13
"Czy nie można widzieć po prostu, że ogród jest piękny, bez konieczności uwierzenia, że kryją się w nim wróżki?"
D. Adams "Autostopem przez galaktykę"
~~~
Plan miał zostać wdrożony w życie kolejnego dnia. Miałam grać zabłąkaną owieczkę, samotną i po prostu osobę niezdolną do życia w odosobnieniu. Miałam grać osobę, którą nigdy nie byłam. Adam pocieszał mnie, próbował pomóc mi w graniu tej postaci.
Ale nie potrafiłam. Każdy najmniejszy ruch był z błędem. A to nie miało być błędne. To miało być perfekcyjne. To miało być grane na serio. To miało być tak, że sama miałam w to uwierzyć.
Nie rozmawiałam z Joshuą od ogłoszenia mojego planu. Kiedy usłyszał, że będę miała wejść z Enzem w coś "grubszego" to szybko ulotnił się z saloniku. Gdy kładłam się spać, położył się obok mnie, ale nie mówił nic. Nie musiał. Miałam przeczucie, że po prostu boi się o mnie.
Fakt, była to dość ryzykowna decyzja. Ale czasem warto stracić jednego człowieka, by ocalić kilkoro. Kierowałam się tą zasadą. Przynajmniej w tamtym momencie.
-Gwen, halo.- Adam pomachał mi dłonią przed oczami.- Skup się.
-Nie mogę- jęknęłam.
-Może po prostu postaraj się przypomnieć sobie sytuację, kiedy zmieniłaś opiekuna?- prychnął Joshua, stojąc w drzwiach. -Wtedy byłaś zabłąkaną dziewiętnastolatką, która nie miała pojęcia co robić. A wszyscy mi mówili... Nie bierz się za bycie opiekunem dziewczyny. Nie bierz się w ogóle za dziewczyny, bo to chytre stworzenia- zaśmiał się.
-To dlaczego nie wziąłeś się za chłopaków?- warknęłam.- Ładnie wyglądałbyś z jakimś chłopakiem. Z Enzem wyglądałeś cudownie. Właśnie, dlaczego nie pójdziesz ty na tą misję, skoro tak się tym przejmujesz?
Ten jedynie westchnął. Spojrzał na Adama, który od razu wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie i czarnowłosego sam na sam. Podszedł do mnie. Ukucnął naprzeciw mnie. Patrzyłam mu w oczy. Natomiast on błądził wzrokiem po mojej twarzy.
-Nie chcę, żebyś tam szła, rozumiesz?- szepnął.- Jesteś moją... Jesteś jedyną osobą, z którą normalnie rozmawiam prócz Sophii. Nie wiem, co bym zrobił, jeśli coś by ci się stało. Zabiłbym gnoja chyba- wyszeptał, patrząc mi wprost w oczy.- Boję się o ciebie- mruknął, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.- Mimo wszystko- szepnął i wstał.
Nakazał mi wstać. Trochę się opierałam, ale wstałam.
-Miej zawsze włączony telefon. Prowadź sabotaż. Jeśli trzeba to wejdź w ten głupi romans z tym bucem. Codziennie pisz mi, co się dzieje. Poinformuj Alexa, że ma się przygotować. Nie poddawaj się. Mogę?
Rozłożył ręce jakby do uścisku. Niewiele myśląc, wtuliłam się w niego.
-Po prostu uważaj na siebie- wyszeptał w moje włosy i odsunął się ode mnie.
Uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia z domku, zabierając po drodze plecak.
-Gdzie idziesz?- spytałam cicho.
Nie wiedziałam co się dzieje, dlaczego on wychodzi, dlaczego opuszcza mnie w ostatni dzień "mojej wolności".
-Idę do Sophii- mruknął, nie patrząc na mnie.
-A dasz mi chociaż swój numer?- zapytałam z rozbawieniem.
Nie miałam jego numeru, kolejny fakt. Nie potrzebowałam go, bo zawsze był jakoś blisko mnie, ale jak miałam być w rezydencji jego wroga to musiałam być z nim w kontakcie.
-Po co? Weźmiesz go od Enza- warknął i wyszedł.
Głośno odetchnęłam i krzyknęłam.
-Pieprzony dupek!
Ze złości kopnęłam w fotel.
-Adam!- krzyknęłam, a kiedy mężczyzna pojawił się przy mnie, rzuciłam.- Pierdolę, wychodzę dzisiaj, a nawet zaraz.
-Ale... Gwen, przecież... Miałaś czekać na Aarona, a on wróci nad ranem.
