Tamten czwartkowy wieczór

Każdego czwartkowego wieczoru
wspominam
tamten dzień, gdy byliśmy tylko my

Po zmroku ruszyliśmy
Wiatr wściekle łopotał moim płaszczem
gdy silnie cię obejmowałem

Nie, nie bałem się prędkości
Nie, nie bałem się wypadku ni śmierć
(Swoją drogą, podpiąłbyś to pod nasze samobójstwo?)
Jedynie czerpałem ciepło, twoje ciepło
choć te tak szybko mi się wymykało

Otoczył mnie chłód, przejmujący chłód
drżałem, choć moje dłonie były całe w ciepłej krwi,
Ja tego nie czułem
Bo tylko ty byłeś mym Źródłem

Pragnąłem bronić cię za wszelką cenę
nawet będąc słabym
Oh! Byłem – jestem – tak cholernie słaby!

Chuuya
Nigdy nie potrafiłem cię zrozumieć
byłeś zbyt sprzeczny
twoje usta wykrzykiwały obelgi, ale oczy
błyszczały
niczym gwiazdy w mroku
Pragnąłem je uchwycić, złapać, zachować na zawsze

Lecz one ulotne, niczym dmuchawce
wymykały mi się, odlatywały
oddalając
jak ty

Każdego czwartkowego wieczoru, wracałem
do tamtego dnia, gdy nie było między nami Muru
Tego gęstego bluszczu, odbierającego ciepło
kłującego jak róże
które przetrwały zimę – niemożliwe

Spytałem wtedy
"Jak wyglądam?"
A ty parsknąłeś śmiechem
I ah – to pytanie było absurdalne
Absurdalne niczym nasze nierealne zaufanie
A jednak uniosłeś dłoń
I ścierając krople krwi z mojego policzka
z uśmiechem tak ciepłym
jak wnętrzności człowieka
ogrzałeś mnie, kolejny raz wyrywając
z zimnych otchłani Zakazanego Ogrodu
który przekroczyłeś tylko ty

Każdego czwartkowego wieczoru wybieram się do portu
Idę wzdłuż molo, odsłonięty
Zachodzące słońce okrywa mnie swymi promieniami
Grzejąc

Ale to tylko ułuda – zaraz zniknie, pozostawiając
tylko przeraźliwy chłód
jaki czuję każdego dnia
budząc się bez ciebie

Oh, Chuuya!
Tamtego dnia, poszliśmy na plażę
Jedyni ludzie – samotni, ostatni
Tylko ty i ja
Trzymałeś mnie za rękę
Brudząc zaschniętą krwią

Moje wnętrze było zimne, puste –
wypełniłeś je
Jednak dlaczego widzę to dopiero teraz?

Za późno na powrót, próżny lament
Straciłem cię, zawiodłem
To boli, tak bardzo boli!
Boli?
Nie...
Przecież ja nic nie czuję

Jestem pusty, jak tamtego dnia, gdy cię spotkałem
Jak tamtego dnia, gdy cię porzuciłem
moje Źródło
Lecz coś nie pozwala mi uschnąć

Może to tamten dzień?
Czwartkowy wieczór, gdy pocałowałeś mnie
przy czerwonych promieniach, napełniając gorącem
By potem zgasnąć, zniknąć
z czarnym niebem

Gwiazdy
patrzą na mnie żałośnie

Odwracam wzrok
Potwór bez serca
Zamknięty w Zakazanym Ogrodzie
do którego nigdy nie powinienem cię wpuścić

Dazai Osamu

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top