Klasa 1 Rozdział 7
Dochodziła godzina siódma. Do Wielkiej Sali przychodzili uczniowie ze swoich sypialń. Pierwszoroczni, z zwyczaju, przychodzili jako pierwsi, ponieważ martwili się, że nie zostało by nic na stołach, gdyby przyszli później. Natomiast starsze roczniki wlekły się jak żółwie nieco zmęczeni i podbici świadomością kolejnego roku nauki i egzaminów.
-Posłuchaj George.- zagadał Fred do brata, wchodzili do jadalni.- Może mały kawał na początek roku?- zapytał pocierając dłonie.
-Z tobą zawsze i wszędzie bracie- odparł śmiejąc się.
Usiedli na tym samym miejscu co zeszłego wieczoru i zajadali się smakołykami. Fred zwrócił głowę ku drzwiom, szukał w tłumie Lee'ego, miał ich dogonić po drodze, jednak się spóźniał. Zamiast niego zauważył Honey w szkolnej szacie, która była rozpięta. Dzięki temu zobaczył, że miała krawat z barwami Gryffindoru, oraz szarą kamizelkę a pod nią białą koszulę.
- Tylko ją lubię?- prychnął pod nosem George.
-Coś mówiłeś?- zapytał Fred nie patrząc na niego tylko na idącą ku nim Honey.
-Freddie!- krzyknął mu do ucha.
-Jezu brat ogarnij się- wrzasną Fred na Georga.
-To przestań bujać w obłokach.
-Nie bujam- stwierdził Fred z naburmuszoną miną.
George potrząsną tylko głową z politowaniem i zaczął nawiązywać nowe znajomości. A Fred śledził kroki Honey przez ten cały czas. Kiedy dziewczyna chciała usiąść obok dziewczyny o imieniu Angelina została pociągnięta przez swojego przyjaciela na miejsce pomiędzy nim a bratem bliźniakiem.
-Cześć Honey!- przywitali się Weasley'owe.
Dziewczynka przywitała ich szerokim uśmiechem. U chłopców również się pojawił.
-Posłuchaj, nie odpowiedziałaś na moje pytanie z wczorajszego wieczoru.- powiedział Fred.
Zmarszczyła brwi. Było wiele pytań, na które nie odpowiedziała wczorajszego wieczoru. Chłopak widząc jej minę chciał jej przypomnieć, ale uprzedził go George.
-Bo wczoraj pytaliśmy się ciebie czy nie zechciałabyś zrobić z nami psikusów?- zapytał George.
Honey znów myślała nad tym pytaniem. Odpowiedź była taka sama jak wczoraj. Pokiwała energicznie głową.
- To super! Musimy wymyślić sobie pseudonimy- stwierdził George klaszcząc w dłonie.
- Honey ma już pseudonim- powiedział Fred patrząc na dziewczynę.
Dwójka nastolatków odwróciła się w jego stronę. Przekrzywili głowy z niezrozumiałym.
-Sówka- powiedział z dumnym uśmieszkiem.
-Jesteś dziwny Fred.- Odwrócił się George i zagadał do rówieśnika po drugiej stronie.
Dziewczynka zarumieniła się. Jej włosy zmieniły kolor na pudrowy róż. Fred nie odrywał od niej wzroku, ten odcień u pasował jej najlepiej. Pięknie ozdabiał jej śliczną buzię a jej oczy miały wtedy malutkie iskierki.
Wielki dzwon zabił obwieszczając tym, że wybiła godzina siódma. Jak za sprawą magicznej różdżki na stołach pojawiły się przysmaki. Wszyscy rzucili, gofry, naleśniki, kakao, kanapki, tosty, wszystkie możliwe śniadania świata znajdowały się na stołach. Honey nie była za bardzo głodna. Chwyciła za tost z serem oraz kakao i powoli się zajadała. Natomiast bliźniacy nakładali na swoje talerze wszystko. Co kończyli to dokładali następne.
-Nie jedzcie tak bo będziecie grubi jak świnki- powiedziała Honey do Freda.
Chłopak spojrzał na swojego brata a ten wzruszył ramionami.
-Percy!- krzyknęli do prefekta.
- Co się tak drzecie?- zapytał naburmuszony.
-Czy możesz nam powiedzieć co Honey powiedziała?- spytał Fred.
Percy wstał od stołu i podszedł do pierwszorocznych.
- Co powiedziałaś moim braciom?- zapytał się uśmiechnięty.
Honey odwróciła się do niego przodem i również wstała od stołu.
-Powiedziałam, żeby tak nie jedli bo będą grubi jak świnki!- uśmiechnęła się dziewczyna.
Percy patrzył na nią dobrą chwilę a później wybuchł gromkim śmiechem. Honey przekrzywiła głowę w bok nie rozumiejąc zachowania starszaka.
-Wybacz Honey, ale...- Przerwał, gdyż ponownie zaniósł się śmiechem.
-Ale co powiedziała?!- wykrzyczeli bliźniacy wyczekująco.
