14

  "Ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą."

V.Roth "Niezgodna" 

~~~

Wróciłam z Alexem na dół, do jadalni, gdzie wszyscy oczekująco wpatrywali się we mnie. Przegryzłam wargę i spuściłam wzrok. Zagubiona owieczka, pamiętaj Gwen. 

-Gwen?- zagadnął Carter. -Co się stało, że wróciłaś? 

Spięłam się i zaczęłam wymyślać odpowiednie kłamstwo, dzięki któremu mogłabym tutaj zostać, nie czując się z tym aż tak źle. Oczywiście, czułam się z tym źle, że ich wykorzystuję. W końcu dwa lata swojego życia spędziłam z nimi i traktowałam ich jak rodzinę. 

-Joshua mnie zostawił na pastwę losu- szepnęłam. 

Poniekąd zgadzało się to z wersją Blacka, kiedy to Enzo przyszedł do rezydencji czarnowłosego. *

-Zabiję tego skurwiela- warknął Enzo.- Nie dość, że zabiera mi ciebie, to jeszcze cię porzuca- mówił zły. 

-Enz, spokojnie- mruknęła Harper.- Dajmy jej dokończyć. 

Znowu zapanowała cisza. Myśl, Collins, myśl. 

-Nie ma czego kończyć. Zostawił mnie. I tyle- powiedziałam cicho, udając, że ścieram łzę. -Nawet nie przejął się tym, że zniknęłam w tym lesie. Że zombie mogło mnie zabić. Że mogłam stać się jedną z nich!- krzyknęłam. 

Sama zaczęłam wierzyć w moją grę aktorską. I zaczęłam płakać. 

-Po prostu mnie zostawił- szepnęłam, opierając czoło o ramię Alexa. 

Miałam nadzieję, że ten żałosny moment się skończy. Nienawidziłam płakać. Nie płakałam przy nich. 

-Jednego dnia spotkałam się z Benjaminem- wyrzuciłam.- Popełnił samobójstwo na moich oczach- powiedziałam cicho, wtulając się w Alexa.- Przepraszam, ale przez to... Przez to wszystko... Złamałam się- odetchnęłam, ocierając policzki z łez. 

-Przecież nic się nie stało, doskonale o tym wiesz- powiedział Enzo z uśmiechem.- Witaj w domu, słonko. 

Wymusiłam uśmiech. Wpatrywałam się w każdego po kolei. Nic się nie zmienili. Enzo nadal był przystojny, jak każdy z pozostałych chłopaków. Harper nadal była ładna, jak reszta dziewczyn. Podrapałam się nerwowo po karku. 

-Która godzina?- spytała Louise.- Jutro mamy trening, więc musimy się odpowiednio przygotować- powiedziała, patrząc znacząco na dziewczyny. 

-Fakt, a my mamy zwiad- dodał Riley, patrząc przepraszająco na mnie. 

Uśmiechnęłam się lekko. 

-Jest po dziewiątej. Zmywajcie się- nakazał Enzo, mrugając do Harper.- A ty Gwen poczekaj- powiedział szybko, kiedy chciałam iść za Alexem. 

Gdy już nikogo nie było na parterze, Enzo ciężko westchnął. 

-Przepraszam, ale nie sądziłem, że wrócisz... Tak szybko. Zmieniłem twój pokój w dodatkowy dla rannych. Przepraszam- mruknął, patrząc na mnie.- Dlatego masz do wyboru. Albo dzielenie łóżka ze mną, albo z Harper. Wybacz- mruknął. 

To była idealna okazja. Udawałam, że myślę. 

-Wolę spać z tobą- powiedziałam cicho z nieśmiałym uśmieszkiem. 

Chłopak uśmiechnął się i przegryzł wargę. 

-W takim razie serdecznie zapraszam na drugie piętro. 

Wstał z miejsca przy stole.

-A nie, może głodna jesteś? Przecież nic nie jadłaś... 

-O to się nie martw, kochanie- zaakcentowałam słowo "kochanie", podążając za nim. 

Czułam dziwną satysfakcję. 

Weszliśmy do windy, a kiedy zatrzymała się na drugim piętrze moje serce podskoczyło prawie do gardła. Czułam, że wydarzy się coś, czego wolałabym uniknąć. 

Wyszłam na drewnianą podłogę. Spojrzałam na lewo, gdzie leżał Alex i wpatrywał się w sufit. Nie zwrócił uwagi, że ktoś wszedł. 

-Co Thomas? Męczący dzień? Siedziałeś przecież tylko tutaj- warknął Wright. 

Spojrzałam ostrzegawczo na chłopaka. 

-I właśnie w tym problem- warknął Alex. 

Enzo szybko podszedł do Alexa, podniósł go za koszulkę i uderzył nim o ścianę, a następnie zamachnął się, uderzając otwartą dłonią w jego twarz. Patrzyłam na to z otwartymi oczami. Wbiegłam pomiędzy nich. 

-Zostaw go!- krzyknęłam, odpychając bruneta od loczka.- Nie masz prawa go bić! Nie możesz nic mu zrobić, zrozumiałeś?- krzyczałam na niego jak opętana. 

Nikt nie miał prawa skrzywdzić Alexa. 

I wtedy zdałam sobie sprawę. 

