Rozdział 4
Rano Ambar stała przed rezydencją tuż przy limuzynie, która miała zawieść ją do szkoły. Znudzona przeglądała portale społecznościowe na swoim telefonie. Ona bez problemu zdążyła wstać, ubrań się, umalować i w pełni przygotować na wyjście do szkoły. Jednak nie każdy był na tyle zdolny, by się nie spóźnić. Blondynka była zmuszona jeździć do szkoły, a czasem też wracać z niej razem z Luną Valente, córką pracowników.
- Jestem już ! - po chwili obok Blondynki przebiegła Brunetka.
- Mogłabyś w końcu przestać się spóźniać ? - spytała Smith. Wyprzedziła dziewczynę i pierwsza wsiadła do limuzyny - Mam dosyć czekania na Ciebie.
- Zaspałam - wyjaśniła Valente wsiadając do środka.
- Jak zawsze - stwierdziła Ambar wywracając przy tym oczami.
Obie zapięły pasy, a szofer odjechał spod rezydencji. Czekała je mniej więcej dziesięcio minutowo droga. To mało, ale w takim towarzystwie wystarczająco by zepsuć sobie humor. Obie za sobą nie przepadały. Odkąd tylko Luna pojawiła się w rezydencji Ambar była do niej negatywnie zaskoczona. Nie lubiła zmian, zwłaszcza tych których nie mogła kontrolować, a Luan od tak pojawiła się w jej domu. Nigdy tego nie przyznała, ale zazdrościła jej... Codziennie była zmuszona widzieć ją z jej rodzicami, jak się przytulają, śmieją, rozmawiają, jedzą razem śniadanie. Smith miała ciotkę i dziadka, wiedziała, że oni ją bardzo kochają, ale była tylko nastolatką i potrzebowała rodziców. A tego właśnie nie miała, a to Valente już tak. Do tego Ambar lubiła czuć się wyjątkowo, być najlepsza. Udawało jej się to bez problemu, jednak potem Luna pojawiła się też w szkole jak i Rollerze. W szkole nie było problemów, rok młodsza Valente nie radziła sobie z nauką i często musiała zostawać na dodatkowe, doszkalające lekcje. Na wrotkach jeździła lepiej, choć nie dorównywała starszej koleżance. Jednak w obu tych miejscach musiały znosić swoją obecność. Najgorszą rzeczną w ich relacji był Matteo Balsano. Pierwszy chłopak Ambar, jej pierwsza miłość. Ten sam do którego Luna zaczęła zarywać już od pierwszego dnia i ten sam który to właśnie dla małej Valente, zerwał z Ambar. To była kropla, która przelała czarę goryczy.
- Wszystko w porządku, Ambar ? - zagadnęła Luna.
- Obchodzi Cię to ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Smith.
Blondynka siedziała wpatrując się w krajobraz za oknem. Nie była zainteresowana rozmową z Luną. Nie widziała w tym sensu. Były wrogami, a to że musiały razem mieszkać i jeździć do szkoły nigdy nie sprawi, że relacja między nimi ulegnie zmianie.
- Skoro spytałam to chyba tak - powiedziała Valente.
- Skup się lepiej na sobie i na tym byś się nie spóźniała - odrzekła Ambar spoglądając na nią - Bo następnym razem nie będę na ciebie czekać i będziesz musiała sama iść na piechotę do szkoły.
- Z Tobą naprawdę nie da się wytrzymać - odrzekła Luna kręcąc przy tym głową.
- Słucham ? - oburzyła się Blondynka.
Możliwe, że między dziewczynami wybuchłaby kolejna kłótnia, ale w tym samym czasie samochód zatrzymał się pod szkołą Blake Couth Collage i obie wysiadły.
- Nieważne, zapomnij - powiedziała Luna patrząc na Blondynkę - Muszę iść do Matteo bo pewnie czeka na mnie. Śmieszne, kiedyś pewnie tak czekał codziennie na Ciebie, ale teraz ma kogoś lepszego no i lepszy gust...
Valente uśmiechnęła się niewinnie i poszła w kierunku szkoły. Tak naprawdę nie było w niej nic niewinnego. Zgrywała dobrą dziewczynkę, ale potrafiła być wredna i złośliwa. Tak jak teraz, przypominając Ambar dokładnie to, co wiedziała, że bardzo ją zrani.
Jednak Smith nie pozwalała by takie sprawy ją dołowały, była ponad tym, silniejsza od wszystkich. Z uniesioną głową, ruszyła do szkoły. Szybkim krokiem wyminęła Lunę, posłała stojącemu przy drzwiach Matteo lekko uśmiech, po czym od razu skierowała się do klasy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top