Rozdział 9. Czego JA chcę?

Pomimo tego, że szybko wczoraj zasnęłam, to i tak nie spałam spokojnie. Budziłam się co kilkanaście minut i zasypiałam po kolejnych tylu. Na szczęście jeszcze nie oddałam tabletek mamy. Po ich wzięciu drugą połowę nocy udało mi się przespać. Mówi się, że docenia się coś dopiero, gdy się to straci. Ja zaczęłam doceniać spokojny sen.

Szybko się ogarnęłam do szkoły i ruszyłam do jadalni na śniadanie. Idąc schodami usłyszałam rozmowę moich rodziców, która bardziej przypominała kłótnie. Stanęłam przed wejściem, tak aby mnie nie zauważyli. Czułam, że coś jest nie tak, więc musiałam dowiedzieć się co.
-Edward, do cholery! Jestem twoją żoną i też mam udział w firmie!
-Nie rozśmieszaj mnie, kobieto. Gdyby nie ja byłaś nikim, a twoje udziały zawdzięczasz wyłącznie mojej dobroci - powiedział. Poraz pierwszy słyszałam, aby się tak odzywał do mamy. Mówił to z pogardą. Nigdy tak naprawdę nie słyszałam o tym co robili zanim się poznali i o ich przyszłości. Prawie nic o tym nie wiedziałam.
-To po co ożeniłeś się z kimś to jest nikim? Ale i tak mogłeś mi chociaż powiedzieć o planach dotyczących czarnej dzielnicy!
-Ciszej, Adelaide. Obudzisz zaraz Katherine i ona się dowie jaką ma matkę.

Zamilkli na chwilę, więc postanowiłam wejść do środka. Uśmiechnęła się lekko i udawałam, że wcale nic nie słyszałam.
-Cześć. Coś się stało? - spytałam jakby wogule nie słyszałam ich dyskusji. Wymienili się spojrzeniami, a ja wzruszyłam ramionami i usiadłam do stołu.
-Co z Rebekah? - przerwała wreszcie ciszę.
-Nie rozmawiałam z nią jeszcze dziś, ale mam nadzieję, że teraz już lepiej.
Nie skupiłam się na tym co do mnie potem mówiła. Spojrzałam na czarną aktówkę ojca, która leżała na krześle obok niego. Czy tam były klucze? Nie miałam żadnej pewności, że tam je znajdę, ale to był jedyny pomysł na jaki wpadłam. Rozejrzałam się i coś wymyśliłam. Sięgnęłam po sok i „przypadkiem" wylałam cały dzbanek na jego koszulę i obrus. Syknął jakbym go poparzyła.
-O Jezu! Przepraszam! - zawołałam głośno. Machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia, zapewne aby się przebrać.

-Idę po Glorie, niech ona to ogarnie - odezwała się mama i poszła po służącą. Ja uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do aktówki. Przeszukałam ją szukając tych pieprzonych kluczy. Na szczęście tam były. Schowałam je do kieszeni, a potem wróciłam do swojego pokoju, mówiąc wszystkim, że już nie jestem głodna. Nie mogłam teraz pójść po dokumenty, bo po domu kręcił się jeszcze tata. A ja musiałam za chwilę wyjść do szkoły. Wzięłam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia z domu. Jak zwykle wsiadłam do czarnego auta, w którym czekał na mnie Ward.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się, ale po chwili przestałam. To zdecydowanie nie był Ward! Za kierownicą siedział o wiele młodszy od niego brunet.
-Yyyy, kim ty jesteś? - spytałam zdezorientowana.
-Twoim nowym kierowcą. Carlos.
Nic nie rozumiałam. Czy ja naprawdę byłam taka głupia, że w ostatnim czasie nic nie rozumiałam? Czułam się jakby ktoś wepchnął mnie na środek zamarzniętego jeziora, a ja nie miała pojęcia którędy z niego zjeść, aby nie wpaść do niego.

