Wilkołaki
Obudziłam się na kanapie w mojej dość dużej szopie, zerknęłam na podłogę. Spał na niej Parker, przypomniało mi się jak zrzuciłam go z sofy, zaczęłam powstrzymywać śmiech. Niestety wybuchnęłam głośnym śmiechem widząc jak brunet bije się z kocem.
- Bearly, co ja robię na podłodze?- zapytał poirytowany, gdy w końcu wyplatał się z kocyka
- Długa historia - zaśmiałam się wstając, brunet pociągnął mnie do siebie i teraz razem leżeliśmy na podłodze - Ej
Powiedziałam udając oburzoną
Chłopak zaczął mnie łaskotać, gdy przestał powiedziałam:
- Znam cię zaledwie od czterech dni, a ty śpisz u mnie i mnie łaskoczesz. Nie uważasz, ze to dziwne?
Chłopak się uśmiechnął
- A jest coś normalnego w Greendale? - zapytał wstając
- Słuszna uwaga - powiedziałam, a Parker podał mi rękę
- Nie mam ochoty dziś na akademie, nie idziemy?- Zapytał przeczesując włosy, a ja zaczęłam się poprawiać
- Zdajesz sobie sprawę, ze dziś jest sobota ?- zapytałam patrząc się na niego jak na idiotę
- Oczywiście, sprawdzałem czy znasz się na dniach tygodnia - powiedział na szybko wymyślając argument
- Nie potrafisz kłamać - zaśmiałam się zakładając skórzaną kurtkę
- Zdziwiłabyś się jak dobrze kłamie, tylko przed tobą mi nie wychodzi - powiedział, a ja podałam mu jego czarną kurtkę
Wyszliśmy z domku, chwile szliśmy w milczeniu
- Masz plany na dziś? - zapytał
- Pomaganie w ogrodzie ciotek nie brzmi zbyt zachęcająco. Gdzie chcesz mnie wyciągnąć? - zaśmiałam się
- Mam nadzieje, ze wybrałaś mnie bo jestem zabójczo przystojny i zabawny, a nie z powodu braku chęci do sprzątania ogródka - zaśmiał się
- Tak, wybrałam cię dlatego, ze jesteś zabójczo przystojny i zabawny, ale tez bardzo skromny - powiedziałam zaśmiałam się
Brunet uśmiechnął się spoglądając na mnie
- Gdzie idziemy? - zapytał po chwili ciszy
- Prowadź- powiedziałam, a brunet zaczął iść w stronę wyjścia
Przez resztę dnia snuliśmy się po mieście, dopóki na naszej drodze nie stanęło kilka wilkołaków. Zaczęły nas atakować, Kundle nie wiedzą z kim zadarły.
Kai odrzucił je telekinezą, ja dwójkę podpaliła ogniem. Ostatecznie żeby poradzić sobie z jeszcze trzema, Parker rzucił w nie werbeną. Wilkołaki zaczęły słabieć, a po chwili płonąć.
- Wiesz, ze mogliśmy ich nie zabijać? - powiedziałam, gdy podchodziliśmy. Chwile po moich słowach zapadła cisza.
- Nie byłoby zabawy!- powiedzieliśmy jednocześnie
Zaczęliśmy się śmiać
Poszliśmy do kawiarni, siedząc tak i rozmawiając Parker nagle powiedział:
- Wiesz co? Do teraz nikt mnie nie rozumiał, tylko uważano mnie za psychicznego dziwaka. Poznałem ciebie, i odrazu jakoś mi lepiej - zaśmiał się popijając kawę
Zmarszczyłam brwi
- Nie łatwiej było zapisać się na jakąś terapie, z ludźmi takimi jak ty? - zapytałam patrząc się na niego jak na idiotę - Wiesz takie kółko psychicznych odludków
Kai zaczął się śmiać
- Dzięki, myślałem ze powiesz: „Tez tak uważam", albo coś w tym stylu - powiedział śmiejąc się
- Nie jestem na tyle przewidywalna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top