10⚡️objawienie

••Shila••

Czerwoną kropką zaznaczoną na ulotce okazała się stara fabryka, w której — według oficjalnych informacji — zajmowano się obróbką drewna. W rzeczywistości, fabryka pełniła zadanie nieoczywistego miejsca spotkań Równościowców i osób niemagicznych, czekających na zamaskowanego przywódcę niczym owce czekające na swego pasterza, za którym gotowe były podążyć nawet na śmierć. Podczas gdy Mako i Korra przeszukiwali tłum w poszukiwaniu Bolina, Shila — jako iż miała na sobie mundur blokera Chi — dostała się bez żadnych problemów na metalowy taras na piętrze, znajdujący się bardzo blisko dużej, drewnianej sceny. Z tarasu zwieszono kilka transparentów przedstawiających czarny symbol na czerwonym tle.

— Uwielbiam jego wystąpienia! Nikt nie potrafi mówić tak jak on. — zaczepił ją bloker który właśnie wyszedł na taras. Widocznie miał obserwować tłum razem z nią.

— Tak, to prawda. Jest genialnym mówcą. — stwierdziła, opierając łokcie o metalowe barierki. Bez większego problemu wypatrzyła w tłumie Korrę, próbującą przebić się do przodu. Mako zniknął jej z pola widzenia, czym akurat nie była zbytnio przejęta: na niego patrzeć nie miała ochoty. Mimo iż od dnia, w którym zabrał Bolina i porzucił ją na pastwę rygorystycznego Shina Cienia minęły ponad trzy lata, Shila wciąż miała mu to za złe a jego widok wciąż wywoływał u niej mdłości i to w najgorszym wydaniu.
Nagle wszystkie reflektory skierowano w stronę sceny. Człowiek który zazwyczaj rozdawał ulotki w jednym z parków wyszedł na scenę — nie na środek — i stanął przy mikrofonie.

— A teraz moment na który wszyscy czekaliśmy! Moi bracia i siostry, powitajcie gorącymi brawami naszego lidera, bohatera i wybawcę, Amona! — wszyscy ludzie na sali zaczęli klaskać i wiwatować, niektórzy nawet gwizdali. Część drewnianej sceny rozstąpiła się odsłaniając prostokątny szyb, którym na górę —wraz z ośmioma blokerami Chi — wyjechał on.
Amon.

Człowiek którego twarz od zawsze skryta była pod maską podniósł nieco głowę, spoglądając na tłum. Na jego widok Shila przełknęła ślinę, jej dłonie zadrżały a kolana zmiękły. Ludzie wiwatowali jeszcze głośniej. Shila zauważyła, że niektórzy ludzie przyprowadzili na spotkanie także swoje dzieci. To była już porządna przesada. Jaki normalny rodzic zabrałby swoje dziecko na spotkanie propagandy? Czy ci niemagowie całkowicie powariowali?! Chcą napełnić te dzieci nienawiścią do magów? Dlaczego? Nie każdy mag jest okrutnikiem. Nawet ona, choć była magiem krwi z czym nigdy się nie kryła, nie atakowała niewinnych. Korzystała z magii tylko jeśli zachodziła taka potrzeba. Nie torturowała niewinnych, nie zabijała ich.
Przywódca Równościowców zbliżył się do stojącego na środku sceny mikrofonu i rozpoczął przemówienie:

— Witajcie moi niemagiczni bracia i siostry. — jego głos sprawił, że kolana ugięły się pod ciężarem Korry. Jego głos miał niesamowitą siłę. — Moja walka z magami zaczęła się wiele, wiele lat temu. Gdy byłem małym chłopcem mieszkałem z rodzicami w małym gospodarstwie w północno-zachodniej części Królestwa Ziemi. Nigdy nie byliśmy zamożni jednak nie dręczył nas głód. Skromni z nas byli ludzie. Rodzice uczyli mnie, że każda istota — magiczna czy nie — zasługuje na równe traktowanie. Wierzyłem w to do dnia, w którym mag ognia włamał się do naszego domu i zażądał od nas kosztowności. Oddaliśmy mu wszystko co mieliśmy, ale mimo to mag zabił moich rodziców i spalił mój dom. Po tamtym wydarzeniu pozostała mi tylko szpecąca mą twarz blizna, piętno naiwności i zaufania. Wtedy zrozumiałem, że mój ojciec, dobry człowiek, nie miał racji. Od tamtej pory skrywam się za maską. — Amon zaczął spacerować po scenie, ciągnąc za sobą czarny kabel mikrofonu. — Jak doskonale wiemy, w naszym mieście od niedawna przebywa Avatar.

