Rozdział dwudziesty; Jesteś bardziej do mnie podobna niż ci się wydaje.
— Zrywasz się?
Znajomy głos rozbrzmiał tuż przy moim boku, kiedy przeszukiwałam wnętrze torebki.
Uniosłam wzrok i przekręciłam głowę krzyżując spojrzenie ze stojącym obok mnie
Davidem na szkolnym dziedzińcu przed budynkiem.
— Można tak powiedzieć — odparłam stawiając torebkę na pobliskim murku. Jak zawsze nie mogłam znaleźć telefonu, który dosłownie minutę temu wrzuciłam w otchłań torby — Idę na imprezę urodzinową koleżanki mamy i mam fryzjera za godzinę.
— Widzę, że traktujesz to bardzo poważnie — zaśmiał się cicho.
— To urodziny jednej z najbogatszych kobiet na zachodnim wybrzeżu — spojrzałam na niego — Nie wpuściliby mnie w tym czymś — wskazałam na splątane w coś przypominającego kok włosy.
Blondyn przewrócił oczami na moje słowa, a ja znów zanurkowałam we wnętrzu torebki.
Miałam godzinę, żeby dojechać do domu, zostawiać rzeczy i pojechać do fryzjera.
Zaczęłam żałować, że nie wzięłam rano auta.
— Scarlett — blondyn ściszył nieznacznie głos nachylając się w moją stronę — Chyba ktoś po Ciebie przyjechał.
Ściągnęłam brwi zaciskając dłoń na pasku torebki. Niemal w zwolnionym tempie obróciłam głowę i spojrzałam przez ramię w kierunku, w którym on patrzył.
Serce dziwnie ścisnęło mi się w piersi, gdy tylko dostrzegłam stojące przy chodniku czarne Camaro i opartego o niego Ethan'a.
Stał tak po prostu z włożonymi do kieszeni kurtki rękoma i skrzyżowanymi w kostkach nogach patrząc wprost na mnie.
Niemal fizycznie poczułam intensywność jego spojrzenia.
Musiałam obrócić wzrok na chwilę, bo z jakiegoś powodu uśmiech pchał mi się na usta.
— Skąd pomysł, że do mnie? — zapytałam zerkając w zielone tęczówki Teller'a.
— Bo gdyby jego wzrok zabijał leżałbym już martwy.
Parsknęłam kręcąc głową i rzucając mu przepraszające spojrzenie. Pożegnałam się z nim i bez zbędnego zwlekania ruszyłam w stronę chłopaka za mną.
Nie widzieliśmy się od tamtej nocy. Nie odpisałam również na jego wiadomość z podziękowaniem, bo nie znalazłam żadnych słów, które miałyby wtedy sens. Po prostu wiedziałam, że szybciej czy później spotkamy się jakimś trafem i będziemy musieli przebrnąć przez te niezręczną chwilę.
I wszystko wskazywało na to, że właśnie teraz miało się to stać.
Z jak najbardziej naturalnym wyrazem twarzy zbliżałam się do niego z każdym krokiem. Jego ciemne kosmyki włosów wystawały spod czarnego kaptura na jego głowie. Patrzył na mnie bez większego wyrazu jednak coś nowego pojawiło się na jego twarzy.
Coś niemal niezauważalnego.
— Twój chłopak wygląda na miłego — rzucił, gdy tylko stanęłam w odległości nieco ponad metra od niego.
Uniosłam brew i spojrzałam na niego unosząc brwi.
Kompletnie mnie zaskoczył tymi słowami, ale sprawił, że niezręczne powitanie mieliśmy już za sobą.
— Naprawdę?
— Nie — mruknął — Coś mi się w nim nie podoba.
Powstrzymałam parsknięcie.
— Cóż ty się z nim nie spotkasz — wzruszyłam ramionami — Ja też nie, więc możemy skończyć ten temat — przechyliłam głowę — I nie rzucaj takimi tekstami, bo pomyśle, że jesteś zazdrosny.
Ethan odbił się od karoserii auta i wyciągnął dłonie z kieszeni unosząc delikatnie kącik ust.
Nie mogłam go rozgryźć w tamtej chwili i naprawdę nie wiedziałam co chciał osiągnąć przyjeżdżając pod moją szkołę. Kolejny już raz.
— Co tu robisz? — zapytałam wlepiając spojrzenie w jego brązowe tęczówki.
— Przyjechałem porozmawiać.
Był jedyną osobą, która potrafiła po prostu pojawić się bez zapowiedzi i najnormalniej w świecie oświadczyć, że chce porozmawiać.
— Mogłeś mnie uprzedzić.
Przechylił głowę i zaśmiał się krótko. To był jeden z tych dźwięków, które sprawiały, że mój kącik ust unosił się.
— Wtedy zepsuł bym efekt zaskoczenia.
Musiałam przygryźć wnętrze policzka, żeby nie uśmiechnąć się zbyt szeroko.
Nie mógł przecież pomyśleć, że zostały mu odpuszczone wszystkie winy tylko dlatego, że z nim spałam.
— Doceniam pomysł, ale mam trochę mało czasu — włożyłam dłonie do kieszeni kurtki zerkając na niego.
Momentalnie uśmiech z jego twarzy zniknął.
— Naprawdę będziesz mnie zbywać tak denną wymówką? — ton jego głosu nie był już tak przyjemny jak przed sekundą.
