19.Kou
Mia przestaje, ale ja się dalej śmieje. Nie mogę przestać. To naprawdę miłe. Nie śmiałem się do tak dawna...
-A jednak potrafisz-
- Co?- przestaje się wreszcie śmiać, ale dalej się uśmiecham. Patrzę na nią.
- No śmiać się-
-No właśnie, to niemal dziwne zjawisko- dodaje Hagi.
- Cóż, będzie trzeba zadbać o to, byś więcej się śmiał- stwierdza Suki, patrzy na Sakiego i wybucha śmiechem. Mój wzrok podąża za jej.- To się nazywa ciężki szok-
-Naprawdę, aż tak ciężko uwierzyć w to, że potrafię się śmiać?-
- Nie po prostu...- zaczyna Saki- To, aż do Ciebie niepodobne-
-Wow, dzięki-
Potem idziemy zjeść śniadanie, po którym wychodzimy na spacer. Okolica jest naprawdę miła, a słońce przyjemnie grzeje. Większość dnia spadamy na dworze i dopiero o 17.29 jesteśmy znowu w domu. Znaczy... Tylko ja i Suki. Reszta poszła jeszcze po parę rzeczy do sklepu.
W mieszkaniu myję ręce i zabieram się za robienie kolacji.
-Kou..- zaczyna siedzącą na kanapie dziewczyna.
- Hm?-
-Co się takiego stało, że wtedy zniknąłeś?- To pytanie rozprasza mnie do tego stopnia, że zamiast trafić nim w pomidora, kaleczę się w wierzchnią część dłoni. Jednak nawet nie zwracam na to uwagi. Biorę głęboki oddech.
-Właściwie sam nie wiem... Tego dnia wróciłem do domu, a mama stała już z walizkami. Powiedziała, że mam oddać telefon, że wyjeżdżamy z Tokio jak najszybciej. Nie mówiła dlaczego. Z tego co się dowiedziałem potem, mój przyszywany ojciec miał jakieś problemy z policją i mama się wystraszyła.-
-Przyszywany?- zdziwiła się Suki. Za nim zdążyłem odpowiedzieć, słyszę na korytarzu:
-Wróciłem!- do pokoju wchodzi Saki.
-A gdzie tamta dwójka?-
-Nie było tego, czego chcieliśmy, więc poszli do jeszcze jednego sklepu-
-A Ty czemu wróciłeś?-
-O.. Właśnie. Muszę koniecznie do łazienki- i zniknął w innych drzwiach. Ale ten dom jest wielki.
-Idę się przebrać- stwierdza Suki, którą przybycie brata całkowicie wybiło z równowagi i zapomniała, o czym rozmawialiśmy.
Wstawiam ryż, a Saki wychodzi z łazienki, wycierając ręce o spodnie. Patrzy na mnie.
-Kou, skaleczyłeś się- mówi i podchodzi do mnie.
- Co? Oh- patrzę a swoją dłoń i przypominam sobie, że jednak trochę to piecze.
-Nie Oh... Trzeba to obmyć- bierze delikatnie moją dłoń i podstawia pod strumień zimnej wody. Potem z szafki wyjmuje apteczkę, a z niej plasterek.
- Nie trzeba...- w ramach odpowiedzi ten przykleja go. -Rany... Serio to tylko płytka rana.- przewracam oczami- może jeszcze pocałujesz, by mniej bolało?- pytam ironicznie.
-A chcesz?- mówi i ku mojemu zdziwieniu przyciąga moją dłoń do swoich ust i delikatnie nimi ją dotyka. Rumienie się.
-T... To był żart-
- Wiem, ale teraz jest ci głupio- uśmiecha się.
-Skąd ta myśl- odwracam wzrok.
-Rumienisz się- O jezu, aż tak widać?
-Serio?-
- Nie- chłopak zaczyna się śmiać, a ja z jakiegoś powodu też.
- No proszę i mi się udało-
- Co niby?-
-Rozbawiłem Cię, prawda?-
- Prawda- przyznaje mu racje.
- To co? Pomóc ci w czymś?- pyta, a ja zaczynam się zastanawiać.
-W sumie to nie- uznaję wreszcie.
- To popatrzę-
-Jak chcesz-
W trakcie mojego gotowania do salonu wraca Suki, a do domu Mia z Hagim. Oboje zadowoleni, triumfalnie niosąc swoje zdobycze w siatkach. Wykładam jedzenie na talerz i wystawiam na stół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top