Bad Blood
Po czasie, który wydawał mu się dłużyć niemal jak wieczność - Loki został wypuszczony z żelaznego uścisku brata, który odsunął go od siebie na długość ramienia i mrużąc oczy zaczął krytycznie przyglądać się jego wymizerowanej sylwetce i nadal nienaturalnie wypranej z barw twarzy. Całokształt musiał jednak chociaż częściowo go zadowolić, bo błękitne oczy boga z chwili na chwilę zaczynały coraz mocniej błyszczeć radosnym blaskiem. (Loki przy okazji wolał nie myśleć jak tragicznie musiał się prezentować zaraz po odbiciu go z rąk Hydry, jeżeli nawet w obecnym stanie wszyscy dawali mu jawnie do zrozumienia, że ''już z nim lepiej''.)
- Thor! Gdzie byłeś jak cie nie było? - Szybko rzucił Clint, doskonale wiedząc, że zbyt dużo miłości Gromowładnego może tylko rozjuszyć Lokiego.
Odinson przez chwilę ignorował Hawkeyea w ciągu dalszym intensywnie przyglądając się bratu, zaraz jednak jakby się zreflektował i skierował niebieskie oczy na Bartona ewidentnie dopiero w tym momencie zauważając obecność Łucznika w pomieszczeniu.
- W Asgardzie. - Odpowiedział jednak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie, na co nadal siedząca na kanapie Natasha podniosła tylko brwi w wyrazie niemego zdziwienia. - Musiałem przeprowadzić z Wszechojcem ważną rozmowę i mówiąc szczerze, trwała ona wiele długich dni. Koniec końców jednak udało mi się namówić go, aby dał mojemu bratu jeszcze jedną szansę.
- Co masz na myśli mówiąc jeszcze jedną szansę? - Szybko wyrzucił z siebie Loki jednocześnie podnosząc brew w grymasie bliźniaczym do tego, który pojawił się na twarzy Wdowy zaledwie kilka sekund wcześniej.
- Mam na myśli tylko tyle, że Ojciec postanowił zwrócić ci zdecydowaną większość twojej magii i zadeklarował przy tym, że jeżeli tylko ''będziesz dobrze się sprawował'' - cokolwiek miałoby to oznaczać, przywróci ci też wszystkie tytuły, których cię pozbawił. - Wypowiadając te słowa Thor wydawał się znowu radosny jak labrador, a Laufeyson aż opadł z wrażenia na najbliżej stojącą kanapę.
Ostatnią rzeczą na świecie o której mógłby pomyśleć, że uratowała go ze szponów Hydry, było wybaczenie ze strony Odyna. Nigdy nie miał go za ciepłego i wyrozumiałego, szczególnie jeśli chodziło o wymagania stawiane jemu samemu, tym razem jednak przybrany ojciec (jak odważył się o nim pomyśleć pierwszy raz od dawien dawna) zaskoczył go jak jeszcze nigdy w jego długowiecznym życiu. Oczywiście, teraz, kiedy spokojnie analizował wszystkie za i przeciw, z prostej kalkulacji wyszło mu, że faktycznie, wszystko składało się na całkiem sensowną i logicznie spójną całość nieważne jak bardzo chciałby udawać, że tak nie było.
Bo niby jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nagle wróciła do niego cała magia wraz z utraconą siłą, których nie miał szansy poczuć już od bardzo długiego czasu?