Przewróciłam oczyma. Strasznie szybko się denerwował, gdy coś nie szło po jego myśli.
Zupełnie jak... cholera. Zupełnie jak ja.
— Nie, ja naprawdę mam mało czasu — wyjaśniłam nie odrywając wzorku od jego twarzy — Mam fryzjera za godzinę.
Zmrużył oczy jakby to miało mu pomóc w ocenie czy mówiłam prawdę.
Kiedy tak przenikliwie mi się przyglądał w mojej głowie zaczęły się przebijać wspomnienia ostatnich spędzonych wspólnie chwil przez które poczułam dziwnie skrępowana. Zapewnił mnie, że pamiętał tamten wieczór przynamniej w jakimś stopniu.
Nie wiem czy nie wolałabym, gdyby jednak było inaczej.
— Wsiadaj — jego twarz znów złagodniała — Porozmawiamy w drodze.
Patrzyłam, jak obchodzi auto i otwiera drzwi od strony kierowcy.
Stałam bez ruchu wlepiając w niego oczy. Wiedziałam, że będzie chciał porozmawiać o tamtej nocy tylko nie miałam pojęcia co chciał usłyszeć. Nie zamierzałam mu opowiadać wszystkich szczegółów, jeśli ich nie pamiętał.
Prawdę mówiąc sama pamiętałam wszystko jak przez mgłę z powodu natłoku bodźców i odczuć jakie mi wtedy towarzyszyły.
— Nie otworzę Ci drzwi, jeśli na to czekasz — jego zabarwiony rozbawieniem głos wyrwał mnie z letargu.
Przewróciłam oczyma. Niesamowicie często to robiłam w jego towarzystwie, ale nie znajdowałam żadnego lepiej wyrażającego moje odczucia gestu.
— Nawet przez myśl mi to nie przeszło Ethan — rzuciłam sięgając do klamki.
Usadowiłam się w wygodnym fotelu czarnego Camaro stawiając torebkę na podłodze przy stopach, a następnie chwyciłam za pas.
Kilka chwil później Ethan odpalił silnik, który wydał z siebie stłumiony ryk i wyjechał ze szkolnego parkingu kierując się w stronę Upper Side.
Kolejny raz chcąc ze mną porozmawiać milczał czekając aż to ja przerwę ciszę. Dziwną miał taktykę, ale działała.
Za każdym razem to robiłam.
— Nie możesz się tak patrzyć na ludzi — rzuciłam obracając głowę w jego stronę. Miałam na myśli spojrzenie jakim obdarzył David'a — To ich odstrasza.
Widziałam, jak się uśmiechnął na moje słowa, a następnie również obrócił głowę.
W jego oczach dostrzegłam jakiś dziwny błysk.
— Na ciebie jakoś nie działa.
Zaśmiałam się krótko.
— Widocznie musisz się bardziej postarać w moim przypadku — wzruszyłam ramionami odgarniając włosy do tyłu.
To było dziwne. Tak po prostu sobie rozmawialiśmy o niczym z uśmiechem na twarzy.
On był jakiś dziwny. Zupełnie jakbym coś kombinował.
Wyjechaliśmy na jedną z głównych dróg prowadzących do Upper Side. W głośnikach rozbrzmiał utwór Lovelytheband Broken, który skutecznie wypełniał ciszę między nami.
Gdy już myślałam, że Ethan odpuści sobie chęć rozmowy jego niski głos dobiegł do mnie odrywając mnie od patrzenia za szybę.
— Pamiętam, wszystko — w jego odbiciu w szybie dostrzegłam jak ponownie skręca głowę w moją stronę. Nie mogłam zrobić tego samego — Dlatego się nie odzywałem. Chciałem sobie wszystko przypomnieć i poukładać.
Przymknęłam na chwilę powieki biorąc głęboki wdech i zmusiłam się, żeby na niego spojrzeć.
– Okej.
Zmarszczył brwi. Nie widziałam, czego oczekiwał względem mnie, ale najwyraźniej nie takiej odpowiedzi.
— Okej? — w jego głosie było słychać zdezorientowanie — Tylko tyle chcesz mi powiedzieć?
– Co mam powiedzieć? Stało się — rzuciłam krzyżując ramiona na piersi — Zapomnijmy o tym — dodałam całkiem poważnie wlepiając wzrok w przednią szybę.
— Nie.
— Co nie? — ściągnęłam brwi.
— Nie zapomnimy o tym — wyjaśnił zmieniając bieg.
— Dlaczego? — mruknęłam pod nosem.
Westchnął. Ethan nie lubił pytań. Przynamniej tak mi się wydawało.
— Bo tego nie chcę Scarlett.
Spojrzałam na niego z myślą, iż żartował, ale tak nie było. Zamilkłam przygryzając wnętrze policzka.
Niedawno zauważyłam, że Ethan wypowiadał moje imię w sposób jaki nikt inny tego nie robił. Nie wiem, czy to zasługa tonacji głosu czy akcentu na poszczególne litery, ale za każdym razem, gdy rozbrzmiewało one z jego ust miałam wrażenie, że słyszałam je po raz pierwszy.
Westchnęłam w końcu ciężko odpychając od siebie te dziwne myśli.
— Musisz wszystko komplikować? — wbiłam tył głowy w zagłówek fotela.
