nią zaślepiony, Sophia jej nienawidziła, a Harper się gubiła. Byłem z nich, w tym momencie, najrozsądniejszy. Ktoś musiał trzeźwo myśleć. 

-Nie chcę jej opuszczać...- szepnął Enzo, patrząc na nią. 

-Wiemy o tym.- Podszedłem do niego i położyłem mu dłoń na ramieniu, czym się zdziwił. Musiałem grać dobrego kolegę, prawda? -To tylko chwila, położysz się i nawet się nie zorientujesz kiedy do niej wrócisz. Kiedy ona do nas wróci. Każdy chce jej powrotu. 

May spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Tak, Sophia, wiem, że jej nienawidzisz i dla ciebie to lepiej jak się w zamknięciu, każdy to wie. 

-Tak bardzo chciałbym jej pokazać, że nie jest w tym sama- szepnął. 

-Ona to czuje. Jest silna. Da radę- mówiłem jak maszyna. 

Byłem nawet w stanie pocieszać tego gnojka, byle tylko poszedł spać razem z Harper. Nie lubiłem go, ale był pożyteczniejszy wyspany niż jak chodzący trup. 

-Chodź Enzo już- szepnęła Harper, chwyciła go za dłoń i nie patrząc na Gwen, odciągnęła go od szyby. 

Usiadłem pod szybą, a Sophia naprzeciw mnie. Alex wjechał z nimi na górę. Zostaliśmy sami z Gwen. Z Gwen, która była nieobliczalna już wcześniej jako zabójca, a nie wiemy co jej odstrzeli teraz, kiedy toksyna jest w jej organizmie. Nigdy nie wiemy do końca kto jak się zachowa. Nawet sobie samemu nie ufam. 

~~~

Gwen

~~~

Słyszałam wszystko. Odkąd się uniosłam w sali, słyszałam wszystko. Ale nic nie czułam, nie mogłam się poruszyć, odezwać. Mogłam tylko słuchać. Jakbym była tylko duszą w swoim ciele. I to jeszcze niemą. 

Tak bardzo chciałam podejść do Enza, uspokoić go, że wszystko jest w porządku. Że walczę. Że chcę się wybudzić. Tak bardzo chciałam się podnieść, podejść do szyby, zapukać i pomachać Joshowi, pokazać, że jestem. Tak bardzo chciałam podejść do Sophii, aby powiedzieć jej, że jest zwykłą suką, której nie lubię. Tak bardzo chciałam powiedzieć Harper, żeby się nie denerwowała. Wiedziałam, że gdy Harper Jones zaczyna się denerwować to wszystko idzie niezgodnie z planem. Odkąd pamiętam to Harper była naszym zegarkiem, pilnowała planu i sama go rozpisywała. Czasami nieudolnie, ale jednak starała się.

Słyszałam, że Joshua warknął na Sophię. Chciała do mnie wejść. Jednak Black jej zabraniał. Usłyszałam, że drzwi się otwierają i krzyczą do siebie. Otworzyli jakieś pudełko. Joshua mówił, że nie może znaleźć żyły. Czy ja już serio umierałam? Czy odchodziłam na tamten świat? Czy narodzę się jako zombie? 

-Gwen, obudź się do cholery!- krzyczała May.- Nie lubię cię, ale weź się obudź, pokaż, że żyjesz!

Uwierz mi, Sophia, że też bym chciała pokazać, że żyję, nie tylko ty. Wiem, że reszta też by chciała. 

W pewnym momencie poczułam ukłucie. W końcu coś poczułam. Ale na tym się skończyło moje czucie. Znowu mogłam tylko słuchać. 

-Sophia, zostawisz mnie z nią na chwilę?- spytał Joshua.- Jest nieprzytomna, to nic mi raczej nie zrobi. W razie czego będę krzyczał.

Usłyszałam trzask drzwi. 

-Gwen, proszę cię. Jeśli mnie słyszysz, jeśli jesteś jeszcze w środku samej siebie, daj mi jakiś znak. Porusz się chociaż trochę, nawet głupi palec podnieś. Cokolwiek. Uśmiechnij się, mrugnij. Nie zostawiaj mnie, błagam. Jesteś moim zabójcą. Moim pierwszym zabójcą do końca, nie mogę cię stracić.

Całą swoją wolę skupiłam na uśmiechu. Tak bardzo chciałam pokazać, że jestem blisko. 

-O matko.- Po jego głosie mogłam wnioskować, że się uśmiechnął.- Jesteś z nami. Kamień z serca. Collins. Będziemy walczyć razem. 

Znowu usłyszałam trzask drzwi i pisk May. Obaj się cieszyli, że dałam jakiś znak. Ale ten uśmiech bardzo mnie osłabił. Słyszałam coraz mniej wyraźniej i nie mogłam odróżnić zwykłych słów od pisków czy trzasków. Traciłam świadomość. Traciłam słuch. Nie chciałam. Chciałam wiedzieć, co się dzieje. Ogarnęła mnie fala ciszy. Nie czułam nic, nie słyszałam i nie widziałam. Nagle poczułam bezdech, słyszałam piski przyrządzeń medycznych i widziałam słabe, choć palące mnie, światło. Słyszałam krzyki Josha, szybki krok Sophii, pikanie windy, krzyki. Czułam dotyk Blacka na swoich plecach, nadgarstkach, wewnątrz łokci. Widziałam jego krzywy, irytujący uśmiech.

-Cały czas tutaj jestem- wymamrotałam z bólem gardła i opadłam na poduszki.- Cokolwiek we mnie siedzi. Zabijcie te kurewstwo. Jeśli będzie trzeba, to zabijcie i mnie- warknęłam i nagle zobaczyłam nad sobą przerażonego Enza. 


~~~

cuda nie widy 

nowy rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top