Na wzmiankę o Avatarze tłum zaczął buczeć. Shila przygryzła dolną wargę. To się porobiło.

— Zdaniem Avatar, magia utrzymuje równowagę na świecie. Moi bracia i siostry, to wierutne kłamstwo. — tłum zaczął buczeć. — Spójrzcie na naszą historię, bracia i siostry! Stuletnią wojnę wywołali magowie ognia! Chin Wielki, uzurpator z Królestwa Ziemi, rządził kamienną ręką dzięki magii ziemi! Magowie ognia wymordowali całą nację Nomadów Powietrza! Gdzie tu równowaga? Widzicie ją?

— Nie! — zawołali ludzie, w tym towarzysz Shili.

— Zastanawiacie się wszyscy czym jest owe Objawienie o którym była mowa na zaproszeniach. Moi drodzy, zaraz się przekonacie. — powiedział robiąc trzy kroki w prawo. Podłoga ponownie rozstąpiła się a na scenę wyjechała grupa ludzi, których Shila znała aż za dobrze: wszyscy członkowie triady Potrójnej Groźby, wraz z Bolinem, klęczeli i czekali na dalszy rozwój akcji. Ich ręce były związane, usta zakryte białymi chustami. Mag krwi zacisnął dłonie na metalowej barierce, wzbudzając w ten sposób zainteresowanie towarzyszącego jej blokera.

— Znasz ich? — zapytał. Shila kiwnęła głową.

— Zabili mojego dziadka. — rzuciła pierwszą lepszą wymówkę. Mężczyzna położył rękę na prawym ramieniu Shili i zdjął z głowy kominiarkę, odsłaniając czarne włosy i krótko przystrzyżone wąsy. Na brodzie miał ślady po niedawnym odmrożeniu. Kolejny z bliznami, pomyślała, kładąc lewą rękę na jego ręce.

— Zemścimy się na nich, siostro.

— Wiem. — dodała, skupiając się na Amonie i na gangsterach.

— Od zarania dziejów, duchy odpowiadały za wiele niesamowitych zjawisk. Teraz przemówiły do mnie i podarowały mi bezcenny dar. Ten dar zakończy nasze cierpienia i raz na zawsze zaprowadzi porządek i równowagę. Uznały, że Avatar zawiódł ludzkość. Dlatego właśnie ja, ich wybraniec, posiadłem moc permanentnego odbierania daru magicznego. — tłum zaczął szeptać. Niektórzy nawet krzyczeli. Shila, wyłapując przerażone spojrzenie Bolina, wstrzymała oddech. Nie, nie godzi się na to. Nikt nie będzie ingerować w ich umiejętności. Nikt nie posiada takiej mocy, nawet Avatar! Powitajcie gorącymi brawami Błyskawicę Zolta, przywódcę triady Trzech Gróźb, oraz jego wspólników, którzy regularnie ciemiężą i okradają niewinnych i niemagicznych mieszkańców Miasta Republiki! Zebrali fortunę naszym kosztem! Nie jestem ciemiężcą, pozwolę więc walczyć Zoltowi i zachowanie magicznego talentu. — to powiedziawszy dał jednemu z blokerów sygnał, ten zaś rozwiązał Zolta. Mag ognia bez wahania stanął naprzeciwko Amona i zaatakował go ogniem, nie szczędząc sił. Amon bez problemów unikał jego ataków, trzymając ręce za plecami. Ruszył w stronę maga; nawet posłana w jego stronę błyskawica nie zatrzymała zamaskowanego wyzwoliciela. Chwyciwszy Zolta za rękę wykręcił mu ją, zmusił go do upadku na kolana i przyłożył palce do czoła gangstera, drżącego teraz niczym galareta. Z czasem błyskawica tańcząca teraz pod sufitem i niszcząca metalowe podpory zaczęła słabnąć aż w końcu zniknęła całkowicie. Gdy Zolt został wypuszczony naszykował się do ataku. Machnął pięścią.
Nic się nie stało.
Machnął drugi raz. I trzeci, i czwarty.
Nic.

