Rozdział 7
* Nowy Orlean *
Klaus zapukał do drzwi i wszedł do środka. Coś mu podpowiadało, że właśnie tu znajdzie Hayley, w pokoju jej córki. I nie mylił się. Brunetka wyglądała przez okno, widać było, że tęskni za córką. Sam nie czuł się najlepiej w ten sytuacji.
- Hayley - podszedł do niej.
Odwróciła się i spojrzała na niego. Czuli to samo, bardzo ich to do siebie zbliżyło. Ramię w ramię walczyli z wrogami i oboje tak samo źle się czuli, tęsknili za córką i chcieli sprowadzić ją do domu. Mieli wiele wspólnego, byli rodziną i zależało im na sobie, dopiero niedawno zaczęli to odkrywać.
- Minęło już tyle czasu... - powiedziała - Tęsknię za nią.
- Ja też - powiedział Klaus - Ale taki był plan, miała być z daleka od tego wszystkiego, bezpieczna.
- Tak plan był dobry, nie powinna być narażona na niebezpieczeństwo... - powiedziała Dziewczyna - Ale chciałabym być przy niej, móc ją przytulić. Upewnić się, że wszystko dobrze.
- Jest daleko stąd, szczęśliwa i bezpieczna - powiedział Klaus - To jest najważniejsze.
- Najważniejsze jest sprowadzenie naszej córki do domu - powiedziała Hayley.
- I zrobimy to - zapewnił Klaus.
Każdego dnia się o to starali. Szukali ukrywających się wrogów i pokonywali ich. Przekonywali do siebie mieszkające w tym mieście watahy wilkołaków, grupy wampirów, a nawet czarownic, że wszyscy mogą żyć tu razem bez wojen. No cóż, bardziej Elijha namawiał do pokoju, a Klaus zajmował się eliminowaniem wrogów. Ale nikt nie zamierzał spocząć póki najmłodsza Mikealosn, cała i zdrowa nie znajdzie się znów razem z nimi, ze swoją rodziną.
- Wiem, po prostu trwa tu dłużej niż myślałam - powiedziała.
- Jeszcze trochę... - odparł Klaus i niepewnie przytulił dziewczynę.
Przez ten czas więzy rodzinne się zacieśniły, także między tą dwójką. Mówią, że nic tak nie łączy jak wspólny wróg, a w tej chwili mieli ich wielu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top