Breurat (one-shot 18 tys. wyświetleń)

Loki

Ten dzień pamiętam, jakby to było wczoraj. A minęło już dużo czasu... Wciąż i wciąż wracam pamięcią do tego dnia. I wciąż nie mogę zapomnieć, każde wspomnienie tego, czego się wtedy dowiedziałem rani mnie tak samo, jak zraniło wtedy... Chociaż... Nie. Teraz już mnie nie rani. Teraz wzbudza tylko nienawiść i wstręt. Wstręt do tego człowieka, człowieka który zabrał najbliższą mi osobę, który przez tyle czasu mnie okłamywał... Może to wtedy nauczyłem się nie ufać innym.
***
- Loki! Loki, chodź szybko! Frigga się wścieknie, jesteśmy już spóźnieni! - podbiegł do mnie chłopak w moim wieku. Miał szare oczy i brązowe włosy z pojedynczym szarym pasmem. Znaliśmy się od dziecka, tak samo jak ja z Annie...
- Nie martw się. To moja matka - powiedziałem spokojnie, niosąc książki.
- Ale moja nie. I w tym rzecz - chłopak się niecierpliwił.
- Breurat daj spokój. Nie mam ochoty na lekcje.. Dzisiaj jest ten dzień - westchnąłem. To tego dnia właśnie mijały równo 3 lata odkąd Annie, moja najlepsza przyjaciółka, zginęła śmiercią tragiczną, topiąc się w jeziorze.
- No tak... To już 3 lata - westchnął Breurat. Wyraźnie posmutniał. Nie miał prawa. Ona nie znaczyła dla niego tyle, co dla mnie!
- Ale mimo wszystko, musimy iść na lekcje. Chcesz nauczyć się posługiwać magią? Chcesz zostać potężnym królem? - zapytał Breurat, a w jego oczach czaił się radosny błysk.
Moja matka uczyła nas sztuk magicznych. Najpierw tylko mnie, ale gdy zauważyła, że Breurat także wykazuje tendencję do używania magii, postanowiła, że i jego będzie uczyć. I tak było nas dwóch. A poza zajęciami z magii do śmierci Annie była nas czwórka. Ona, Rijan, Breurat i ja. Cóż. Potem trochę się pozmieniało.
- Loki! Do stu piorunów! Idziesz ty czy nie? - warknął Breurat niezadowolony. Nigdy nie lubiłem gdy się wściekał. Robił się wtedy dość... Nieobliczalny. Zwłaszcza odkąd nauczył się magii.
- Dobra. Spokojnie. Chodźmy - westchnąłem, ulegając mu. Ja i on byliśmy w gruncie rzeczy bardzo podobni. Uparci, złośliwi... Przynajmniej tak twierdziła Frigga.
Chłopak szybko chwycił mnie za nadgarstek, po czym pociągnął w stronę komnaty mojej matki. Tam nas uczyła.
- Chłopcy! Ile można czekać? - zapytała łagodnym głosem, jak to ona, gdy zdyszani wparowaliśmy do komnaty.
- Wybacz mamo - powiedziałem tylko. Jakby to miało cokolwiek wyjaśniać.
- Nieważne. Siadajcie, zaczniemy - uśmiechnęła się przyjaźnie.
***
Breurat bił się z myślami. Powiedzieć? Czy nie? Kiedyś musiał to zrobić....
***
Nie mogłem się skupić na zajęciach. Zresztą, Breurat też nie. Byłem ciekaw, co go tak rozskupiało... Mnie myśli zaprzątała Annie. Dziś jej strata bolała mnie bardziej, dużo bardziej niż kiedykolwiek... Miałem wrażenie, że jest tuż obok, że gdy się odwrócę, usłyszę jej radosny śmiech i poczuję delikatne poklepanie po plecach... Jednak wiedziałem, że tak się nie stanie. Już nigdy jej nie zobaczę, i to jest moja wina! Gdybym tylko się wtedy nie spóźnił na to cholerne spotkanie...! Bezsilność mieszała się z żalem i goryczą po jej stracie, negatywne uczucia narastały we mnie przez cały czas trwania zajęć. Kiedy nareszcie się skończyły, miałem ochotę wyjść stamtąd jak najszybciej i zamknąć się w swojej komnacie.
Tak też chciałem zrobić. Po skobczunuch zajęciach jak najszybciej wyszedłem. Jednak dogonił mnie Breurat.
- Loki, musimy pogadać - powiedział grobowym tonem.
- Nie mam teraz ochoty na rozmowę - powiedziałem ostro, może nawet bardziej niż bym chciał.
- Loki proszę cię. Zatrzymaj się na chwilę... - westchnął Breurat. Co miałem zrobić? Byl moim przyjacielem, mimo wszystko. Więc uchyliłem się do jego prośby.
- Co chciałeś? - zapytałem już spokojniej.
- Ja... Ja Loki... Loki ja... - nie mógł się wysłowić, co było dziwne, bo Breurat był najbardziej wygadaną osoba jaką znałem.
- Spokojnie - chwyciłem go za ramiona - Wykrztuś to wreszcie - poprosiłem. Jednak patrząc na to z perspektywy czasu, chyba wolałbym, żeby nigdy nie powiedział tego, co powiedział.
- Ja... Zabiłem ją. Zabiłem Annie - powiedział Breurat poważnie - Nie chciałem. Naprawdę. To był wypadek. Poklociliśmy się i... Ona wpadła a ja stchórzyłem, nie pomogłem... - zaczął się tłumaczyć, ale ja już tego nie słuchałem. Kiedy tylko usłyszałem słowa Zabiłem Annie, przestałem go słuchać. Żołądek podszedł mi do gardła. Miałem ochotę krzyczeć. Z wściekłości, żalu, nie wiem czego...
- Przez ten cały czas mnie okłamywałeś! Miałem cię za swojego przyjaciela! - warknąłem rozpaczliwie. Breurat chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Uderzyłem go w twarz. Potem drugi raz, w brzuch... Potem po prostu odbiegłem. Zamknąłem się w komnacie i dopiero tam poczułem gorące łzy na policzkach. Po głowie krążyło mi tylko dwa słowa.
Zdradzony...
Oszukany...
Wiedziałem, że muszę ją pomścić.

****************************
Uwaga! Ten jest ściśle powiązany z poprzednim one-shotem. Z każdym takim poznajemy trochę faktów w przeszłości Lokiego, jak podoba się wam taki pomysł? Szczerze! Następny rozdział będzie już kontynuacją opowiadania.

Jak się spodobało? Co myślicie? Dajcie znać w komentarzach.

Wiem wiem, że obiecywałam częściej rozdziały, ale muszę się powyciągać z ocenami na koniec roku trochę ;) Ale wakacje... Ooo... Się doczekacie wielu nowych rozdziałów :)

frikuskaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top