1.pożegnania są ciężkie

Tatuaż ognia- symbol nienawiści

2024 rok

Kiedy jeszcze mieszkałam w nowym Jorku nie miałam dobrych relacji z rodzicami.

Od zawsze mieli do mnie jakiś problem, bo zawsze wszystko robiłam źle. Mimo, że starałam się jak tylko mogłam to i tak im to nie pasowało.

Od 14 roku życia tak naprawdę sama zarabiałam na utrzymanie siebie i rodziców. Ale oni tego nie potrafili docenić, a nawet ciągle chcieli więcej i więcej.

Ale to nie był jedyny powód dla którego postanowiłam się wyprowadzić.

Miałam już dość znęcania się nade mną. Dość tych wszystkich cierpień i bólu, który sprawiał mi Ojciec, razem z Matką.

Tak się cieszyłam na wyjazd do New Castle, że myślałam, że skacząc z radości wybiję dziurę w suficie.

Już kiedy skończyłam 18 lat powinnam stać się niezależna, ale niestety nie w nowym Jorku z rodzicami, kiedy zdążyłam zaoszczędzić pieniądze na studia i mieszkanie.

Rano obudziłam się bardzo wcześnie i od razu poszłam na dół zjeść śniadanie. Na moje szczęście rodzice jeszcze spali dlatego miałam czas, aby zjeść na spokojnie.

Jak zwykle przygotowałam sobie tosty. Gdy już zjadłam odłożyłam talerz do zlewu i z powrotem poszłam na górę. Zaczęłam zanosić po kolei każdą walizkę.

Kiedy już wszystko było zaniesione na dół postanowiłam napisać do Jasona, aby zawiózł mnie na lotnisko dopóki rodzice śpią.

Ja: Hej Jason przyjechał byś po mnie i zawiózł na lotnisko? Jeśli cię obudziłam to przepraszam.

Bo bardzo nie chciałabym, aby znowu się na mnie wydzierali. Nie musiałam długo czekać na wiadomość.

JasonStivens: Zaraz będę. Nie przepraszaj, bo i tak nie spałem.

Po około 5 minutach chłopak przyjechał, na szczęście nie trąbił. (zazwyczaj trąbi) A to dla tego, że rozmawialiśmy wczoraj o tym, że chce wyjechać po „cichu”.

Mówiłam, że jeśli nie chcemy, aby coś się stało to to się stanie?

Bo tak stało się teraz. Kiedy już miałam otwierać drzwi przyjacielowi usłyszałam czyjeś kroki. Kroki które bardzo dobrze znałam. Kroki których nie chciałam słyszeć. Przynajmniej nie teraz. Kroki mojego ojca. Były coraz bliżej. Odwróciłam się gwałtownie czując jak mocno łapie mnie za ramię.

-Gdzie się wybierasz tak wcześnie?- spytał ojciec.

-Ja...- nie zdążyłam dokończyć bo usłyszałam pukanie do drzwi- Otworzę.

-Oooo Jason co ty tu robisz?-spytałam. Na co chłopak zmarszczył brwi.

-My przecież... mieliśmy jechać w pewne miejsce-powiedział

-Aaa no faktycznie, zapomniałam.

Odwróciłam się z powrotem do ojca.

-Tato wychodzę z Jasonem... -powiedziałam otwierając drzwi jeszcze szerzej.

-Tylko masz mi kurwa wrócić przed 14. Bo jeśli nie to cię kurwa zajebie.

-Okej- powiedziałam- Nie przeszkadzaj sobie, połóż się jeszcze spać, tato.

-Tak zrobię.

Ojciec odwrócił się, i poszedł do sypialni na co odetchnęłam z ulgą. Jason podszedł do moich walizek i wziął dwie. Cicho zamykając za sobą drzwi żeby jeszcze bardziej nie wkurwić ojca. Po chwili siedzieliśmy już w czarnym mercedesie, a w radiu leciała dobrze znana mi piosenka. Dua lipa „houdini". Zaczęłam cicho nucić piosenkę.

-Szkoda, że wyjeżdżasz, Em - powiedział Jason.

-Mnie też szkoda, bo będę za tobą tęsknić, ale z drugiej w końcu uwolnię się od matki i ojca -powiedziałam.

-Wiem.

Do końca drogi jechaliśmy w ciszy, bo żadne z nas nie wiedziało co odpowiedzieć. (Nie licząc piosenki która wciąż leciała) Pół godziny później byliśmy już na lotnisku, a mi się właśnie przypomniało, że mam lot na 9 a jest 7:50. MASAKRA.

-Trochę boję się tego lotu wiesz? - zapytałam

-Ja się boje, że znajdziesz drugiego przyjaciela, a mnie będziesz miała gdzieś- powiedział.

-Możliwe, że znajdę kogoś, ale pamiętaj, że nigdy o tobie nie zapomnę.

Długo tak rozmawialiśmy aż w końcu musiałam przejść odprawę co mnie cholernie stresowało. Nie wiem dla czego tak mam.

-Trzymaj się, Emily. Miłego lotu.

-Ty też się trzymaj. Pamiętaj, że ze wszystkim możesz do mnie zadzwonić.

-Pamiętam -powiedział chłopak.

Ale wiem, że pożegnania z bliskimi są mega ciężkie. Zdążyłam wsiąść do samolotu i już miałam łzy w oczach.

Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te łzy były tak cholernie niepotrzebne. Bo czasem osoby, którym tak bardzo ufamy są niewarte choćby jednego słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top