22. Porwanie
Tatuaż róży- symbol bólu
Wyszłam z budynku w którym mieszkam (wcześniej uprzedzając Haydena). Wybiła 1:00, kiedy wsiadłam do samochodu. Kobiety boją się same wychodzić w nocy. Z resztą nie tylko kobiety. Jednak jeśli ktoś jest taki jak ja czy Hayden to bałabym wyjść z domu. Odpaliłam silnik i odjechałam z piskiem opon. Czegoś tu brakuje... Adrenalina. Najlepsze uczucie (oprócz chęci mordu i porządania). Jazda z dużą prędkością uwalnia jej małą część. Co powoduje u mnie tak wysoki puls, szybkie bicie serca, przyśpieszony, nierównomierny oddech? Strach. To on wywołuje we mnie najwięcej emocji. Licznik pokazuje 220 km/h. Do tej pory to ja wyprzedzałam wszystkie auta. Tym razem jedno postanowiło mnie gonić. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Pojazd cały czas jechał za mną. Zjechałam w pierwszy lepszy zjazd chcąc zobaczyć czy pojedzie za mną. Pojechał. Wyłączyłam światła i wjechałam na polną drogę. Zatrzymałam się w lesie. Wysiadłam z myślą, że go zgubiłam. Oparłam się o drzewo i odpaliłam papierosa. Usłyszałam dźwięk łamiących się gałęzi. Przede mną stanął mężczyzna w kapturze.
-Myślałaś, że cię nie znajdę?- zamarłam słysząc znajomy głos. Jason...Brzmi jakoś dziwnie.
-Co...co ty tu robisz?- spytałam lekko zmieszana.
-Nieźle sobie radzisz- powiedział totalnie olewając moje pytanie- Ale wciąż jesteś tą małą bezbronną dziewczynką.
-Co ty kurwa pierdolisz?
Podszedł do mnie jeszcze bliżej.
-Miałaś się odzywać. Wyszło na to, że jesteś tylko kłamliwą suką!
-Jeśli jeszcze raz tak do mnie powiesz...
-To co mi zrobisz? Zabijesz?- zaśmiał się.
-Jeśli będę chciała.
-Chyba za późno.
-Co się z tobą stało?
-To twoja wina. Przez ciebie tak się zmieniłem. Kochałem cię kurwa! Ale ty musiałaś wyjechać! Zostawiłaś mnie samego! Gdyby nie twój ojciec... Nie było by mnie tutaj.
-Miałam zostać w tym piekle!?
-Dobrze wiesz, że po śmierci i tak do niego trafisz.
-Dlaczego mi kurwa nie powiedziałeś!?
-Wiedziałem, że nie mam przy tobie szans. Skoro nie w taki sposób to poradzę sobie w inny. Skoro nie chciałaś żyć ze mną na tym świecie to będziesz żyć w piekle.
-Ty siebie słyszysz? Jak ty to sobie wyobrażasz? Chcesz mnie zabić!? Po tylu latach spędzonych razem!?
-Latach cierpienia i patrzenia jak słaba jesteś!
-Nie jestem słaba!
-Tak? Udowodnij- zażądał- Zabij mnie.
Drgnęłam przez jego słowa. Dobrze wiedział, że tego nie zrobię.
-Ja... Nie...- nie zdążyłam dokończyć.
-Wiedziałem, że jesteś słaba. Zbyt słaba. Jak ty sobie radziłaś?- zadrwił.
-Co się z tobą dzieje!?
-Ze mną!? Ja jestem sobą! W końcu jestem kurwa sobą!- wrzasnął podchodząc do mnie. Wyciągnął broń, którą przyłożył mi do skroni. W jego oczach pojawiła się ogromną złość.
-Proszę...
-O co prosisz?
-Nie chcę jeszcze umierać.
Opuścił pistolet. Wypuściłam powietrze. Ulżyło mi.
-Jeśli umrzesz to umrzesz ze mną Emily- obiecał. Mój oddech przyśpieszył. Bałam się tego co ten chłopak chce zrobić. Pociągnął mnie mocno za rękę. Zaparłam się nogami i próbowałam się wyrwać. Jednak to było na nic.
-Puść mnie do chuja!
Był dla mnie za silny. Przyłożył mi do ust jakąś szmatkę nasączoną płynem. Potem widziałam już tylko ciemność.
†††
Obudziłam się w ciemnym pokoju. Znajdowało się tam łóżko. Nic poza tym. Jedyne wyjście to okno z kratami oraz drzwi. Wstałam i podbiegłam do nich. Pociągnęłam za klamkę. Drzwi ani drgnęły. Odsunęłam się nieco i z całej siły w nie kopnęłam. To jednak nic nie dało. Zaczęłam szczegółowo rozglądać się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Dostrzegłam ubrania. Moje ubrania. Podeszłam do nich upewniając się, że nie ma tu żadnych kamer. Jest. Wzięłam moją czarną bluzkę i podskoczyłam narzucając materiał na urządzenie. Przeszukałam kieszenie jeansów. Nie znalazłam żadnej broni. Miałam na sobie stanik. W którym mam...scyzoryk. Odetchnęłam w duchu. Usiadłam na materacu i zaczęłam myśleć. Myśleć nad planem ucieczki. Myślałam tak około 15 minut. Aż nie usłyszałam zbliżających się kroków. Na chwilę zamarłam w miejscu lecz po chwili się ocknęłam. Szybko się podniosłam i podeszłam ponownie do drzwi. Tym razem wystawiłam ostrze czekając na ofiarę. Dźwięk przekręcanego zamka rozbrzmiał w moich uszach. Do środka wszedł nieznany mi mężczyzna, który chyba mnie nie zauważył. Zamknął za sobą drzwi, a ja popchnęłam go na nie przykładając mu nóż do gardła.
-Co do chu...- Nie zdążył dokończyć, bo mocniej przycisnęłam ostrze do tętnicy.
-Masz być cicho. Bo jeśli nie... Zginiesz- wyjaśniłam szybko zasady. Pokiwał lekko głową dając znak, że zrozumiał. Gdyby każdy facet był taki posłuszny...
-Gdzie jest najbliższe wyjście?- spytałam.
-Na głównej hali.
-Gdzie my się tak w ogóle znajdujemy?
-Fabryka.
-Daleko od New Castle?
-Kawałek- odpowiadał na pytania jednym słowem.
-Pomożesz mi się z tąd wydostać?- zaprzeczył- Dlaczego?
-Muszę być posłuszny. Mam rodzinę.
-To świetnie się składa. Ty nie pomożesz mi to ja pomogę twojej rodzinie przejść na tamten świat. To jak?
-Zgoda.
Hejka! Na wstępie chciałam powiedzieć, że niewiele brakuje do 1000 wyświetleń pod DN. Dziękuję za taką aktywność. A jeśli chodzi o ten rozdział... Zabawa dopiero się zaczyna 😈. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Dziękuję, że jesteście i do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top