Rozdział dziesiąty: Mogę spać z Tobą?
— Nie mam ochoty na twoje gierki Ethan. Wypuść mnie — warknęłam, łapiąc za klamkę. Szarpnęłam ją, ale drzwi ani drgnęły.
— Nie — jego głos, by nadzwyczajnie spokojny — Wyglądasz, jakbyś chciała zrobić coś głupiego.
— Czyli? — warknęłam, krzyżując z nim spojrzenie. Przez jego twarz przebiegł cień rozbawienia, który szybko zatuszował, kierując wzrok na jezdnie.
— Nie wiem Scarlett co skrywa się w tej twojej ślicznej główce, ale masz teraz nieobliczalne spojrzenie.
Zmarszczyłam brew na jego słowa. Co takiego według niego mogłam zrobić, że nie chciał mnie spuszczać z oczu.
Podpalenie magazyny było jedynie słodką fantazją, ale nie posunęła bym się do takie czynu. Zdecydowanie szybciej powiadomiłabym policję o tym miejscu. Może nielegalne walki i zakłady na Bronxie, by ich zaciekawiły.
Tak zdecydowanie to nie był głupi pomysł i możliwe, że naprawdę na jakiś czas mógłby zatrzymać ten cyrk.
Wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon. Oczywiście nie od razu miałam zamiar wprowadzić mój plan w życie. Chciałam jedynie zobaczyć, czy Naomi nic mi nie napisała. Mimo że byłam na nią strasznie zła, to wystarczyło słowo, żeby wróciła po nią.
— Daj telefon — wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Spojrzałam na niego krzywo.
— Nie oddam ci swojego telefonu — pokręciłam głową.
— Dawaj to — wyrwał mi urządzenie z ręki.
Zamarłam, gdy otworzył szybę i wystawił mój telefon na zewnątrz. Przerażona otworzyłam szerzej oczy.
I to mnie miał czelność nazywać nieobliczalną?
— Ethan — szepnęłam, wstrzymując oddech.
— Powiedz, że nie zrobisz nic głupiego — trzymam mój telefon jedynie opuszkami palców — Powiedz to.
Spojrzałam na niego i niestety nie udało mi się zapanować nad wzburzeniem. Ethan zauważył moją reakcję, ale wydawało się, że wcale się nią nie przejął.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie mogłam przecież szarpać się z nim jak prowadził auto.
Mimo że w dzisiejszych czasach telefon był jak narząd niezbędny do przeżycia nie zamierzałam ryzykować przy prędkości prawie sześćdziesięciu mil na godzinę.
— Nie zrobię — wycedziłam z z trudem, przełykając ślinę.
Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, ale po chwili zamknął szybę. Zamiast, jednak oddać mi moją własność rzucił ją na tył auta.
Rozchyliłam szybko powieki i zgromiłam go wzrokiem. Nie przejął się tym zbytnio.
Chciałam krzyczeć z frustracji, ale powstrzymałam się. Sięgnęłam do zapięcia pasa, gdy warknięcie Ethan'a powstrzymało mnie od dalszego ruchu.
— Ani mi się waż odpinać pas — nie spojrzał na mnie, jedynie zacisnął dłonie na kierownicy z taką siłą, że pobielały mu knykcie.
— Bo co? — zapytałam zuchwale.
— Bo przysięgam, że resztę drogi spędzisz w pieprzonym bagażniku Scarlett.
Spojrzał na mnie bez żadnego wyrazu. Poddałam się. Nie miałam ochoty się z nim żreć. Prawda była taka, że nie chciałam spędzać dzisiejszej nocy w domu i, mimo że nie do końca miałam też ochotę spędzać nią z nim to zawsze mogło być gorzej.
Prześpię się na tej cholernej kanapie albo w pokoju Eriki, która zapewne spędza noc z Willem, bo wątpiłam, żeby chciał zabrać mnie do mieszkania, kiedy ona tam była.
Zbyt wiele musiałbym wytłumaczyć.
— Muszę napisać do mamy, żeby się nie martwiła — skłamałam, wiedząc, że rodzice od wczoraj byli w San Diego. Chciałam mieć przy sobie telefon, gdyby Naomi się odezwała.
Ethan spojrzał na mnie podejrzliwie, ale po chwili jego twarz nieznacznie złagodniała.
— Możesz z mojego — wyciągnął z kieszeni bluzy telefon i podał mi go — Napisz, że zostajesz na noc u koleżanki.
Spojrzałam na niego uchylając szeroko wargi. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
— Chyba masz jakieś prawda? — zapytał, zerkając na mnie ukosem.
— Nie spędzę z Tobą nocy — odparłam, ignorując jego prowokujące pytanie.
