Rozdział 12. Skała Szeptów
Skała Szeptów, ich następny cel, była położona niedaleko Bagien Strachu. Mimo, że nie wyglądała specjalnie straszna, budziła lęk nawet najodważniejszych istot.
Olbrzymia, granitowa skała wielkości połowy Tiantail, długa na kilka kilometrów, kształtem przypominała nieco grzebień na grzbiecie smoka. Kremowa skała bielała pośród zielonej ściany drzew. Wznosiła się wysoko w górę, znikając w chmurach.
- A my czasem nie jesteśmy pod Białą Górą? - zapytał z sarkazmem Kuba.
- Ja bym tam się nie zgubiła - prychnęła Larisa. - Nie jak co po niektórzy...
- Hej - przerwał im Filip. - Już wystarczy.
- To nie wygląda specjalnie strasznie - powiedział Flesh, stając na tylnych łapach i patrząc w stronę niknącego w chmurach szczytu.
- A co w niej takiego jest?
- Dokładnie nie wiadomo... - powiedziała dziewczyna, podchodząc bliżej skały. - Ale podobno ona, jakby to powiedzieć... " wabi " ludzi. Nie wiadomo dokładnie... Ale lepiej się strzec.
- Ale jak " wabi "? - zapytał z niedowierzaniem Filip.
- Nie mam pojęcia...
- Ja wiem - przerwał jej Flesh. - To działa w ten sposób, że skała obiecuje ci różne przysługi... W zamian za to, że wejdziesz do jej środka.
- I?
- Dokładnie nie wiadomo, co tam jest, ale jeszcze nikt nie wyszedł stamtąd żywy. Ani martwy.
- No, chodźmy - rzucił Kuba. - Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nawet, jeżeli jeszcze się nawet nie wylało.
Nie jest łatwo oprzeć się niektórym obietnicom. Chłopak słyszał głos skały, mówiący o tym, że da Filipowi władzę, potęgę, siłę, miłość... Złoty Mistrz starał się to ignorować, jednak w pewnym momencie usłyszał:
- Odzyskasz brata...
Filip spojrzał na skałę. Czy czasem się nie przesłyszał? Miał odzyskać Marka?
- Odzyskam brata? - powtórzył cicho chłopak, tak, aby jego przyjaciele nie usłyszeli go.
- Zgadza się. Zrób to, co ci każę, a twój kochany brat do ciebie wróci.
- Co mam zrobić? - spytał Złoty Mistrz.
Rozległo się trzaśnięcie i skała rozsunęła się, ukazując wejście do długiego, ciemnego korytarza, prowadzącego w głąb kamienia. Filip spojrzał jeszcze na swoich towarzyszy, którzy spokojnie szli wzdłuż Skały Szeptów, a potem wszedł do środka.
Ledwo chłopak wszedł do korytarza, ściana za nim zamknęła się, a cały tunel oświetliło dziwne światło - nie pochodziło z pochodni czy Światłokul, tylko jakby znikąd... Filip znów usłyszał głos:
- Chodź.
- Dlaczego?
- Zrobisz to czy nie?
Złoty Mistrz przewrócił oczami i ruszył w głąb korytarza. Słyszał odgłosy przypominające jęki, czuł mocne bicie swego serca i płynącą w jego żyłach adrenalinę... Coś w środku mówiło mu, że czegoś tu brakuje.
Tunel się skończył i chłopak wszedł do niewielkiego, okrągłego pomieszczenia. Miało ono może metr średnicy, a na ścianach było pełno dziur.
- I co teraz?
- Teraz - odparł spokojnie głos - koniec.
Rozległ się dziwny odgłos, przypominający uderzenie w puste wiadro. Otwory w ścianach powiększyły się i wyleciały z nich istoty, które Filip zobaczył po raz pierwszy w życiu. Wyglądały jak niewielkie, puchate czerwone kulki z małymi, nietoperzowymi skrzydłami, niewielkimi, czarnymi łapkami i równie ciemnymi rogami i przenikliwymi, żółtymi oczami. Złoty Mistrz wyciągnął rękę w stronę jednego z nich.
- Tak na dłuższą metę - powiedział - jesteście całkiem słodkie.
Kulka wydała z siebie syk i małymi kiełkami ugryzła chłopaka w palec. Filip machnął dłonią i chwycił za miecz.
- Chyba nie jesteście pokojowo nastawione - mruknął. Kilka z nich poleciało w jego stronę i w ostatniej chwili odskoczyły od Lexhiribionu. Stworki syknęły i znów podleciały w jego stronę. Filip odtrącił je i popędził przez korytarz w stronę wyjścia.
- Oszukałeś mnie! - krzyknął do głosu skały.
- Naprawdę myślałeś, że przywrócę ci opętanego przez Magnuma brata? Jesteś jeszcze głupszy, niż podejrzewałem, Złoty Mistrzu.
- Jak tak, to lepiej mnie wypuść!
- Co? Chcesz, żebym cię puścił?
Chłopak dobiegł do końca tunelu, teraz zatarasowanego skałami. Odwrócił głowę. Czerwone kulki coraz szybciej leciały w jego stronę. Filip wiedział, że ze złamaną ręką trudno będzie mu walczyć, jednak postanowił coś zrobić. Niestety, w tej właśnie chwili najważniejsze zaklęcia wyleciały mu z głowy. " No trudno, - pomyślał - coś wymyślę ".
- Bizsancium! - krzyknął, chociaż był niemal pewien, że taki czar nie istnieje. Jednak ku jego zdziwieniu, kulki jakby odbiły się od niewidzialnej tarczy. Zawróciły w powietrzu i zaczęły drapać przezroczystą powłokę.
- Acceleratio! - zawołał jeszcze, celując w stronę kamiennej ściany. Na skale pojawiły się pęknięcia, aż w końcu kamień rozkruszył się, ukazując wyjście ze skały. Filip wyskoczył stamtąd w ostatniej chwili, gdyż czerwone stwory zdołały przebić się przez niewidzialną tarczę. Nie zdążyły jednak wylecieć ze Skały Szeptów, gdyż kamień wrócił na swoje dawne miejsce, zamurowując je.
- Filip! - usłyszał czyjś krzyk i poczuł, jak Xiantie wtula się w niego. - Filip, nic ci nie jest?
- Chyba nie... A gdzie reszta?
- Tutaj - mruknęła stojąca obok Larisa. Zmierzyła chłopaka wzrokiem i spoliczkowała go.
- Hej! A to za co? - zapytał skołowany tym nagłym atakiem Złoty Mistrz.
- Mówiliśmy, żebyś się tam nie zbliżał?
- Ojejka, Lari - jęknął Kuba - ty zawsze jesteś taka wkurzona?
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką kreskę i już nic więcej nie powiedziała.
- Skoro nie ma sprzeciwu - powiedział Flesh - to chodźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top