Wyszłam od razu z samochodu i pobiegłam do domu.
-Mamo! Kto do cholery siedzi w samochodzie Ward'a!?
Kobieta wydała się zaszokowana, ale jednocześnie jakby liczyła, że tak się stanie.
-Katherine, spokojnie. Po szkole wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musisz jechać do szkoły - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Zrezygnowana wróciłam do auta.
-Możemy już jechać? - spytał, a ja tylko kiwłam głową. W ciszy dojechaliśmy do szkoły. Gdy dojechał na miejsce, wyszłam z auta bez słowa.
-Kath! - zawołał ktoś za mną. Obróciła się i zobaczyłam Rebekah. Co ona robiła tu? Przecież jeszcze wczoraj była w szpitalu i nie wyglądało jakby mięli ją wypuścić. Je czarne włosy znów były rozpuszczone i gładkie. Uśmiechnęła się promiennie, tak jakby wszystko było idealnie. Nie dałam się na to nabrać, bo już wcześniej udawało jej się nas wszystkich nabrać.

-Rebekah Avery Collins! Co ty tu, kurwa, robisz?
-Wypisałam się z szpitala, bo nudno tam było. Nie mogę zaniedbywać szkoły - prysła śmiechem razem ze mną - I naprawdę musisz używać mojego drugiego imienia?
-Ty używasz mojego przy co drugiej rozmowie - oznajmiłam.
-Ja to co innego.
Próbowałam udać obrażoną, ale po chwili wybuchłam śmiechem z czarnowłosą.
-Bex, jak się czujesz? Szczerze - spytałam, gdy wchodziłyśmy do budynku.
-Nie powiem, że jest dobrze, ale chyba trochę lepiej. Czuję się ym, lżej? Odkąd wam o tym powiedziałam jest mi lepiej. Gorzej z moim rodzicami. Pytają się o to jak się czuje co pięć minut, wydzielają porcję jedzenie i zapisali mnie do psychologa itp.
-Troszczą się o ciebie. To chyba normalne - odpowiedziałam. Ona tylko kiwała głową i poszłyśmy w stronę szafek. Gdy tam już byłyśmy, podszedł do nas Thomas.

-Błagam, nie pytaj jak się czuję. Jak będzie coś źle poprostu wam to powiem, okej? - rzuciła od razu Rebekah. My szybko przytakneliśmy oboje. Rozumiałam ją i cieszyłam się, że ona chcę być już z nami całkowicie szczera. Też chciałam być już całkowicie szczera, ale nie mogłam. I tak wiedzieli już za dużo.
-Kath, masz nowego szofera? Co z starym Ward'em? - spytała.
-Sama nie wiem. Nikt mi o niczym nie mówił. Nie wyobrażam sobie mieć innego kierowcy. Może Ward'owi coś wypadło?
-A ja bym wolała tego nowego, jest przystojny. Nie obrażę się jak za jakiś czas dasz mi jego numer - zaśmiała się Collins.
-Bekah, a co z Nicolson'em? On nie był dopiero ten mega przystojny? - zapytał Tommy.
-On był jedynie mega przystojny, nic poza tym. Ja chciała czegoś więcej, a on jedynie pocieszenia po Gilbert. Jak chcesz to możesz się za niego brać, Tommy - rzuciła obojętnie, choć wiedziałam, że zachowanie ją bolało. Ale dobrze, że już je przeszło.

-Podziękuje, Bekah. Nie biorę się za resztki po was. Poza tym wolę kogoś kto jednak używa mózgu.
-To może weź się za Courtney Evans. Mózgu używa i nawet ładna jest - zaśmiałam się głośno, on próbował udawać, że się obraził, ale po chwili nasza trójka się śmiała.

