Rozdział 21
Po rozmowie z Hayley, Hope/Ambar błąkała się samotnie po domu. Zeszła do kuchni po szklankę wody, chodziła po korytarzach i znowu wróciła do swojego pokoju. Chciała wszystko w spokoju przemyśleć, zrozumieć, wymyślić rozwiązanie idealne na wszystko. Odzyskanie rodziców, wspomnień, swojego życia, a nawet prawdziwego imienia było czymś niesamowitym i zdecydowanie dobrym. Ale zostawienie tego życia, już takie nie było. Jak miała zapomnieć o wrotkach, śpiewnie, a zwłaszcza o Emili, Delfinie, Benicio i Matteo. Nie chciała ich stracić, a nie mogła tu zostać ani zabrać ich ze sobą...
Rozmyślanie ponownie przerwało jej pukanie do drzwi.
- Mogę wejść ? - usłyszała pytanie Klausa.
Mężczyzna stał w drzwiach i przyglądał się jej. Dla niego też to wszystko było trudne. Też bardzo tęsknił za córką i cieszył się, że znowu są razem. Tylko jemu przyznawanie tego, okazywanie uczuć przychodziło trudniej niż Hayley.
- Jasne - odpowiedziała.
Klaus wszedł do pokoju córki, zamykając za sobą drzwi i podszedł do niej do okna. Oboje mieli zwyczaj obserwować świat na zewnątrz podczas rozmyśleń. Byli do siebie bardzo podobni.
- Rano rozmawiałaś z mamą.
- A więc teraz Twoja kolej na rozmowę ? - zaśmiała się Blondynka.
- Jeśli chcesz ze mną rozmawiać to czemu nie - spojrzał na Dziewczynę - Wiem, że nie często to mówię, ale Kocham Cię Hope. Też bardzo za Tobą tęskniłem.
- Wiem tato... - uśmiechnęła się lekko - I też Cię kocham.
Wypowiadanie tych słów dla żadnego z nich nie było łatwe. Jednak gdy już to się udało, sprawiało to wielkie szczęście. Mężczyzna przytulił córkę do siebie. Brakowało mu tego. Naprawdę szczerze i bezwarunkowo kochał ją. Kochał ją nad wszystko, nad własne życie. To właśnie ona zmieniła go, sprawiała że chciał być lepszym, być godnym bycia jej ojcem. I każdego dnia przez wszystkie te lata uczyła go czegoś nowego. Miłości.
Blondynka dobrze czuła się w ramionach taty. Czuła z nim silną wieź. Kochała go i mimo różnych opowieści które o nich słyszała, a teraz sobie przypomniała, wiedziała, że nie jest złą osobą. Dla rodziny, a zwłaszcza dla niej zrobiłby wszystko. Tak samo jak ona. Potrafiła robić niemiłe rzeczy, ale gdy chodziło o ludzi na których jej zależy, nic nie mogło jej powstrzymać.
- Dobrze się czujesz ? - spytał Klaus i delikatnie pogłaskał ją po policzku - Pamiętasz już wszystko, jesteś gotowa wrócić do domu ?
- Czuję się dobrze - odparła Blondynka - Wszystko pamiętam, ale... Zbudowałam tu sobie życie, ciężko będzie mi je zostawić.
- Słyszałem, podobno znalazłaś tu przyjaciół...
- I nie chce ich stracić, ale wiem, że to nie jest łatwe - powiedziała.
- W tej rodzinie nic nigdy nie jest łatwe - uśmiechnął się lekko - Ale zawsze dajemy radę, bo jesteśmy razem.
Tak, to właśnie jest rodzina. O tym właśnie marzyła Ambar nie pamiętając swojej przeszłości. Teraz pamiętała to uczucie gdy myślała, że jest sama i była taka szczęśliwa, że to nieprawda. Że ma rodzinę i to nie byle jaką rodzinę. Rodzinę która ją kocha i zrobi dla niej wszystko.
- Nie tylko poznałam nowych ludzi, ale odnalazłam nowe pasję - powiedziała Hope - Zaczęłam śpiewać i jeździć na wrotkach. To jak malowanie. Wtedy też czuję się wolna, szczęśliwa... Czuję że kontroluje wszystkie swoje emocje, demony...
- Doskonale wiem co masz na myśli - odrzekł Klaus.
To przecież on zawsze malował gdy jak to mówił kontrolować swoje demony i nie dać im wygrać. Było tak od wielu, wielu lat i tą zdolność, zamiłowanie do sztuki córka bo nim odziedziczyła. Był dumny i szczęśliwy, że może to z nią dzielić.
- Em... Chciałabym żebyś kiedyś zobaczył jak jeżdżę na wrotkach albo śpiewam - powiedziała Blondynka - Staram się być najlepsza...
Zależało jej na akceptacji ojca. Chciała robić na nim wrażenie, był był z niej dumny. Pod pewnym względem z mamą było łatwiej. Mama to mama, kocha, wspiera i wybacza. Tata, zwłaszcza gdy jest nim Klaus Mikealson zdaje się być kimś bardziej wymagającym.
- Z chęcią - uśmiechnął się - Jak wrócimy do domu też będziesz mogła śpiewać. Nie jestem pewien czy w Nowym Orleanie jest tor do jazdy na wrotkach, ale nawet jeśli nie to już ja się tym zajmę by powstał, specjalnie dla Ciebie.
- Dziękuję... To wiele dla mnie znaczy.
Oboje uśmiechnęli się do siebie. Oboje chcieli zrobić na sobie nawzajem jak najlepsze wrażenie i by ta relacja była jak najlepsza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top