— Już raz to zrobiłaś. I chyba nie było najgorzej — mruknął — Zapisz sobie przy okazji mój numer.
— W jakim celu?
— Żebyś następnym razem mogła zadzwonić — spojrzał na mnie ponownie — Nawalająca w drzwi mieszkania, w którym jestem rozhisteryzowana nastolatka nie ukazuje mnie w dobrym świetle.
Przewróciłam oczyma. Szczerze wątpiłam, że Ethan przejmował się opinią innych.
— Nie będzie następnego razu — rzuciłam pełna przekonania, ściskając w dłoni jego telefon — Kochana mamo — zaczęłam, stukając ostentacyjnie w ekran — Uprowadził mnie psychol, ale nie martw się wrócę jutro. PS. Oczekuj mnie w foliowym worku na podjeździe.
— Preferuje materiałowe — mruknął zwinnie, zmieniając bieg — Nie słyszałaś, że plastik nie jest dobry dla środowiska?
Westchnęłam cicho wracając do pisania SMS-a, którego oczywiście wysłałam na swój numer, a nie mamy. Mój telefon zawibrował gdzieś z tyłu auta, a ja powstrzymałam się od sięgnięcia po niego.
— Nie jedziemy do Midtown? — zapytałam, widząc, jak niebezpiecznie oddalamy się od centrum.
— Nie — pokręcił głową — Jedziemy do mnie.
***
Podsumowując — jechałam w nieznanym mi kierunku po nieudanej próbie odciągnięcia siostry od Scotta z chłopakiem, o którym wiedziałam jedynie tyle, że jest bratem dziewczyny mojego przyjaciela.
Było świetnie.
Gdy tylko skręciliśmy w zapuszczoną dzielnicę Tremont serce zabiło mi szybciej. Wlepiłam wzrok w domy, które mijaliśmy, jadąc wąską zapuszczoną drogą. Z większości z nich odłaziła farba, a podwórka były zaniedbane. Nagle zaczęłam ciszyć się z faktu, że samochód zamknięty był od środka.
Ethan zaparkował przed domem, który wyróżniał się na tle innych. Był odnowiony, a przynajmniej tak wyglądał oświetlony jedynie reflektorami auta. Wjechaliśmy do pustego garażu. Kiedy klapa opadła chłopak zgasił silnik i wysiadł.
— Chyba nie spędzisz nocy w aucie? — zapytał, nachylając się przez uchylone drzwi.
Zacisnęłam usta w wąską linie, ale nic nie odpowiedziałam. Byłam na przegranej pozycji.
Ruszyłam za nim z rękoma schowanymi w kiszenie bluzy. Gdy tylko weszliśmy do środka domu moją uwagę przykuł fakt, że na ścianach nie było żadnych zdjęć ani żadnych dekoracji. Wystrój był minimalny i bardzo stonowany.
Ten dom był pustym, mrocznym miejscem.
— Mogę mój telefon? — spojrzałam na niego, gdy stanęliśmy w niewielkiej kuchni.
— Nie. Dostaniesz rano — rzucił po prostu, otwierając lodówkę.
— Wiesz, że to, co robisz jest popieprzone? — zapytałam — Nie możesz mnie tu przetrzymywać.
Spojrzał na mnie, jakbym właśnie poprawiła mu humor na resztę nocy.
— W takim razie droga wolna Scarlett — zmrużył oczy, kładąc na blat obie dłonie — Idź, jak tak bardzo tego chcesz.
Dobrze wiedział, że nigdzie nie pójdę. Nie miałam telefonu, pieniędzy ani pojęcia jak dojść, stąd do domu lub do najbliższego postoju taksówek czy przystanku.
— Jesteś głodna? — zapytał, wyciągając z lodówki jakieś produkty.
Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Cofnęłam się do przedpokoju i zdjęłam kurtkę, wieszając ją na wieszaku przy drzwiach. Buty postawiłam przy małej komodzie, która była jedynym meblem w zasięgu wzroku i wróciłam do kuchni, gdzie chłopak przyrządzał sobie coś do jedzenia.
Miałam tak ściśnięty z nerwów żołądek, że sam zapach przyprawił mnie o mdłości.
Gdy tylko przeszłam przez próg oddzielający kuchnie od salonu wstrzymałam oddech i zatrzymałam się gwałtownie. Przy kanapie na ciemnej podłodze leżał wielki pies. Chyba doberman. Podniósł łeb i obserwował mnie spokojnie, choć ze sporym zainteresowaniem. Serce załomotało mi w piersi.
— To twój? — szepnęłam, robiąc nieświadomie krok w tył.
— Znajomego — odparł Ethan, wchodząc z talerzem w głąb salonu — To Maya.
Jak gdyby nic przeszedł obok psa i usiadł na kanapie, chwytając za pilota.
