38. Saki
Idąc starymi uliczkami, jednej z dzielnic Ku. Zauważyłem mężczyznę, szarpiącego się z jakąś kobietą.
-Hej!- wrzasnąłem i zacząłem biec w ich kierunku. Wtedy mężczyzna spojrzał na mnie, powiedział coś, czego nie usłyszałem, popchnął dziewczynę tak, że ta się wywróciła i uciekł. Podbiegłem do niej.
-Hej! Nic ci nie jest?!- krzyknąłem, nachylając się nad nią. -Jezus nie powi...- przypatrzyłem się niejakiej dziewczynie. -O boże, co ty tutaj robisz o tej godzinie?!- pomogłem mu wstać- Kou, co on chciał zrobić?!- dopiero ogarnąłem się, że przyjaciel cały się trzęsie i chyba nie da rady odpowiadać na pytania
- Jezu...- przyciągnąłem go, do siebie przytulając mocno. -Już dobrze, jestem tu- podtrzymałem, go lekko czując, jak kolana się pod nim uginają. -Chodź, powoli- ruszyłem w stronę przystanku. Kou wcale nie protestował. Szedł, a raczej pozwalał się ciągnąć i wcale się nie odzywał. Tylko para z jego ust, dawała mi znać, że ten jeszcze żyje.
Weszliśmy do mojego mieszkania. Upewniając się, że siedzi stabilnie na kanapie poszedłem zrobić mi herbaty. Co jakiś czas zerkałem na niego. Siedział ze zwiększoną głową, włosy miał rozpuszczone, a ramiona bezwładnie zwisające.
Podałem mu kubek ciepłego na pokoju i usiadłem obok. Właśnie wtedy ktoś wszedł do kuchni.
-Masz tę herbatę?- dopiero przypominałem siebie, jaki był cel mojej wyprawy- Kou? Co ty tutaj robisz?- zapytała Mia.
- Spotkałem go, idąc po herbatę no i...- spojrzałem na nią, wstałem i wyciągnąłem ją z salonu.
-Saki... Coś ty znowu wymyślił. Wychodzisz po herbatę, a wracasz z narzeczoną....-
-Suki, to naprawdę nie jest monet do śmiechu.- spojrzałem na nią z powagą.
-Co się stało?- zapytała tym razem zaniepokojona.
-Idąc, po herbatę zobaczyłem, jak jakaś dziewczyna szarpie się z mężczyzną... Dopiero potem ogarnąłem, że to kou.- Widać było jak na twarz, Suki wkrada się wściekłość. Wbiegła do salonu i zaczęła trząść Kou.
-Możesz mi wyjaśnić, do jasnej cholery, co robiłeś w o tej godzinie w takiej dzielnicy?!- zauważyłem coś niepokojącego w zachowaniu Kou, złapałem siostrę za ramię.
-Przestań, Suki! Nie widzisz, co robisz?!- dziewczyna szybko odsunęła się od chłopaka.- Myślę, że go ktoś chciał...-
-O boże- jęknęła- Kou, przepraszam ja...- widzę, że zbladła.- Ja nie chciałam... Przesadziłam..- patrzę znowu na przyjaciela, dopiero ogarniam, że to dziwne coś w jego twarzy, to są łzy. Musiał płakać od momentu, w którym go stamtąd zabrałem. Usiadłem obok niego i lekko przyciągnąłem do siebie.
-Hej... Spokojnie- zacząłem gładzić go po włosach.- Już jest dobrze- lekko złapałem jego podbródek, tak, by spojrzał na mnie. Jego oczy są zaszklone, lekko przygryza wargę, czuje, jak dalej się trzęsie. Oparłem swoje czoło o jego. -Jestem tutaj, obronie cię- usłyszałem, jak siostra wychodzi. Wplatam swoje palce w jego i ściskam jego dłoń (Komentarz od autorki: to wcale nie jest gejj, ok? Niech dalej sobie wmawiają, że to tylko przyjaźń)
- Wiem- słyszę cichy, drżący głos i lekko się od niego odsuwam. -Po prostu... Tak bardzo się bałem-
-Ten sukinsyn... Jak go kiedyś dorwę- zacisnąłem dłoń w pięść. Gdyby mu coś się stało...- Kou, coś ty tam robił?- widzę, jak zwiesza głowę- tylko nie wykręcaj się.-
-W... Wracałem z zajęć- Duka, a ja stwierdzam, że to ma sens.
-Nigdy więcej nie będziesz wracał tam, tędy sam. Od dziś dzwonisz do mnie pół godziny przed wyjściem i spotykamy się na skrzyżowaniu. Ok?-
-Nie... Saki.. Ja- zaczął.
-Nie, nie chce tego słuchać, nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie- nie usłyszałem odpowiedzi, więc uznałem to za zgodę.
Jutro porozmawiamy, dzisiaj musi dojść do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top