23
"Być kobietą to strasznie trudne zajęcie, bo polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami."
J.Conrad
~~~
Wróciłam do pozostałych. Nie zadawali pytań. W sumie to bardzo dobrze, bo nie miałam humoru, by na nie odpowiadać.
Wzięłam swoją bluzę i bez słowa ruszyłam w stronę wejścia do rezydencji, a następnie do windy. Wybrałam drugie piętro, a gdy tam już się znalazłam, ruszyłam w stronę łóżka (w sumie łoża małżeńskiego, bo drugie łóżko- Alexa, zostało przetransportowane na najwyższe piętro). Zakopałam się pod kołdrą i udawałam, że mnie nie ma, kiedy winda zaczęła się poruszać.
Po kilku minutach ktoś podszedł do łóżka i zaczął mnie odkrywać. Wymruczałam słabe "zostaw mnie". Byłam zdziwiona, że zabrzmiałam aż tak źle.
-Co się dzieje, Gwen?
Usłyszałam Enzo nad swoim uchem. Mimowolnie odsłoniłam twarz i spojrzałam na niego.
-Nic- burknęłam.
Ten spojrzał na mnie z przymrużeniem oczu i usiadł. Westchnął.
-Wiem, że jest trudno. Straciłaś swoich dwóch chłopaków. Też ich straciłem. Straciłem też ciebie. Nie wiesz co się dzieje, prawda?- spytał, a ja skinęłam powoli głową.- Nikt nie wie. Jest cholernie trudno, ale damy radę. Musimy dać radę. Razem, nic nas nie powstrzyma, Gwen. Musimy sobie nawzajem pomóc. Wiesz doskonale, że nic nas nie rozłączy.
Mój Boże. On brzmiał jak maniak. Zakochany maniak.
-Rozłączyło nas. A mianowicie rozłączył nas Black- przerwałam mu wywód, czując się z lekka dziwnie.
-Wiem, ale wróciliśmy do siebie. Słuchaj, wiem, nie sprawię magicznie, że choroba zniknie, że ty się we mnie zakochasz i może urodzisz mi dzieci. Nie sprawię, że nasze rodziny wrócą. Nie jestem czarodziejem. Jestem zwykłym człowiekiem- powiedział i zaczął płakać.
Czy tak zachowałaby się osoba, która wypuściła wirusa, skazując miliony na śmierć? Może wyrzuty sumienia w końcu go dosięgnęły?
-Przykro mi, Enzo, ale nie mamy wpływu na nic, co ktoś zapoczątkował- mruknęłam, siadając.
Przybliżyłam się do niego i przytuliłam go. A po chwili również zaczęłam płakać. Nie wiem, poczułam się okropnie. On też był osobą, zwykłym człowiekiem z uczuciami, a skazałam go na śmierć. Był we mnie cholernie zakochany, a ja miałam go wyprowadzić za most. Może w tym wszystkim to ja byłam tą najgorszą?
Przytulaliśmy się i płakaliśmy w swoich ramionach. Nagle Enzo odsunął się i spojrzał na mnie.
-Kocham cię, Gwen Collins- wyznał.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Powiedział to tak poważnie, bez zawahania. Byłam w szoku.
-Powiem ci całą prawdę, bo to ty tak naprawdę cierpisz, a nie ja. I będziesz mogła odejść, jeśli poczujesz, że serio mnie nienawidzisz. Nie będę cię gonił, nie będę chciał, żebyś wróciła. Ktoś taki jak ty zasługuje na prawdę- powiedział, a mi serce zaczęło bić jak oszalałe. -Nie wiem od czego zacząć...- Ciężko wypuścił powietrze.- Rozpowszechniłem wirusa HvEvR. Nie wiem, co wtedy myślałem, ale teraz... Czuję się z tym okropnie, naprawdę. Zabiłem miliony ludzi, zabiłem nawet swoich najbliższych, bo wtedy było to fajne. Fajne było bycie tym złym gościem. I wiem, co sobie o mnie pomyślisz- że jestem gnojem, nic nie wartym śmieciem i że nie chcesz mnie znać. Ale myślałem, że jak rozpowszechnię wirusa, to umrą ci najsłabsi- alkoholicy, narkomani. Że tylko ten silny, zdrowy gatunek ludzki przeżyje, a ci chorzy umrą. Bo przecież chorzy też muszą umrzeć, prawda?- mówił to ze łzami, ciekącymi mu po policzku.
