Avatar: Legenda Harai (fanfiction)
Prolog
Ogień.
Powietrze.
Woda.
Ziemia.
Trzask.
Świst.
Huk.
Chrupot.
Żywioły tańczyły. Ziemia pod gołymi stopami Harai drżała, rozstępując się. Ogień niszczył wiekowe posągi, a wiatr unosił ich szczątki i rozrzucał po podziemnej świątyni. Harai mrużyła oko, bo wzbierający się kurz ograniczał widoczność.
Ale przecież nie było tu nic więcej do oglądania.
Harai zniszczyła jeden z najcenniejszych dobytków Królestwa Ziemi i nawet się przy tym nie spociła.
– Avatar, co? – syknęła,dostrzegając w oddali ostatni posąg, który jakimś cudem przetrwał jej atak.
Uniosła nogę i z impetem uderzyła stopą o ziemię. Niewielkie pęknięcie błyskawicznie przerodziło się w ogromną wyrwę, która pochłonęła ostatnią figurę. Ta podobizna poprzednika Harai była wykonana z drewna. Pomimo słabego budulca i upływu lat jakimś cudem jeszcze tu stała.
Przynajmniej do dziś.
Zapach spalenizny powoli zaczął irytować dziewczynę. Przetarła strużki potu spływające potwarzy. Pora się zbierać, w końcu i tak zmarnowała wystarczająco dużo czasu.
– To moja odpowiedź na twoje wezwanie, Raavo! – krzyknęła, choć nie musiała. Duchowy pasożyt wewnątrz niej z pewnością obserwował, jak dokonuje dzieła.
Pod stopami Harai pojawił się ogień.Dziewczyna wystrzeliła z pradawnej świątyni, by po kilku uderzeniach serca znów ujrzeć nocne niebo. Chłód późnej pory ostudził emocje, a delikatne powiewy wiatru pozwoliły bezpiecznie wylądować na pobliskiej skale.
Ku zdziwieniu Harai podziemna świątynia nie kryła żadnych skarbów godnego jej bystrego oka, ale chociaż wyjaśniła sprawę swojego dziedzictwa. Czy czegoś tam, o czym w snach mówiła ta przeklęta Raava. Nie miało to już znaczenia.
Światło księżyca oświetlało dwa potężne cielska nieopodal. Może Harai nie zdobyła żadnych błyskotek, ale za futro kretoborsuków dostanie ładną sumkę.
– Strażnicy świątyni – mruknęła pod nosem. – Nie sprawdziliście się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top