03⚡️złe nowiny
••Kenna••
— O TAK! Krwawcie! Krwawcie, mówię! — Meelo jęknął z zachwytu, kiedy Nakoa uderzył w kamienną mozaikę, którą wyłożono arenę ćwiczebną, i wypchnął szereg lodowych kolców spod parkietu, atakując swoją przeciwniczkę. Tworząc dwa ogniste bicze, które stały się przedłużeniami rąk maga, Korra przecięła nimi ostre czuby sopli, czyniąc je płaskimi słupkami. Prędko wytworzyła coś na kształt ognistej ścianki, którą następnie posłała prosto w stronę maga wody. Nakoa zdążył okryć się śniegiem, chroniącym go niczym lekki pancerz kawalerzysty z Królestwa Ziemi. Gdy inni widzieli w tym pojedynek, tudzież egzamin bądź lekcję, Kenna dopatrzyła się w tym wszystkim sensu znacznie głębszego: to był taniec. Piękny, opanowany, w dodatku przepełniony symbolizmem.
Woda i ogień.
Spokój i gniew.
Harmonia i chaos.
Ruchy Korry były płynne, proste i stanowcze, momentami także i agresywne. Przy wielu atakach podskakiwała, odrywała stopy od ziemi.
Nakoa z kolei wykonywał ruchy spokojne choć skomplikowane, dobrze przemyślane, wykonane z gracją. Płynął po arenie, wykonując więcej uników niż ataków, przez większość czasu trzymając stopy mocno przy ziemi.
Słyszała kiedyś o takiej technice. ,,Pojednanie", jeśli ją pamięć nie myli. Głównym założeniem jest jak najlepsze zżycie się z wodą — mag niemal wszystkie swe treningi odbywa w wodzie. Ghia, twórczyni tej techniki, twierdziła ponoć, że w ten sposób mag wody jest w stanie lepiej zrozumieć swój żywioł...no, przynajmniej tak czytała. Kenna dałaby wiele żeby móc o tym z nią porozmawiać, ale to było niestety niemożliwe. Jakby nie patrzeć, nie żyła.
— Jest silna. — Katara, której niestety nie udało się przekonać syna aby przyszedł i obejrzał trening, była pod wrażeniem poziomu, jaki reprezentowali młodzi magowie. Może nie byli tak dobrzy, jak ona i reszta Drużyny Avatara w ich wieku, lecz w ciągu ostatnich dwóch lat poczynili ogromne postępy.
Nakoa bez problemów zablokował atak Korry, tupnięciem nogi wysuwając spod ziemi sporą, lodową płytę, która posłużyła mu za tarczę. Ich walka stała się bardzo zaciekła; oboje pragnęli wypaść jak najlepiej przed członkami Białego Lotosu, obserwującymi ich przez cały czas z drewnianej platformy, zadaszonej niebieskim baldachimem. Nawet chwila nieuwagi mogła zakończyć się zawaleniem egzaminu, o czym woleli nie myśleć. Zwłaszcza w chwili, w której jeden z nauczycieli uderzył w gong, wpuszczając na arenę dwóch kolejnych magów ognia. Korra musiała teraz walczyć nie z jednym przeciwnikiem, lecz z trzema. Dodatkowo mierzyła się teraz z dwoma żywiołami. Jeden z magów ognia dość szybko zlekceważył Avatar, co było największym głupstwem, jakiego mógł się dopuścić. Przekonał się o tym na własnej skórze, gdy przy ciskaniu w Korrę ognistymi kulami zapomniał o blokowaniu ataków przeciwniczki. Obrywając salwą podpalonych kamieni, mag ognia uderzył w jeden z ustawionych na czterech krawędziach areny dzbanów z wodą, tuż obok dzieci Tenzina.
— Taak! Krew! Niech poleje się krew! — wiwatował rządny krwi Meelo, machający złożonymi w pięści rękoma. Kenna przewróciła oczami, rozbawiona reakcją brata. Katarze takie zachowanie wydało się ździebka niepokojące, niemniej postanowiła oszczędzić małemu kazań i skupić się w pełni na rozgrywającej się przed nimi walce. Drugi z magów ognia postawił na agresywne i szybkie ataki. Nakoa schował się zaś za lodową barierą, pojmując, że przy ciągłych atakach nie wygra tejże walki. Utrzymanie lodowej bariery przy tryskających wkoło płomieniach okazało się dość trudne, szczególnie, iż mag ognia pałętał się dookoła. Korra prędko uwinęła się z drugim magiem ognia. Nakoa boleśnie się o tym przekonał, kiedy mag przeleciał nad nim i nad barierą, zlatując mu prosto na nogę.
