Odkryta
Weszłam do środka i ujrzałam Lokiego, siedzącego na łóżku. Jego głos usłyszałam, jeszcze zanim zdążyłam zapalić światło.
- Nieładnie tak zabierać komuś rzeczy. Albo wypijać czyjąś wodę - mruknął zaspany, a ja zorientowałam się, że przez to całe zamieszanie nie wzięłam wody dla niego. - Może ja też przywłaszczę sobie coś twojego?
- Przepraszam, szłam właśnie po nową - spojrzałam pod nogi. - Nie musi książę sobie niczego przywłaszczać.
- Za późno - powiedział, a ja kątem oka zobaczyłam, że bawił się czymś. Zapaliłam światło. W jego rękach dostrzegłam srebrny wisiorek.
Mój wisiorek.
- Proszę, oddaj mi go - powiedziałam błagalnie.
- Co ci się stało? - zapytał, zauważając moje rozcięcie. Wstał z łóżka i schował wisiorek do kieszeni.
Wyjął coś z szafki i gestem rozkazał, abym usiadła. Chwilę później przyłożył do mojej rany watkę z płynem odkażającym. Syknęłam z bólu.
- Midgardian łatwo zranić, nieprawdaż? - zapytał, niby od niechcenia, patrząc, jak zareaguję.
- Nie jestem stamtąd - zaprotestowałam gwałtownie. Właściwie, słyszałam pogłoski o "miłości" Lokiego do Midgardczyków i wcale a wcale nie chciałam mu się narażać.
- Nie? To skąd grawer na twoim wisiorku? - zapytał znów.
- Mój ojciec był stamtąd, mama jest stąd, a ja jestem... - zaczęłam, jednak Loki nie dał mi skończyć.
- Mieszanką. Ciekawie, nie powiem - obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem, pełnym pogardy. - To jak, skąd ta rana?
- Były małe...zamieszki...w kuchni - powiedziałam, nie wiedząc jak określić to, co się zdarzyło. Nadal byłam w szoku po tym wszystkim.
- Zimno ci? - zapytał nagle Loki.
- Nie, dlaczego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Trzęsiesz się - stwierdził, patrząc na mnie. Rzeczywiście, trochę dygotałam.
- To przez tą kuchnię, to znaczy... - zaczęłam, po czym zamilkłam. Chwilę później jednak zaczęłam mówić - Poszłam tam po wodę dla księcia, jednak zostałam zaatakowana.
Loki uniósł tylko brew. Postanowiłam mówić dalej.
- Ta kobieta rzuciła we mnie nożem, trafiła w taki właśnie sposób, nóż drasnął mnie po policzku.
- Kim jest ta kobieta? - zapytał spokojnie.
- Nie chcę mówić - zaczęłam bawić się kosmykiem włosów. Nie byłam osobą, która lubiła donosić.
- Powiedz - rozkazał Loki.
- N-nie - zająknęłam się.
- Jeśli nie powiesz, każę zamknąć twoją matkę w lochu - warknął, patrząc na mnie wyczekująco.
- Nelfika. Nie krzywdź mojej rodziny - powiedziałam cicho. Nie chciałam, żeby to zrobił, a wiedziałam, że byłby do tego zdolny.
- Dobrze. Zajmę się nią. Idź spać - powiedział, wskazując mi moje posłanie.
Położyłam się, chwilę potem Loki zgasił światło i choć już nic nie widziałam, słyszałam, jak się kładzie.
- Dobranoc - powiedziałam jeszcze, jednak nie doczekałam się odpowiedzi.
Loki P.O.V
Obudziłem się bardzo wcześnie. Wyszedłem na dziedziniec, przejść się i oswoić z myślą, że wczoraj, po raz pierwszy od wielu lat znowu byłem w ogrodach i... całkiem dobrze się bawiłem. W dodatku z kimś, w kogo żyłach płynie midgardzka krew.
- Loki, skarbie, chyba całkiem dobrze dogadujesz się ze służącą - zagadała mnie Frigga.
- Tak, matko. Skąd wiesz? - zapytałem, szczerze zdziwiony.
- Widziałam was wczoraj w ogrodach - powiedziała. Czy ona mnie szpiegowała, czy to tylko zbieg okoliczności? - Właśnie, synku, skoro tak dobrze się dogadujecie... - zaczęła
- Tak? - zapytałem.
- Nie masz z kim pójść na Bal Gwiazdozbiorów - powiedziała na odchodne. Zaśmiałem się pod nosem.
Bardzo, bardzo delikatna aluzja, matko. Gratulacje. Przecież nie zabiorę służącej na Bal. Jeszcze czego.
W dobrym nastroju, rozbawiony przez sugestię Friggi, wrociłem do pokoju.
***********************************
Wybaczcie za długość rozdziału a raczej jej brak, następny będzie dłuższy, obiecuję :*
frikuskaa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top