Nagle jednak Loki zdał sobie sprawę, że jeśli całe zajście jest faktycznie zasługą samego w sobie Thora i w jego gestii znalazło się załatwienie cudownego ułaskawienia - chyba właśnie nadszedł moment w jego wielowiekowym istnieniu, w którym prawdopodobnie powinien chociaż odrobinę znowelizować swój sposób myślenia o przybranym bracie. Oczywiście - Loki nigdy nie przyznałby tego na głos, ale gdzieś w głębi serca realnie był przywiązany do tego blond kretyna - jak zwykł myśleć o Odinsonie kiedy zostawał sam z wnętrzem swojego umysłu. Jasne, Thor działał mu na nerwy jak nikt inny na świecie, ale dziecięca część jego świadomości w ciągu dalszym uważała go za kompana z dawnych lat a przy tym tez kogoś, kto był w jego życiu niemal od zawsze, towarzysząc mu w drodze od dzieciństwa i pierwszych świadomych wspomnień sprzed odległych już tysiącleci. To Thor zawsze był z nim kiedy tego potrzebował, zawsze był gotowy rzucić dla niego wszystko byleby tylko zająć czarnowłosego i był mu oddany chyba nawet bardziej niż Odynowy - świadomość tych faktów docierała do umysłu Lokiego aż nazbyt szybko jak na wieki wypierania takiego sposobu myślenia, aż zakręciło mu się w głowie od świeżo przyswojonych rewelacji. Dlatego teraz, patrząc na boga piorunów, który zdążył opaść na jedną z wielu kanap w wieży należącej do Anthonyego i niepewnie patrzył na niego tymi swoimi niebieskimi, niemal psimi oczami, Loki wiedział, że nadszedł najwyższy czas, żeby przestać zachowywać się w stosunku do niego jak obrażony przedszkolak - na którego pozował przez dziesiątki lat w towarzystwie całego Asgardzkiego dworu. Otwartość jednak nie leżała w jego naturze, a lata izolacji emocjonalnej w stosunku do przybranego brata nie mogły pójść w zapomnienie w ciągu paru sekund, po krótkim przemyśleniu jednak - Laufeyson zdecydował się w końcu zrobić pierwsze i najprostsze co przyszło mu do głowy - podziękować, a kiedy tylko słowa ''dziękuję, bracie'' padły z jego ust, wiedział, że podjął właściwą decyzję. Twarz gromowładnego rozjaśniła się jeszcze bardziej w szczerym z możliwych uśmiechów i wyglądał on przy tym, jakby Loki zrobił mu najwspanialszy prezent w całym jego życiu.
***
Dni Lokiego płynęły zadziwiająco szybko, chociaż nadal odczuwał skutki długotrwałego braku magii i uwięzienia. Często miał dreszcze, a z palców mimowolnie strzelały mu wtedy zielone iskry. Postanowił jednak ignorować to, co się z nim działo na rzecz zainteresowania Anthonym, którego nie odstępował na krok. Szczerze powiedziawszy, Loki zachowywał się zupełnie jak kot, podążając za Starkiem krok w krok i udając przy tym, że całkowicie przypadkowo zawsze znajdują się w tym samym pomieszczeniu i Laufeyson jeszcze większym przypadkiem zawsze ma wynalazcę w zasięgu wzroku.
Tak też było tym razem, kiedy to bóstwo odchylone wygodnie na kanapie w kącie pracowni Starka obserwowało jego poczynania przy zbroi delikatnie mrużąc przy tym oczy. Nic nie zapowiadało nagłej zmiany zachowania Starka, który do tej pory nucił którąś ze swoich ulubionych piosenek, którą Lokiemu udało się sklasyfikować jako utwór Led Zeppelin, tymczasem jednak Tony szybko obrócił się na pięcie, a jego ramiona wyraźnie się spięły.
- Wiesz co, Rogasiu? - Zadał mu pytanie nie oczekując zupełnie żadnej odpowiedzi, bo zaraz kontynuował. - Myślałem sobie, że mogę przemilczeć temat Howarda - to jest, mojego cudownego ojca. Ale chyba jednak tak się nie da.
- Co masz na myśli? - Odparł mu Loki opierając łokcie na kolanach i wyglądając przy tym jak archetypowy terapeuta.
- Mam na myśli to, że kiedy odbiliśmy cię Hydrze, znalazłem w ich bazie dokumenty odnośnie mojego ojca. I wiesz co? Od momentu powrotu do domu, nie odważyłem się do tego zajrzeć. - Stark mówiąc to usiadł na kanapie obok boga i oparł mu głowę na ramieniu, a Laufeyson dopiero w tym momencie poczuł, że jakimś cholernym cudem przegapił coś bardzo ważnego w zachowaniu Anthonyego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top