— Gdzie sypialnia? — zapytałam, rozglądając się po salonie, gdzie oprócz kanapy stała tylko szafka na telewizor i mału stolik.
— Po lewej.
Skinęłam głową, udając się we wskazanym przez chłopaka kierunku. Szybko przekonałam się, że z trojga drzwi po lewej stronie korytarza jedne były drzwiami od łazienki, a drugie zamknięte na klucz.
Stanęłam w progu sypialni, wlepiając wzrok w łóżko stojące na środku pomiędzy dwoma stolikami nocnymi.
— Oczywiście jedno łóżko — mruknęłam pod nosem — Nie ma drugiej? — zapytałam już głośnej, tak żeby mnie usłyszał.
— To nie hotel Scarlett — mruknął.
Przewróciłam oczyma i zamknęłam drzwi od sypialni, stając ponownie w progu salonu.
— Prześpię się na kanapie.
— Jak chcesz — wzruszył ramionami, nie patrząc na mnie — Weź sobie z szafy jakieś rzeczy na przebranie.
— Ależ ty dobroduszny — mruknęłam. Nie odpowiedział nic jedynie spojrzał na mnie pobłażliwie.
— Drzwi są zamknięte, a w oknach są kraty, nie próbuj niczego Scarlett.
Nie skomentowałam nawet jego słów tylko ruszyłam w stronę toalety. Potrzebowałam prysznica.
Łazienka była w dobrym stanie, chociaż kabina prysznicowa była nieco stara i trzeba było długo czekać, aż woda przynajmniej trochę się nagrzeje.
Długi czas stałam pod ciepłym strumieniem wody, starając się rozluźnić ciało. Zmywanie makijażu bez płynu było niesamowicie czasochłonne, ale gdy w końcu udało mi się pozbyć czarnych cieni po tuszu pod oczyma założyłam na siebie czarny t-shirt, który chwyciłam z szafy Ethan'a. Był luźny i sięgał mi do połowy ud. Złożyłam swoje ubrania i zostawiłam je na stojącej w rogu pralce.
Wyszłam z łazienki, wycierając wilgotne jeszcze włosy ręcznikiem. Mieszkanie było pogrążone w ciszy i ciemności. Przeszłam przez korytarz i otwartą kuchnię, aż do salonu, który oświetlała ledwo świecąca żarówka w lampie.
Podeszłam do kanapy i chwyciłam za kołdrę, która leżała złożona razem z poduszką na oparciu. Wlepiłam wzrok w Maye, która leżała rozłożona na drugim końcu mojego dzisiejszego łóżka.
— Nie boję się Ciebie — zmrużyłam oczy, patrząc na psa, który jedynie zamerdał ogonem.
Przerażał mnie, jak całe to miejsce.
***
Nie mogłam zasnąć. Nie tylko dlatego, że Maya zajęła mi połowę kanapy, a na dworze szalała wichura, przez co drzwi jednego z domów obok co jakiś czas z hukiem zamykały i otwierały się na zmianę.
Słowa Naomi o byciu idealną córką cały czas dźwięczały mi w głowie niczym pieprzone echo. Przez całe życie uczono mnie, że powinnam robić to, czego ode mnie oczekiwano i co wypadało, bo tylko w taki sposób mogłam być idealna.
Ale przecież ja taka nie byłam. Miałam pełno wad, które ukrywałam pod płaszczykiem idealnej córki, najlepszej uczennicy i dobrej przyjaciółki. Z tym ostatnim miałam największy problem, ale się starałam. Musiałam odkupić swoje winy.
Wstałam bezszelestnie z łóżka, obserwując bacznie psa, który nawet się nie poruszył. Mimo wszystko zachowałam ostrożność. Przeszłam na palcach do kuchni po butelkę wody, która stała na blacie.
Gdy tylko sięgnęłam po nią dobiegł mnie stłumiony dźwięk melodii, gdzieś w pobliżu. Ściskając w dłoni butelkę ruszyłam przed siebie. Parterowy dom nie był zbyt duży, więc szybko zdałam sobie sprawę, że dźwięk nie dochodził z żadnego z pokoi.
Zaniepokojona tym ruszyłam w kierunku sypialni Ethan'a. Zapukałam w drewnianą powierzchnie, ale nie usłyszałam żadnego poruszenia po drugiej stronie. Mimo wszystko uchyliłam drzwi i zajrzałam niepewnie do środka, ale gdy tylko mój wzrok padł na puste łóżko cofnęłam się.
Wszystkie inne pomieszczenia były zamknięte. Przez myśl przeszło mi, że może gdzieś wyszedł, ale niemożliwe, żebym tego nie usłyszała.
