Miasto

- Teraz to dopiero dylemat.- mężczyzna siedział na kamiennym krześle, pośród rozkładających się trupów bestii i rozważał nad swoimi opcjami. Miał opcję awansu, co nie powinno być możliwe. W grze maksymalnym awansem była klasa światowa, której nazwa mówiła sama za siebie. Mimo to mógł teraz awansować, co teoretycznie powinno odblokować potężniejsze zdolności, jednak kosztem było stracenie wszystkich zdolności, które nabył oprócz rasowych, ukrytych, podstawowych klasowych, specjalnych i jednej wybranej. Z drugiej strony mógł nie awansować i zachować umiejętności, jednak to też nie było bezpieczne, w końcu, mógł znaleźć się ktoś potężniejszy od niego.
- Cholera! Jebać! Zaryzykuję.- nowy status prezentował się tak.
Postać
Imię-Is
Nazwisko - ???
Płeć-Mężczyzna
Rasa-Pierwotny
Wiek - ???
Lvl - 0
Exp - -120k/120k
Klasa-Mag (Pierwotny)

Statystyki
Hp-240k
Mp-210k
Str-240k
Dex-100
Int-250k
Arm - 0

Ekwipunek
Poszarpany garnitur - 0
Poszarpane eleganckie spodnie - 0
Eleganckie buty - 0

Umiejętności
Klasowe: Kontrola Many, Regeneracja Many (Światowy)
Zniszczenie (Światowy)
Rasowe: Długowieczność, Postać Niematerialna, Postać Materialna, Regeneracja (Pierwotny)
Specjalne: Odrodzenie (Gracz)
Grabieżca, Brama, Plecak (Administrator)
Tworzenie (Administrator)

Ukryte: Zmiana Postaci, Archiwum, Administrator

- Wymagania są okropne. By wbić następny poziom, potrzebuje dwustu czterdziestu tysięcy Exp, ale awans do Pierwotny? Przecież to była rasa. Muszę dowiedzieć się więcej na ten temat.- zapalił kolejnego papierosa, gdy nagle na horyzoncie pojawiły się kolejne bestie tej samej rasy co wcześniej. Zabił wszystkie i udał się na zachód.

Podróżował kilka miesięcy, po zdaje się bezkresnej jałowej pustyni. Nie znalazł ani jednego człowieka tylko bestie, które próbowały go zjeść. Wiele razy otarł się o śmierć, a przez samotność zaczął mówić sam do siebie. Najbardziej dobijał go brak jakiegokolwiek śladu po cywilizacji. Do czasu aż w końcu gdzieś dotarł.
-Niesamowite. Najpewniej nie jest dziełem ludzkich rąk.- olbrzymie miasto wyryte w zboczu góry. Pierwsza oznaka cywilizacji, na jaką natrafił, robiła wrażenie. Mury zdawały się być wykute z obsydianu, który w sumie pokrywał około 15% góry, a olbrzymia brama wejściowa została stworzona z diamentu.
Czarno włosy zagwizdał i stworzył kamienne schodki, na sam szczyt murów.

- To około czterdziestu metrów? Nie więcej. Ktokolwiek to postawił, musiał to tworzyć przez kilkanaście pokoleń. - następnie spojrzał na miasto. Wydawało się martwe. Na ulicach nie było żywej duszy. Nagle zerwał się mocny wiatr, który wręcz uderzył w miasto.
Czarno włosy zmarszczył brwi.
-To ludzie?- różnica pomiędzy klasą światowy, a pierwotny była ogromna wręcz przerażająca. Mężczyzna wcześniej nie mógł wykryć nikogo, nieważne jakby się starał, ale teraz wystarczyło mu użycie magi powietrza, by sprawdzić całe miasto. Oczywiście i to miało swoje granice, mógł poznać jedynie kształt, rozmiar i przybliżoną ilość na dodatek nie mógł tego aktywować cały czas.

- Te budynki są mieszkalne? - wyjął papierosa i zapalił.
- Czy ci w środku to rodziny? - w niektórych budynkach wykrył po pięć, a nawet sześć istot. Jeśli to mieszkańcy, trudno stwierdzić jak zareagują, ale zawsze to mogą być i humanoidalne stwory.
Dla bezpieczeństwa postanowił zejść na główną ulicę i sprawdzić jak zareagują.

-Cisza. To niepokojące.- dalej nic się nie działo. Choć czarno włosy mógłby przesiąść, że nawet wiatr ucichł.
Podszedł do czegoś, co wyglądało na stragan. Towarów nie było, ale sam stragan został wykonany z białego kamienia i czerwonego kryształu.
- Kto normalny wyrabia z czegoś takiego, takie coś? - pogładził dłonią czerwony kryształ. Był gładki i śliski zupełnie jak lód, a przy dotyku zmieniał barwę.
- Najpewniej wiele kobiet chciałoby biżuterię zrobioną z tego. - zostawił kryształ i skupił się na kamieniu. Ten przy dotyku był chropowaty, ale wydawał się twardszy niż stal. Szybko stracił nim zainteresowane i przeszedł przez sam środek ulicy.
Dalej cisza. Ogarnął wzrokiem pozostałe stragany i budynki, niektóre z nich wydawały się sklepami, niestety nie mają okien, więc nie mógł zajrzeć do środka, nie wchodząc tam.
Przełknął nerwowo ślinę, plecy oblał zimny pot, a na jego dłoniach pojawiły się drgania powietrza. Ta cisza grała mu na nerwach. Nie mógł ocenić czy jest zagrożony, czy wręcz przeciwnie.
Czułby się o wiele spokojniej, gdyby to wiedział.

