Jack Frost Piotruś Pan i zaginiony cień, czyli historia księżycem pisana

Ale wymyśliłam zajebistą nazwę rozdziału ^_^. Nie zboczeńcy to nie jest boyxboy -,-! (pewnie dlatego że jestem normalna pozdro Servantess(znaczy po prostu nie umiem, kto czytał Ekipę Wpierdol ogarnia jak umiem spierdolić ze 40 rozdziałów w dwa zdania xD... nie ma to jak cisnąć bekę z siebie we własnym opowiadaniu ;_;...) 


Jack Frost leżał na swoim łóżku w siedzibie Świętego Mikołaja, niestety do świąt było daleko a dzieci z okolicznych mugolskich wiosek nie były zadowolone gdy trafiały je kule lodu... Zaobserwował że w dobie komputerów i innych urządzeń lansujących mózg coraz rzadziej został zauważany, nie przejmował się tym, wciąż miał masę przyjaciół. 

Postanowił podręczyć trochę zająca, wstał. Jednak gdy szedł korytarzami na biegunie zauważył że coś jest nie tak... zorientował się dopiero przy wejściu do sali głównej. Stają w bladym świetle pochodni i spojrzał na ścianę, niby wszytko było w porządku... tylko jego cień, nie kopiował jego ruchów!

Jack podniósł jedną rękę... nic

Skoczył... cień tylko przestępował z nogi na nogę

Wiedział co się stało więc szybo skoczył na cień próbując go złapać, jednak uderzył tylko głową w ścianę, a jego własności już nie było. 

Prawdopodobnie nie wiesz co się dzieje po utracie cienia... i słusznie, nie przyjemne uczucie. Na ogół masz lekko zachwiane poczucie równowagi... w nielicznych przypadkach dochodzi do zawrotów głowy. 

Jack znał tylko jednego idiotę który mógł by wystawić podobny numer, w trybie natychmiastowym udał się do swojego pokoju i dorwał telefon mając nadzieje dodzwonić się do wschodniej części krainy w jakiej się znajdował... To miejsce nie miało nazwy, raz było Narnią, raz Nibylandią, raz Baśnioborem, kiedyś nawet obozem Herosów... ale to bardziej na zachód...

-Halo?-odezwał się głos w komórce

-Piotrek, co ty kurwa odwalasz?!

-O Jack, mi też jest miło że cię słyszę! Co u ciebie?

-Weź już się ogarnij i oddawaj mój cień... dziwna prośba...

-Tym razem to nie ja!-zdziwił się rozmówca

-Zaraz? Co?! To gdzie może być

-Pewnie zwiał ci do ludzi... Ale mógł też schować się gdzieś w lesie, albo... one lubią wilgotne miejsca

-Biblioteka?

-Może... spotkajmy się tam za dziesięć minut.

&*&


-Hej Bugs!- Jack rzucił przechodzącemu obok zającowi.

-Co jest, Doktorku?-zadał to samo pytanie co zwykle.

Pod fontanną dostrzegł zieloną czapkę Piotrka, od razu skierował się w jego stronę

-I?-spytał

-I... pójdziemy do biblioteki i poszukamy czegoś o cieniach.

Jack przyjął to jękiem zarzynanej świni. Po chwili byli już przy recepcji, na ich nieszczęście trafili na Wilhelmine Berthe Packard... Stara kobieta, jedna z pierwszej ekipy która wyruszyła razem z Milo na odkrycie Atlantydy. Jej ręce trzęsły się dyskretnie, prawdopodobnie z braku dostępu do papierosów...

-Czego?

-My.. no em...

-Cześć chłopaki!-usłyszeli radosny głos Belli, szła właśnie w ich kierunku z księżniczką Anną-szukacie czegoś?

Chłopcy westchnęli z ulgą.

-Czegoś o cieniach?

-CO!?-obie dziewczyny aż posoczyły.

-Nie, nie. Nie o takich! Uciekł nam cień.

Na twarzach dziewczyn było widać wyraźną ulgę.

-Piotrek, ile razy będziesz go gubić? Myślałam że Kopciuszek tym razem dobrze ci go przyszył?

-Ale to nie mi uciekł-bronił się Piotruś-Jackowi spierdolił!

-Dobra-westchnęła Bella- Jest na lewo od działu ksiąg zakazanych... powodzenia

Chłopcy ruszyli w stronę wskazaną przez księżniczkę.

