set 6
Rozdział 6
Pov:
Asahi
Siedzieliśmy razem z Sugawarą i Akaashim w świetlicy, jednocześnie wspominając i ciesząc się starymi wygłupami na obozach. W końcu obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to nasz ostatni obóz i warto wykorzystać każdą jego minute.
Nasze wspominki przerwał Kotaro który ledwie wszedł do pomieszczenia już zaczął mówić. Mówił jak zwykle bardzo chaotycznie, naszkicował nam całą sytuację z Noyą i Yaku, choć prawdę mówiąc gdyby nie Akaashi, który ciągnął go za język i dopytywał o szczegóły, nie wiedzielibyśmy o co chodzi. Kiedy w końcu mieliśmy zarys całej sytuacji, Akaashi znów zaczął dopytywać Bokuto.
-No dobrze ale gdzie jest teraz Noya?
-Poszedł do łazienki.
-Spuściłeś go z oczu?
Uniósł się Suga
-A co miałem iść za nim i patrzeć jak sika?
-Mogłeś na przykład poczekać na niego przed drzwiami.
Pouczył go Keiji.
-Dobra, to teraz nie istotne. Chodźcie, trzeba go znaleźć.
Rzuciłem, opuszczając pomieszczenie.
Długo kręciliśmy się po budynku każdy się o niego bał, ale tylko ja, no i Daichi wiedzieliśmy do czego Noya jest zdolny w emocjach, nie chciałem powtórki z poprzedniego obozu.
Nagle mnie olśniło.
No tak! przecież ostatnio kiedy byliśmy pokłóceni, spotkałem mojego libero skulonego, zalanego łzami zaraz obok schodów. Bez zwłocznie udałem się w tamto miejsce. Już z oddali widziałem niewielką sylwetkę siedzącą koło schodów.
Skulony Noya z podwiniętymi kolanami i schowaną w nie głową, cicho szlochał. Korzystając z okazji że ten jeszcze mnie nie zauważył wyciągnąłem telefon i napisałem treść wiadomości do Sugi
"Noya jest razem ze mną. Siedzimy pod schodami"
Po chwili namysłu skasowałem jednak ostatnie zdanie i wysłałem smsa.
Podchodząc do chłopaka mój strach ustąpił miejsca innym emocjom między innymi uldze ale i również złości. Byłem ciekawy jaką postawę przybierze Noya.
Delikatnie położyłem swoją dłoń na jego głowie by ten zwrócił na mnie swoją uwagę i usiadłem zaraz koło niego.
-Przepraszam... Miałeś rację...
Wyszeptał Noya
-Nie powinienem się z nim spotkać, mogłem się ciebie posłuchać, ale ja nie miałem pojęcia co on chce zrobić... Nie wiedziałem że mnie pocałuje...
Na samą myśl że ktoś całował mojego chłopaka robiło mi się niedobrze, miałem ochotę rozszarpać Yaku.
Ale Noya miał rację, koniec końców to nie była jego wina.
-Masz rację to nie była twoja wina że cię pocałował, ale twoja bo mnie nie posłuchałeś i się z nim spotkałeś.
-A ty znowu swoje... Brzmisz jakbyś od początku wiedział co się święci!
W końcu Odparłem z rezygnacją
-Noya gołym okiem było widać, że Yaku się do ciebie przystawia a ty mu to ułatwiałeś
-To nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej?!
-A jak byś zareagował?
Po tym pytaniu nastała cisza, którą jednak przerwał postanawiając odpowiedzieć
-Wyśmiałbym cię... Uznałbym że przesadzasz.
Uśmiechnąłem się w głębi ducha, że w końcu do niego dotarło po czym odparłem.
-To teraz zapamiętaj. Nigdy nie będę przesadzał jeżeli chodzi o ciebie. A teraz chodź pora do łóżka.
Powiedziałem wstając i wyciągając dłoń w stronę Yuu, ten przyjął pomoc i oboje ruszyliśmy w stronę, jak się okazało wciąż pustego pokoju.
Kładąc Noye do łóżka ten odparł.
-Asahi... Strasznie mi jest głupio. Gniewasz się na mnie.
Nie potrafiłem jednak ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, więc po tym jak przykryłem chłopaka, wyszedłem zostawiając go bez odpowiedzi.
Zaraz po zamknięciu za sobą drzwi zobaczyłem przed sobą twarz Sugawary i Daichiego rzucający mi pytające spojrzenie.
-Noya jest cały, nic mu się nie stało. Suga mógłbyś go chwilę popilnować, ja idę jeszcze coś załatwić.
Po czym Koshi kiwną twierdząco głową a ja zacząłem się oddalać, gdy nagle zrozumiałem, że Daichi podążał za mną.
-Asahi ochłoń po tym.