— Właśnie chce zapobiec komplikacjom — powiedział nie odrywając wzroku od jezdni — Musimy coś ustalić, jeśli to ma się powtórzyć...
Przerwałam mu zanim zdążył dokończyć.
— Zwolnij — uniosłam dłoń wbijając wzrok w jego profil — Nie wiem jakie procesy myślowe zachodząc w twojej głowie, ale ja nie planuję tego powtórzyć.
Przechyliłam głowę z lekkim rozbawieniem, kiedy zdałam sobie sprawę, z jakim przekonaniem zaczął mówić o wyimaginowanej powtórce tamtej nocy.
Był nieco zbyt pewny siebie.
— Tego co się stało też nie planowaliśmy — nuta przekąsu w jego głosie nie mogła umknąć moje uwadze.
Ale niestety musiałam się z nim zgodzić. Nie miałam w planach tamtego spotkania z nim, a już na pewno nie miałam tego co zaszło później.
Planowanie czegokolwiek w naszej relacji nie musiało większego sensu.
— Dobrze w takim razie porozmawiamy o tym jak to się powtórzy — oznajmiłam stanowczo.
Unikanie rozmów było moim hobby.
— Myślałem, że bardziej będzie Ci zależeć na rozmowie — spojrzał na mnie zatrzymując się na światłach — Nie poznaje Cię.
Spojrzałam na niego z przekornym uśmiechem.
— Nie znasz mnie tak dobrze jak Ci się wydaje Ethan — oparłam łokieć na podłokietniku.
— Najwyraźniej — mruknął znów przenosząc wzrok na jezdnie.
Gdy tylko światło zmieniło się na zielone ruszył przed siebie.
Sięgnęłam po telefon. Miałam niecałe czterdzieści minut do wizyty u fryzjera, który miał mnie zrobić na bóstwo przed imprezą w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Nowym Jorku.
— Mógłbyś trochę przyspieszyć? — zapytałam patrząc na godzinę — Jeśli przegapię fryzjera matka mnie udusi.
— Jakaś specjalna okazja?
Skinęłam głową.
— Impreza urodzinowa połączona z bankietem charytatywnym — wyrecytowałam.
— Ty tak serio? — nie krył rozbawienia.
Przewróciłam oczyma.
— Przecież sama bym tego nie wymyśliła — rzuciłam czekając na jakąś ciętą ripostę.
Jednak nic takiego nie usłyszałam.
— Gdzie?
Ściągnęłam brwi.
— A co? — zapytałam podejrzliwe — Mam Ci załatwić zaproszenie?
Zaśmiał się krótko po czym spojrzał na mnie.
— Broń Boże — odpowiedział ze śmiertelnie poważną miną na co tym razem ja się zaśmiałam — Zawieźć Cię? — jego pytanie zupełnie mnie zaskoczyło.
— Do fryzjera? — zapytałam na co skinął głową — Poważnie pytasz?
— Tak
Poprawiłam się w fotelu i utkwiłam w nim spojrzenie.
— Podejrzanie się zachowujesz — stwierdziłam — Nie chcę żebyś traktował mnie inaczej, tylko dlatego co się stało — mówiłam szczerze — Nie jesteś mi nic winien.
Przewrócił oczami na moje słowa.
— Ja tylko proponuję Ci podwózkę do fryzjera — rzucił spokojnym głosem — To takie podejrzane?
— Tak — odparłam niemal od razu.
— Próbuje być miły — zerknął na mnie ukosem — To też jest podejrzane?
Uśmiechnęłam się i znów oparłam łokieć o podłokietnik i nachyliłam się w jego kierunku.
— To jest tym bardziej podejrzane — nie mogłam już dłużej powstrzymać uśmiechu na mojej twarzy.
Moje bariery pękały, a pęta dobrych manier rwały się z jego powodu.
A niech go i te jego piękne oczy i uśmiech diabli wezmą.
***
— Layla pomogła Ci w wyborze? — dobiegł mnie głos rodzicielki.
Uniosłam głowę, żeby skrzyżować z nią spojrzenie.
Ruth O'Hara patrzyła na moją czarną długą satynową sukienkę z długim rękawem i głębokim dekoltem. Wiedziałam, że to właśnie on był odpowiedzialny za jej grymas na twarzy.
— Nie podoba ci się? — zapytałam ignorując wzmiankę o dziewczynie.
Moja matka nie przepadała za Laylą. Uważała, że miała na mnie zły wpływ. Według niej powinnam otaczać się w gronie osób z podobnymi planami na przyszłość, a nie nastolatką, która nie przepuści żadnej imprezy w okolicy.
Nie mogłam się z nią zgodzić. Gdybym miała spędzić chociaż godzinę z ludźmi takimi jak ja oszalałabym. Potrzebowałam Layli, jej sercowych rozterek, szalonych opowieści z imprez i tej beztroski.
— Jest ładna — skinęła głową poprawiając torebkę na ramieniu — Ale nie schylaj się.
Przewróciłam oczyma spuszczając wzrok.
Gdy tylko zbliżyłyśmy się do przeszklonych drzwi hotelu Aman New York ubrany w smoking mężczyzna otworzył je przed nami posyłając szeroki uśmiech.
Aman był nowym wcieleniem stuletniego Crown Building. Na wynajęcie apartamentu na jedną dobre trzeba było zaopatrzyć się w kilka tysięcy dolarów.
