Zagrożona
Lilianne P.O.V
Leżałam już na swoim posłaniu, od jakichś dwóch godzin. Loki już dawno spał, ja za to nie mogłam. Ten dzień chyba zapamiętam do końca życia.
Odetchnęłam głębiej, po czym spojrzałam jeszcze w stronę śpiącego. Przez myśl przeszło mi, że gdy śpi, wygląda całkiem... niewinnie. Nie knuje, nie planuje jak uprzykrzyć komuś życie...Mam nadzieję, że śnią mu się miłe rzeczy.
Wstałam i podeszłam do jego szafki nocnej. Stała na niej szklanka wody, a mi zaschło w gardle. Wypiłam ją, jednak chwilę potem dotarło do mnie, że gdy się obudzi i wody tam nie będzie, zezłości się. Wzięłam więc szklankę i po cichu wyszłam z komnaty.
Skierowałam się w stronę kuchni. Zapaliłam tylko jedno światło, aby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.
Ku mojemu zdziwieniu, pod lodówką siedziała Jara. Płakała.
Powinnam być na nią zła. Wściekła. Jednak w tym momencie nie potrafiłam. Podeszłam do niej i uklękłam obok.
- Co się stało? - zapytałam cicho.
- Lilianne? Co... Co tu robisz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, wybierając twarz rękawem. Kiedy spojrzała na mnie, zobaczyłam. Miała podbite oko i rozwalony nos.
- Kto ci to zrobił? - zapytałam, a ona zamiast odpowiedzieć, zaszlochała głosńo.
- Mam nadzieję, że chociaż tobie lepiej układa się z księciem - stwierdziła, posyłając mi słaby uśmiech.
- Wiesz, po tym, jak przekazałaś mu, co o nim mówiłam... - zaczęłam, jednak ona przerwała mi:
- Co? Ja? Ja nic takiego nie zrobiłam! Nikomu nie powiedziałam!
- To niby kto to zrobił? - zapytałam, wstając i chwytając się pod boki.
- To... Nie-nie wiem - westchnęła Jara, przymykając oczy.
Wiedziała, kto to zrobił.
- No, powiedz. Skoro nie ty? To kto? - zapytałam przyjaźnie.
- Ja, suko - warknął ktoś, wyłaniając się z ciemności. Nelfika.
- Co? Dlaczego? - zapytałam, nie rozumiejąc. Dopiero potem dostrzegłam w jej ręce nóż kuchenny.
- Twoja matka odebrała mi najcenniejszą osobę w moim życiu. Odbiła mi męża! - wycedziła, powoli podchodząc do mnie powoli.
- Ale to nie moja wina! - zaprotestowałam szybko. Jara tylko przyglądała się nam ze zdziwieniem.
- Oczywiście że nie, słonko. Ale teraz ja odbiorę twojej matce najcenniejszą osobę, tak, jak ona zrobiła to mi. Liczyłam, że książę zajmie się tobą sam, ale jak widzę, nie zrobił tego... Sama będę musiała się tym zająć - zaśmiała się szaleńczo, po czym rzuciła się na mnie z nożem. Szybko uchyliłam się, po czym podbiegłam do stolika, na którym stała szklanka. Rzuciłam nią w Nelfikę w nadziei, że się odczepi.
- Ty mała... - zaczęła kobieta, po czym siarczyście zaklęła.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Jarę. To nie był dobry pomysł. Chwilę później usłyszałam świst noża przelatującego obok. Lekko drasnął mnie w policzek, ale ostatecznie wbił się w drewnianą ścianę.
- Pomożesz mi? - zapytałam Jary, podając jej rękę. Chwilę wahała się, jednak ostatecznie chwyciła moją dłoń.
- Uważaj! - wrzasneła, odpychając mnie na bok. Okazało się, że Nelfika w ataku szału rzuciła się w naszą stronę. Chwyciła Jarę za gardło.
- Ty ohydna wywłoko, dlaczego jej pomagasz?! Popamiętasz mnie! - wydarła się gardłowo.
Szybko wybiegłam z kuchni i popędziłam korytarzem. Jedyna myśl, jaką miałam teraz w głowie to chęć pomocy Jarze. Na szczęście, przy sali balowej znajdującej się niedaleko kuchni stał strażnik.
- Pomocy! Pomocy! - zaczęłam się drzeć w niebogłosy, na co ten szybko pobiegł za mną. Wpadliśmy razem do kuchni. Strażnik rozdzielił Nelfikę i Jarę, po czym tą drugą wyprowadził z kuchni.
- Dziękuję - powiedziała Jara, zaczerpując powietrza.
- Nie, to ja dziękuję - powiedziałam, po czym złapałam się za policzek. Dopiero teraz, gdy poziom adrenaliny trochę spadł, poczułam, jak bardzo mnie boli.
- Idź do siebie. Poradzę sobię - posłała mi lekki uśmiech, który odwzajemniłam. Czując, jak krew sączy mi się z rany, poszłam do komnaty Lokiego.
***********************************
Tu miał być brak dopisku autora, ale mi nie wyszło. Jak się podoba?
frikuskaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top