-Powiedziała, że-żebyście tak nie jedni bo będziecie grubi jak świnki!- powiedział pomiędzy napadami śmiechu prefekt.
Kiedy wszyscy usłyszeli słowa starszego również wybuchli śmiechem -nawet Honey, która jak zobaczyła miny bliźniaków nie mogła się potrzymać. Salwa śmiechu zakończyła się wraz z przybyciem pani profesor McGonagall.
- A co to za śmiechy? Proszę wrócić do śniadania! W tym czasie podam wam plany lekcji.- powiedziała spokojnym głosem nauczycielka.
Gryffoni powrócili do posiłku. Lecz po kilku minutach spokoju drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z rozmachem. A w nich stałą Flich cały w różowej farbie oraz przyklejonej peruce tego samego koloru. A futro pani Noris było pomarańczowa.
-Panie dyrektorze! Panie dyrektorze!- wołał biegnący do stołu nauczycieli woźny z kotem na rękach.
Cała Wilka Sala wybuchła takim śmiechem, że było już słychać w Hogsmeade.
-Panie Fliche, co się panu stało?- zapytał dyrektor próbując się nie uśmiechnąć.
-Spałem sobie smacznie, panie dyrektorze- zaczął się opowiadać.- I jak się obudziłem poszedłem sprzątać łazienki chłopców. Kiedy tam dotarłem wszyscy zaczęli się śmieć. Nie rozumiałem ich, więc obejrzałem się w lustrze i zobaczyłem to.- Wskazał na swoją garderobę.- Oraz to.- Pokazał na swoją twarz.
Dumbledor ponownie spojrzał na woźnego i zaśmiał się. Wszyscy na sali spojrzeli na dyrektora, który ledwo brał oddech. Nauczyciele przy stole próbowali uspokoić Albusa-nie udało się.
-Cóż panie Fliach- odezwała się McGonagall.-Obiecuje znaleźć tego łobuza, ale niech pan już idzie.
Woźny pokiwał szybko głową i pośpiechem wyszedł z Wielkiej Sali.
-Ci co dostali plany lekcji mają już udać się do swoich dormitoriów po książki i pójść pod wyznaczone sale!- nakazała wicedyrektorka.
W sali można było usłyszeć szepty na temat "łobuza", który zrobił ten kawał.
-To nie sprawiedliwe!- zaprotestował George.
-Ale co?- zapytał Fred.
-Ty my mieliśmy zrobić kawał jako piersi!- wybuchnął George.
-Spokojnie brat- uspakajał go brat.- Możemy przecież w każdej chwili to zrobić!- powiedział Fred poklepując brata po ramieniu.
George uśmiechnął się do brata i zaczął mówić mu o planie na następny o wiele lepszy kawale od tego "przyjemniaczka".
-Honey- zwrócił się do dziewczynki Fred a ona odwróciła się do niego przodem.- Dali już nam plan lekcji idziemy po rzeczy?- zapytał.
Black uśmiechnęła się delikatnie i potwierdziła skinienie głowy. Fred zerwał się natychmiast z miejsca i chwycił młodą czarownica za rękę. Oboje poczuli małe iskierki.Dziewczyna zastanowił się chwilę i zmarszczyła brwi.
-O co chodzi?- zapytał, gdy został pociągnięty za rękę.
Dziewczyna popatrzyła na brata bliźniaka Freda a później pokazała głowy drzwi. Fred analizował jej "wypowiedź" aż wreszcie zrozumiał, że jej pytanie brzmiało; dlaczego George z nami nie idzie?-
- Cóż, on na razie jest zajęty Angeliną Jonson a musimy przecież dostać się do wieży. Później do swoich pokoi i musimy znaleźć sale lekcyjne a to na zajmie sporo czasu.- odpowiedział na pytanie ciągnąc Honey w stronę drzwi.
Dziewczyna nie protestowała tylko szła za znajomym. Kiedy szli w stronę wyjścia z Wielkiej Sali śledziły ich dwie pary oczu.
-Nasza Honey tak szybko dorasta.- powiedziała wicedyrektor wycierając jedwabną chusteczką wylatujące łzy wzruszenia.
-To prawda moja droga.- Poparł ją dyrektor.- Ale czy ona wie, że im więcej ma przyjaciół tym bardziej jest narażona na ból jaki zada jej ich śmierć.- odparł zmartwiony głosem Dumbledor.
McGonagall znów spojrzała na swoją podopieczną i na jej wesołą twarzyczkę.
-Moje dziecko, tyle bólu doznasz, że już serce mi się kraje na widok twojej zapłakanej buzi- pomyślała nauczycielka.
Teraz na jej twarzy pojawiły się nowe łzy, nauczycielka poczuła się pierwszy raz w życiu taka bezradna. Chciała bronić Honey przed wszelkim złem jaki istniał na tym świecie. Była taka delikatna, mogła ją porównać do porcelanowej laleczki. Każdy gwałtowny ruch mógł ją roztrzaskać na milion kawałeczków, które nie dało by się ponownie ze sobą skleić.
__________________
Poprawiony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top