Sumātopawā

Liceum Sumātopawā kilka razy w roku organizowało igrzyska, głównie po to aby uczniowie mogli sprawdzić swoją siłę i postępy. Drugim powodem było zadowolenie ludzi, danie im pewnego rodzaju rozrywki. Udział w nich był dobrowolny, jednak chętnych nie brakowało. Każdy chciał zabłysnąć przed publicznością. Igrzyska w końcu cieszyły się wielką sławą. To był na to idealny moment. Sumātopawā i UA nigdy nie darzyły się sympatią. A raczej dyrektor SP nienawidził liceum UA. Zawsze szukał sposobów aby utrudnić im pracę. Właśnie dlatego Aizawa był podejrzliwy w sprawie zaproszenia na igrzyska. Jednak dyrektor się zgodził, uczniowie też byli szczęśliwi z zaproszenia. Nie dziwił im się. Może rzeczywiście zmienił się dyrektor? W końcu niemożliwe było to aby tak po prostu zaprosił znienawidzone przez siebie liceum. W tym musiał być jakiś haczyk, podstęp którego jeszcze nie zauważył. Przyłożył dłoń do skroni i mocno zmrużył oczy. Jechali autokarem zaledwie piętnaście minut a on już miał dość. Ciągłe krzyki, wrzaski. Miał już dość. Wstał, odwrócił się i spojrzał na wszystkich używając swojego quirk.

-Cisza!

W mniej niż sekundę wszyscy zamilkli i siedzieli prosto na swoich miejscach. Po kolei patrzył na każdego. Powoli usiadł z powrotem i westchnął. Włosy spowrotem opadły mu na ramiona. Cudowna cisza. Właśnie o to mu chodziło. Właśnie tak według niego powinna wyglądać reszta drogi. W przyjemnej...

-ZDYCHAJ!

Ciszy... Wszyscy zaczęli się na wzajem przekrzykiwać. Po chwili zapanował całkowity chaos. Wziął głęboki wdech, zaczął liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy... Gdy doszedł do dziesięciu a krzyki nadal nie ustały. Nie wytrzymał. Wypuścił ze świstem powietrze nosem i wyjął stopery do uszu z kieszeni. Musiał jakoś przetrwać te półtorej godziny jazdy.

Klasa 1A wraz z jej opiekunami była właśnie prowadzona przez jedną z nauczycielek z SP mająca za zadanie zaprowadzenie ich do szatni. Postać ukryta w cieniu uważnie przyglądała się uczniom i ich nauczycielom. Widząc blond czupryny zacisneła pięści.

-Tępe blondynki wszędzie muszą się wepchać, he?

-Uczniów liceum Sumātopawā prosimy o przybycie do swoich szatni, tam czekają na was nauczyciele.

Wszyscy spojrzeli w stronę głośników, poszczególne osoby zaczęły kierować się w stronę areny. Inne osoby żegnały się ze znajomymi bądź życząc sobie na wzajem powodzenia.

-Już nie mogę się doczekać żeby zobaczyć wasze miny gdy upokorzenie was przed całym krajem. Tępe blondynki.

Wszyscy stali już na swoich miejscach przebrani w swoje stroje. Arena była ogromna, były tereny zalane wodą, zasypane piaskiem, ruiny, góry, cześć zabudowana nakaz i fabryka. Ziemia się rozsuneła, pomału zaczął się wysuwać podeszła na którym stał człowiek przypominający kota a konkretnie czarną pume. Wyglądał jakby ktoś przebrał dzikie zwierzę w eleganckie czarne spodnie, białą koszulę i tego samego koloru co spodnie kamizelkę. Budził respekt. Mrożącym krew w żyłach spojrzeniem rozejrzał się.

-Jestem Puma, jestem nauczycielem w Sumātopawā i jestem tu aby powitać widownię, naszych gości i wyjaśnić zasady. A mianowicie, nie ma żadnych zasad. W pierwszymi etapie po bawicie się w berka. Dostaliście specjalne czujniki które zostały przyczepione do waszych kostiumów. Gdy zostaniecie dotknięci przez przeciwnika rozlegnie się krótki dźwięk. Wypadacie wtedy z gry. Macie pół godziny aby złapać pięć osób. Nie ma miejsc, ile was się załapie tyle przejdzie do drugiego etapu. Jeżeli już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Start!





Ogólnie to proszę aby blondynki się nie obrażały, to nie jest jakiś hejt na nie lub coś. O co chodzi tu z blondynkami dowiecie się w dalszych rozdziałach. Kolejne rozdziały będą też dłuższe, te są krótkie boto takie wprowadzenie. Proszę o cierpliwość i zero fochów. Dziekuje~ Ogólnie jeżeli są błędy przepraszam!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top