- Jak na cmentarzu, tylko zniczy i mgły brakuje. Na dodatek wszystko jest tu wykonane z kamieni albo kryształów.- zastanowił się chwilę i zdezaktywował zaklęcie, po czym jego ciało objęły płomienie. Tam, gdzie postawił krok, został czarny ślad. Skierował się do jednego z domów. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Przywitała go cisza i ciemność, którą rozświetlał płomieniami.
Wszedł głębiej i nagle.
- Sssssss.- usłyszał zniekształcony syk. Ten dziwny syk miał swoje źródło za nim. Mężczyzna odwrócił się i stworzył ognisty pocisk w dłoni oraz przygotował na atak. Jednak nic nie nadeszło. Dalej pustka i ciemność.
- Sssssss. - syk znowu pojawił się za nim i dalej nic tam nie było.
- To miejsce zaczyna grać mi na nerwach! - w jednej chwili postanowił zawrócić, ale nie mógł. Mimo że budynek wydawał się mały, to miał zaskakująco dużo wolnej przestrzeni.

Czarno włosy wolnym krokiem szedł od... Sam nie wiedział jak dawna. Stracił tu poczucie czasu. Godzinę? Dzień? Tydzień? Miesiąc? To ciało było znacznie wytrzymalsze niż ludzkie. Nie potrzebowało dużo jedzenia i picia. Nie mógł za jego pomocą ocenić, jak wiele czasu minęło. Co do syków. Pojawiały się coraz częściej i w liczniejszej wersji.
Zupełnie jakby trafił do gniazda węży.

-Sssssss.
-Kurwa! - mężczyzna już był na granicy wytrzymałości psychicznej. Położył dłonie na ziemi. W jednej chwili temperatura kolosalnie podskoczyła, podłoże zaczęło pękać, a z ziemi wydobywało się gorące, ciężkie powietrze, przypominające te z wulkanu.
-Sssssss!? - syczenie również przybrało na sile, ale nie było takie jak wcześniej. Spokojne i tajemnicze tylko zdziwione i przerażone. W jednej chwili ciemne sylwetki otoczyły czarno włosego.

-Nie wiem, czym jesteście, ale gińcie skurwysyny! - wraz z krzykiem, z ziemi zaczęła wylewać się magma, która rzuciła się na ciemne sylwetki. Całe pomieszczenie zaczęło się sypać. Sufit spadał na mężczyznę.
- Cholera! - W ostatniej chwili rzucił potężną kulę ognia i zniszczył cały sufit.

Pierwsze co ujrzał po wyjściu na zewnątrz, to księżyc i morze magmy zalewające całe miasto, jaki górę.
Odwrócił wzrok.
- Ja tego nie zrobiłem. Tak na pewno. - tłumaczył samemu sobie.
W sumie nie powinno tu być ludzi, więc nie było problemu.
- Aaaaaaaa!- jednak po chwili usłyszał kobiecy krzyk. Prawdopodobnie to te dziwne stwory, ale nie mógł tego tak zostawić, więc tworząc w powietrzu lodowe platformy, szybko dotarł do źródła.

- Hah. - roześmiał się słabo. Osoba, która krzyczała była człowiekiem, co do tego nie było wątpliwości. Tylko że to chłopak. Miał na sobie pancerz stworzony z niebieskiego kryształu, który topił się przez otaczającą go magmę i wrzeszczał.
- ***
(Co to za język? To nie Polski, Angielski ani Ruski).
Bariera językowa dzieliła tą dwójkę, mimo to oczywiste było, co wykrzykiwała osoba w pancerzu.
Po lekkim zastanowieniu czarno włosy podniósł dłoń, a magma wokół przestała się ruszać, zeskoczył na ziemię i szedł wprost do dziwnego chłopaka.
Spojrzał na jego pancerz. Temperatura lekko opadła, więc już się nie topił.
- Kim jesteś? - spytał dla sprawdzenia.
- ***? - oczywiście, odpowiedz dalej była w innym języku.
(Cholera było się uczyć języków obcych. Poczekaj czy ja właśnie chciałem się nauczyć języka z innego świata?)
Zamyślił się przez chwilę.
- Nazywam się Ingurd! - ale usłyszał odpowiedź. Spojrzał zszokowany na chłopaka. Trzymał w dłoni mały, smukły, biały kryształ w kształcie igły.
- Ja jestem...- zamyślił się przez chwilę. (Stare imię i nazwisko najpewniej na zadziała).
Rzucił spojrzenie na postać.
- Jestem Is.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top