— Koniec walki! — ogłosił nauczyciel magii ognia, uderzając w gong. Korra przerwała tkanie, dysząc ze zmęczenia. To był naprawdę długi trening. Ale dała radę. Głównym celem było wytrzymanie na arenie dokładnie dziesięć minut. Zrobiła to, ale czy zdała test?
— Udało się! — zawołała Avatar, podskakując radośnie. Nauczyciele Korry nie podzielali jej entuzjazmu. — Skąd te smutne minki? Nie cieszycie się? Trzy z głowy, został jeden!
— Korro, ponownie udowadniasz, że brak ci powściągliwości. Poza tym nie podjęliśmy jeszcze decyzji o wyniku twojego egzaminu — skrytykował ją nauczyciel magii ognia.
— Mojego? — zdziwiła się Korra. — Chyba naszego. Wiecie, nie tylko ja dzisiaj zdaje egzaminy.
— W przeciwieństwie do ciebie, Nakoa jest powściągliwy i opanowany, podobnie jak technika, którą wykorzystuje — rzekł Unaki, nauczyciel magii ziemi. — Moim zdaniem rozwinął już wszystkie możliwe umiejętności, jakie posiąść może mag wody. Jednak decyzja o jego szkoleniu pozostaje w rękach jego mentorki. Mistrzyni Kataro, jaka jest twoja decyzja? — wszyscy zwrócili twarze w stronę mistrzyni Katary. Właśnie wtedy Korra zauważyła swoich znajomych. Gdy jej spojrzenie zatrzymało się na Kennie, pomachała do niej ręką. Najstarsza córka Tenzina zrobiła to samo, dorzucając uroczy, choć znikomy uśmiech.
— Jest gotowy. — O ile Nakoa był z tego niezwykle zadowolony, o tyle Korra nagle posmutniała. Z jakiej racji on miał skończyć naukę a ona nie? Gdzie tu sprawiedliwość? On nie musiał opanować trzech żywiołów. — Wracając do ciebie, Korro. — dodała Katara, namawiając pozostałych do ponownego skupienia się na Avatar. Nauczyciel magii ognia chrząknął, poprawił kołnierz swej czerwonej szaty i uniósł dumnie podbródek.
— Racja. Korro, od najmłodszych lat skupiasz się na fizycznej stronie magii, nadal pomijając tę drugą. Doskonale wiesz, że Avatar musi opanować obie strony: musi być mistrzem magii fizycznie i duchowo.
— Wcale nie pomijam duchowej strony magii — zirytowała się Avatar, zdejmując ochronny hełm z głowy. — Po prostu nie przychodzi mi ona zbyt łatwo...ale właśnie dlatego powinnam natychmiast rozpocząć naukę z Tenzinem. On jak nikt rozumie te wszystkie duchy, medytacje...no, jest mocno duchowy.
— Mistrzyni Kataro? Myślisz, że jest gotowa rozpocząć kolejny etap nauki? — zapytał Talik: człowiek, który po śmierci poprzednika został obwołany nowym Wielkim Lotosem.
— Tak. — Odpowiedź Katary zaskoczyła wszystkich trzech nauczycieli. Nie tego widać oczekiwali od najlepszej uzdrowicielki po tej stronie globu. — Jeśli ktoś ma jej w tym pomóc, to tylko Tenzin. Tylko on w pełni rozumie duchową stronę magii.
— A zatem postanowione. Avatar Korro, niniejszym ogłaszam twe szkolenie w dziedzinie magii ognia za ukończone. Od dziś uczyć się będziesz magii powietrza — oznajmił Talik. Korra zareagowała tak, jak to Korra miała w zwyczaju reagować: bardzo żywiołowo, spontanicznie, i przede wszystkim głośno.
— Juhuu, super! — Korra ugryzła się w język gdy napotkała karcące spojrzenie mistrza. — To znaczy, dziękuję — dodała, składając swym nauczycielom pełen szacunku ukłon. Kiedy panowie udali się do południowej siedziby Białego Lotosu, Korra — piszcząc jak małe dziecko — podbiegła do swojego wcześniejszego przeciwnika i zawiesiła się na jego szyi. — Udało się, Nak!
