31. Kou
Do domu wracałem późnym wieczorem. Uliczki były opustoszałe, a rzadko postawione lampy, dawały mało światła. Przyznam, że się bałem. Nie należę do ludzi odważnych, a stare alejki nie były jednym z przyjaznych miejsc, w którym takie truchło jak ja, chciałoby umrzeć. Było zimno i jedyne co mnie ogrzewało, to szalik od Sakiego, właściwe to on dodawał mi otuchy.
Gdy wszedłem do zniszczonej kamienicy, w sumie lekko mi ulżyło. Wbiegłem po schodach i otworzyłem zniszczone drzwi do mieszkania. Od samego początku wiedziałem, że coś jest nie tak. Okropny, głuchy trzask rozległ się niewiele po tym, jak drzwi się zamknęły.
- Ty- usłyszałem warknięcie i wzdrygnąłem się. Nie widziałem brata od dobrego tygodnia, więc słysząc jego głos, bardzo się zdziwiłem. Spojrzałem na niego. Był pijany i mordował mnie wzorkiem. Przełknąłem ślinę. Nagle ciemne alejki stały się bardzo przyjazne.- jak śmiesz szlajać się gdzieś wieczorami?!- wrzasnął, a potem nastąpiło coś, czego bym się po nim nie spodziewał. Wiedziałem, że jest agresywny, ale pierwszy raz od mojego przyjazdu, podniósł na mnie rękę. Potem odwrócił się i odszedł. Stałem jeszcze chwilę w progu, zaskoczony tym, co właśnie się stało.
Rano o dziwo obudził mnie budzik. Wstałem, wziąłem ubrania i poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Po wczorajszym uderzeniu został siniak na policzku. Przejechałem po nim dłonią i przełknąłem ślinę. Postanowiłem, że zakryje go włosami, chociaż łatwe to, to nie było. Umyłem się, ubrałem i wyszedłem do szkoły, nim brat wstał.
Dzisiaj też nie miałem kurtki, założyłem szalik od Sakiego z zamiarem oddania mu go. Dzień był chłodny, ale pogoda była ładna. Wsiadłem do autobusu i w szkole byłem trzynaście minut przed czasem.
-Nie masz kurtki- odwróciłem się zdziwiony. O ścianę stał oparty Saki i patrzył na mnie lekko zły. Zdjąłem szalik.
- Oddaje-
- Zostaw-
-Co?- zdziwiłem się.
-Zostaw go, a w sobotę pójdziesz ze mną na zakupy. Chyba trzeba kupić ci kurtkę- Słowo
,, Zakupy ,, nie widziało mi się zbyt kolorowo, ale nie mogłem odmówić. Patrzył na mnie tak... Surowo?
-J..jasne- Zwiesiłem głowę.
-Po drugie...- zaczął.-Co to za zmiana fryzury?- poczułem, jak robi mi się słabo.
-Chodźmy na lekcje!- krzyknąłem i uciekłem przed nim. Podobnie wyglądała reszta dnia, unikałem go jak ognia.
Gdy już miałem wychodzić ze szkoły poczułem szarpnięcie i ktoś przyszpilił mnie do ściany.
-Kou- spojrzałem w oczy prawdziwej bestii. Pierwszy raz widziałem Sakiego.... takiego. -Dlaczego mnie unikasz?- złagodniał.
-W.. Wcale nie- wydusiłem z siebie.
-Wcale tak- poczułem jak mnie puszcza, a Jego ręka lekko się unosi. Zacisnąłem powieki.
Delikatnie odgarnął moje włosy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top