Jednego dnia, kiedy jeszcze "należałam" do Wrighta, Alex przyszedł na trening obity. Powiedział, że się przewrócił i najzwyczajniej w świecie uderzył o stół. Ale on miał dosłownie siniaki wszędzie. 

I to nie tylko ten raz. Miał siniaki cały czas. Pokazywał mi je, kiedy go opatrywałam. Był tydzień spokoju, kiedy "szef" był na tyle słaby, że nie mógł wstać z łóżka, ale nikt go wtedy nie podejrzewał. 

-Ty chuju! Biłeś go przez cały czas!- zaczęłam okładać pięściami Enza.- Nie miałeś prawa! Katowałeś go! Nienawidzę cię!- krzyczałam. 

Łzy ciekły mi strumieniami. Mój mały Alex, mój mały loczek. Dlaczego nic mi nie powiedział? 

-Ty zarozumiały kutasie!

Kiedy nie miałam już sił krzyczeć i uderzać go w klatkę piersiową, podeszłam do mojego brata i przytuliłam. Ten zaczął mnie uspakajać. Oddychałam głęboko, nierówno i za szybko. Serce biło mi nienaturalnie szybko. Trzęsłam się z nerwów. 

-Dlaczego nic mi nie mówiłeś?- szepnęłam urywanym głosem. 

Bałam się o niego, jak nigdy wcześniej. 

-Nie mogłem- szepnął w moje włosy.- Połóż się, musisz odpocząć. 

Pokręciłam głową i pociągnęłam go za sobą na łóżko. Ułożyliśmy się "na łyżeczki". Nie mogłam zasnąć. Miałam przed oczami scenę tego, jak Enzo uderza Alexa. Czułam się nieswojo z tym, a także z tym, że miałam więcej powodów, by pozbyć się Wrighta. 

-Obiecuję ci Alex, że cię stąd wyciągnę- szepnęłam, kiedy odwróciłam się w jego stronę. 

Enzo wyszedł z łazienki i rzucił się na łóżko. 

-Przepraszam Gwen, że musiałaś to widzieć- mruknął na tyle głośno, że go usłyszałam. 

-Zamknij się- warknęłam, wtulając się w tors Thomasa. 

Ten cicho syknął. Spojrzałam mu w oczy, a kiedy cicho westchnął, podciągnęłam mu koszulkę do góry. To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. Był cały w fioletowych, żółtych i czerwonych siniakach. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę Wrighta. 

-Jeśli jeszcze raz zobaczę, że Alex ma nowe siniaki to możesz się pożegnać i ze mną i z nim. Odejdziemy, nie patrząc za siebie. I nawet pójdziemy do Blacka- warknęłam.- A teraz wstawaj. Zjedziesz ze mną na dół- nakazałam. 

Kiedy ten się zwlókł z łóżka, ruszyłam szybkim krokiem do windy. Zjechaliśmy do piwnicy. Prawie biegiem dotarłam do schowka na leki. Znalazłam jakieś maści, coś przeciwbólowego i bandaże. Musiałam go opatrzyć. Nikt inny tego nie zrobił. Nikt inny o tym nie wiedział. 

-Powiesz mi dlaczego go bijesz?- warknęłam, kiedy stanął w wejściu do składzika, a ja na kolanach szukałam maści na siniaki.

Miałam grać zagubioną dziewczynę, a tymczasem pobiłam już Enza. Super, brawo ja! 

-Bo mnie wkurza- odpowiedział nonszalancko. 

-To zmień pokój- powiedziałam spokojniej, ale nadal głos mi drgał pod wpływem emocji.

-Nie mogę- warknął. 

-Uważaj z kim rozmawiasz.- Podniosłam się.- I pamiętaj, że ja mam oczy, Enzo. Ja wiem, że ty go katujesz od dłuższego czasu. I wiem też, że czujesz do mnie coś więcej.- Podniosłam dumnie głowę. 

Chciałam wyjść z pomieszczenia, ale uniemożliwił mi to chłopak, łapiąc mnie za łokieć. 

-Tylko nikomu nie mów- powiedział cichszym głosem. 

-O czym? O tym, że bijesz Alexa czy o tym, że mnie kochasz?- spytałam dumnie. 

Walić zagubioną dziewczynkę. Będę go wkurzać na tyle, żeby się sam wyniósł. Albo po prostu go rozkocham w sobie jeszcze bardziej. 

-O tym, że cię kocham- szepnął i puścił mój łokieć. 

Dumnym krokiem i z dumnym uśmieszkiem skierowałam się w stronę wind, a posłuszny chłopak szedł za mną. 

Szach- mat Enzo Wright. 

~~~

biedny Enzo :ccc 

i biedny Alex :ccc 

i wkurzająca Gwen X---D 

czy tylko mnie wkurza-wkurza? 

znaczy nie tyle co wkurza, ale po prostu irytuje. jakby po prostu nie mogła zająć się jedną sprawą tylko pierdyliand innych no 

ale coś musi się dziać, nie? ;c 

uwielbiam Wrighta i Blacka i nie mogę się zdecydować już, a to dopiero 14. rozdział :))) 

a jeszcze do tego dojdą Alex, Adam, Nathan, Aaron, Riley, Carter, Jerome, James oraz Fred :))) 

po prostu świetnie, juhuu 

ale kocham was, pamiętajcie x 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top