Znów przeszłam do kuchni i salonu, patrząc, czy Maya pozostała na swoim miejscu, a następnie ruszyłam w stronę drzwi do garażu. Chciałam się upewnić, czy aby mnie tu nie zostawił samej w środku nocy.
Pchnęłam drzwi, wchodząc do garażu, gdzie zastałam czarnego Chevroleta Camaro. Gdy już miałam wracać do salonu przekonana, że postradałam zmysły mój wzrok padł na uchylone drzwi w kącie garażu, których wcześniej nie zauważyłam.
Zacisnęłam dłoń na butelce wody, którą dalej trzymałam w ręce i pewnie ruszyłam w ich stronę.
Czułam się niczym bohaterka horroru idąca do podejrzanego pokoju z narzędziem, które w żaden sposób jej nie pomoże przy, chociażby najmniejszym zagrożeniu.
Butelką mogłam jedynie zabić pająka.
Popchnęłam drzwi, otwierając je na pełną szerokość, a gdy ukazały się przede mną strome drewniane schody niemal oddech ugrzązł mi w gardle. Jednak to właśnie stamtąd dobiegała muzyka, która zdawała się grać w zapętleniu odkąd tylko ją usłyszałam.
Mimo że każdy fragment mojego ciała mówił, że to zły pomysł to zignorowałam go.
Całe życie robiłam to, co powinnam. Może przyszedł czas, żeby przestać słuchać głosu rozsądku.
Z każdym moim krokiem muzyka nabierała na sile. Skupiłam się na melodii oraz tym, żeby nie pokonać reszty schodów na tyłku. Były cholernie strome.
Nim się obejrzałam, stałam na ostatnim schodku, patrząc na wielką nieznacznie oświetloną przestrzeń. Omiotłam wzrokiem piwnice, przerobioną na siłownię, której pozazdrościć może niejeden sportowy klub, który widziałam.
Byłam tak zaskoczona tym, co miałam przed oczyma, że nie zauważyłam, że muzyka umilkła.
— Coś się stało? — głos Ethan'a wypełnił ciszę, a ja dopiero teraz odnalazłam go wzorkiem.
Stał boso przy czarnym worku treningowym zawieszonym na suficie w samych szortach i obwiązanymi bandażami dłoniach. Widziałam go już w takim wydaniu kilka razy i za każdym razem wyglądał równie dobrze.
Tym razem dodatkowo jego ciało lśniło od potu co nie wiem, dlaczego w mojej głowie dodawało mu atrakcyjności.
Jednak nie dałam się zwariować. To tylko przystojny facet bez koszulki, a nie czek na milion dolarów.
— Nie mogę zasnąć — odpowiedziałam szczerze, owijając się ramionami. Przebiegł mnie dreszcz, gdy chłód klimatyzacji owiał moje nogi.
Ethan nic nie odpowiedział, ale też nie wygonił mnie na górę. Kliknął coś na telefonie i rzucił go na ławkę treningową, obracając się do mnie tyłem.
— Co to za piosenka? — zapytałam, przysiadając na przed ostatnim schodku.
Skoro nie spał to wolałam już siedzieć tutaj z nim, słuchając muzyki, niż sama u góry.
— Atlantis, Seafret — odparł, nie odrywając wzroku od worka zawieszonego przed nim.
Gdy tylko piosenka zaczęła znów grać od początku zamachnął się i uderzył mocno w worek. Wzdrygałam się lekko na ten pusty huk, który mimo głośnej muzyki dobiegł do moich uszów.
Nie wiem, ile tak siedziałam, słuchając zapętlonej piosenki oraz patrząc na napinające się mięśnie chłopaka towarzyszące każdemu uderzeniu worka.
— Nie zadręczaj się Scarlett — zwrócił się do mnie. Słyszałam jak stara, by jego głos brzmiał łagodnie — Jesteś młoda, chcesz zadowolić rodziców to nic złego. Przechodziłem przez to lata temu.
Uniosłam spojrzenie na jego twarz. Nie sądziłam, że będzie próbować mnie pocieszyć. Nie chciałam tego. Ostatnie, czego dziś pragnęłam to, żeby widział we mnie słabość.
— I co się stało? — zapytałam. Nie ukrywałam, że byłam niesamowicie zaciekawiona co poróżniło Ethan'a z rodziną.
— Zrozumiałem, że nie warto.
Jego spojrzenie było prawie nieobecne. Już wcześniej zauważyłam, że coś dręczy, ale byłam zbyt skupiona na swoich problemach było go o to zapytać. Ethan na swój dziwaczny pokręcony sposób pomógł mi i chciałam odwdzięczyć się tym samym. Mimo że domyślałam się, że dręczył go problem, z którym nie mogłam mu pomóc to nie szkodziło zapytać.