-Kiedy ja wcale nie mam zamiaru. Jestem wściekły na tego całego Yaku.
Mówiłem maszerując przed siebie, do puki Daichi nie złapał mnie za ramiona i zmusił do obrócenia się w jago stronę i z mordem w oczach stwierdził.
-Nie pozwolę ci się teraz do niego zbliżyć. Nic tym nie osiągniesz. A jeśli coś mu zrobisz dostaniesz zakaz pojawiania się na treningach do odwołania.
Odpuściłem.
Wiedziałem że ma rację nie zmienię przeszłości, ale byłem zbyt wkurzony aby wracać teraz do Noyi.
Daichi jakby czytając mi w myślach stwierdził.
-Dawno nie spędzaliśmy ze sobą czasu tylko we dwójkę, tak jak dawniej. Wiesz ty masz Yuu a ja Suge może to teraz trochę nadrobimy?
Zaproponował posyłając mi uśmiech, który ja również odwzajemniłem.
Zaczęliśmy iść w stronę sali po zamknięciu za nami drzwi Daichi zapalił światło.
-Nadal zadziwia mnie jak w tej sali potrafi być aż tak cicho. Niecodzienny widok.
Odparł na co ja zaśmiałem się wyjmując dwie piłki.
Zawsze kiedy w młodszych klasach mogliśmy zostać dłużej na sali, odbijaliśmy piłkę od ściany rozmawiając przy tym na różne tematy.
-Dawno już tak nie ćwiczyliśmy prawda?
Odparłem na co Daichi kiwnął głową.
-Będzie mi brakować tych sal.
Wypalił po chwili przypominając nam, że to nasze ostatnie momenty w drużynie Karasuno.
Jednak temat szybko wygasł pozostawiając miejsce innym bardziej radosnym sprawom.
Nasz beztroski trening przerwali Hinata wraz ze swoim rozgrywającym.
-Oh przepraszam, nie chcieliśmy przeszkadzać.
Odparł rudzielec. Po porozumiewawczym spojrzeniu razem z Daichim postanowiliśmy nie przeszkadzać naszym gołąbkom a raczej krukom w ich specyficznej jak mniemam randce.
-No nic pora wracać do pokoju.
Odparłem wychodząc razem z Daichim z hali.
*
Zaraz po otwarciu drzwi sypialni poza znaczą częścią członków zespołu pochłoniętych przez sen ujrzałem Sugaware siedzącego bezradnie przy niestety wciąż nieśpiącym Noyi.
Sugawara za sprawą Daichi'ego szybko ustąpił mi miejsca, natomiast ja przykrywając z troską mojego aniołka po samą szyje odparłem szeptem by nie obudzić innych
-Nie płacz. Nie jestem zły. Już wszystko w porządku.
Od momentu wypowiedzenia tych słów wystarczyły niecałe trzy minuty a Noya pogrążony był już w twardym śnie.
Pov:
Kuroo
Podczas wieczornego biegu członków zespołu Nekomy przez cały czas dało się czuć świdrujący mnie wzrok Kenmy.
W końcu po powrocie na teren ośrodka ten podszedł do mnie pytając.
-Co się stało z Levem i Yaku? Gdzie oni są?
Nie mogąc powstrzymać uśmiechu chwyciłem Kenme za nadgarstek i zacząłem ciągnąć w stronę składziku na szczotki.
-Po co mnie tu zaciągnąłeś?
Spytał lekko poddenerwowany.
-Już Ci pokazuje.
Odparłem otwierając na oścież drzwiczki samemu bojąc się co zastanę.
Jednak widok który nas spotkał był co najmniej uroczy i warty zapamiętania. Yaku śpiący w ramionach, zresztą również pogrążonego we śnie Leva.
-Zamknąłeś ich w składziku na szczotki?
Zapytał przerażony na co z dumą kiwnąłem głową.
-Ale dlaczego?
Zapytał jednak ja zamiast odpowiedzieć wyciągnąłem telefon i po zrobieniu kilku fotek na pamiątkę, postanowiłem obudzić Środkowego.
-Hej Lev już możecie wyjść.
Na co ten lekko zmieszany analizując sytuację, ostatecznie wziął, od dzisiaj chyba tylko jego Yaku na ręce i udał się w stronę sypialni.
-To dłuższa historia, ale było im to potrzebne.
Odpowiedziałem w końcu wciąż stojącemu w futrynie drzwi rozgrywającemu.
-Zastanawiam się czy jeśli też bym nas tak zamknął, to czy skończylibyśmy jak oni?
Zapytałem przybliżając się do chłopaka.
-Gdybyś nas tak zamknął, to prędzej bym cię udusił.
Odparł odwracając się do mnie plecami i znikając w głębi korytarza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top