***

Z dobrymi nastrojami dotrwaliśmy do przerwy na lunch. Ludzie szeptali pomiędzy sobą na temat Rebekah. Ona starała się tym nie przejmować, ale jak się dowiedzieliśmy Valerie Gilbert już rozpuściła żałosne plotki. Jednak nie powiedziała nikomu, że to przez chorobę. Miała szczęście, że do tej pory je nie widziałam, bo nagrabiła sobie bardzo. Starałam sprawiać, żeby Bex się tym nie przejmowała, ale nie było łatwo. Same zmaganie się z Bulimią musiało być dla niej ciężkie, a co dopiero słuchanie tych głupich komentarzy.

Chcieliśmy jak zawsze udać się na stołówkę, ale drogę zagrodziła nam cholerna Gilbert.
-O powróciłaś już, Collins - powiedziała tym swoim irytującym głosem.
-Czego ode mnie chcesz? - spytała zdenerwowana Bekah. Zacisnęła mocnej rękę na pasku torebki.
- Chciałam zobaczyć, czy te tabletki, którymi się nafaszerowałaś coś zmieniły.
-Weź idź stąd. Nikt nie ma ochoty cię słuchać, więc idź strasz ludzi gdzie indziej - odezwał się Thomas. Ruda nawet nie drgnęła. Wciąż stała przed nami z szerokim uśmiechem. Czy istnieli bardziej zawistni ludzie od niej? Wątpię, choć cały ten świat składa się z samych szuj jak ona.
-Chodźmy stąd. Nie marnujmy na nią czasu - powiedziałam i chwyciłam Bex za ramię. Ona stała jak słup soli.
-Ale jak widzę to nawet one ci nic nie pomogły - obróciłam się na pięcie i poszła przed siebie. Bex zacisnęła mocno powiek jakby chciała powstrzymać się od płaczu.

-No co za suka - mruknął Thomas i objął Rebekah ramieniem próbując coś do niej mówić, aby ją pocieszyć. Ja tego nie słuchałam.
-Gilbert! - zawołałam. Obróciła się do mnie i wywineła oczami.
-Czego chcesz?
-Czego JA chcę?! Pomyślmy, może, żebyś wreszcie się ogarnęła i przestała wtrącać się w życie innych? - poczułam rękę Rebekah na ramieniu.
-Nie warto, naprawdę.
-Nie warto?! Bex, kurwa, kim ona niby jest, żeby mówić takie rzeczy i nie ponosić konsekwencji?! - krzyknęłam przez co Rebekah odsunęła się gwałtownie.
-Nie unoś się, Katherine. Twoja przyjaciółeczka dobrze ci mówi - uśmiechnęła się chamsko.
-Kim ty jesteś, aby mówić mi co mam robić? To chyba wszyscy wiemy. Jesteś marną, fałszywą, dwulicową suką, która myśli, że jak ma wpływowych starych to może robić co jej się żywnie podoba.
-Nie pozwolę się tak poniżać! - tupneła nogą o podłogę. Prysnęła śmiechem i podeszłam bliżej, przez co ona się cofnęła.

-A innych możesz poniżać? Nikt cię nie lubi, więc musisz poznęcać się nad innymi, aby wydać się fajna? Nie ma w tobie nic fajnego, poza pieniędzmi starych.
-O tobie można powiedzieć to samo, Olsen - odegrała się rudowłosa.
-Być może masz rację, ale ja przynajmniej nie czerpię przyjemność z krzywdy innych - chwyciłam ją mocno za nadgarstek - Następnym razem jak powiesz coś takiego do Rebekah, lub kogokolwiek innego kto na to nie zasłużył, nie będę się powstrzymywać.
Puściłam ją i odeszłam w stronę przyjaciół.
-Katherine, naprawdę nie trzeba było... - powiedziała czarnowłosa.
-Przestań. Ta idiota nie ma prawa tak cię traktować.
-Chodźmy ochłonąć - zaproponował Thomas i zaczął gdzieś nas prowadzić. Gdy byliśmy przy schodach na najwyższe piętro, zrozumiała gdzie idziemy. Weszliśmy po wąskich schodach i otworzył z trudem drzwi.
-Oszalałeś - powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się na dachu szkoły. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jesteśmy naprawdę wysoko. Wokół znajdowały się wysokie budynki, a z drugiej strony był widok na jakiś las nad którym znajdowało się słońce.