-W dupie to mam! Idę teraz. Po prostu przekaż tamtym, że już wyszłam. Pamiętaj, że masz przyjść w pewnym momencie. Będziemy udawać, że flirtujemy. Po prostu, żeby zająć czymś Enza.
Poszłam po swój plecak. Nałożyłam go na plecy i rzuciłam się na szyję Adama.
-Będę tęsknić- szepnęłam, odrywając się od niego.
-Ja też, mała- powiedział i pocałował mnie w czubek głowy. -Ja też.
Wyprostowałam dumnie plecy i odeszłam, nie odwracając się na bruneta. Skoro Joshua umie tak dobrze odchodzić, to ja też! Poza tym... Wiedziałam, że jeszcze z Adamem się spotkam.
-Gwen! A kij?- zaśmiał się, rzucając we mnie moją połówką kija.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam biegiem w stronę rezydencji Wrighta. Po drodze układałam scenariusze naszych rozmów. Chciałam przewidzieć każdą możliwość wiadomość w moją stronę.
Kiedy zjawiłam się pod ich domem, było już ciemno. Po drodze starałam się unikać zarażonych, których, ku mojemu zdziwieniu, rzeczywiście było dużo. Dobiegłam do drzwi, które niegdyś były moją przenośnią do świata bezpiecznego. Mocno uderzyłam pięściami w nie. Starałam się nie panikować.
-Kto tam?
To był Enzo. Moje serce momentalnie się zacisnęło.
-To ja- powiedziałam głośno.
Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stał Wright. Patrzył się na mnie z radością w oczach. Na jego twarzy stopniowo rósł uśmiech, który niegdyś tak uwielbiałam.
-Gwen- powiedział, nie dowierzając.
-We własnej osobie- zaśmiałam się.- Przygarniesz mnie?- Rozłożyłam ręce.
Próbowałam zrobić minę szczeniaka, ale jak zawsze- nie wyszło mi.
-Oczywiście, że tak, wejdź- powiedział z uśmiechem i wciągnął mnie do środka. -Ludzie, patrzcie kto wrócił!- krzyknął, prowadząc mnie do jadalni.
-Gwen!
Wszyscy zerwali się z miejsca. Każdy podszedł do mnie, by się ze mną przywitać uściskiem. Na końcu podszedł Alex.
-A więc wróciłaś- szepnął mi do ucha.
-Jako ratunek- odszepnęłam, przytrzymując go trochę dłużej.
-Ze mną się nie witałaś- pisnął Enzo.
Wywróciłam oczami i rzuciłam się na niego. Trzymałam go za szyję, a on trzymał mnie za talię, zjeżdżając dłońmi trochę niżej. Kiedy w końcu dał upust swoim emocjom, pozwolił mi usiąść. Usiadłam między Alexem a Jeromem.
-Strasznie dużo wkoło was tych zarażonych- rzuciłam od niechcenia.
Spojrzałam na Enza, który momentalnie się spiął. Harper posłała mi jedno ze swoich ostrzegawczych spojrzeń, a Kaede odłożyła widelec.
-Odkąd odeszłaś... Straciliśmy całą naszą hierarchię. Nie mogliśmy się pozbierać- mruknęła Isla.
Również się spięłam. Ja nie odeszłam z własnej woli.
-Pragnę przypomnieć, że nie odeszłam z własnej woli i nie było mnie cztery dni- warknęłam, patrząc na dziewczynę podejrzliwie. -Przepraszam, ale muszę iść do toalety. Alex, przypomnisz mi, gdzie ona jest?- poprosiłam chłopaka, który szybko wstał od stołu.
Skierowaliśmy się w stronę windy, by pojechać na piętro Alexa. Kiedy weszliśmy do lokum loczka, spojrzałam na niego.
-Wróciłam cię ocalić. Ryzykuję swoim życiem i swoją wolnością. W każdej chwili może pojawić się tutaj Joshua z wolnymi zabójcami. Z resztą nie tylko ciebie, ale też resztę chłopaków. Musimy pozbyć się Enza. Doskonale wiesz, że to będzie długi proces, ale uwierz mi, uda mi się- powiedziałam szybko, wiedząc, że nie mamy zbyt dużo czasu. -I, och, stęskniłam się cholernie, braciszku.
Rzuciłam mu się na szyję i bałam się go puścić.
Bałam się go ponownie stracić.
~~~
hejcę Gwen w tym rozdziale, przysięgam
a Joshua.... szkoda słów
Enz oczywiście gentelmen, bo jakoby by mogło być inaczej, huh?
Alex kochany ...
dawno nikt nie zginął, co?
kocham was x
znowu powrót
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top