Rozdział 25

- Hope jeszcze nie wróciła ? - spytał Klaus.

Mężczyzna wszedł do pokoju, który teraz na parę dni był sypialnią Hayley. Na jakiś czasu musieli zostać tu choć chyba woleliby już wrócić do Nowego Orlanu. Jednak ich córka przywiązała się do tego życia i ludzi. Nie mogli jej pospieszać. Po tym czasie rozłąki i tak najważniejsze było, że znowu są razem.

- Napisała wiadomość, że wróci rano - odpowiedziała Hayley - Została u Matteo.

- U chłopaka na noc ? - uniósł brwi ku góry - I nie masz nic przeciwko temu ?

- Klaus... - spojrzała na niego z rozbawieniem - Ona ma już siedemnaście lat, nie jest dzieckiem.

- To nie znaczy, że może nie wracać do domu.

- Nigdy bym nie pomyślała, że możesz być nadopiekuńczym tatusiem - zaśmiała się Brunetka - Ale to dobrze - dodała po chwili  - O wiele wolę byś czasem przesadzał niż byś się nią nie interesował.

- Wiesz, że Hope jest dla mnie najważniejsza - odpowiedział Mężczyzna - Tak samo jak dla Ciebie.

- Wiem.

Oboje przeszli już wiele. A początek nie był łatwy. Właściwie środek i koniec też nie. W tej rodzinie nic nie było łatwe. Ale zbliżyli się do siebie, byli rodzicami, przyjaciółmi... Łączyło ich więcej niż myśleli i lubili swoje towarzystwo.

- Ale i tak mi się nie podoba, że zostaje na noc u jakiegoś chłopaka - powiedział Klaus.

- To jej życie - odrzekła Hayley - Zbudowała je tutaj sama bez nas... Myślę, że musimy pozwolić jej nacieszyć się ostatnimi chwilami z przyjaciółmi, a potem pożegnać się.

- Wiem, że to nie jest łatwe dla niej... Po prostu martwię się o nią.

- Ja też.

Brunetka podeszła bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. Gdy spojrzał w jej oczy zobaczył zrozumienie. Coraz lepiej się dogadywali, przechodzili przez to sam, czuli to samo i mogli się wspierać.

- Poradzimy sobie.

- Jak zawsze - odrzekł Klaus.

Co by się nie działo, mogli liczyć na siebie i razem stawiać czoło problemom. Byli rodziną, a rodzina to najsilniejsza siła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top