— Wszystko w porządku? — przerwałam ciszę, patrząc na niego uważnie — Mam wrażenie, że jesteś dziś smutny.
Na moje słowa Ethan złapał za worek i zastygł bez ruchu. Stał do mnie tyłem, przez co mogłam zobaczyć jak jedynie spuszcza głowę i rozluźnia plecy. Jakby ściągał z nich jakiś niewidzialny ciężar.
— Gorszy dzień — odparł po chwili i puścił worek, siadając na ławce obok.
Obserwowałam jak w ciszy odwiązuje bandaże i rzuca je na podłogę. Kilka razy rozprostował dłonie co spowodowałam niewielki grymas na jego twarzy.
Podniosłam się ze schodów i chwyciłam za butelkę wody, ruszając w jego stronę.
— Chcesz o tym pogadać? — zapytałam, stając naprzeciw niego z wyciągniętą w jego stronę butelką wody — To podobno pomaga.
Ethan uniósł głowę, krzyżując ze mną spojrzenie. Ciemne kosmyki jego włosów przyklejały się mu do wilgotnego od potu czoła. Patrzyłam, starając się go rozszyfrować, ale chociaż patrzył wprost na mnie, jego twarz znów nie zdradzała żadnych emocji.
Chyba zdenerwowało go to, że dostrzegłam jego smutek.
— Może innym razem — chwycił za butelkę wody i znów spuścił głowę.
Przewróciłam oczyma i obróciłam się wracając na schody. Ławka była zbyt mała, żebyśmy zmieścili się na niej bez ocierania się o siebie.
— Jesteś strasznie skryty Ethan.
— To jakiś problem? — zapytał chwilę po tym, jak z wyraźną ulgą upił spory łyk wody.
— Tak, bo chciałabym Cię poznać — te słowa opuściły moje usta, zanim zdążyłam pomyśleć.
Mimo że może nie chciałam tego powiedzieć w tak ostentacyjny sposób to była to prawda. Ciekawiła mnie jego osoba od samego początku.
Chciałam wiedzieć, kim był Ethan Colman — domyśliłam się, że skoro Erika miała nazwisko po matce, to on przejął je po ojcu — od niego samego, a nie domysłów, czy opowieść Riki.
Ciekawiła mnie jego relacja z rodzicami, jak stać go na takie auto i dom w tak młodym wieku, chciałam wiedzieć, jak trafił na ring... z dziwnych osobistych pobudek po prostu chciałam znać jego historię.
— Nie wystarczy Ci tyle, że jestem starszym bratem Eriki? — westchnął, opierając łokcie na kolanach i spojrzał ma mnie pobłażliwie.
Niemal od razu pokręciłam głową.
— Ty trochę o mnie wiesz — odparłam na swoją obronę. To był chyba dobry argument.
Ethan spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Jakbym powiedział coś, co go zaskoczyło.
— A co takiego twoim zdaniem wiem? — zapytał, nie odrywając ciemnych tęczówek od mojej twarzy.
— Chociażby, jak się nazywam, gdzie mieszkam, znasz moich znajomych, wiesz, gdzie chodzę do szkoły — odpowiedziałam pewnie.
— Wymieniałaś właśnie wszystko, czego mógłbym się dowiedzieć w ciągu kilku minut, używając komórki.
Rozchyliłam usta, by po chwili je zamknąć. Cholera, miał rację. Byłam mu równie obca co on mnie. Nie znał mnie bardziej, niż ludzie, których na co dzień mijałam w szkole.
— Prawda jest taka, że ja o tobie też nic nie wiem Scarlett — rzucił, jakby słyszał moje myśli — Może wydawać Ci się inaczej, ale nie siedzę w twojej głowie i nie znam twoich myśli.
— Czasami mam inne wrażenie — mruknęłam pod nosem, spuszczając wzrok na splątane na kolanach dłonie.
— Czemu chcesz mnie poznać? — zapytał nagle.
— Nie wiem — odpowiedziałam, unosząc głowę. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że odczuwałam taką wewnętrzną potrzebę.
Już wystarczająco się dziś skompromitowałam.
— Daj znać, jak się dowiesz — rzucił, wstając z ławki — A teraz wracaj na górę.
Wiedziałam, że to koniec rozmowy na dziś. Nie wyciągnę od niego niczego, czego chciałam się dowiedzieć dopóki nie powiem mu, dlaczego chciałam go poznać. Cóż... dość uczciwa wymiana.
Przez chwilę jeszcze obserwowałam chłopaka, który chodził, odkładając różne sprzęty na miejsce. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale zmęczenie zaczęło być coraz bardziej odczuwalne.
Wstałam ze schodów i omiotłam jeszcze raz wzrokiem piwnice.