— Moje gratulacje — odpowiedział jej Nakoa. Nie zdążył zamienić nawet kilku słów z Avatar, gdyż kiedy tylko Korra dała mu spokój, został natychmiast zaatakowany przez mini Tenziny (pomijając Jinorę, która miała w sobie wystarczająco dużo klasy by tego nie robić), które powaliły go na śnieg w trybie natychmiastowym.
— Wujku, byłeś genialny! Nauczysz mnie tych sztuczek? — zapytał Meelo, skacząc Nakoi po piersi. Nakoa, choć był starszy od Kenny i Korry zaledwie o rok, był wujkiem potomstwa Tenzina, chociaż nie poprzez więzy krwi. Takowych zresztą nie posiadał; został adoptowany przez Sokkę po tym, jak Czerwony Lotos, w trakcie największego zamachu od końca Stuletniej Wojny, przypadkowo pozbawił go rodziców. Po śmierci Sokki pracę nad wychowaniem chłopca przejęły Katara i jego przyrodnia siostra, zaglądająca na południe co parę tygodni. Kilka lat później, po tym jak u chłopca ujawnił się talent magiczny i leczący, mistrzyni została także jego mentorką. Choć nie był spokrewniony ze starszym bratem Katary, był do niego bardzo podobny, jednak nie z charakteru. Był dość wysoki, oczy miał niebieskie a włosy brązowe, w większości wygolone. Resztę zaplatał w dwa warkocze: jeden był mały i opadał na prawe ucho, drugi zbierał resztę włosów na czubku głowy i kończył się małym koczkiem. Skóra Nakoi, tak jak w przypadku reszty ludzi z Południowego Plemienia Wody, była ciemnawa. W przeciwieństwie do Sokki, Nakoa miał mocne rysy twarzy oraz słabo zarysowany podbródek. Miał za to szersze ramiona, chudsze łydki i mniejsze dłonie.
Podczas, gdy dzieci męczyły swojego wujaszka, Korra nieśmiałe zbliżyła się do Kenny. Zazwyczaj trzymały się od siebie na niewielki dystans, i nie chodziło im o fakt, iż były w pewien sposób powiązane. Od czasu wypadku Kenna trzymała większość ludzi na dystans. Robiła to nawet z własnym ojcem. Powód? Dość prosty: wszyscy traktowali ją jak jakiś śliczny eksponat, który jest zbyt kruchy aby mógł stać wsród innych eksponatów, przez co zamyka się go pod szklaną przykrywką. Miała tego dość. Dlatego też preferowała samotność, ewentualnie towarzystwo młodszego rodzeństwa bądź kilku dobrych książek.
— Korra — przywitała się z Avatar. Zrobiła to w dość chłodny sposób. Przybrała poważny wyraz twarzy.
— Kenna.— Korra zareagowała bardzo podobnie. Chwilę później obie prychnęły i objęły się na powitanie. Podchodzenie do powitań tak, jak Tenzin, stanowiło dla nich wciąż zbyt trudne wyzwanie. — Jak dobrze znów cię zobaczyć!
— Popieram twą radość, wierz mi. W Mieście Republiki nie ma drugiej takiej — odpowiedziała jej blondynka. Uśmiechając się półgębkiem odgarnęła nieśmiale włosy z twarzy i zgarnęła je za lewe ucho.
— Zawsze musisz być taka oficjalna? — zapytała Korra, na co Kenna wzruszyła jedynie ramionami. — No tak, zapominam czasem, że jesteś córką Tenzina. Powagę masz zapisaną w genach. — rozmowa stanęła w miejscu, gdy Korra rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu swojego nowego mentora. — Gdzie Tenzin?
— Spotkamy się z nim na kolacji. Musi rozprawić się z papierkową robotą — wyjaśniła jej blondynka. Na twarzy Korry zawitało niezadowolenie. Widząc to, Kenna zwróciła się z pytaniem do swojej babki. — A właśnie. Babciu, co na kolację?
— Właśnie! Jestem taaaki głodny! — zawołał Meelo, do tej pory gryzący wujka w ucho. — Byle nie morskie śliwki! Nienawidzę śliwek!
— Jeśli ich nie lubisz, to po co zawsze nakładasz je na swój talerz? — zapytała Jinora, wyjmując nos zza książki. Jinora nie była fanką pojedynków magicznych. Tak, jak starsza siostra, preferowała siedzenie przy dobrej lekturze.