Zaśmiałam się, kiedy Bex tak poprostu usiadła na kawałku gdzie znajdowała się betonowa posadzka. Było to jedyne miejsce na dach, z którego prawdopodobnie mogliśmy nie spaść. Ja i Thomas zajęliśmy miejsce obok niej. Nasza trójka ogrzewała się z promieniach słońca. Siedzieliśmy w ciszy, bo ona w tamtym momencie była nam potrzebna. Mieliśmy sporo czasu, żeby tutaj siedzieć. Przerwa była długa.
-Katherine? - mruknęła nagle Rebekah.
-Yhm? Coś nie tak?
-Wszystko dobrze, poprostu tak pomyślałam, że skoro postanowiliśmy być z sobą całkowicie szczerzy, to chyba powinnam ci coś powiedzieć...
-Mi powiedzieć? To Thomas o tym czymś wie? - spytałam zaintrygowana. Oni wymienili z sobą spojrzenie i Thomas kiwną do niej głową.

-Więc... Pamiętasz z kim miałam swój pierwszy pocałunek? - spytała Collins. Zastanowiłam się chwileczkę i odpowiedziałam.
-No to był Patrick jakiś tam, z którym chodziliśmy po podstawówki. To było na dyskotece pod koniec ostatniej klasy, prawda? Miałaś wtedy chyba piętnaście lat. Pamiętam, że byłam zdziwiona, że pomimo iż miałaś powodzenia stało się to tak późno.
-Nie do końca. To był mój drugi pocałunek... Pierwszy odbył się kilka miesięcy przed tamtym. Z kimś innym. Dokładnie to z Tommy... - wyznała.
-Że co kurwa? - słyszałam. Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Rebekah i Thomas?! O fuj, to jakby kazirodztwo! Oni byli wtedy jacyś naćpani? Na samą myśl było mi niedobrze.
-To było jak mieliśmy czternaście lat. Było to w sylwestra, ty byłaś wtedy w Nowym Jorku z rodzicami, a my zostaliśmy w Los Angeles - powiedziała Thomas, a ja wciąż byłam w szoku.
-Moi rodzice byli gośćmi jakieś imprezy dla celebrytów, a ja zostałam w domu. Tom i Beatrix też zostawiali sami, bo ich rodzice organizowali imprezę w firmie, a oni nie chcieli z nimi jechać. Więc postanowiliśmy spędzić ten dzień razem. I wtedy to się stało...

~Kilka lat wcześniej,
Perspektywa Rebekah~

-Dzieciaki! Jadę do znajomych na imprezę. Wrócę zanim starzy wrócą, więc nie musicie im mówić - mrugnąła okiem w naszą stronę.
-Nie jesteśmy dzieciakami, Bea. Ale okej, nic nim nie powiem - odpowiedział Thomas, a Beatrix szybko wyszła z ich domu. Rozwijałam się po salonie Rogers'ów, w którym teraz nastała całkowita cisza, którą przerwał dopiero dźwięk wybuchu fajerwerków.
-No i zostaliśmy sami. Oglądamy jakiś film jeszcze?
-Bez sensu już. Za chwilę północ, więc będziemy iść na dwór oglądać fajerwerki. Jeszcze dokładnie piętnaście minut - powiedziałam, patrząc na zegarek. Tommy kiwnął głową i podał mi szklankę z bezalkoholowym szampanem.
-Za co wznosimy toast? - zaśmiałam się lekko.
-Za nas, za naszą przyjaźń - powiedział, więc wznieśliśmy toast za to.