Tłum zaczął wiwatować, domagając się kolejnych ofiar. Oczy Zolta stały się puste. Korra, widząc na własne oczy to, co kilka lat temu przytrafiło się Kennie, poczuła się głupio. Dopiero teraz zrozumiała jak okropnym doświadczeniem była utrata mocy. W jednej chwili robisz niesamowite rzeczy, w drugiej nie potrafisz nic. Magia to część tożsamości maga. Bez niej w sercu pojawia się krater którego nigdy nic ani nikt nie zapełni. Szkoda, że musiała zobaczyć coś takiego na własne oczy by to zrozumieć.

— A teraz czas na pomocników ciemiężcy. Dziś rozpoczniemy erę równości!
Amon likwidował kolejnych przedstawicieli, coraz bardziej przybliżając się do Bolina. Znalazłszy w tłumie Mako, pokazującego jej rękoma coś co miało przypominać tkanie krwi, Shila kiwnęła głową. Korra gdzieś zniknęła. Najwidoczniej mieli już jakiś plan.

— Wybacz, kolego. — mruknęła, i wykonawszy kilka prostych uderzeń w kark, Shila powaliła towarzyszącego jej blokera, pozbawiając go przytomności. Następnie schowała się w cieniu i zaczęła tkać, w ten sposób zmuszając jednego z członków triady do powstania i zeskoczenia ze sceny. Zgodnie z oczekiwaniami, Amon przerwał odbieranie darów magicznych i podziwiał blokerów Chi ganiających Shina Cienia. Shin kompletnie nie wiedział co się z nim dzieje: skakał, biegał w pokraczny sposób, machał rękoma bez ładu i składu, nawet unosił się w powietrze. Ludzie również próbowali go złapać, jednak gdy ten uwolnił ręce i zaczął korzystać z napojów ustawionych na ładnie ozdobionym bufecie dla gości, zaczęli wrzeszczeć i biegać po fabryce szukając drogi ucieczki. Sytuacja stała się jeszcze mniej atrakcyjna kiedy bojlery zaczęły wybuchać, wypełniając całą fabrykę parą. Na ten znak Shila zaczęła tkać krew Bolina, zmuszając go do biegu w stronę bocznego wyjścia. Kiedy wpadł na brata przerwała pracę, wróciła się na wąski korytarz prowadzący na tarasy i rozpoczęła wspinaczkę po schodach, mając cichą nadzieję, że reszta znajdzie jakieś wyjście. Na ich szczycie pchnęła metalowe drzwi i wybiegła na dach, na którym — ku jej uciesze — nie było żadnych Równościowców. Ludzie z krzykiem wybiegali z fabryki, robiąc niezłe zamieszanie. Wśród tłumu dostrzegła kilku członków triady, w tym Zolta Błyskawicę, teraz zwyczajnego człowieka, eskortowanego przez Shina Cienia i Hasuka Dwa Palce (pseudonim był dość mylący bowiem Hasuk miał wszystkie palce, zarówno u rąk jak i u nóg). Skierowała się w stronę drabiny prowadzącej na niższe piętra. Po pokonaniu dwóch pierwszych drabin stała się świadkiem dość nieprzyjemnego zdarzenia: Mako i Bolin, schodzący po metalowej drabinie, zostali porażeni prądem. Oboje spadli na dół, jeden z nich zemdlał. Jeden z Równościowców, uzbrojony w elektryczne pałki, zeskoczył za nimi i zajął się tym przytomnym, czyli Bolinem. Bolin nie czekał aż ten zaatakuje pierwszy: tupnął dwukrotnie nogami w ziemię, podrywając w powietrze dwie ciężkie płyty kamienne. Następnie zaczął kruszyć je na mniejsze kawałki, które w następnej kolejności posyłał w stronę napastnika. Gdzie jest Avatar gdy jest potrzebna, pomyślała, schodząc po kolejnej drabinie. Do ziemi miała jeszcze trzy piętra...cudnie. Nie zdążyła pokonać ostatnich dwóch drabin: Bolin, przygwożdżony do ceglanej ściany fabryki, został porażony prądem, tym razem znacznie mocniej. Mag ziemi zemdlał. Na szczęście jego brat zdążył oprzytomnieć, co uratowało maga przed ponownym uprowadzeniem. On też długo nie wytrzymał: padł po pięciu ognistych atakach, porażony prądem w plecy.

— Nie ma już dla was miejsca, magowie.

— Walić to. — westchnęła Shila, zeskakując z drabiny na sam dół. Upadek złagodził jej Równościowiec na którym wylądowała. Prędko odsunęła się od niego i spojrzała w prawo: durnie założyli kryjówkę przy nabrzeżu.