Bez słowa ruszyłam do góry, zaciskając dłoń na poręczy. Na samą myśl o skórzanej zimnej sofie i hałasie dobiegającym zza nieszczelnego okna jęknęłam podświadomie.
— Ethan? — przystanęłam w połowie schodów, nachylając się lekko w stronę, gdzie ostatni raz widziałam bruneta.
— Tak? — spojrzał na mnie zza jednej z maszyn stojących przy ścianie pokrytej lustrami.
— Mogę spać z Tobą?
Nawet nie próbował ukryć rozbawienia na twarzy wywołanego moim pytaniem. Pewnie tylko na nie czekał od momentu, gdy wybrałam spanie w salonie.
— Maya pewnie zajęła mi już kanapę — dodałam, argumentując moje pytanie.
— Wiesz, że możesz ją przegonić na podłogę? — zapytał, uśmiechając się cwanie.
— Bez urazy Ethan, ale z waszej dwójki to ona wygląda groźniej — uśmiechnęłam się szczerze — To jak? Mogę spać z tobą?
— Prawa strona łóżka jest moja — rzucił, na co mój uśmiech się poszerzył.
Ruszyłam szybkim krokiem, przemierzając schody, garaż a następnie, zabierając z salonu swoje rzeczy. Maya spała na kawałku kołdry, ale na szczęście udało mi się wysunąć ją bez budzenia psa.
Po chwili już weszłam do sypialni Ethan'a z poduszką i kołdrą pod pachną. Dopiero gdy podeszłam do łóżka zauważyłam, że zamiast kołdry leżał na nim koc. Nie widziałam, jak się czuć z faktem, że to mnie oddał kołdrę, a sam chciał spać pod cienkim materiałem koca. Pewnie po prostu zrobił to z uprzejmości po moim parszywym dniu, którego był świadkiem.
Odepchnęłam od siebie wszelkie domysły, wiedząc, że zbyt wiele poświęcam na bezsensowną analizę i położyłam się po wolnej stronie materaca. Przykryłam się szczelnie kołdrą i zapaliłam małą lampkę przy łóżku, zamykając powieki.
Po zaledwie kilku minutach poczułam jak materac po drugiej stronie się ugina. Wzięłam głębszy oddech, czując zapach żelu pod prysznic.
— Już drugi raz lądujemy w jednym łóżku — jego głos odbił się od ścian pokoju. Uchyliłam lekko powieki, ale leżałam do niego tyłem, więc mogłam jedynie wyobrazić sobie ten cwany uśmiech na jego twarzy.
— Znów wykorzystasz to przeciwko mnie? — mruknęłam równie cicho wtulając twarz w poduszkę.
— Nie tym razem — jego szept rozbrzmiał tuż przy moim uchu, a po chwili pokój spowiła całkowita ciemność — Ale uważaj, bo przy trzeci pomyślę, że mnie lubisz.
***
Obudziłam się w pustym łóżku w wymiętej pościeli. Nie miałam pojęcia, która była godzina. Na ślepo dotknęłam drugiej strony łóżka, która okazała się zimna. Ethan musiał wstać już dawno.
Otworzyłam oczy i wbiłam wzrok w biały sufit, a za chwilę podniosłam się do pozycji siedzącej i przełożyłam nogi za materac, kładąc stopy na zimnych panelach.
Omiotłam wzrokiem pokój, zatrzymując oczy na wielkim biurku pod ścianą, na której leżał stos książek. Jednak moją uwagę najbardziej przykuł leżący przy nich mój telefon. Zerwałam się z łóżka i niemal podbiegłam, łapiąc za urządzenie.
Szybko przekonałam się, że nie miałam ani jednej wiadomości, nieodebranego połączenia, czy nawet głupiego powiadomienia z mediów społecznościowych.
Nikt nie zauważył mojego zniknięcia na te kilkanaście godzin. Fantastycznie.
Zablokowałam telefon, ściskając go w dłoni i podeszłam do okna, po czym popatrzyłam na mały ogród. Trawnik był zadbany, a czarny płot na tyle wysoki, że zapewniał prywatność jednak, tak jak reszta domu był przerażająco pusty.
Jakby nikt nigdy z niego nie korzystał.
Wyszłam z sypialni uprzednio sprawdzając, czy na korytarzu czasem nie natknę się psa, ale ten musiał dalej być w salonie. Pewnym krokiem przeszłam przez korytarz, przystając na dosłownie kilka sekund przy łazience, słysząc dobiegający zza drzwi odgłos lecącej spod prysznica wody.
Gdy tylko weszłam do kuchni poczułam słodki zapach unoszący się w powietrzu. Na blacie stał talerz ze starannie złożonymi naleśnikami z jakimś kremem na zewnątrz oraz borówkami, a przy, nim dzbanek kawy.