Nasze płaszcze odebrała stojąca przy wejściu kobieta, a następnie zaczęła prowadzić nas w kierunku sali bankietowej, w której już zbierał się pokaźny tłum ludzi.
Nie tak chciałam spędzać piątkowy wieczór, ale nie miałam wystarczająco dobrych argumentów, żeby wywinąć się z imprezy.
— Pamiętaj pierwsze dobre wrażenie — rzuciła do mnie rodzicielka przez ramię.
Powstrzymałam przewrócenie oczyma. Trochę żałowałam, że tak jak Naomi nie leżałam w domu z gorączką, albo nie pojechałam do San Francisco podpisywać jakiś kontrakt jak ojciec. Nie, żebym nie przepadała za tego typu wydarzeniami, ale po prostu chciałabym spędzić wieczór w inny sposób.
Mimo wszystko miałam dobry humor i wątpiłam, żeby coś go popsuło.
Sala bankietowa, do której zostałyśmy wprowadzone była ogromna. Beżowo granatowa kolorystyka nadawała elegancji i klasy. Potężne szklane żyrandole zwisały z sufitu, a na karniszach wielkich francuskich okien wysiały aksamitne zasłony.
Mieściło się tu około dwudziestu naprawdę dużych okrągłych stołów, na których stały wielkie wieńce kwiatowe i srebrne świeczniki.
Nie zdziwił mnie ten przepych. Annalise Donovan była szychą w świecie deweloperki.
Moja matka nie przepadała za nią prywatnie, ale ją szanowała a to coś znacznie ważniejszego. Podziwiała jej ambicje i zaparcie.
Zawsze powtarzała, że do celu powinno się iść nawet po trupach, a Annalise bez wątpienia to robiła.
Mówiono nawet, że to ona wrobiła swojego już od pięciu lat byłego męża w oszustwa podatkowe żeby wygrać w sprawie rozwodowej oraz przejąć jego udziały w firmie.
Nie miałam pojęcia ile było w tym prawdy.
— Ruth jak dobrze, że już jesteś — melodyjny głos rozbrzmiał przy naszym boku.
Uniosłam spojrzenie na czarnowłosą kobietę w długiej czerwonej sukni z zarzuconym na ramionach szalem.
Wysoka, elegancka, o regularnej kompleksji i harmonijnych ruchach. Nawet tak błahą czynność jak witanie się z gośćmi uśmiechem wykonywała z gracją, z iście królewską godnością.
Annalise Donovan we własnej osobie.
— Nie mogłam przegapić takiego wydarzenia — odezwała się moja matka równie nacechowanym uprzejmością głosem kładąc dłoń na jej ramieniu.
— Właśnie przyjechali inwestorzy z San Diego — nachyliła się w jej stronę — Przedstawię Cię zanim zdążą dojść do baru — złapała ją po ramię i zerknęła w moją stronę — A ty się zabaw dziecko, gdzieś tutaj kręcą się moi synowie. Rozpoczynasz ich na pewno — puściła mi oczko.
Wiedziałam, że moja rodzicielka wolałaby żebym stała u jej boku i przysłuchiwała się rozmową dorosłych, ale nie stawiała się, gdy Annalise pociągnęła ją w tłum.
Westchnęłam cicho i rozejrzałam się wokół nie dostrzegając nikogo znajomego w moim przedziale wiekowym. Jednak bym tego też pewien plus, a mianowicie nigdzie nie widziałam rozpieszczonych synów Pani Donovan.
Młodszy z nich Jason, który był o rok ode mnie straszy był prawdziwym utrapieniem. Spotkałam go wystarczającą ilość razy, żebym stwierdzić, iż był największym dupkiem i arogantem jakiego znałam.
Muzyka grała głośno, w sali zrobiło się tłoczno i duszno. Kręciłam się bez celu między stolikami szukając wzrokiem matki, która zdawała się zapaść pod ziemię i unikając Jasona, którego czarna czupryna mignęła mi przed oczyma jakiś czas temu.
W miarę mi to wychodziło.
Po obejściu sali kolejny raz podeszłam do baru. Opierając dłonie o blat przyjrzałam się butelką różnych alkoholi postawionych na szklanych półkach.
— Coś mocnego proszę — rzuciłam do zapewne nieco starszego chłopaka za ladą na co on zmierzył mnie wzrokiem.
— A dowodzić jest?
Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie chciałam się upić, a jedynie wypić jednego drinka z nudów. Nie sądziłam, że będzie z tym problem.
Ale cóż... nie miałam zamiaru naciskać. Kiedy już miałam zrezygnować i odjeść gdzieś za moimi plecami rozległ się znajomy głos.
— Daj jej co chce Trey.
Zerknęłam przez ramię natrafiając na błękitne tęczówki wlepione we mnie bez wstydu.
Jason Donovan opierał się o bar poprawiając mankiety białej koszuli. Miał na sobie czarną marynarkę, spodnie i tego samego koloru muchę. Jego czarne nieco kręcone włosy zaczesane były do tyłu zapewne przy użyciu niemałej ilości żelu.
Mogłam zrozumieć co dziewczyny w nim widziały poza zawartością portfela. Jason miał najbardziej niebieskie oczy jakie w życiu widziałam, taki odcień pochodzący pod turkus, od którego nie dało się oderwać spojrzenia. Dodatkowo ten kolor jego tęczówek niesamowicie dobrze kontrastował z jego ciemnymi włosami, brwiami oraz ostrymi rysami twarzy.