Nagle usłyszeliśmy jeszcze bardziej głośny wybuch i w całym domu zgadzało światło. Krzyknęłam głośno, podskakując aż na kanapie. Odnalazłam rękę chłopaka i chwyciłam ją mocno.
-Fajerwerki chyba trafiły w jakiś przewód. Za chwilę na pewno wróci.
-Mam nadzieję... - nadal nie puszczałam jego ręki.
-Chodźmy poszukać jakiś świeczek lub lampek. Może mamy jakieś w piwnicy - zaproponował i pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy do piwnicy. Za oświetlenie drogi służyły nam latarki w telefonach.
-Sprawdź w tym kartonie. Ja zobaczę w komodzie.
Kiwłam głową i zaczęłam szukać. Kiedy zobaczyłam wielkiego pająka, wrzasnęłam. Podbiegłam szybko do miejsca gdzie stał Tommy.
-Co się stało? - spytał.
-Tam był gigantyczny pająk!
Nie widziałam jego twarzy, bo latarka oświetlała tylko komodę, ale wiedziałam, że jest blisko. Czułam jego oddech.

-Oj Rebekah - zaśmiał się i chwycił luźne pasemko moich włosów. Wsadził je za moje ucho. Wydawało mi się, jakby nasze nosy miały się za chwilę zderzyć. Nie mogąc wytrzymać niezręcznego napięcia, delikatnie położyłam moje usta na jego ustach. Niezbyt wiedziałam co robić, ale powoli zaczęłam pogłębiać nasz.. pocałunek? Jego usta smakowały wiśniami, co pewnie było zasługą szampana o tym smaku.
-Przepraszam... - oderwałam się od niego po kilku sekundach. Tym razem to on złączył nasze usta bez pozwolenia. Chwyciłam go za rękę i uśmiechnęłam się lekko podczas pocałunku. Przestał dopiero, gdy znów zapaliły się światła.
-Już północ! - zawołałam i wybiegłam z piwnicy. Thomas pobiegł za nią. Wyszłam bez kurtki na ich ogród. Po chwili obok mnie pojawił się chłopak i zarzucił na mnie moją kurtkę. Staliśmy kilkanaście minut w ciszy, patrząc na fajerwerki.
-Nie mówmy o tym Kath. To może zniszczyć naszą przyjaźń - wypaliłam pierwsza.
-Masz rację. Tak będzie lepiej. Ale podobało mi się.
-Mi też, Tommy.

~~~

-To był też mój pierwszy poważny pocałunek. Nie powiedzieliśmy ci, bo baliśmy się, że to zniszczy nasza świętą trójce- powiedziała Thomas. Czy ktokolwiek potrafił mnie bardziej zadziwić?
-Jestem w stanie to zrozumieć i pogodzić się z tym, ale chcę coś wiedzieć. Czuliście wtedy coś do ciebie? Czy chcecie aby to się powtórzyło?
-Przez chwilę po tym naprawę czułam coś do Thomas'a, ale to przerodziło się w platoniczne uczucie. Nie jest mi już niezręcznie z tym, że całowałam mojego najlepszego przyjaciela - odpowiedziała Rebekah, uśmiechając się do chłopaka i do mnie.
-Ja przez jakiś czas też nie mogłem patrzeć na Bex jak na tylko przyjaciółkę, ale potem nie mogłem już traktować jej inaczej niż jak upierdliwą siostrzyczkę. Tak jest do teraz. Jesteśmy jak rodzeństwo.
-Dobra, koniec tematu, bo mi mózg przez was eksploduje. Skoro ta dziwna relacją jest już za wami to poprostu do tego nie wracajmy - powiedziałam, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co mi powiedzieli.

***
Dajcie znać czy chcecie więcej wystawek z innych perspektywy?

Rozdział został napisany o pierwszej w nocy, więc wybaczcie błędy 😂💗

Do następnego😘
H.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top