Podeszłam bliżej widząc, że w zlewie leżał identyczny talerz. Czy to znaczyło, że zrobił mi śniadanie?
Zmrużyłam oczy, czując ścisk w żołądku. Przypomniałam sobie, że od wczorajszego popołudnia nic nie jadłam.
Rozejrzałam się po kuchni oraz części widocznego salonu, mimo uchylonych drzwi na taras panowała tu niesamowita cisza, do której nie byłam przyzwyczajona.
Zapach świeżej kawy, który poczułam, siadając na jednym z dwóch wysokich krzeseł przy wyspie sprawił, że poranek stał się lepszy.
— Jak zjesz ubieraj się — głos Ethan'a rozbrzmiał po mieszkaniu, gdy tylko przystawiłam kubek do ust.
Nim obróciłam się, by spojrzeć na niego, wszedł do kuchni jedynie z ręcznikiem przepasanym przez biodra. Bezwstydnie zawiesiłam wzrok na jego klatce piersiowej, po której spływały jeszcze kroplę wody.
— Znów mnie gdzieś wywiesisz? — zapytałam podejrzliwie, nabijając na widelec borówkę.
Ethan uśmiechnął się krzywo, po czym spojrzał na mnie.
— Chyba chcesz wrócić do domu?
Nie powiedział nic więcej. Odszedł w kierunku sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Znów miał parszywy humor.
***
Kiedy tylko zaparkowaliśmy pod parterowym lokalem na Long Island westchnęłam ciężko. Przez całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie słowem, ale naprawdę miałam nadzieje, że tym razem odwiezie mnie do domu.
Gdy tylko zgasił silnik spojrzałam na niego oczekując wyjaśnień. Przeszło mi przez myśl, że może musiał coś załatwić i za kilka minut znów ruszymy w drogę do Upper Side.
— Chodź — jego niski głos wypełnił wnętrze auta. Nawet na mnie nie spojrzał.
Myślałam, że wczorajszej nocy udało mi się wkraść pod tę jego maskę obojętności i chłodu, ale widocznie myliłam się. W nocy był dla mnie miły, bo było mu mnie żal i obchodziło go jedynie, żebym nie zrobiła nic głupiego.
Strasznie zależało mu na tym pieprzonym magazynie na Bronxie.
— Co to za miejsce? — zapytałam, widząc, jak odpina pas.
Nie odpowiedział. Wysiadł i stanął przy aucie. Zacisnęłam usta w wąska linie, ale również chwyciłam za klamkę drzwi.
Znów był skryty i małomówny. Zaczęłam wierzyć, że jedynie pod osłoną nocy pozwalał sobie na odrobinę emocji.
Staliśmy przed jednym z kilkunastu lokali usytuowanych wzdłuż chodnika między salonem fryzjerskim a studiem tatuażu.
Ethan podszedł do drzwi i z kieszeni spodni wyciągnął pęk kluczy. W ciszy obserwowałam jak wkłada jeden z nich do zamka i przekręca.
— Powiesz mi, co to za miejsce i co tu robimy? — spróbowałam ponownie, podchodząc bliżej.
— Nikt o nim nie wie, tak samo o moim domu w Tremont i chciałbym, żeby tak zostało, jasne? — spojrzał na mnie z góry uchylając lekko drzwi.
Przeniosłam wzrok na, nie wiedząc, że nie miałam wyjścia. O ile teraz wiedziałam, gdzie byłam i jak mogłam trafić do domu, to wyszłabym na hipokrytkę, odrzucając okazje do poznania go.
W końcu w nocy usilnie tego chciałam.
Spojrzałam w jego ciemne tęczówki i skinęłam głową, zapewniając go, że jego tajemnice są ze mną bezpieczne.
Kiedy tylko weszliśmy do środka ogarnęło mnie uczucie déjà vu. Stałam w pomieszczeniu przypominającym siłownie w jego domu w Tremont, tyle że ta była jeszcze nieskończona. Na podłodze leżały kartony i folia ochronna, na której stały pozamykane puszki farby, pędzle i wałki malarskie. Z sufitu gdzieniegdzie zwisały kable.
Jedyną rzeczą, która wyglądała na ostatecznie skończoną był ring bokserski.
Był nowy. I wyglądał znacznie bardziej profesjonalnie, niż ten, który widziałam wczoraj.
— Miałem zaledwie piętnaście lat, gdy trafiłem na ring — zaczął powoli, wypowiadając z naciskiem każde słowo — Słyszałem, że mam talent i mogę wiele zarobić.
Ethan podszedł do ringu i położył dłoń na jego narożniku.