%$%

Wertowanie książek zajęło im dobre parę godzin. Nagle Jack z podnieceniem zaczął czytać pewien fragment:

-...''jeżeli twój cień najzwyczajniej w świecie ci uciekł, stało się to najprawdopodobniej dla tego że w ostatnim czasie wykonywałeś zbyt dużo wysiłku fizycznego jak na twoje możliwości''... No, może i mają rację... ,,Zbiega możesz szukać w ciemnych i wilgotnych miejscach, lasach albo mocno zatłoczonych zbiegowiskach ludzi''...

Nie dokończył gdyż właśnie w tym momęcie na ścianie pojawiła się ciemna sylwetka Jacka.

-Łap go!-krzykną właściciel

Jack pędem nie tracąc czasu ruszył za swoją własnością. Nie przejmował się za bardzo potrącanymi ludźmi, zwierzętami czy innymi potworami. Obok siebie usłyszał głos lecącego Piotrka.

-Hej! On leci do...

-Ludzi-szepną Jack

Jack ruszył zostawiając za sobą Piotrka. Leciał nisko nad drzewami przez co nie zauważył szkarady w białej bluzie szwendającej się po lesie. Niechcący wpadł na niego przewracając chłopaka.

-Jack, uważaj debilu! To już trzeci raz w tym tygodniu. A mamy WTOREK!-mówił, jego usta wycięte w krwawy uśmiech zawsze przyprawiały Jacka o mdłości.

-Wybacz Jeff..-zerwał się i ruszył dalej

Teraz już obaj chłopcy dotarli do jedynego wyjścia. Stu metrowy, zwodzony,  drewniany most  wisiał nad przepaścią. Chłopcy już dobiegli do wejścia, byli już w połowie drogi gdy (jak to się zwykle tam dzieje) wyskoczył mały troll... jednak... ni to troll. Ni to jakiś wodnik, jakiś karłowaty faun (nikt nie wie co to za gatunek, musiał kiedyś wyjść z podziemi. Jednak dzięki niemu do magicznego lasu nie dostają się nieproszeni śmiertelnicy)... Szpetna szkarada zaczęła swoją znaną i powtarzaną od tysięcy lat śpiewkę:

-Ty! Co pragniesz przejść na drugą stronę, wiedz że czekają cię tam same nieszczęścia! Przemyśl to dobrze! Aby ruszyć dalej podróżniku odpowiedz na moją zagadkę-mówił wyniośle mimo swoich trzydziestu centymetrów wzrostu.

-Koliber-mrukną tylko jack i miną zdenerwowanego potworka

-Dali byście mi choć raz dokończyć!

-To wymyśl inną zagadkę.

-Tysiące lat myślałem nad tą jedną! I co wiedziałeś jakichś ludzi w lesie!? NIE! To dzięki mnie! Moja praca jest warta niż całe twoje życie Jack! (i miał rację, ten niepozorny karzełek odwala niezłą robotę! A nie ma nawet imienia...)

-Jego życie to tylko jeden mały plemnik-Piotrek poklepał Jacka po plecach-choć i tak nie wiem jakim cudem to on był najszybszy... To do zobaczenia!

-Pa..-mruknął nie zadowolony. Ale wszyscy wiedzieli że i tak wszystkich lubi...

-Praca? To on w ogóle coś zarabia?

-Nie-zachichotał Jack.

Lecieli nad miastem szukając zguby

-Tam jest!

Dalej już wszystko poszło szybko. Chłopcy złapali czarną sylwetkę Jacka uniemożliwiając ucieczkę.

-Piotrek tam!-Jack wskazał na sklep dla mechaników.

Chłopak już wiedział co robić. Wleciał do środka nie zważając uwagi na potrącanych ludzi którzy i tak wpatrzeni w swoje telefony nie zauważyli latającego dzieciaka. Porwał grubą taśmę izolacyjną i wrócił do kolegi. Chłopcy po bardzo polskim Januszowaniu  przykleili taśmą cień do nóg Jacka.

Droga powrotna minęła im szybko, zanim się obejrzeli byli znowu przy moście.

  -Ty! Co pragniesz przejść na drugą stronę! Przemyśl to dobrze! Aby ruszyć dalej podróżniku odpowiedz na moją zagadkę-mówił wyniośle karzełek tupiąc swoimi kopytkami, kręcąc rogami i prezentując brązowe futerko. 

-Koliber-mruknęli chłopcy a troll usiadł zrezygnowany z boku mostu patrząc się w przepaść. Jack poklepał go po głowie i przeszedł na drugą stronę.




Lel, jakieś 1050 słów... zresztą co się to obchodzi xD

Kto następny? Możecie mówić wszystkich... Hiro, Aang, nie wiem... Czkawka? Może jakaś Bella czy inna księżniczka? Alladyn? Serio znam wszystkich na pewno ogarnę :D

Mam pytanie... umieściłam to w dobrej kategorii??? Fan Fiction, tak?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top