56. Saki
Obudziło mnie rażące światło słońca, świecące mi prosto w twarz i wyjątkowo upierdliwie dawało mi znać, że jest już rano. Chciałem się na drugi bok i wrócić do spania, jednak ktoś przytulił się mocniej, uniemożliwiając mi daną czynność. Powoli otworzyłem oczy.
Przyjaciel był skulony i wtulony w moją klatkę piersiową. Usta miał lekko rozchylone, a włosy opadły na oczy. Uśmiechnąłem się i objąłem go ramieniem, przytulając. Twarz schowałem w jego włosach. Pachniały one jakimś kwiatowym szamponem. Chociaż po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że przypominało to bardziej coś słodkiego. Może ciasto truskawkowe? Uśmiechnąłem się w duchu. Jak się tak zastanowić, czułem się teraz, jakbym chronił swój największy skarb, przed całym światem. Kou, stał się najważniejszą dla mnie osobą. Nie ważne czy odwzajemni moje uczucia, kochałem go całym swoim sercem.
Właśnie wtedy rozległ się głośny trzask i ktoś wbił do pokoju. Gwałtownie otworzyłem oczy.
-He..- Mia przerwała w pół słowa i chwilę się na nas gapiła. Dopiero dotarło do mnie, jak dziwnie musi to wyglądać. Spaliłem buraka. Na szczęście wtargnięcie nie zrobiło żadnego wrażenia na przyjacielu. Spał dalej tak słodko, będąc wyjątkowo niewinnym (jakby taki Słodziak w ogóle mógł mieć coś na sumieniu). Zacząłem się zastanawiać, co by powiedział, gdyby się obudził i zastał taką sytuację. Delikatnie wyswobodziłem się z jego uścisku i wstałem. Przykryłem go jeszcze szczelniej, by na pewno nie było mu zimno. Słońce tak ładnie oświetlało jego twarz, a ciemne włosy błyszczały w świetle. Przypominał anioła. Jakąś istotę nadludzką. Przecież... Ludzie nie mogą być tak idealni.
Pogładziłem go po włosach i przeniosłem wzrok na Mie. Pokazałem palcami trójkę, skinąłem głową na walizkę, po czym na drzwi. Mia zrozumiała przekaz, oznaczający ,, Daj mi trzy minuty, ogarnę się i do ciebie przyjdę".
Jak powiedziałem, tak zrobiłem.
-Hej- powiedziałem stając przed dziewczyną, już w normalnym ubraniu i zwykłych okolicznościach.
-Jezu, Sory, gdybym wiedziała, to bym nie wbiła- odchrząknęła. Osunęli się po ścianie, by usiąść. -Czy... Do czegoś doszło?- Spaliłem buraka.
-Jezu! Nie- podkuliłem nogi.
- Nie spodziewałam się. Nie przyszliście na śniadanie, więc postanowiłam przyjść, sprawdzić, czy żyjecie-
- Po prostu wyglądał tak bezbronnie... Chciałem go przytulić, ochronić- schowałem twarz w dłoniach- Wiem, to głupie-
-Wcale Nie- odparła dziewczyna - To słodkie, jak się o niego troszczysz- Nie widziałem jej, ale jestem pewien, że spojrzała na mnie. Czułem na sobie jej wzrok.
-Miaa- jeknąłem - Miłość jest taka trudna- opuściłem dłonie i spojrzałem na nią. Uśmiechała się lekko.
- Naprawdę bardzo go kochasz. Prawda?-
-Najbardziej na świecie- w tym momencie usłyszeliśmy trzask i w kadrze pojawił się Kou. Oczy miał zaspane, a czarne włosy sterczały na wszystkie strony. Dalej miał na sobie ,, piżamę" (jeśli bluzę i krótkie spodenki w ogóle można tak nazwać)
-Dzień dobry- uśmiechnąłem się.
-Dlaczego mnie nie obudziliście- potarł oczy i ziewnął.
- No nie gniewaj się Słodziaku- Odparła Mia, śmiejąc się. Podziwiałem jej otwartość. Ja po powiedzeniu czegoś takiego, umarłbym na miejscu.
- Nie nazywaj mnie Słodziakiem- nadął policzki.
- Po drugie nawet gdybyśmy chcieli cię obudzić, nie wiem, czy, by nam się udało- Kou usiadł obok Mii. -Spałeś jak zabity-
-Zapomniałem nastawić budzik- powiedział, jakby chcąc się wytłumaczyć. Naprawdę tak się przejmuje tym, że zaspał? Mnie się to zdarza notorycznie... Słyszę budzik, który dzwoni o 6.30, myślę, zaraz wstanę, a gdy otwieram oczy na nowo, to jest: O kurwa, czemu jest piętnasta?
-Oj tam! Spalicie tak słod...- dałem Mii w brzuch.
-Zamknij się- spaliłem buraka.
- przemoc domowa! Niebieska karta! Niebieska karta! Kou dzwoń po policję- Jęknęła, rozłożyła się na podłodze i udała, że umiera. Kou parsknął śmiechem. Zacząłem mu się przyglądać.
Wyglądał jakoś... Inaczej. Uśmiechał się, oczy nie były tak podkrążone i zmęczone. Widać, że się wyspał. Cera nie wydawała się już tak blada. Cały on po prostu promieniał. Nie powstrzymałem się i wypaliłem.
- Hej, Kou- chłopak spojrzał na mnie. Blask w jego oczach był niesamowity. Serce zabiło mi mocniej. - Pięknie wyglądasz... Znaczy.... Tak żywo- teraz Mia wybuchnęła śmiechem i zaczęła się tarzać po ziemi.
-Dzięki- Uśmiechnął się szerzej. O dziwo czułem się mniej głupio, niż ostatnio gdy wypaliłem coś podobnego. Gdyby tylko nie Mia, która po prostu pękała ze śmiechu.
-N... No co?- Wydukałem.
- Świetny komplement. Powinnam się od ciebie uczyć- starała się uspokoić - Oh, hej, wyglądasz dziś tak żywo. Może chcesz iść na kawę?- Właśnie ogarnąłem, jak zabawnie to zabrzmiało i sam zacząłem się śmiać.
- No, to co dzisiaj robimy?- Powiedziała Mia, gdy już się uspokoiła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top