— Przez pięć lat walczyłem w różnych miejscach, ale to na Bronxie było najgorsze — zerknął przez ramię, jakby chciał się upewnić, że go słucham — Pieniądze przyciągają zbyt wielu młodych i niedoświadczonych dzieciaków. Wiesz, jakie to frustrujące widzieć, jak ktoś popełnia twoje błędy? — znów na mnie spojrzał, ale nie oczekiwał odpowiedzi — Stworze tu miejsce, dla tych wszystkich dzieciaków, które tego potrzebują.
Uchyliłam usta, patrząc na niego w ciszy. Dopiero po chwili doszły do mnie jego słowa. Chciał im pomóc. Tym wszystkim dzieciakom, które wiedziałam wczoraj w magazynie.
— Dlaczego ktokolwiek tego potrzebuje? — zapytałam cicho prawie szeptem, patrząc na ring.
Ethan spojrzał na mnie, przechylając lekko głowę i chwycił za linę, podnosząc ją w górę.
— Chodź — machnął głową, wskazując na ring — Pokaże Ci.
Nawet się nie zastanawiałam. Po prostu ruszyłam w jego stronę, nachylając się, by przejść pod liną.
Gdy tylko stanęłam na twardym jeszcze lśniącym nowością parkiecie przeszły mnie ciarki. Przed oczyma miałam tylko ring z Bronxu pokryty potem i krwią.
— Zamknij oczy — jego ton i wyraz twarzy wskazywał, że nie będzie tolerował nieposłuszeństwa.
Gdyby nie to, że zżerała mnie ciekawość to nie przystałabym na jego polecenie tak szybko.
Gdy tylko przymknęłam powieki poczułam jak chwyta mnie za dłoń, na co spięłam się lekko. Nie trzymał jej jednak długo. Zaledwie po chwili poczułam pod palcami gumową linę otaczającą ring.
— Co czujesz?
— Linę — palnęłam. Mimo że oczy miałam zamknięte to mogłam się założyć, że się uśmiechnął.
— Granice — jego głos rozbrzmiał tuż przy moim uchu — Ring to twój umysł, a liny to jego granice — położył dłonie na moich ramionach, prowadząc mnie wzdłuż gumowych lin —, Tak jak nie możesz wyjść poza swój umysł póki żyjesz tak nie możesz przekroczyć linii póki trwa walka. Wychodząc na ring przede wszystkim staczasz walkę sam ze sobą. Strach, złość, adrenalina to wszystko chce przejąć nad tobą kontrolę, a ty nie możesz im na to pozwolić.
Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę jak blisko mnie stał.
— Uważasz, że te walki są bez sensu tak? —zapytał, na co skinęłam głową.
— Są niebezpieczne i jak sam mówiłeś ryzykowne.
— Ryzykowne są walki na Bronxie, gdzie pieniądze są warte więcej, niż życie — odparł, patrząc na mnie twardo, jakby był zły, że nie zrozumiałam jego słów — Nie ma nic złego w dobrym boksie z zasadami. Przychodzisz i odreagowujesz, pozbywasz się tych negatywnych emocji zamieniasz to na adrenalinę.
— A nie można użyć do tego worka treningowego? — przerwałam mu.
— Jak myślisz, co jest lepsze? — zapytał, ale nie czekał na moją odpowiedź — Wchodzą na ten ring nie widzisz swojego przeciwnika jako osobę jako tego, kim jest. Widzisz go jako swoje słabości, wady i błędy. Utożsamiasz go ze swoimi uczuciami i w ten sposób z nimi walczysz. Na tym ringu nie walczysz z nikim innym oprócz siebie.
— Dlatego to robisz? — musiałam zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy — Bijesz się, żeby mieć kontrolę?
Przez jego twarz przemknął słaby uśmiech.
— A ty tego nie robisz? — zapytał poniekąd, odpowiadając na moje pytanie.
Zmarszczyłam brew, nie odrywając od niego oczu.
— Od kiedy robisz wszystko to, co wypada? — jego pytanie sprawiło, że zacisnęłam dłoń na linie.
Odsunęłam się od niego wbijając wzrok w ścianę za nim. Nie podobało mi się to jak szybko mnie przejrzał.
— Od dnia, w którym na chwilę o tym zapomniałam i stało się coś strasznego — głos mi drżał. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się stało.
Nie pamiętam, kiedy, ostatnio wracałam wspomnieniami do tamtego dnia.
— Widzisz Scarlett... — westchnął nie ciągnąć tematu za co byłam mu niezmiernie wdzięczna — Oboje staczamy codziennie największą bitwę. Walkę przeciwko nam samym — znów stanął niesamowicie blisko mnie — I wiesz, co jest w niej takiego niesamowitego? — zapytał, na co pokręciłam głową — Że prawie zawsze, jesteśmy na straconej pozycji.
XX
Kolejne rozdziały wpadną wieczorem! 🫶🏻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top