Krztusił się swoim oddechem i nie mógł złapać oddechu.
Przyznał się. Przyznał się do winy.
-Ale sam tego nie zrobiłem. Joshua też brał w tym udział. Zamordował lekarzy, a ja wypuściłem wirusa. Josh też jest winny, uwierz mi. Jesteś drugą osobą, która o tym wie. Naprawdę, przykro mi Gwen.
-Zabiłeś moją rodzinę.
Byłam tylko tyle wtedy powiedzieć. Joshua też brał w tym udział. Też się w to zaangażował, a całą winę zwalił na Enza. Jakie to trzeba mieć płytkie sumienie, że tak kłamać? Jakim to trzeba być człowiekiem? Jaką to trzeba być fałszywą świnią?
-Wiem, Gwen. I szczerze żałuję, każę siebie każdego pieprzonego dnia.
-Jak? Zabijasz się?- prychnęłam.
Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Po prostu nie potrafiłam. Co jeżeli oni nadal są w jakimś chorym pakcie i teraz chcą mnie zabić?
-Nie. Patrzę na was wszystkich z myślą, że byliście normalnymi ludźmi z rodzinami. Teraz jesteście zabójcami. A ja jestem po prostu mordercą narodów. Nigdy nie byłem normalny- odkąd pamiętam, byłem szkolony na opiekuna. Wyprali mnie z emocji, nie miałem w sobie krzty człowieczeństwa. Może dlatego to zrobiłem. Ale kurwa, Gwen, przysięgam, gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to bez wahania. Nie zrobiłbym tego, nie zaprzyjaźnił się z Joshem i jego siostrą, nie poznałbym ciebie. Ty miałabyś łatwiejsze życie, ja też miałbym łatwiejsze życie.
Płakał. Po prostu płakał jak dziecko, patrząc na mnie.
Nie wiedziałam co robić. Co prawda, wiedziałam, że to on to wszystko zrobił, ale nie wiedziałam, że miał jakiekolwiek sumienie czy wyrzuty sumienia. To on w tym wszystkim był wspaniałym aktorem, który maskował swój ból. Albo po prostu teraz ten ból udawał.
-Nie wiem co mam powiedzieć, Wright- warknęłam, wstając z łóżka.
-Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie znać.
-No kurwa- zaśmiałam się głośno.- Dwa lata jestem z tobą. Znam cię od tej złej strony. Czy jest jakikolwiek inny powód, żebym chciała z tobą zostać, poza tym, że mogę umrzeć gdzieś tam?- zaśmiałam się, pokazując gestem las za oknem.
Nie odpowiedział. Siedział wpatrzony we mnie. Łzy ciekły mu po policzkach. A ja robiłam z siebie nieczułą sukę.
-Słuchaj, Enzo. W życiu popełniliśmy wiele błędów. I będziemy je popełniać ciągle. Zmieniamy się z każdą podjętą decyzją. Pamiętasz mnie na początku? Zapłakana owieczka, która uciekła z domu, bo rodzice chcieli ją zabić. Pamiętasz taką Gwen? Bo ja już pamiętam prześwity. Nie liczy się to, co się stało ileś lat temu. Liczy się tu i teraz.
Nie wiedziałam sama czy kłamałam, czy mówiłam to serio. Nie wiedziałam, co myślę.
-Teraz. Teraz jesteśmy zabłąkanymi owcami. Nie wiemy, co do czego. Zacznijmy działać. Musimy działać, rozumiesz, Enzo? Bez ciebie... Nie dam rady. Muszę coś zdziałać. Ja... Muszę coś zrobić. Obalmy Joshuę. Wykorzystajmy go. On też może nam pomóc.
Sabotaż na dwóch frontach? Dlaczego nie? W końcu oni obaj byli w to zamieszani, też powinni coś poczuć, chociaż starać się to naprawić.
-Nie, Gwen, ty nie rozumiesz- westchnął Enzo i przeczesał palcami włosy.- Tego już nie da się naprawić. I tak wszyscy zginiemy- powiedział ze łzami w oczach.- Zabiłem nas.
~~~
ten rozdział łamie mi serce
nie pytajcie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top