Prolog
- Szybko! - pięcioosobowa grupa z uśmiechem na twarzy i w przerażającym tempie, przedzierała się przez jedno z wielu pięter mrocznego zamku ostatniej oraz najgroźniejszej lokalizacji gry.
- Boom!
Bez zawahania rozwalili kolejne drzwi, za którymi już czekały na nich hordy przeciwników. By nie tracić rozpędu, wszyscy aktywowali umiejętności i po chwili zabili każdego.
Czas ich gonił, a mieli jeszcze ponad dziesięć pięter do przejścia.
Nie mogli pozwolić sobie na dłuższą walkę.
Pokonywali przeciwnika za przeciwnikiem, tracili poczucie czasu i zanim zdążyli zauważyć, stali przed zdobionymi złotymi wzorami, wielkimi czarnymi wrotami prowadzącymi na ostatnie piętro.
- Która godzina! - krzyknął szkarłatno włosy elf, odziany w ciężką zbroję.
- 23:40! - wszyscy wpadli w szok. Serwery miały zostać zamknięte o północy.
- Jeszcze dwadzieścia minut! Wystarczająco by pokonać ostatniego bossa i zakończyć tego World Questa! - entuzjastyczne krzyki, były najpewniej słyszalne w całym zamku, ale ich to nie interesowało. Elf wręcz natychmiast otworzył wrota i cała grupa bez zawahania wkroczyła do środka.
Wnętrze ich zaskoczyło, było wspaniałe i olbrzymie. Na ścianach zostały wykonane dwie wielkie mozaiki przedstawiające historię tego świata. Obydwie zostały wykonane z kamieni szlachetnych. Z sufitu za to wyrastały liczne świecące niebieskie stalagmity, które formowały lenny face.
Wybuchli przez to śmiechem, ale przestali się śmiać, gdy tylko spojrzeli na sam koniec sali.
Jak przystało na wspaniały zamek, ten też miał swój tron, na którym siedział czarno włosy mężczyzna po trzydziestce, odziany w elegancki garnitur i trzymający w prawej dłoni kieliszek wina.
-...- ani grupa, ani mężczyzna nic nie powiedzieli, a walka się rozpoczęła.
Skończyła się po pięciu minutach.
Pomimo przewagi liczebnej grupa nie miała żadnych szans.
- Poniżej osiemdziesiątego poziomu? Słabiutko.- rzucił zirytowany mężczyzna, spoglądając na ciała.
Czerwono włosy elf leżał przed wrotami ze zmiażdżoną głową.
Czarodziejka, która jeszcze chwile temu, zawzięcie rzucała w niego czarami, wisiała przybita gdzieś na suficie.
Kapłan został zdezintegrowany, a łuczniczka z barbarzyńcą, leżeli tuż przed nim, przebici dwoma ostrzami.
Mężczyzna wyjął z kieszeni papierosa, zapalił i znowu usiadł na tronie, wypuścił dym i westchnął. Najpewniej nie było powodu, by się irytować. W końcu, to wszystko, to tylko gra, nic więcej. Przynajmniej tak by to widziało większość osób, ale to była jego gra. Ten mężczyzna był twórcą tego wszystkiego.
Począwszy od fabuły, kończąc na lokalizacjach i przeciwnikach.
Znowu westchnął i zaciągnął się ponownie. Teraz to nie miało znaczenia.
- Czterdzieści lat..... Co ja będę teraz robił? Czym będę się zajmował? - fala wątpliwości zalała jego umysł.
Nie wiedział co dalej. Choć na samej grze zarobił miliony, to współpracująca z nim firma, okradła go. Do tego legalnie, po czym dała miesiąc na zakończenie gry i zamknięcie serwerów.
Doskonale wiedzieli, jak traktował swoje dzieło, mimo tego i tak to zrobili.
Czy to kara za utrudnianie?
Mężczyzna tego nie wiedział, ale faktem było, że ich nienawidził.
Grube, żałosne skurwysyny siedzące na kupię jego pieniędzy, nie byli niczym więcej niczym mniej. Przynajmniej tak uważał.
Mężczyzna zamknął oczy postaci i spojrzał na czas.
23: 58
- Ustawiłem zamknięcie na automatyczne. - ziewnął i wygodnie ułożył się na tronie. Zmęczenie psychiczne i fizyczne już zaczynało doskwierać nawet mu. - Pozostało tylko położyć się spać i jutro rano szukać nowej roboty, ale przynajmniej zostanę do końca.
23:59
00:00
00:01
00:02
-...-
-Huh. - mężczyzna poderwał się z tronu, zupełnie jakby został porażony prądem.
- Jakiś błąd? - rozejrzał się po okolicy. Wciąż był w zamku, następnie wyciągnął prawą rękę i pionowo machnął.
- Co? - wpadł w chwilowy szok, z którego szybko się otrząsnął. Machnął ponownie, lecz nic się nie stało.
- Gdzie jest moje menu!? Oddawajcie mi menu! - zrobił to ponownie i ponownie jednak wciąż to nic nie dało.
Powtórzył to z lewą i zadziałało.
(Wiem krótki)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top