— Chyba wciąż mam nadzieję, że tym razem będą smaczne — odpowiedział jej Meelo, wkładając palec do nosa. Kiedy Nakoa uwolnił się wreszcie od tortur dzieciaków pochwycił chłopca i wziął go na barana. Meelo chwycił go drugą ręką za koczek, i traktując wujka jak jakiegoś konia zaczął go ponaglać. — Ruszaj, wierny wierzchowcu! Na kolacje!
⚡️
— Witaj, Korro. — Tak, jak miał to w zwyczaju, Tenzin ukłonił się z szacunkiem nowo przybyłym gościom. I choć wszyscy pozostali przebrali się do kolacji, on pozostał w pomarańczowo-czerwono-żółtych szatach Nomada.
— Panie Radny. — Avatar, z szerokim uśmiechem na twarzy, pokłoniła się swojemu nowemu nauczycielowi, po czym zajęła miejsce przy stole, siadając pomiędzy Nakoą a Ikki. Kenna trafiła na nie najgorszych sąsiadów: z prawej strony miała może rozbrykaną Ikki, ale siedząca po jej lewej stronie Jinora była dla niej niczym jednorazowe wybawienie. Dobrze, że najbardziej rozbrykany członek rodziny siedział pomiędzy matką a babcią. Przynajmniej tym razem blondynka nie będzie dźgana łyżką co pięć sekund. Na stole pojawiły się różne potrawy charakterystyczne dla tego regionu: pingwinia w sosie morskim, śliwki morskie, ryba zapiekana w wodorostach i w ziołach, zupa w dziewięciu smakach, a także ciasto owocowe, czyli stary specjał Nomadów, na które przepis Aang znalazł kiedyś w jednej ze świątyń. Wszyscy przystąpili do jedzenia; tak, jak mogli się tego spodziewać, mały Meelo ponownie wpakował śliwki na swój talerz. Sam zapach przyprawiał go o mdłości, lecz nie powstrzymało to chłopca od spróbowania jednej z nich. Nakoa ze zniesmaczeniem patrzył, jak chłopiec oblizuje każdą z kolei, po czym odsuwa talerz i oświadcza, iż śliwki są paskudne. Przez resztę kolacji mały wpatrywać będzie się w ciasto owocowe, marząc o zatopieniu w nim swoich pojedynczych zębów, na co matka ostatecznie i tak mu nie pozwoli.
— A więc... — Korra jako pierwsza postanowiła przerwać panującą nad wszystkimi w tejże sali ciszę. — Zakończyłam kolejny etap szkolenia! Nie mogę się doczekać aż zaczniesz mnie uczyć! — Kenna, która miała właśnie wsadzić sobie do ust łyżkę z kolejną porcyjką zupy w dziewięciu smakach, przerwała jedzenie. Gdy na czole Tenzina pojawiły się pierwsze zmarszczenia postanowiła odłożyć łyżkę.
— Tato? — odezwała się, zwracając na siebie uwagę ojca. Wystarczyło jedno spojrzenie maga powietrza aby dziewczyna zrozumiała powód jego zmartwienia. Prychnęła, pokręciła głową z niedowierzaniem i uśmiechnęła się kpiąco, ale i z rozczarowaniem. — No jasne.
— Coś się stało? — Korra należała do tych biesiadników, którym mimika twarzy Tenzina niewiele mówiła. Spojrzała pytająco na Nakoę, ale on tylko wzruszył ramionami, pozostawiając ją w niewiedzy. Kenna szybko to zmieniła, odpowiadając Korze na pytanie w formie pytającej.
— Nie zostajemy na Biegunie Południowym, mam rację? — zapytała, na co Tenzin odpowiedział westchnięciem.
— Zostajemy, ale tylko na trzy dni. Twoja babcia zdąży przeprowadzić odpowiednie zabiegi, a ja w międzyczasie spotkam się z wodzem plemienia. Potem niezwłocznie wracamy do Miasta Republiki.
— Ale dlaczego? Co się stało? Przecież powinieneś tu zamieszkać. Miałeś mnie uczyć. — pytania sypały się z ust Korry tak obficie, jak śnieg po tej części globu. Mag powietrza prędko przeszedł do wyjaśnień. Nie wypadało pozostawiać jej z pytaniami. Tym bardziej, że zasłużyła na wyjaśnienia.