Był jednak bucem.
— Nie musisz — odparłam widząc jak barman skina głową i chwyta za butelki z alkoholem.
Jason uśmiechnął się cwanie i stanął przy moim boku.
Zdecydowanie zbyt blisko.
— Ładnie wyglądasz — oznajmił oblizując spierzchnięte usta.
— Ty też niczego sobie — przyznałam lustrując go wzrokiem.
Załatwił mi alkohol więc musiałam być miła. Przynamniej do póki nie dostanę w dłonie drinka.
— Powiedz mi coś czego nie wiem skarbie.
Przewróciłam oczyma, ale nic nie odpowiedziałam.
Skupiłam się na barmanie, który właśnie podstawił mi pod nos szkło wypełnione różowo czerwoną mieszanką alkoholi. Uśmiechnęłam się do niego.
— Dzięki za pomoc — rzuciłam do Jasona, który nadal stał przy moim boku.
Donovan przysunął się jeszcze bliżej przez co musiałam zadrzeć głowę, żeby utrzymać z nim kontakt wzrostowy.
Wyciągnął coś z kieszeni spodni i wsunął pod moją dłoń leżąca na blacie baru.
— Co to? — zapytałam czując plastik pod opuszkami palców.
— Przepustka do raju — mruknął nachylając się lekko z tym swoim chytrym uśmiechem — Wiesz, gdzie mnie szukać, jak znudzi ci się ta stypa.
Po tych słowach po prostu odszedł, a ja wbiłam wzrok w plastikową kartę do pokoju hotelowego. Co się właśnie wydarzyło?
Potrząsnęłam głową chwytając za drinka i przystawiłam go do ust.
Nie miałam w planach rozmyślać o zachowaniu Jasona. Było jakieś tysiąc innych rzeczy, które były znacznie ciekawsze.
Obróciłam się na pięcie ze szklanką i kartą w dłoni z zamiarem porzucania jej gdzieś w kącie, gdy na mojej drodze stanęła starsza kobieta, z którą niemal się nie zderzyłam.
— Przepraszam. Nie zauważyłam Pani — uśmiechnęłam się lekko robiąc krok w tył.
— Och moja wina — machnęła dłonią, również się uśmiechając — Scarlett córka Ruth, prawda? — wlepiła we mnie spojrzenie.
— Dokładnie — skinęłam głową patrząc w jej pogodne niebieskie tęczówki.
— Jestem Ava — wyciągnęła dłoń w moją stronę — Uczyłam twoją mamę na studiach.
Niemal nie skrzywiłam się na wzmiance o studiach. Nie myślałam o nich od kilku dni.
To były przyjemne dni.
— Miło mi — uścisnęłam jej pomarszczoną dłoń w drugiej nadal trzymając alkohol i kartę do pokoju.
— Słyszałam, że też się wybierasz na Harvard — dostrzegłam błysk w jej oku. Niektórzy naprawdę traktowali te szkołę wyższa jak górę złota — Pewnie nie możesz się doczekać, prawda?
Uchyliłam usta, by po chwili znów je zamknąć. Byłam gotowa na to pytanie, ale gdy tylko padło z ust kobiety cała powtarzana od lat formułka wyparowała mi z głowy.
Zdawało mi się do tej chwili, że moim głównym celem było studiowanie na Harvardzie, żeby następnie zostać właścicielką firmy rodziców i osiągnąć jakiś wielki sukces.
Do niedawna mogłam opowiadać o tych planach bez zająknienia. Jednak teraz nie potrafiłam tego zrobić.
Zaczęłam się zastawić czy ja naprawdę chciałam tego wszystkiego co jak mantrę powtarzałam od lat.
— Sama nie wiem — wyrzuciłam z siebie te słowa zanim zdążyłam ugryźć się w język.
A kiedy dotarły one do mojej świadomości, z przerażeniem stwierdziłam, że mówiłam prawdę.
Kobieta zmarszczyła lekko czoło jakby zaskoczona moją odpowiedzią. Cóż zapewne nie bardziej niż ja sama.
— To stres przed studiami — odparła po chwili poprawiając bransoletkę na nadgarstku — Zobaczysz przejdzie niedługo — uśmiechnęła się pogodnie i poklepała mnie po ramieniu podchodząc do baru.
Skrzywiłam się nieznacznie na jej słowa. Nie podzielałam jej pewności co do tego, że te dziwne uczucie jakie mnie ogarniało na myśl o stadiach szybko przejdzie.
Dwoma pokaźnymi łykami opróżniłam zawartość szkła w dłoni i odstawiłam na blat kierując się do stolika, przy którym zostawiłam swoją torebkę.
Wzrokiem omiotłam otoczenie szukając rodzicielki, ale nadal jej nie było. Pani Donovan również nie dostrzegłam, więc istniała możliwość, że razem z nią gdzieś zniknęła.
Odnalazłam torebkę i wyciągnęłam z niej telefon sprawdzając godzinę. Za dwadzieścia minut dwudziesta pierwsza.
Jeszcze tylko trochę.
Mimowolnie spuściłam wzrok na plastik w dłoni. Przygryzłam wnętrze policzka zastanawiając się dosłownie kilka sekund nad tym co z nią poczynić.