—Uważaj co robisz, mogłaś mi coś połamać! — syknął mężczyzna masując się po obolałych plecach. Nagle oberwał dużą kamienną płytą, tworzoną nie przez Bolina a przez Korrę, która przywołała Nagę za pomocą gwizdnięcia.

— Nie musisz nas od razu skreślać. — powiedziała, z zadowoleniem kładąc dłonie na biodrach. Shila prychnęła, rozbawiona. To się nazywa dobre wejście. Niestety nie miały dużo czasu na zgarnięcie chłopaków. Tak naprawdę to w ogóle nie miały czasu; kilka sekund później z fabryki wybiegł mały oddział Równościowców, gotowy do ataku. — wrzuć ich na Nagę, ja odciągnę posiłki!
Shila, choć niechętnie, posłuchała polecenia Avatara. Korzystając z faktu, iż znajdują się na nabrzeżu, Korra do obrony wybrała żywioł wody. Zaatakowała kilkoma strumieniami, odcinając wrogów od Shili, ciągnącej Mako w stronę Nagi.

— Matko, Mako! Kiedy tak przytyłeś? — zapytała, ledwo ledwo wciągając go na grzbiet niedźwiedziopsa. Zdjęła z głowy gogle i kominiarkę aby odetchnąć świeżym powietrzem. Jej czoło po chwili na nowo pokrywy kropelki potu. Już miała wrócić się po Bolina kiedy nagle stanęła w miejscu i przykleiła się do podłogi, patrząc w górę; Amon stał na tarasie i obserwował ich poczynania. Kiedy jego spojrzenie spoczęło na Shili, jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. I po co zdjęła kominiarkę? To był głupi ruch. Co ciekawsza, Amon nie atakował. Nie zamierzał nic robić: po prostu patrzył. Czując, że z każdą chwilą zwłoki wkopując się w coraz to głębsze bagno, Shila zbliżyła się do Korry i położyła prawą dłoń na ramieniu Avatar, chcąc zmusić ją do przerwami ataku. Korra uformowała lodową ścianę, na jakiś czas odcinając Równościowców od Nagi i pozostałych.

— Lecimy. — powiedziała stanowczo Shila, robiąc wszystko by nie spojrzeć na Amona. Korra widocznie nawet go nie zauważyła.

— Co? Przecież możemy ich pokonać! — ah ci Avatarzy. Każdy miał taki zapał do walki czy tylko Korra? Szarpnęła ją za nadgarstek, zmuszając Korrę do posadzenia swojego szanownego tyłka na Nadze.

— Korro, są chwile w których lepiej się wycofać. To jedna z nich. — w ostateczności Korra przystała na jej prośby. I dobrze, bo Równościowcy niemal przebili się już przez mur. Korra wskoczyła na grzbiet białego niedźwiedziopsa i wciągnęła na niego Shilę, w tym samym czasie popędzając zwierzę do biegu. Po drodze Naga pochwyciła przytomnego już Bolina zębami za zieloną koszulę, i choć mag ziemi prosił (dość niewyraźnie) by wrzucili go na plecy zwierzęcia, dyndał tam aż do dotarcia na miejsce docelowe, którym była nie arena lecz złoty mieszkalny blok średniej wielkości, umiejscowiony w dzielnicy opanowanej przez triadę Potrójnej Groźby. To miejsce nie zostało wybrane przypadkowo: Shila i Korra uznały bowiem, że odwiezienie chłopaków w tym stanie na arenę i pozostawienie ich samych sobie nie jest do końca rozsądnym wyjściem. Poza tym Równościowcy mogą szukać Bolina, a na tereny triady, pod której protekcją się teraz znajdowali (wszystko dzięki członkostwu Shili) był bezpieczny, przynajmniej na razie. Korra pomogła czarnowłosej wprowadzić chłopaków na najwyższe piętro bloku, ponieważ właśnie tam znajdowało się mieszkanie Shili.
Owe mieszkanie było, jak na byłego ulicznika, całkiem spore. Łazienka nie przypominała składzika na miotły, kuchnia połączona była z średnim salonem, z którego można było wyjść na spory taras i na dach, zaś łóżko znajdowało się w oddzielnym pokoju.

— Ładnie mieszkasz. — stwierdziła Korra, razem z Shilą kładąc wciąż nieprzytomnego maga ognia na zielonej narożnikowej kanapie, stojącej przed niewielkim telewizorkiem oraz stolikiem do kawy.