— W mieście źle się dzieje. Równościowcy zdobyli wpływy i pogłos. Policja rejestruje coraz więcej zaginięć, każde dotyczy magów. Nie możemy pozwolić aby pozbawili kolejne osoby szansy na piękną przyszłość. — Po wypowiedzeniu ostatniego zdania Tenzin popełnił największy błąd, jakiego mógł się dopuścić: spojrzał na swe najstarsze dziecko. A gdy ich spojrzenia się spotkały, Kenna wstrzymała oddech. A więc to tak. Przez wypadek z dzieciństwa nie miała szans na piękną przyszłość? Czemu zawsze, gdy mówił o braku przyszłości, byciu ciężarem dla świata bądź o wiecznej potrzebie opieki, patrzył na nią? Dla niego to był jedynie niekontrolowany odruch. Dla blondynki znaczył on znacznie, znacznie więcej. Kenna, którą targały teraz różne nieprzyjemne emocje, powstała z niebieskiej poduszki, na której siedziała. Musiała stąd wyjść. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza.
— Kenno, dokąd idziesz? — zapytała Pema, kończąc wycieranie brudnej od kremu twarzy Meelo.
— Skorzystać z chłodnego i świeżego powietrza, nim wrócimy do miejskich spalin — rzuciła bezbarwnym tonem, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
— Kenno, wróć na miejsce — zarządała głowa rodziny, jednak jego córka nie miała zamiaru posłuchać. Przyspieszywszy kroku sięgnęła w stronę wieszaka, na którym wisiał biało-złoty kożuch z futrzastym kapturem, po czym założyła go prędko na siebie, otworzyła drzwi i wyszła z chaty, prosto na chłodny i ciemny wieczór. — Kochanie!
— Daj jej iść, synu — rzekła Katara, zatrzymując Tenzina, który był już gotowy do pójścia za swoim dzieckiem. — Potrzebuje trochę przestrzeni.
— A co, jeśli coś jej się stanie? Jak napadnie ją jakiś niedźwiedziopies? Albo zaatakują ją magowie wody? Albo wpadnie do wody i zamarznie? Jest zupełnie bezbronna! — Katara westchnęła; kto jak kto, ale Tenzin był względem Kenny bardzo nadopiekuńczy. — Rozumiem, że od tamtego tragicznego porwania nie może tkać, ale wierz mi, synu. Ona ma siedemnaście lat. Potrafi o siebie zadbać. Poza tym tutaj nic jej nie grozi.
Uwaga pozostałych spoczęła na Korze, której również zachciało się wstać od stołu. Ruszając w ślady blondynki, Avatar pochwyciła swój niebiesko-granatowy kożuch i założyła go na siebie.
— A ty dokąd? — zapytał Nomad.
— Pójdę wyprowadzić Nagę na mały spacer — odpowiedziała Korra i nim Tenzin zdążył rzucić w jej stronę jakikolwiek komentarz, Avatar zniknęła za drewnianymi drzwiami, kierując się w stronę śnieżnej chaty, w której mieszkał jej wierny niedźwiedziopies.
___________________
Witam ponownie, kochani. A więc udało mi się zebrać do kupy i skończyć kolejny rozdział. Wiem, że chyba mało kto chce czytać o tym jak Tenzin, jego dzikie dzieci i Korra łażą sobie po Biegunie Południowym, ale tak, jak w serii z Aangiem, tak tu chciałabym jakoś uczłowieczyć tych bohaterów. Chciałam wprowadzić jakiś problem. wartość bądź cel, z którym będzie związana główna postać. W przypadku Ghii było to wybieranie pomiędzy magią (częścią osobowości) oraz sprawami ziemskimi. W przypadku Kenny chciałam przedstawić problem maga, który padł ofiarom Równościowców, przez co stracił moc, a co za tym idzie: tożsamość. Jak mogliście już zauważyć, rodzina — głównie Tenzin — traktuje Kenny inaczej ze względu na wypadek. Właśnie z tym nasza postać będzie się mierzyć. Z życiem w rodzinie, w której wszyscy mają to, co jej odebrano.
Kenna jest jedną z pięciu najważniejszych postaci w tejże serii. Drugą jest oczywiście Korra. Trzecią jest Nakoa, zaś czwartą i piątą postać przedstawię wam trochę później.
To chyba tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia i moje gderanko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top