Chrzanić to. Wszystko było lepsze od pytań o przyszłość i plany.
Zaciskając w dłoni torebkę wyszłam z sali bankietowej i skierowałam się w stronę recepcji, gdzie stanęłam przy jeden z czterech wind. Nacisnęłam guzik patrząc na numer pokoju na karcie.
Dwieście siedem.
Weszłam do windy zerkając na rozkład pokoi i wybrałam odpowiedni numerek czekając aż drzwi zamkną się i ruszę w górę.
Domyślałam się, że Jason siedział w pokoju razem z Connorem swoim starszym bratem, który również jakiś czas temu zniknął mi z oczu w sali.
Po chwili już szłam korytarzem skupiając się na numerach pokoi, a kiedy stanęłam przy tym właściwym uniosłam dłoń by przyłożyć kartę do czytnika. Zastygałam jednak, zanim to zrobiłam i opuściłam dłoń. Nie chciałam wejść bez uprzedzenia jak do siebie.
Wolałam nie ryzykować wtargnięcia w nieodpowiednim momencie.
Zapukałam. Raz. A potem następny i rozejrzałam się po korytarzu jakby chcąc się upewnić, że nie było świadków tego co wyprawiam.
Przez myśl mi przeszło że powinnam po prostu wrócić na dół znaleźć mamę i przetrwać te kilka godzin u jej boku. Powinnam, ale tego nie zrobiłam.
Dźwięk otwieranych drzwi skutecznie oderwał mnie od myśl.
Unosiłam spojrzenie krzyżując je z niebieskimi tęczówkami wpatrzonymi we mnie jak zawsze bez krzty wstydu.
— Wiedziałem, że przyjdziesz.
***
Jason Donovan był jeszcze gorszy po alkoholu niż na trzeźwo, a nie sądziłam, że to było możliwe.
Na szczęście Connor starszy syn Annalise ratował sytuacje nie dając się wciągnąć przez brata w obrzydliwe rozmowy o życiu intymnym.
Uznałam, że alkohol nie byłby dobrym wyborem tego wieczora, dlatego zadowoliłam się paczką papierosów.
Stałam na balkonie z fajką w dłoni z zarzuconą na ramionach marynarką Connor'a, który jakiś czas temu zszedł na dół rozeznać się czy impreza zmierzała ku końcowi.
Byłam zmęczona, mimo że tak naprawdę nic nie robiłam.
Możliwe, że to właśnie nic nie robienie mnie tak męczyło.
— Chyba ode mnie nie uciekasz — zachrypnięty męski głos rozbrzmiał za moimi plecami niknąc w dźwiękach klaksonów aut i syren karetek, które rozbrzmiewały pod nami.
Leniwie zerknęłam przez ramię widząc przechodzącego przez szklane drzwi balkonu Jasona.
Widać było, po jego kroku, że przesadził z alkoholem. Wlał w siebie kilka pokaźnych szklanek whisky, odkąd tutaj przyszłam, a było to z godzinę temu.
Obstawiałam również, że i wcześniej już zaczął sięgać po wysokoprocentowe napoje.
— Myślę nad tym — przyznałam wypuszczając dym spomiędzy warg.
Podszedł opierając się o balustradę. Nie miał już marynarki ani muchy, a jego nadal włożona w spodnie koszula była do połowy rozpięta.
Nie wiem, czy miało to zrobić na mnie wrażenie czy po prostu naszła go ochota na negliż w styczniu.
Zerknęłam na niego czując jego wzrok na swojej osobie. Gapił się na mnie z wyrazem, twarzy który wskazywał jasno, że zaraz zamierzał powiedzieć, albo zrobić coś głupio.
Nie musiałam długo czekać, żeby przekonać się o trafności mojej intuicji.
— Nie widzisz tego, że do siebie pasujemy Scarlett?
Skrzywiłam się słysząc swoje imię z jego ust.
— Nie pasujemy do siebie — odpowiedziałam beznamiętnym tonem nie chcąc dać się w te bezsensowną gadkę.
— Pasujemy — zaprzeczył — Jesteśmy niemal identyczni.
Powstrzymałam parsknięcie.
— Jesteś dupkiem z ego wielkości Manhattanu Donovan — rzuciłam gasząc niedopałek w stojącej na małym stoliku popielniczce — Ja taka nie jestem.
Kątem oka dostrzegłam, jak mruży oczy, a jego twarzy tężeje.
— Nie jesteś? — uniósł brew patrząc na mnie pobłażliwie — Jaka siedemnastolatka jeździ autem za sto tysięcy? Nie musi martwić się o pieniądze, przyszłość, przeszłość ani teraźniejszość? Wiesz, dobrze, że pieniądze rodziców wszystko Ci załatwią — zbliżył się torując mi drogę — Jesteś bardziej do mnie podobna niż ci się wydaje.
Zacisnęłam usta w wąską linię patrząc na niego. Nie miał ani trochę racji. To, że wiedliśmy życie na podobnym poziomie nie znaczyło, że cokolwiek, poza tym nas łączyło.
Oczywiście, że pieniądze jakie posiadali moi rodzice były ogromnym ułatwieniem i nigdy nie powiem, że było inaczej, ale to nie oznaczało, że moje życie było pozbawione trosk i problemów.