— Lata życia w triadzie ma swoje zalety. — powiedziała, chowając kominiarkę i gogle do jednej z szuflad stojącej przy drzwiach do mieszkania komody z ciemnego drewna. — Masz ochotę na herbatę? — dodała, spoglądając na Korrę. Ta pokręciła przecząco głową, uśmiechając się z wdzięcznością.

— Może innym razem. Mako i ja szukaliśmy Bolina przez cały dzień, Tenzin zabije mnie jeśli nie wrócę. Pewnie już szykuje dla mnie karne ćwiczenia.

— Cóż...w takim razie życzę powodzenia.

— Przyda się...Shilo? Dziękuje za pomoc. — dodała, kierując się w stronę wyjścia. Shila skinęła głową, zdejmując z dłoni czarne rękawice.

— Drobiazg. — odpowiedziała, zamykając drzwi za Avatar. Nie jest taka zła, pomyślała zamykając drzwi na wszystkie trzy zamki. Kilka następnych minut Shila spędziła na bieganiu po mieszkaniu. Parzyła wodę na herbatę, znosiła do salonu poduszki i koce dla chłopaków a nawet odgrzała im resztki klusek od Narooka.

_____________

••Mako••

Mako obudził się pół godziny później. Z miejsca ogarnęło go zdziwienie, i nie, nie chodziło o ciepłą herbatę i miskę z parującymi jeszcze kluskami z zasmażką, stoją na ławie. Chodziło raczej o miejsce w którym się znajdował. W żadnym aspekcie nie przypominało ono ich kanciapy na arenie.

Kolejny policyjny pościg za tajemniczym mścicielem, określanym przez mieszkańców biednych dzielnic mianem ,,Błękitnego Ducha", zakończył się niepowodzeniem. Zamaskowana postać ponownie uniknęła odpowiedzialności za wyrządzone w trakcie obławy triady Czerwonego Monsunu szkody. Zdaniem policji, Błękitny Duch jest jedynie nieudolnym naśladowcą postaci z mitów Królestwa Ziemi, konspirującym z lokalnym przestępczym półświatkiem. Czy tajemniczy przestępca trafi wreszcie za kratki? Będziemy informować o postępach w śledztwie!

Bolin ściszył nieco radio, znudzony kolejnymi nudnymi wiadomościami. Kogo w tych czasach interesują jeszcze takie rzeczy? Mag ziemi siedział na drugiej połowie kanapy i siorbał napar z liści zielonej herbaty, trzepocząc gołymi palcami u stóp.

— Bolin, gdzie my jesteśmy? — zapytał Mako, rozglądając się po mieszkaniu. Było zbyt ładne aby należało do nich. Nie mieli pieniędzy na wpisowe do turnieju, nie mówiąc już o kupnie i opłacaniu takiego mieszkania. Leżał do tej pory na zielonej poduszce, na której wyszyto kretoborsuka, dodatkowo był przykryty niebieskim kocem obszytym srebrną nicią. Bolin wytarł brodę po której ściekała herbata i wcisnął do dzioba ostatnią kluskę ze swojej miski.

— U Shili. Zgodziła się przetrzymać nas dopóki nie wydobrzejemy. — rzekł, pociągając pomarańczowy koc jeszcze wyżej i opierając lewy łokieć o niebieską poduszkę zdobioną symbolem Plemion Wody.

— Jasne...— mruknął mag ognia, biorąc do ręki kubeczek z herbatą. Napój był zimny, co nie stanowiło dla niego problemu. Trochę ognia i napar ponownie parował. — A gdzie w takim razie jest Shila?

— Na tarasie. Chyba ćwiczy. — Mako odrzucił koc na bok, wstał i podszedł do oszklonych rozsuwanych drzwi prowadzących na taras.
Zgodnie ze słowami Bolina, Shila siedziała na tarasie...a mówiąc dokładniej to medytowała. Siedząc po turecku na wyłożonej ciemnym drewnem podłodze, Shila wykonywała wdechy i wydechy, tym samym wprawiając w ruch wodę, pierwotnie nalaną do ustawionej przed nią misy, teraz lewitującą w powietrzu i przybierającą różne kształty. Na moment ciecz przybrała kształt półksiężyca. Mako zastukał w ramę drzwi by dać znać o swojej obecności.

— Wyspało się nasze bobo? — zapytała, wciąż skupiona na wodzie. Teraz ciecz przybrała kształt prostokąta.