Codziennie się o coś martwiłam. Codziennie o coś nowego, o coś co zdarzyło się w przeszłości i o to co stanie się w przyszłości, ale Jason Donovan tego nie rozumiał.
On żył tu i teraz nie martwiąc się o nic i nikogo.
Nie byliśmy do siebie podobni ani trochę.
— Odsuń się — warknęłam i zacisnęłam dłoń na poręczy czując przypływ złości.
Zignorował mnie. Zrobił krok bliżej kładąc dłoń na barierce tuż przy mojej. Niemal wzdrygałam się, gdy jego opuszki palców musnęły moją skórę.
— Twoja mama byłaby zadowolona gdybyś się ze mną spotykała wiesz? — jego ton głosu był pretensjonalny.
— Zapewne, ale do tego nigdy nie dojdzie — odparłam odsuwając się, bo był zdecydowanie zbyt blisko.
— Ze mną miałabyś wszystko — jego usta wykrzywiły się w cwanym uśmiechu — Nawet nie wiesz co tracisz.
O ile mogłam znieść jego opowieści o podbojach łóżkowych z modelkami z San Francisco to słuchanie o nas razem przyprawiło mnie o mdłości.
Potęgował je również smród alkoholu.
Puściłam poręcz i pewnym krokiem ruszyłam z powrotem do pokoju. Zamierzałam wrócić na dół zanim pijany Donovan doszczętnie zniszczy mój humor.
Jednak, gdy tylko przekroczyłam próg poczułam silne szarpnięcie za ramię przez, które moje plecy zderzyły się z twardą klatka piersiową chłopaka za mną.
Przeszył ból, gdy oplótł wokół mojego ciała ramiona.
— Nie odchodź jak do Ciebie mówię — warknął tuż przy moim uchu.
Ton jego głosu był zupełnie inny niż przez sekundą.
— Nie dotykaj mnie — wycedziłam próbując pozbyć się jego ramion owiniętych wokół mojego ciała niczym macki ośmiornicy.
— Pokaże Ci co tracisz — rzucił i cisnął mnie na łóżko. Nie zdążyłam zareagować na ten gwałtowny ruch.
Syknęłam, gdy moja twarz zderzyła się z twardym materacem. W błyskawicznym tempie podparłam się dłońmi i obróciłam na plecy podnosząc do pozycji siedzącej, ale wtedy on się na mnie rzucił.
Jak pieprzone zwierzę.
— Sama do mnie przyszłaś — złapał mnie za nadgarstki i przygniótł przytrzymując mnie w miejscu — Ubrałaś się jak dziwka i do mnie przyszłaś Scarlett. Nie zgrywaj teraz cnotki.
Jego oddech owiał moją twarz. Cuchnął alkoholem
— Puść mnie kurwa – warknęłam wykręcając ciało na lewo i prawo.
— Zerżnę cię jak dobrą dziewczynkę z dobrego domu — złapał za rękaw mojej sukienki i zaczął go ciągnąć w dół — Bo jesteś nią prawda? Jesteś dobra Scarlett?
Miotałam się i szamotałam na łóżku próbując zepchnąć go z siebie.
— Nie masz pojęcia jaka jestem — warknęłam, wciąż próbując się wyrwać.
Zaśmiał się głośno i mocnym ruchem pociągnął materiał mojej sukienki odsłaniając mój koronkowy biustonosz. Zadrżałam z wściekłości.
Jego oczy zapłonęły podnieceniem, a mi żółć podeszła do gardła.
— Wolałabym umrzeć niż się z tobą pieprzyć Jason — wyplułam podrywając nogę ku górze, ale zanim zdążyłam go kopnąć przygniótł ją swoim udem — Jesteś wstrętny i odpychający.
Na te słowa Jason wplątał dłoń w moje włosy i zacisnął w nich pięść.
— Przestań — warknął zaciskając mocno szczękę.
— Pierdol się Donovan! — ryknęłam kolejny raz podrywając ciało.
Jęknęłam, kiedy szarpnięciem odciągnął mi głowę do tyłu.
— Przestań mnie obrażać! — krzyknął zaciskając dłoń w moich włosach z taką siłą ze oczy zaszły mi łzami.
Zaczęłam panikować. Bałam się. Bałam się, że nie znajdę w sobie siły, żeby go odepchnąć.
Gdzie do cholery podziewał się Connor?
— Bo co? — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
— Bo dam Ci do tego prawdziwy powód — napierał na mnie całym swoim ciałem.
Przełknęłam ciężko ślinę czując suchość w gardle.
Byłam na przegranej pozycji. Jason był ode mnie silniejszy, a mój opór jeszcze bardziej potęgował jego chore podniecenie.
— Jeśli zaraz ze mnie nie zejdziesz zacznę krzyczeć.
Starałam się zachować spokój, jednak było to coraz trudniejsze.
Jego oczy rozbłysnęły, zupełnie jakby mu się podobało to co powiedziałam. Serce zaczęło łomotać mi w piersi.
— Nikt Cię tu nie usłyszy — zaśmiał się cierpko i nachylił ku mojej twarzy — Hotel zadbał o to, żeby ściany w każdym pokoju były kurewsko dobrze wyciszone — szepnął i brutalnie zaatakował moje usta.
Moje ciało zadrżało ze strachu, obrzydzenia i bólu jaki zadawał mi wbijając moje ciało w materac.
Nadal trzymał mnie za nadgarstki co uniemożliwiło mi odepchnięcie go. Zbierało mi się na wymioty.
Gdy jego język zaczął napierać na moje zaciśnięte w linie usta zaczęło brakować mi powietrza. Ugryzłam go w wargę. Jason syknął, gdy tylko metaliczny posmak skapnął na mój język. Nie zatrzymało go to jednak.
Zdawało się jakby nic nie mogło tego zrobić.
— Zabawimy się — mruknął odrywając się od moich warg. Jego usta pokryte były krwią przez co wyglądał jak pieprzony potwór — Bez zobowiązań, wiem, że tego chcesz. Nie będziemy się bawić w kotka i myszkę — spuścił wzrok oblizując wargi.
Przerażenie zawładnęło całym moim ciałem, gdy zdałam sobie sprawę, że moja sukienka była podwinięta przez szarpaninę niemal do pępka.
Jason wepchnął kolano między moje mocno zaciśnięte uda. Znów spróbowałam poderwać kolano i go kopnąć, ale na darmo. Rozszerzył moje nogi i przygniótł mnie ciałem cały czas trzymając moje nadgarstki jedną dłonią nad głową.
Ocierał się o mnie. Czułam jego nabrzmiałą erekcje, a kiedy otworzyłam usta, ścisnął mnie za gardło uniemożliwiając mi krzyk.
Jego ciało mnie przygniotło ze wszystkich stron, a ja zaczęłam czuć, że moje się poddaje. Nie. Nie mogłam na to pozwolić.
— I co teraz? — westchnął ciężko jeszcze bardziej przyciskając swoje krocze do mojego ciała. Wsunął drugą dłoń w mój dekolt i ścisnął jedną z piersi, przyciskając mi usta do szyi.
Przymknęłam powieki z trudnem łapiąc oddech. Jak grom uderzyły we mnie wspomnienia z sylwestrowej nocy.
Uścisk nieznajomego. Jego oddech na mojej twarzy. Zimny metal przyłożony do mojej skroni.
Znów tam wróciłam.
Poczułam wzbierające się pod powiekami łzy. Jak mogłam być tak głupia i tu przyjść?
Zesztywniałam, gdy musnął opuszkami palców gumkę moich majtek. Dotykał mnie przez materiał bielizny, a całe moje ciało zdrętwiało. Ogarniał mnie coraz większy chłód. Jego dotyk powoli paraliżował każdy mięsień w moim ciele, gdy zdałam sobie sprawę, że nie miałam z nim szans.
Nie fizycznie. Byłam słaba. Tak cholernie słaba. Dlaczego go nie odepchnęłam? Dlaczego moje ciało się poddało. Dlaczego do cholery pozwoliłam żebym znalazła się w takiej sytuacji. Powinnam była go uderzyć prosto w twarz.
Uciekać, kiedy miałam jeszcze możliwości.
Zadrżałam na dźwięk brzęku metalowej klamry paska jego spodni. Jednak właśnie wtedy doszło do mnie, że już nie trzymał mnie za nadgarstki, a mocował się z paskiem.
Mimo to moje ciało było zbyt sparaliżowane, żeby się poruszyć. Głos w mojej głowie krzyczał żebym się ruszyła, ale ja nie byłam w stanie.
To koniec. On mnie dziś złamie.
Zanim jednak całkowite zatraciłam się w tragizmie tej sytuacji pukanie do drzwi przedarło się do mojej podświadomości.
— Jason, otwórz.
Connor. Wrócił.
Wszystko co działo się później pamiętałam jak przez mgłę. Nie wiem skąd ze zebrałam w sobie siły, ale wykorzystując rozproszenie Jasona poderwałam nogę i z całej siły cisnęłam czubkiem szpilki w jego odsłonięte kroczę.
— Kurwa! — ryknął — Pierdolona suka.
Padł na kolana spadając z krańca łóżka, a ja zerwałam się na równe nogi najszybciej jak potrafiłam. Nie pamiętam, jak udało mi się odnaleźć torebkę i dojść na miękkich jak wata nogach do drzwi.
Pamiętam wyraz twarzy Connora, gdy tylko otworzyłam drzwi dyszałam ciężko, a moje oczy błyszczały od zebranych w nich łez. Pot spływał mi po całym ciele, gdy przepchnęłam się w szczelinie między nim a framugą i wypadłam biegiem z hotelowego pokoju.
Żołądek miałam ściśnięty jak nigdy.
Nie wiem, jakim sposobem tak szybko znalazłam się przy recepcji na dole. Nie wiem czy wybrałam winę czy schody.
Wiedziałam jedynie, że nie mogłam wrócić na imprezę. Nie mogłam pokazać się matce w takim stanie.
Ruszyłam do wyjścia ignorująca brak płaszcza. Miałam gdzieś mróz. Nie mogłam tam zostać ani minuty dłużej.
Czułam się w swojej skórze tak źle, że pragnęłam poruszać się w taki sposób, żeby jej nie czuć.
Kiedy stanęłam na chodniku i moje ciało przeszła fala dreszczy zdałam sobie sprawę, że
było tylko jedno miejsce, w którym byłam w stanie przetrwać zbliżającą się noc.
A przynajmniej spróbować to zrobić.
XX
Do następnego ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top