— Można tak powiedzieć. W porównaniu z twoją kanapą, moje łóżko to cegła.

— Pewnie masz racje.

— Dziękuje za pomoc, Shi. Nie wiem co by było gdyś nam wtedy nie pomogła. — zaczął. Woda opadła do miski kiedy tylko wykorzystał jej stare zdrobnienie. Nikt od dawna tak do niej nie mówił. Ponowne usłyszenie tego zdrobnienia, szczególnie z ust Mako, dało skutek odwrotny do tego starego: Shila stała się bardziej oschła.

— Nie nazywaj mnie tak. Ze wszystkich ludzi ty straciłeś do tego prawo. — powili wstała i zwróciła się twarzą do niego. Była jedną z niewielu osób noszących na sobie kolory inne niż odcienie zieleni, czerwieni, niebieskiego, żółci, pomarańczy czy szarości. Shila miała na sobie fioletową piżamę złożoną z krótkich spodenek i bluzki z długim rękawem, na którą założyła jeszcze długi, przyjemny w dotyku biały sweter przypominający kurtkę. Raz kozie śmierć, pomyślał Mako, przechodząc do konkretów. Nadszedł czas aby w końcu to powiedzieć. Aby naprawić to co spaprał w przeszłości.

— Shilo, chce cię przeprosić.

— Za co.

— Za to, że zabrałem Bolina i zniknąłem bez słowa. Wierz mi, chciałem cię zabrać ze sobą.

— Co cię powstrzymało? — zapytała. No właśnie, Mako. Co cię powstrzymało. Wyglądał na zdenerwowanego. Było mu strasznie głupio.

— Kiedy uciekaliśmy pracowałaś z Błyskawicą. Byłaś poza naszym zasięgiem a to była jedyna szansa na ucieczkę. — Shila prychnęła. A więc wszystko jasne. Teraz to jej wina. Klasyczne zagranie nieogarniętego mężczyzny. Nic tylko przerzucić się na kobiety.

— Czyli przez ostatnie trzy lata nie mieliście ani jednej okazji aby wrócić, tak? — zanim zdążył coś powiedzieć Shila podeszła do niego migusiem i zakryła mu usta prawą dłonią. — Posłuchaj mnie uważnie, Mako. Nie muszę ci wybaczać, to nie jest mój obowiązek. Rozumiem, nie chciałeś znowu pakować się w triady i inne bzdety, to oczywiste. Chce ci powiedzieć, że nie musisz bawić się w te żałosne przeprosiny. Nie obchodzi mnie co masz w tej sprawie do powiedzenia, bo nieważne co powiesz, nie zwróci mi to tamtych przepłakanych nocy. Nic dla mnie nie znaczysz, na tym zakończmy temat. Zrozumiano? — zapytała zabierając rękę. Mako i tym razem nie zdążył się wypowiedzieć. Teraz przeszkodził mu w tym Bolin, który przecisnął się obok niego i zawołał, spanikowany:

— Równościowcy nadają w radiu!
Cała trójka wróciła się do salonu i zbliżyła do radia, z którego — po kilku sekundach ciszy — wybrzmiał głos samego Amona:

— Witajcie, moi drodzy Równościowcy. Mówi wasz oddany przywódca, Amon. Jak zapewne wiecie, Rada tego miasta uznała nas za wrogów. Sami widzicie: magiczni ciemiężcy tego miasta zrobią wszystko aby uciszyć nas, zwykłych i poczciwych ludzi. Mylą się. Każdego dnia jesteśmy coraz silniejsi. Każdego dnia jesteśmy liczniejsi. Słuchajcie nas, magowie! Nie przestaniemy krzyczeć! Będziecie musieli zniszczyć to miasto aby nas pokonać! Nie poddamy się! Będziemy walczyć o nasze prawa! Magowie zapłacą za wszystkie krzywdy. Za lata upokorzeń i prześladowań. Przyrzekam wam to, bracia i siostry. Magowie zapłacą, już niedługo. Nadeszła pora by zaczęli się bać.
Wraz z zakończeniem manifestu z radia na nowo poleciała muzyka. Cała trójka zaczęła na siebie zerkać, zaniepokojona.

— Co teraz? — zapytał Bolin, siadając na kanapie. Shila westchnęła, zasuwając drzwi i zasłaniając okna w salonie i w kuchni. Odpowiedział mu Mako:

— Teraz, Bo, będziemy tu mieć rewolucje. I to brutalną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top